Polska

Piwniczna-Zdrój i górskie szlaki Beskidu Sądeckiego

Piwniczna-Zdrój to raj na południowych krańcach Polski. Odkryjcie najspokojniejszy punkt między Krynicą a Zakopanem

Nie da się ukryć tego, iż opinia ta przesiąknięta jest odrobiną subiektywizmu. Mimo to z nieskrywaną dozą pewności mówię, że miejsce to jest jedną z naszych pereł Małopolski, a może i nawet całej Polski. Piszę Małopolski, gdyż moja mała ojczyzna, dobrze mi znana i swojska, tutaj się kończy. Potem jest już tylko Słowacja. Kiedyś były Węgry, tak o tej krainie w przeszłości mawiano, że to pogranicze polsko-węgierskie, Madziarzy. Jednak do tych czasów nie ma co już wracać, bo co se ne vratim to se ne vratim. Co kiedyś było Górnymi Węgrami dziś jest Słowacją i niech to się nie zmienia, bo zmian Środkowa Europa widziała już wystarczająco.

Dziś to niezmienność tej krainy ujmuje mnie najbardziej. Pięknie tutaj. Subiektywnie rzecz ujmując, bo obiektywnie tak socjalizm jak i wolna Polska pozostawiły tu swoje estetyczne ślady. Mimo to przyjemnie tutaj. Rynek zachował swój oryginalny kształt, supermarket znanej sieci położony na uboczu, przy starej drodze do granicy w Mniszku, choć to zwykły barak, w jakiś sposób nawiązuje do górskich okolic, a Dolina Popradu jest tu najpiękniejsza w całej swej rozciągłości.

Piwniczna-Zdrój wita nas i zaprasza do spędzeniu czasu w niewielkim raju roztaczającym się pośród beskidzkich szczytów i dolin.

Pisząc tę opowieść mam na uwadze to, że czasami my autorzy, opowiadając o świecie, koloryzujemy. Tak, to sielska dolina, do której wspaniale się przyjeżdża, cudownie się w niej spędza czas, jeszcze lepiej się ją wspomina. Tak się jednak składa, że to jedno z niewielu miejsc, w których spędziłem naprawdę dużo czasu w życiu i obok piękna, które dostrzeże tutaj każdy turysta, toczy się tu także normalne życie, czasami ciężkie, z pewnością inne. Obserwowałem je przez długie tygodnie moich wizyt na przestrzeni lat. Nie można porównywać mieszkania w mieście lub pod miastem, do życia w górach. Jakże inne są to opowieści. Jeśli więc przesadzę z koloryzowaniem, z zachwytami, z ochami i achami, robię to tylko i wyłącznie na potrzeby opisania doświadczeń stricte turystycznych.

Moją intymną opowieść o tej krainie przeczytacie w jednym z starszych tekstów, którego znajdziecie tutaj, a który poczyniłem kilka lat temu. Dziś na Piwniczną-Zdrój i okolice chciałbym spojrzeć zupełnie turystycznie. Chciałbym Wam powiedzieć, dlaczego jest to w istocie jeden z najpiękniejszych punktów na mapie Małopolski, a może i Polski, i o tym, że tak pięknie się tutaj Polska kończy, albo zaczyna, zależy w którą stronę akurat jedziemy.

Lubię tu przyjeżdżać pociągiem. Robię to, gdy łapie mnie na sentymentalne podróże. Na szczęście lokomotywa już nie sapie, już nie jedzie się pięć godzin – czyli tyle, ile całe życie przychodziło mi tam jechać. Dziś to zaledwie trzy lub lekko ponad trzy godziny drogi z Krakowa, często czystymi i nowoczesnymi składami. Jedno się jednak nie zmieniło – te piękne widoki, gdy pociąg wspina się w stronę Nowego Sącza a potem z Sącza sunie już urokliwą popradzką doliną.

Pociąg świetny jest także zimą. Dojeżdżając do urokliwej stacji Piwniczna-Zdrój, którą na swoich pracach uwieczniał kiedyś Nikifor Krynicki, często trafia się na wschody słońca – późne, ale jakże soczyste, jakże przejmujące – zawsze raziły mnie swoim pięknem. Latem do Piwnicznej-Zdroju najlepiej dociera się motocyklem, jesienią i wiosną autokarem lub samochodem. Bywały czasy, że sto sześćdziesiąt kilometrów dzielących Kraków od tego krańca Polski pokonywałem także na rowerze. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że to robiłem.

