Austria Europa

Wiedeń. Przewodnik na weekend

Jeden z najpopularniejszych kierunków na majówkę

Nadrabiam zaległości. Tak w podróżowaniu po bliskiej zagranicy, jak i w spędzaniu majówki poza miejscem zamieszkania. Ani to pierwsze, ani to drugie, nie było mi specjalnie bliskie przez ostatnie lata. Na majówkę zacząłem wyjeżdżać rok temu i chyba spodobała mi się ta moja nowa tradycja. Po zeszłorocznym wyjeździe do Stambułu, w tym roku czas przyszedł na Wiedeń. Mieliśmy z Magdaleną jechać do krajów nadbałtyckich, jednak zmieniliśmy zdanie, co miało związek z tym, iż w Wiedniu mieszka nasza dobra znajoma.

Wiedeń zawsze był niezwykle popularnym kierunkiem wyjazdów Polaków. Jednak od pojawienia się na polskim rynku autobusowego przewoźnika Polskibus.com, destynacja ta stała się jeszcze bardziej popularna, szczególnie wśród tych przyzwyczajonych do rezerwacji online i promocji, które sprawiają, że gdzieś można dojechać za grosze. Dojazd do Wiednia to lekko ponad siedem godzin. Z Katowic. Można szybciej, ale autobusy PB jeżdżą przepisowo i zatrzymują się na postoju co mniej więcej dwie godziny . Jeśli ktoś nie chce jechać samochodem, ani też wydać zbyt wiele na samolot czy pociąg, jest to opcja idealna. Poza PB do Wiednia jeżdżą też prywatne busy, którymi można dojechać za całkiem sensowne pieniądze.
Przyznam, że już dawno nie byłem w miejscu, gdzie prawie wyłącznie słychać język polski. Ilość Polaków w Wiedniu po prostu zadziwiała. Na przestrzeni kilku dni przetoczyła się tam masa turystów, którzy tam właśnie postanowili spędzić majówkę. Ponadto w mieście żyje i pracuje bardzo dużo naszych rodaków. Jest stara emigracja polityczna z czasów komuny, jest i nowa, ta czysto zarobkowa, i zapewne jakby się uprzeć, znalazłby się ktoś, kto jest potomkiem żołnierzy Jana III Sobieskiego z czasów słynnej odsieczy wiedeńskiej. Tak czy inaczej, dzięki swojskiej atmosferze oraz często słyszanemu słowu na „k”, w stolicy Austrii czułem się, jakbym z Krakowa właściwie nie wyjechał.

Wiedeń
Wiedeń

Autobus, którym przyjechaliśmy 1 maja, zatrzymał się na Sudtirolen Platz w sąsiedztwie nowo budowanego dworca głównego. Mieliśmy to szczęście, że Ula, nasza znajoma,  zaprosiła nas na wszystkie dni naszego pobytu do swojego mieszkania, które mieści się niedaleko Belwederu. To, co ciągle zwracało moją uwagę w kamienicy, w której spaliśmy, to budynek dawnego zakładu produkcyjnego na tyle budynku, gdzie przez lata mieściła się firma produkująca części dla austriackich kolei. Wiedeńczycy, w mojej opinii, mają świetny gust, jeśli chodzi o banery, nazwy firm, sposób ich prezentacji. Za każdym razem gdy spoglądałem na ten napis przenosiłem się w wyobraźni do pięknych lat sześćdziesiątych, kiedy Wiedeń był jednym z centrów ścierania się wolnego świata z komunistycznym blokiem wschodnim.