Kluczowe jest w Piwnicznej-Zdroju to, że choć tworzy ona klimat krańca polskiego świata, naprawdę łatwo tutaj dotrzeć. Paradoksalnie jednak nikt tu nie dociera. Przesadzam oczywiście – miasteczko ma rzeszę wiernych fanów, którzy najczęściej zajeżdżają tutaj pojazdami na blachach KR i KRA. Reszta kraju zdaje się tej krainy nie zauważać – stojąc w monstrualnych korkach do Zakopanego a ostatnio także do położonej nieopodal Krynicy-Zdrój. Być może jest to szczęście Piwnicznej, że docierają do niej głównie ci, którzy potrafią ją docenić, ci mniej roszczeniowi, bardziej zrelaksowani, nastawieni na chwilowy odpoczynek od pędu świata, bezpretensjonalni.

Ruszamy więc w nasz czas w tym urokliwym, małopolskim miasteczku oraz po szlakach okalających go ze wszystkich stron. Relaks i leniwe spacery rozpoczniecie od wspomnianej już stacji kolejowej Piwniczna-Zdrój. Tuż za nią ujrzycie urokliwy most dla pieszych i rowerzystów, który łączy ten brzeg miasteczka z drugim, na którym znajdziecie małą i przyjemną pijalnię wody Piwniczanka wraz z Kawiarnią Artystyczną. Prowadzi do niej zadbany park zaś z jej tarasu rozpościera się piękna panorama Pasma Radziejowej oraz mieniące się od słońca wody Popradu.

Królewskie Wolne Miasto Piwniczna zostało założone w Dolinie Popradu na mocy dekretu króla Kazimierza III Wielkiego w 1348 roku. Dlatego też jego wizerunek ujrzycie na położonej na Rynku studni. W owym czasie wzdłuż ówczesnych granic Polski lokowano osady obronne oraz handlowe. Piwniczna, z racji swojego położenia na szlakach handlowych miała także odgrywać ważną rolę w zasilaniu skarbca na Wawelu.

Ludowe przekazy opowiadają o pochodzeniu nazwy miasta. Według tych oficjalnych, nazwa pochodziła od zacienionego wjazdu do miasta od strony północnej, jednak mieszkańcy od dawna powtarzali opowieści o podziemnych przejściach, tunelach, szybach i lochach. Te piwniczki miały być miejscem prymitywnego kopalnictwa. Z tych przekazywanych opowieści zachowało się ich wiele także w mojej pamięci. Jako dzieci ciągle słyszeliśmy, aby nie zapuszczać się samotnie w okolice Kamiennego Gronia lub Banisk, gdyż możemy wpaść w tunel, który doprowadzi nas do samego rynku. Jednak w drodze postradamy zmysły. Zaiste piękne opowieści dla dzieciaków!

Piwniczna przez wieki przeżywała stosunkowo wiele lat prosperity. Za czasów austriackich doprowadzono tutaj kolej zaś na początku XX wieku powstała słynna stacja kolejowa. Odkrycie wód mineralnych przyczynił się do powstania tutaj uzdrowiska.

Ciekawe jest także spojrzenie na przedwojenną listę mieszkańców Piwnicznej. Wg danych z Wikipedii w 1921 roku spośród 3632 mieszkańców 3393 było wyznania rzymskokatolickiego, 6 greckokatolickiego, 7 ewangelickiego i 226 mojżeszowego. Choć wiele okolic wokół Piwnicznej to krainy Łemków tutaj obok katolickiej większości, największą mniejszość stanowili Żydzi. Wspomnienia o nich, o ich sklepach w mieście, pozostawały żywe wśród starszych mieszkańców, których poznawałem przez całe swoje życie usiane podróżami do tych okolic. Dziś o obecności Żydów w Piwnicznej przypomina głównie niewielki żydowski cmentarz nieopodal stacji kolejowej, tuż przy brzegach Popradu.

Przez lata mojej młodości przypadające na dziki kapitalizm początku lat 90. Piwniczna-Zdrój pozostawała uśpionym miasteczkiem ze starymi ośrodkami wczasowymi, kilkoma prywatnymi kwaterami i sklepami. Niewiele się tutaj działo, nie było gdzie czegokolwiek dobrego zjeść. Słowem – nie wbiła się ona w turystyczną mapę popularnych punktów wśród Polaków. Jednak minione dwie dekady to czas zupełnej przemiany całej okolicy. Najbardziej zauważa to właśnie ktoś, kto przyjeżdża tam regularnie.