Wieczorem, po całym dniu podróży marzyliśmy tylko o tym, żeby porządnie się najeść i wypić coś zimnego. Wybraliśmy się spacerem na Karlsplatz, w którego sąsiedztwie mieszczą się słynne zabytki – katedra św. Karola Boromeusza, Opera Wiedeńska czy budynek Secesji. Trafiamy do Kunsthalle Wien | Karlsplatz Project space – przyjemnej kawiarni na placu. Od razu zakosztowaliśmy w do dobrym austriackim piwie i zjedliśmy treściwy posiłek.
Następnego dnia rozpoczynało się właściwe zwiedzanie miasta. Niestety, pomimo wcześniejszych prognoz, pogoda spłatała nam figla i dzień rozpoczął się od porządnego deszczu. Gdy dodać do tego wysoką temperaturę, mieliśmy gwarantowaną miejską saunę. Na szczęście deszcz trwał niedługo i przez pozostałe dni nie męczył nas w ogóle, więc pogodowo majówkę można uznać za udaną. Tego pierwszego, z początku deszczowego dnia, ruszyliśmy w stronę znajdującego się nieopodal mieszkania pałacu Belvedere. Ten barokowy budynek, a szczególnie jego otoczenie, dziwnie przypominało mi Taj Mahal, choć podobieństw architektonicznych nie ma żadnych. Może po prostu chodziło o te otaczające go ogrody i wodę oraz układ terenu. Nie ważne. Pałąc Belveder został wybudowany dla księcia Sabaudzkiego, jednakże w 1775 roku kupiła go cesarzowa Maria Teresa, po czym rodzina Habsburgów uczyniła go miejscem przechowywania swoich najcenniejszych obrazów. Wejście do pałacu kosztuje sporo – 19 euro za osobę, więc jeśli ktoś nie jest wybitnym fanem baroku czy malarstwa klasycznego, myślę, że może w Wiedniu lepiej wydać rzeczoną sumę. Jeśli jednak chcielibyście, bo bardzo kochacie, zobaczyć na żywo Pocałunek Klimta, to od razu daję Wam znać, że znajduje się on właśnie tam!

Wiedeń

Wiedeń
Gdy wyszliśmy z ogrodu Belvederu od strony dawnych stajni królewskich, skręciliśmy w lewo i naszym oczom ukazał się widok na wskroś dziwny. Wszystkim, którzy mają alergię na komunizm i wszystko, co radzieckie, to miejsce od razu gwarantuje dziwny dyskomfort. A mowa tu o wyzwolicielach Wiednia, czyli dzielnych żołnierzach radzieckich, którzy odbili miasto z rąk niemieckich faszystów. Wielki rosyjski napis oraz wyrzeźbiony pod cokołem rozkaz Stalina od razu mówią, komu należy dziękować za wyzwolenie stolicy Austrii.
Wiedeń

Aby sprawnie poruszać się po mieście, należy pomyśleć, jak się po nim przemieszczać. Wiedeń ma świetnie zorganizowaną siatkę komunikacji miejskiej. Do wyboru mamy metro, tramwaje, autobusy, czy chociażby siatkę rowerów miejskich. Postanowiliśmy dwa dni poruszać się komunikacją miejską, zaś trzeciego dnia przesiąść się na rowery miejskie. Ponieważ mam ogromny sentyment do wszystkich miast, które posiadają metro, to właśnie tym środkiem poruszaliśmy się najszybciej. Jest ono czyste, punktualne i proste w obsłudze. Warto zainwestować w jeden z biletów: 1,2 lub 3 dniowy, które  zwracają się już po kilku przejazdach, gdyż jeden bilet kosztuje 2 euro. Nasz dwudniowy bilet za jedną osobę kosztował około 13 Euro.

Wiedeń

Wiedeń

Gdy tylko przestało padać, postanowiliśmy, że wybieramy się do historycznego centrum miasta – Innere Stadt, a dokładnie do katedry św. Szczepana, niezwykle okazałej i pięknie zdobionej świątyni w centrum Wiednia. Aby tradycji stało się zadość, wspięliśmy się na jakiś wybrany wysoki punkt, aby mieć całościowy ogląd na miasto. Tym razem padło na południową wieżę katedry. 3,5 Euro za osobę i 343 schody wspinaczki i naszym oczom ukazał się wspaniały widok eleganckiego miasta.