Większość moich wyjazdów do Piwniczej polegała i nadal częściowo polega na pewnych powtarzalnych – a przez to ujmujących – schematach. Najpierw jest wjazd na Rynek i wizyta na tatara z pstrąga i wątróbkę z cebulką i jabłkiem w popularnym lokalu na Rynku – pod Kasztanami. Do tego kawa lub małe piwo, odwiedziny w markecie, zrobienie najpotrzebniejszych zakupów. To ważne, Rynek w weekendowe popołudnie zamiera i nie chce się obudzić do poniedziałku. Jeśli czegoś zapomnicie, jest jeszcze otwarte stosunkowo długo Netto położone na obrzeżach miasteczka.

Po lunchu i zakupach lokuję się w miejscu, w którym będę spać. Choć mógłbym zatrzymywać się u babci wysoko w górach, od jakiegoś czasu wybieram raczej obiekty noclegowe w dolinie. Choć zawsze ją odwiedzam, szanuję jej prywatność i moje poczucie świętego spokoju, gdy kończy się dzień.

W Piwnicznej-Zdroju, w przeciwieństwie do Zakopanego czy Krynicy-Zdroju, nie znajdziecie ogromu obiektów noclegowych i często może się zdarzyć tak, że gdy akurat zapragniecie tam dotrzeć, nie znajdziecie żadnych dostępnych miejsc. Warto z tym się liczyć. Mimo wszystko w większości przypadków każdy odnajdzie tam coś dla siebie. W moim przypadku mam swoje dwa ulubione miejsca.

Pierwsze – położone daleko od piwniczańskiego Rynku, w centrum wsi Kosarzyska – służy mi jako baza wypadowa na szlaki górskie oraz stanowi wybór, gdy wiem, że cały dzień spędzę w górach a potem zejdę na chwilę snu. To Leśny Dwór – urokliwe miejsce na uboczu z dobrymi śniadaniami i przystępnymi cenami.

Drugim miejscem, do którego wpadam zawsze – niezależnie od tego, czy w nim śpię, czy śpię gdzieś indziej lub po prostu przejeżdżam przez miasto – jest Piwniczna Hotel & Spa. To miejsce zasługuje na chwilową dygresję w historii.

Dla kogoś, kto bywa tutaj od lat, powstanie tego obiektu było ważnym wydarzeniem. Wypełniło ono pewne piwniczańskie braki. Hotel ten to miejsce z odrobinę wyższej półki – często, szczególnie w szczytowych okresach turystycznych, za nocleg przyjdzie tam zapłacić sporo, cóż – prawa rynku. Na szczęście dla tych, którzy chcieliby wydać odrobinę mniej także znajdzie się tu jakaś oferta. Piwniczna-Zdrój pustoszeje w niedzielę popołudniu a to sprawia, że pobyty w tygodniu należą do wyjątkowo atrakcyjnych cenowo.

O hotelu tym chciałbym Wam opowiedzieć trochę więcej z kilku powodów. Po pierwsze – to po prostu jest piękne miejsce nad brzegami Popradu, z którego spokojnym spacerem wzdłuż rzeki dotrzemy do centrum miasteczka. Cudownie spędza się tam ciepłe, letnie popołudnia odpoczywając na leżakach czy hamakach.

Po drugie – i to dla mnie jedna z najfajniejszych rzeczy jeśli chodzi o to miejsce – łączy ono u siebie, ze względu na swoją specyficzna otwartość na rzekę – społeczność lokalną, przyjezdną i regionalną. Podczas różnych imprez, które organizowane są przez właścicieli na miejscu bawią się goście hotelowi, mieszkańcy Piwnicznej, górale czy goście z Nowego Sączą i okolic.

Wydarzenia, imprezy, ogniska to jedno. Hotel posiada jeszcze przytulną restaurację Czarna Owca, do której wpadam zawsze, niezależnie od tego, czy tam śpię, czy nie. Czarna Owca to bowiem miejsce, w którym się bywa – przychodzą tam mieszkańcy, przychodzą tam goście, czuję się tam zawsze przyjemnie, szczególnie, gdy na stół wjeżdża moja ulubiona regionalna przekąska.

Jest jeszcze SPA, dla którego przyjeżdża tu wiele osób. Są bowiem i tacy ludzie, zupełnie to rozumiem, którzy zaszywają się tutaj na dwa pełne dni i nie wychodzą poza kompleks. Poziomy zmęczenia trudno jest porównywać – każdy z nas jest inny. Spoglądają więc na Poprad, czytają książki nad rzeką, spacerują wzdłuż urokliwej alei prowadzącej do mostu zwodzonego, po prostu odpoczywają.