Wiedeń

Wiedeń
Gdy opuściliśmy Prater, dziewczyny stwierdziły, że pojadą sobie odpocząć do mieszkania. Mnie jak zawsze nosiło niemiłosiernie, wiec powiedziałem, że spotkamy się później, gdyż ja koniecznie muszę odwiedzić muzeum sztuki nowoczesnej o wdzięcznej nazwie Mumok. Słyszałem o nim na długo przed przyjazdem do Wiednia. Przede wszystkim jest to piękny i ciekawy budynek, ponadto jest to muzeum sztuki nowoczesnej, które to ja, ponad wszystko, uwielbiam odwiedzać. Pozytywnie nastawiony, powiedziałbym, że wręcz napalony, po tym jak przeżywałem artystyczne ekstazy w nowojorskiej MoMA, pędziłem przez centrum Wiednia pieszo, by jak najszybciej poświęcić się chłonięciu sztuki nowoczesnej.Zdyszani i zmęczeni wspinaczką na wieżę, postanowiliśmy pojechać do zielonych płuc Wiednia, czyli na Prater. Ten gigantyczny park jest nie tylko świetnym miejscem na wypoczynek, jogging, rower, czy jazdę konną, ale także miejscem dobrej abawy. Mieści się tam park rozrywki z wieloma atrakcjami, a jedną z najbardziej rozpoznawalnych jest wiedeński diabelski młyn. Dziewczyny nie chciały się gotować w zamkniętych kabinach z pięknym widokiem na miasto, więc postanowiliśmy usiąść obok i delektować się zimnym piwem obserwując dobrze bawiących się ludzi. Dla tych, którzy nie mieli jeszcze okazji odwiedzić żadnego muzeum figur woskowych, polecam figury woskowe Madame Tussaud znajdujące się właśnie na Praterze.

Wiedeń

Byłem zachwycony, gdy dotarłem na miejsce, gdzie mieści się mumok. Okolica ta nazywa się MuseumQuartier i jest swoistą dzielnicą muzeów. Obok siebie sąsiadują takie świątynie kultury jak: wspomniany mumok, Leopold Museum, Kunsthalle Wien, muzeum architektury, centrum tańca i wiele innych mniej lub bardziej ciekawych przybytków. Ponadto są tam jakże popularne w Wiedniu kawiarnie, w których można tak zjeść, jak i wypić, między zwiedzaniem czy też po nim.

Wiedeń
Wiedeń

Wracając do mumok… Bryła muzeum sztuki nowoczesnej zrobiła na mnie świetne wrażenie. Zawsze lubiłem dobre połączenia zabytkowej architektury z nowoczesnymi prądami. Budynek jest do bólu prosty, a przy okazji wykonany z świetnego materiału – różnej wielkości i różnego kształtu granitu o różnych odcieniach. Powstał on na przełomie lat 50 i 60, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, o wspaniałości tamtych lat w świecie zachodnim. Wejście do muzeum kosztowało 10 Euro, czyli o 35 złotych mniej niż do MoMA, jednakże nie uważam, że były to pieniądze dobrze wydane, albo przynajmniej, że byłem szczęśliwy wychodząc stamtąd. Niestety to, co akurat przyszło mi oglądać w środku podczas mojej wizyty, wyglądało na bardzo ubogi odrzut znanej sztuki nowoczesnej, swoistą wiedeńską bidę z nędzą. A może to tylko syndrom post-MoMA, gdy człowiek oczekuje nie wiadomo czego. Wystawa czasowa dzieł Franza Westa też specjalnie mnie nie pochłonęła, jednak kilka z jego dzieł zatrzymało mnie na dłuższą chwilę.

Wiedeń

Wiedeń

22cbf-vienna14

Wiedeń

Kolejny dzień, nasze święto konstytucji, przyniósł ulgę od nieznośnie dusznej pogody. Pochmurny, z lekka chłodny dzień, dał nam energię do spacerowania. A spacerów tego dnia było sporo. Wybraliśmy się do jednej z ikon Wiednia, czyli letniego pałacu Habsburgów – Schonbrunn. Ogromny obszar pokrywają pięknie utrzymane parki, rzeźby, fontanny i ścieżki. Na boku mieści się także jedno z najstarszych na świecie zoo. Mijamy bramę wejściową do kompleksu, przyglądamy się architekturze, po czym ruszamy na wzgórze, z którego rozpościera się widok na cały kompleks i miasto. Na samej górze mieści się znana kawiarnia – Gloriette Cafe. Miejsce nie jest tanie, za to napakowane turystami, jednak warto zatrzymać się tam na chwilę i wypić małą czarną kawę. Bo w końcu w Wiedniu ponoć wszystko kręci się wokół kawiarni, a Wiedeńczycy powiadają, że koniec świata poznać będzie można po tym, że w Wiedniu zamkną wszystkie kawiarnie.

Wiedeń

Wiedeń

Z Schonbrunn pojechaliśmy ponownie do Innere Stadt, czyli na wiedeńską starówkę, by odrobinę powłóczyć się bez celu i zjeść Wiener schnitzel. Po drodze nie mogło się obyć bez podziwiania pewnych ikon, o których uczyłem się na historii sztuki, takich chociażby jak budynek Secesji z piękną złotą kopułą.

Popołudniu tego samego dnia, niedługo po wizycie w pałacu Schonbrunn, wybraliśmy się w trójkę na najwyższe i najsłynniejsze wzgórze obok Wiednia – Kahlenberg. To stamtąd król polski Jan III Sobieski spoglądał ze swoją armią na wojska osmańskie wezyra Kara Mustafy  oblegające Wiedeń. Dlatego też w polskim kościele, który stoi na wzgórzu, znaleźć można tablicę upamiętniającą polskiego władcę i jego odsiecz wiedeńską, która powstrzymała parcie turków na Europę i zmusiła ich do defensywy. Od tamtej pory Osmanowie nie stanowili już większego zagrożenia dla Starego Kontynentu.

Wiedeń

Wiedeń

Gdy jechaliśmy na Kahlenberg, nagle naszym oczom ukazał się widok Austrii niczym z bajki, jak z wymalowanych wyobrażeń o tym kraju. Mijaliśmy bowiem Grinzing – krainę wina położoną tuż między Wiedniem a wzgórzem Kahlenberg. Było tam tak ładnie, iż postanowiliśmy się tam na chwilę zatrzymać w drodze powrotnej do Wiednia. Każdemu, kto wybiera się do stolicy Austrii, polecam odwiedzenie tego miejsca. Jest tam, na małym skrawku ziemi, zlokalizowane pare świetnych knajp, wszystkie dedykowane winu. W jednym z lokali, do którego weszliśmy, orkiestra składająca się ze starych Austriaków przygrywała do Wienerschnitzla, ludzie uderzali kuflami lub wznosili toasty lokalnym winem, a wnętrza przypominały miejsca jak z początku ubiegłego wieku. Koniec końców trafiliśmy do lokalu, którego zapach przypominał mi czas spędzany w dzieciństwie w Piwnicznej. Pachniało drewnem, małomiasteczkową atmosferą, a lokalne białe wino, które zamówiliśmy było po prostu pyszne.

Ostatniego dnia pobytu w Wiedniu postanowiliśmy zrobić to, co w zasadzie w każdym odwiedzanym mieście robić powinienem – wybrać się na rower. Pogoda tego dnia rozpieszczała. Było słonecznie, ale nie za gorąco, dosłownie w sam raz. Aby poznać Wiedeń na dwóch kółkach, wcale nie trzeba z nimi przyjeżdżać. W mieście jest wiele wypożyczalni rowerów, jednakże najbardziej polecamy Vienna Citybike, czyli rowery należące do miasta. Aby je używać, należy się zarejestrować na stronie. Podczas rejestracji podaje się dane karty kredytowej lub płatniczej, z której pobierane jest 1 euro. Jedna karta może być użyta na jedną osobę. Po rejestracji udajemy się do jednego z wielu rozrzuconych po mieście stanowisk odbioru rowerów, podchodzimy do komputerka i wkładamy kartę kredytową lub płatniczą. Komputer nas rozpoznaje i pyta się, który rower chcemy wybrać. Odpinamy rower i ruszamy! Ot tyle. Pierwsza godzina jest za darmo. Druga kosztuje 1 euro, zaś trzecia 2 euro. Każda następna 4 euro. Najbardziej ekonomiczne jest więc jeżdżenie w systemie dwugodzinnym, gdyż kosztuje to nas zaledwie 1 euro. Owszem, da się także jeździć za darmo, oddając co godzinę rower, jednak między darmowymi godzinami musi być 15 minut przerwy. Ponadto trzeba pamiętać, że gdy wybierzemy stację dokującą, do której chcemy zdać rower, może sie tak zdarzyć, że wszystkie rowery są przypięte i nie będziemy w stanie oddać roweru. Wtedy należy poszukać następnej. Cóż, życie nigdy nie jest proste!

Wiedeń

Wiedeń

Nasza trasa rowerowa tego dnia przebiegała w następujący sposób – od okolic Belvederu przejechaliśmy na sobotni targ staroci – Nashmarkt. Stamtąd do Spara, by zrobić zakupy (od 18 w sobotę do poniedziałku rana nie kupicie w Wiedniu praktycznie nic, więc należy pamiętać, żeby się zabezpieczyć zapasami). Po zakupach, odstawiliśmy toboły do mieszkania i kontynuowaliśmy jazdę na Prater i stamtąd do bardzo przyjemnego miejsca, jakim jest Donauinsel. Donauinsel to nietypowa wyspa mająca jakieś dwadzieścia kilometrów długości, ale tylko 250 metrów szerokości. Przebiega ona po środku płynącego przez miasto Dunaju. Wyspa pełna jest ścieżek idealnych do biegania, czy na rower. Dojeżdżamy do połowy, by tam odpocząć przy dobrym piwie z takim widokiem na UNO-City, czyli miejsce, gdzie mieści się jedna z głównych siedzib ONZ.