Gdy opowiadamy o miejscach, w których możecie się zatrzymać, aby dopełnić obrazu możliwości w okolicy, nie możemy nie wspomnieć o słynnej w okolicy i ulubionej przez miłośników gór – Chatce Magóry. Położona na szlaku prowadzącym na Eliaszówkę chata to niewielkie gospodarstwo agroturystyczne prowadzone przez Aleksandrę i Andrzeja Nowaków. Choć nigdy nie spałem na miejscu, często wpadałem tam na coś zimnego do picia, na pyszną szarlotkę lub cokolwiek innego, co ładowało baterie podczas długich wędrówek po górach. To piękne miejsce, w którym nacieszyć się można towarzystwem interesujących ludzi i zwierząt i w którym nie zagłębimy się w odmęty internetu, bo po prostu nie ma tam zasięgu, jak zresztą w większości obszarów Beskidu Sądeckiego.

Wiemy już jak w Piwnicznej się relaksować, jak odpoczywać, jak zatrzymywać czas. Jednak wszystko to, co otacza miasteczko, to istny raj dla tych, którzy kochają spędzać czas aktywnie. DLatego też chciałbym zachęcić Was do ruszenia w góry, na trasy, których piękno zadziwia o każdej porze roku. W tym roku byłem na szlakach Beskidu Sądeckiego o każdej porze roku.

Jedną z najlepszych rzeczy, jakie można więc zrobić przebywając w Piwnicznej, jest oczywiście wyruszenie na górskie szlaki. Dlatego też przygotowałem dla Was zestawienie moich ulubionych tras, które rozpoczynają lub kończą się w Piwnicznej.

Krótka trasa spacerowa z pięknymi widokami: z Pijalni Artystycznej pod kapliczkę na Jarzębakach

Wyobraźcie sobie, że siedzicie właśnie w piwniczańskiej pijalni wód. Zjedliście ciasto, wypiliście kawę, odbyliście kąpiel w popołudniowym słońcu i chcielibyście rozprostować kości po lekkim lenistwie. Nieopodal pijalni właśnie rozpoczyna się szlak, który zawiedzie nas pod jedną z najbardziej malowniczo usytuowanych kapliczek na Sądecczyźnie. Kapliczka na Jarzębakach to nie tylko urokliwe miejsce, ale dzięki ławeczce położonej miedzy dzwonnicą a domostwami, staje się to miejsce naturalnym miejscem spotkań oraz rozmów z tymi, którzy tam na co dzień żyją.

(cały spacer, dojście i powrót, ok. 1.5 – 2 h spokojnym spacerem)

Średniej długości spacer żółtym szlakiem z piwniczańskiego Rynku do kapliczki pod Niemcową.

Żółty szlak, który rozpoczyna się na piwniczańskim rynku, zawiedzie nas na Wielki Rogacz przez Niemcową. Po drodze mijać będziemy zabudowania domostw rozrzuconych po górach, raz po raz otwierać się będę przed nami malownicze krajobrazy Beskidu Sądeckiego a te najpiękniejsze podziwiać będziemy odpoczywając przy kapliczce pod Niemcową. I to właśnie ona stanowić będzie dla nas punkt finałowy tego spaceru. Wiele osób, mądrze oceniając swoje możliwości kondycyjne, dokładnie planuje dokąd powinni dojść i jak stamtąd wrócić. To jedna z podstawowych mądrości życiowych oraz umiejętności wśród tych, którzy chodzą po górach. I choć żółty szlak wije się dalej w stronę Wielkiego Rogacza by tam złączyć się z kolejnymi szlakami prowadzącymi do Radziejowej, na Obidzę, Eliaszówkę lub nawet do Pienin, to właśnie w tym punkcie, podziwiając dolinę Popradu i planując powrót na piwniczański rynek, zakończymy ten spacer.

(Cały spacer, dojście i powrót, ok. 4 h spokojnym spacerem)

Dłuższa wycieczka z Suchej Doliny przez Obidzę i Eliaszówkę do Kosarzysk.