Cóż, odkryłem kolejne miasto, do którego mogę z przyjemnością wracać. Nie wszystko więc chciałem odkryć od razu i zapewne gdy kolejny raz zawitam do Austrii, pozwolę sobie na odrobinę więcej szaleństwa i odwiedzę więcej muzeów i galerii. W międzyczasie zamieszczam subiektywną listę, co wg Wesołowskiego w Wiedniu, podczas krótkiego pobytu, należy zrobić:

  • zjeść Wiener schnitzel, wypić dobre, zimno piwo, zjeść śniadanie popijając szampanem (to mam jeszcze do nadrobienia)
  • przespacerować się po dwóch przypałacowych parkach – tym przy Belvedere i tym w Schonbrunn. Turystów masa, ale i tak piękno warte zobaczenia i zmęczenia!
  • posiedzieć na śmiesznych, kolorowych ławkach między muzeami w MuseumsQuartier i poobserwować sobie austriackie młodzieżowe trendy (najwięcej zliczyłem austriackich Emo…)
  • chodzić po kawiarniach. Nie chodzi o to, że jestem wielkim miłośnikiem kawy. Chodzi o to, że w kawiarniach w Wiedniu można po prostu zjeść. A także wypić. Niekoniecznie kawę. Przyjemny i przyziemny sposób na relaks, bez zbędnych sztywności formalnych restauracji
  • pojechać na Kahlenberg. Jeślibym miał cały dzień, tak po prostu na luzie, bez ciśnienia na zwiedzanie, pojechałbym tam, zająłbym jeden stolik tuż przy najlepszym widoki, i po prostu siedziałbym prażąc się w słońcu, popijając piwo i paląc od czasu do czasu papierosa. Piękna miejsce.
  • pójść do opery. Ja jeszcze na to czasu nie miałem, ale już obiecałem sobie, że kiedyś sobie na to pozwolę. Co to by było, pójść do opery wiedeńskiej..
  • jeździć na rowerze – z jednego powody. Wiedeń ma ogromną masę ścieżek rowerowych i zupełnie inną kulturę jazdy (czytaj: jest kultura jazdy, bo gdy podchodzisz do pasów, auta się zatrzymują a nie przejeżdżają Ci po stopie jak w Krakowie).
  • iść na Nachmarkt, ogromny targ staroci niedaleko Karsplatz. Jest tam masa rzeczy tak z Austrii jak i z tamtejszego rejonu Europy, jednakże bądźmy szczerzy – ceny jak na targ staroci, bardzo często są po prostu zaporowe. Ale popatrzeć też miło, a i może ktoś coś jednak dla siebie znajdzie!

Na koniec krótkie przemyślenie – ponoć Kraków ma bzika na punkcie Wiednia. Słyszałem nawet, że krakowska straż miejska nie zakłada blokad samochodem na wiedeńskich tablicach rejestracyjnych. Czymś co od dziecka słyszałem jest fakt, że do Wiednia mamy bliżej niż do Warszawy. W Krakowie niezwykle popularny jest cesarz Franciszek Józek, niezwykle często wraca się i nawiązuje do czasów austro-węgierskich etc. Nie do końca rozumiałem ten sentyment, jednak po tym krótkim pobycie, trochę bardziej wiem o co chodzi. W końcu gdyby nie Piłsudski, pewnie teraz jeździłbym do stolicy, tyle że w Wiedniu. I jestem pewien, że w Krakowie znalazłoby się wielu, którym ten fakt by się spodobał.
A na koniec słówko podziękowania dla Uli – za gościnę i dobrą zabawę serdeczne Bóg zapłać! 🙂

Wiedeń

2 komentarze dotyczące “Wiedeń. Przewodnik na weekend

  1. Pingback: Krótkie ryskie impresje | na etacie przez świat

  2. Pingback: Rachunek Sumienia 2013 | marcin wesołowski

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.