Przebywając w Piwnicznej często zatrzymuję się we wspomnianych wcześniej miejscach. Wybierając się na górski spacer staram unikać się odcinków dobrze mi znanych, wyasfaltowanych, z perspektywy dłuższej wyprawy, po prostu nudnych. Takim odcinkiem jest droga idąca przez dolinę wzdłuż rzeki Czercz na odcinku od Piwnicznej przez Kosarzyska do Suchej Doliny. Rozpoczynając spacer właśnie w Suchej Dolinie, warto podjechać na ostatni przystanek autobusowy w tymże miejscu i stamtąd ruszyć na dłuższy spacer w góry.

Trasą, którą szczególnie chciałbym polecić jest szlak prowadzący na Eliaszówkę, piękny punkt z wieżą widokową, w którym schodzą się szlaki polskie i słowackie. Sporą część spaceru na ten szczyt pokonywać będziemy szlakiem, który prowadzić nas będzie dokładnie po polsko-słowackiej granicy. Kawałek za Eliaszówką, już kierując się w stronę Piwnicznej, znajdziemy miejsce, do którego koniecznie warto zajść. To Chata Magóry.

Chatka Magóry położona jest w malowniczym górskim przysiółku miejscowości Kosarzyska, około 200 metrów od granicy państwa, na skraju polany na wysokości 831 m. n.p.m. Roztacza się stamtąd przepiękny widok zarówno na pasmo Radziejowej jak i na leżące po drugiej stronie Popradu – Pasmo Jaworzyny Krynickiej. Można się tutaj zatrzymać na nocleg albo po prostu wpaść na coś dobrego w drodze w góry lub podczas drogi powrotnej.

Wracając na szlak będziemy wybierać dwie możliwości dojścia do Piwnicznej – szlak łącznikowy niebieski, moim zdaniem o wiele bardziej malowniczy, doprowadzi nas do centrum wsi Kosarzyską, skąd do Piwnicznej dojdziemy spacerem wzdłuż rzeki Czercz. Drugi, szlak zielony, przeprowadzi nas przez Piwowarówkę prosto w okolice Hotelu Piwniczna. Pięknym akcentem na tym odcinku jest kapliczka położona w tymże przysiółku, jednak subiektywnie oceniam szlak niebieski jako bardziej malowniczy.

Długa wycieczka po paśmie Jaworzyny z Łabowej do Piwnicznej.

Piwniczna jest krainą piękną o każdej porze dnia. Dlatego, gdy nadejdzie złota jesień, warto wyruszyć na jej szlaki. Jak chociażby ten prowadzący z Piwnicznej na Halę Łabowską. Idąc dalej przez pasmo Jaworzyny dojdziecie do samej Krynicy, jednak równie dobrze możecie odpocząć w schronisku i ponownie wrócić do Piwnicznej, skąd pociąg zabierze Was do waszego miejsca zamieszkania.

Wielki Rogacz i Radziejowa

Skoro już zatrzymaliśmy się na moment przy porach roku panujących w Piwnicznej, warto zaznaczyć, że także zima bywa tutaj iście magiczna. To właśnie w tym czasie wybieram się na Radziejową – królową Beskidu Sądeckiego. Idę w w jej kierunku powolnym i bardzo długim marszem z piwniczańskiego rynku przez Niemcową, Wielki Rogacz, aż po sam szczyt. Powrót warto zaplanować do Rytra i już stamtąd łapać pociąg jadący do Krakowa.

Zostawiam Was z krainą, w której spędziłem kawał swojego wolnego czasu. Wracam tam z ogromną przyjemnością, to tam uciekam, gdy chcę się wyciszyć, oderwać od rzeczywistości, po prostu odpocząć. To miejsce uważam za swój prywatny raj, subiektywnie oczywiście.

Gdy już tam dotrzecie, niesamowite jest to, jak łatwo możecie przejść do kolejnego raju położonego tuż obok. Gdy bowiem staniecie na szczycie Obidzy, zaledwie niewielki spacer dzieli Was od… Pienin, Jaworek, Wąwozu Homole. Zobaczcie sami tutaj.

Rocznik 1985. Hybryda czasów analogowych i cyfrowych, człowiek, który pamięta jak było przed internetem a w internecie czuje się jak ryba w wodzie. Urodzony w Krakowie, w nim wykształcony i z nim zawodowo związany. Po krótkim okresie życia w Chinach, na dobre zajął się normalnym życiem i intensywnym podróżowaniem. Zawodowo specjalista branży podróżniczej, hotelarskiej i rezerwacyjnej.

1 komentarz dotyczący “Piwniczna-Zdrój i górskie szlaki Beskidu Sądeckiego

  1. Pingback: Bieszczady. Co zobaczyć i zrobić za pierwszym razem - Wojażer

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading