Chyba warto zostawiać je na pewien specyficzny moment w życiu. Na ten, kiedy sporo się już zobaczyło, kiedy niezliczone historie zaczynają delikatnie zlewać się w jedną, wielką, orientalną całość ulotnych wspomnień. Tych wspomnień, które następnie szufladkujemy, porządkujemy w folderach albo w zakamarkach naszego rozumu, wszystko po to, aby ich nie stracić. Kiedy nagle cały świat rozpędza się lub zamyka, nagle poszukujemy punktów zaczepnych na mapach naszego małego świata i odkrywamy coś, co zawsze tam było, ale dla nas jakby nie istniało. Jak Beskid Niski dla mnie. Kraina, której długo nie zauważałem.
To banalna prawda, że czasami musimy przejechać ogromny szmat świata, aby nie tylko zauważyć coś, co mamy obok, ale także się tym zachwycić, uderzyła mnie z całą potęgą niedawno, gdy zawitałem po raz pierwszy w życiu do miejsca, które nie jest po drodze dokądkolwiek. Ono po prostu jest, wciśnięte w ukryty zakamarek Polski, w jej koniec, a za wzgórzami już tylko Słowacja. Tędy się nie przejeżdża. Tu się po prostu przyjeżdża.
Beskidu Niskiego nie zauważałem, bo gdzie indziej wiodły mnie szlaki moich rowerowych, skuterowych i kolejowych podróży po regionie. Te do Piwnicznej, do Krynicy, czy w końcu na Słowację, wszystkie biegły gdzieś obok, ale nie przez. I tak rok w rok aż do niedawna, gdy dotarłem do urokliwego miasteczka Biecz na północnych rubieżach Beskidu Niskiego. Chwilę później dotarli tam znajomi z Wielkopolski i pociągnęli mnie za sobą. Tak wpadłem po uszy zakochany w tej niepozornej krainie i gdy zaczynam pisać te słowa jestem na chwilę przed kolejnym wyjazdem do Beskidu Niskiego po to, aby pewne wątki domknąć, aby pewne historie spiąć, aby lepiej zrozumieć i poczuć.
Kolorowe obrazki z piękną pogodą i masą atrakcje znajdziesz w drugiej części tekstu, jednak liczę na to, że i ta, pierwsza, Cię pochłonie.






I choć znajdziecie wielu, którzy opowiedzą Wam doktorat na temat tego Beskidu, i ja chciałem pisząc ten tekst podzielić się z Wami zachwytem z miejsca i tym uczuciem współdzielonym przez tak wiele osób, które wierzą, że kto raz tam dobrze, wracać będzie bez końca.
Zapraszam Was więc na chwilę do miejsca, które potrafi zauroczyć, zachwycić, zainteresować ale także przerazić. Bo w spokojnych, falowanych krajobrazach raz po raz przeciętych ujmującym halami wędrującymi ku zalesionym szczytom, kryją się historie ciężkie i niekiedy dramatyczne, bez poznania których ów Beskid byłby jedynie zbiorem niewysokich gór i dolin je oplatających. Ot, krainą jakich wiele na południu.
„Gdy się jedzie dawną węgierską drogą ze Słowacji, od tej zieleni nie można oderwać oczu, magurskie zbocza gęstą ścianą porastają świerki i jodły. Auto rozpędza się na długiej prostej, na nowej gładkiej nawierzchni i chciałoby się poszybować. Tak, w tej części świata natura jest piękna i bujna, ale to pejzaż tylko pozornie nietknięty, krajobraz tylko pozornie niewinny. Nie zawierzajcie zielonym skwerom (…)”
Pusty Las, Monika Sznajderman
Przed wyjazdów zaopatrzcie się proszę w lektury, poświęćcie chwilę na zrozumienie tego miejsca, gdyż jego historia jest kluczem do przeżywania miejsca. Zacznijcie, zupełnie szczerze Wam polecam, od Pustego lasu Moniki Sznajderman. Ta polska antropolożka kultury, wydawczyni i pisarka, prywatnie żona Andrzeja Stasiuka, mieszka w Wołowcu, jednej z najbardziej ukrytych miejscowości tego ukrytego świata i pisze o nim z perspektywy kogoś, kto wrósł w tę ziemię i poświęcił jej wiele czasu. Dzięki niej, Twoja podróż będzie bogatsza, lepsza, z pewnością bardziej treściwa.






„Po latach od wysiedleń zamieszkam zatem w tym świecie, świecie osieroconego krajobrazu i osieroconych rzeczy, które przetrwały żyjących tu przez stulecia ludzi i nawiążę z nimi współpracę” – pisze pod koniec książki Sznajderman. My zaś od tego zacznijmy naszą weekendową czy też tygodniowa podróż w Beskid Niski.
Czym bowiem zachwycają się tak bardzo ci, którzy tam docierają? Owszem, natura, szczególnie ta soczysta zieleń, powalają na kolana. Chce się z zachwytu krzyczeć. I może nie są to majestatyczne Tatry, ale coś w nich jest, co trudno do końca nazwać i zdefiniować. Między tymi krajobrazami raz po raz zachwycamy się z kolei drewnianymi cerkwiami, podupadającymi czasami, drewnianymi domostwami i setkami kapliczek, które rozrzucone raz po raz, zapraszają nas do ulotnego spojrzenia. Albo te cmentarza przedziwne, jakże inne od polskich, standardowych, w których kamień i marmur robią swoje – te dziwne pozostałości wielkiej wojny, która pozostawiła tu ślad walca historii. Wszystkie artefakty, które zwracają naszą uwagę przywracają na milisekundę świat, którego już nie ma.







Bo choć w krainie, która w czasach C.K. Monarchii nazywała się Galicją i Lodomerią, przez innych zwanej także Golicją i Głodomerią, bieda i ciężkie życie było chlebem powszednim tych, którzy zamieszkiwali te tereny, dziwne bogactwo kulturowe wyróżniało Beskid Niski na tle innych krain północnych rubieży austriacko-węgierskiego cesarstwa. Żyli tu Polacy, rzecz jasna, ale obok nich także Rusini, Ukraińcy, Łemkowie, Żydzi i wielu innych. Jak musiał brzmieć gwar tych wiosek i osad, jak mieszały się w nich języki i jakim niemieckim mówili poddani cesarza – chciałoby się to wszystko wyobrazić. Była jeszcze tutaj ropa i gorączka czarnego złota, która uczyniła z niektórych rodzin szejkami tych czasów, jednak bogactwa czarnej mazi nie rozdzielano równo między wszystkimi. Po tych legendarnych czasach pozostały nazwy – rzeka Ropa, miejscowość Ropica, Ropki, Ropa. W niektórych miejscach Beskidu Niskiego nazwa to jedyna rzecz, która pozostała tam po świecie, którego dziś możemy sobie jedynie wizualizować.
Dwudziesty wiek wymazał wszystko, co w tej powszechnej biedzie owej krainy, sprawiało, że była jednocześnie bogata. Wymazał kultury, religie, społeczności, domy, kościoły, wymazał ludzi. Pozostały po nich ślady, zarośnięte cmentarze, niektóre ostałe świątynie i pamięć, którą ci, którzy tutaj przyjeżdżają, starają się podtrzymywać.
Geografia ulokowała Beskid na pograniczu, jak już wcześniej wspominałem, dosyć schowanym. I jeśli dla kogoś z Krakowa miejsce to może pozostać nieodkrytym przez ponad trzydzieści lat, wierzę, że dla wielu w Polsce, może takim pozostać jeszcze dłużej. Graniczy on od wschodu z Bieszczadami, które w ostatnich latach stały się alternatywą dla Tatr i do których tłumnie lgną tłumy z całego kraju. Na północnym wschodzie jest Pogórze Bukowskie, od zachodu Sądecka kraina, o której nie raz już Wam opowiadałem zaś na południu jest Słowacja. Beskid Niski leży bowiem na terenie dwóch państw: Polski i Słowacji. Najwyższy szczyt po stronie polskiej to Lackowa (997 m n.p.m., na niektórych mapach nawet 999 m, a po słowackiej Busov (1002 m), który jako jedyny przekracza 1000 m.







Przez tę piękną krainę przepływają Osławica, Wisłok, Jasiołka, Wisłoka, Ropa i Biała Dunajcowa, jest w niej urokliwy zbiornik wodny w Klimkówce na Ropie, w Sieniawie na Wisłoku oraz niewielki w Krempnej na Wisłoce. Jest tam także Magurski Park Narodowy z pięknymi szlakami, lasami i wyjątkowo urokliwym schroniskiem. Dla tych zaś którzy poszukują możliwości podreperowania swojego zdrowia, aż cztery uzdrowiska: Rymanów-Zdrój, Iwonicz-Zdrój, Wysowa-Zdrój oraz Wapienne, oferują wszytko, czego dusza zapragnie. Beskid Niski, najniższa i zarazem najrozleglejszą część Beskidów i całego łuku Karpat, to idealne miejsce dla miłośników natury.
Przejdźmy jednak do esencji tej krainy – do świata utraconego, który wciągnął mnie najmocniej i do wątków, które raz po raz sprawiały, że zamykałem oczy i wizualizowałem sobie to, co utraciliśmy i co dziś, przy każdej wizycie, wspominamy.
Najpierw była bieda i świat, który coraz bardziej się otwierał. Otwierał się tak bardzo, że coraz więcej osób wsiadało w parowce wypływające z Bremy czy Hamburga, aby po męczącej podróży dotrzeć do nowej ziemi obiecanej, do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Jakież oni mieli szczęście, jeśli nie wrócili już na stare śmieci, że opuścili tę do kiedyś spokojną krainę. Wkrótce przyszła bowiem wielka pożoga i wraz z pierwszą wojną światową, która w okolicach Gorlic widziała jedne z najkrwawszych jej rozdziałów, usłała ona Beskid Niski trupami i zalała krwią Austriaków, Niemców, Polaków, Węgrów i Rosjan. Rana zaczynała krwawić. Nie minęło dwadzieścia lat i przyszło to zło, które sprawiło, że nie tylko z okolic, ale z całego kontynentu, wyparował jeden naród, lud wybrany. Druga wojna obeszła się tymi obszarami względnie łagodnie jakby nie to, że dosłownie wyparowali stamtąd sąsiedzi wyznania mojżeszowego. Po ich świecie nie zostało praktycznie nic, żadnych świątyń, pamiątek, zdjęć, jakby wrzucić kamień do wody, po którym ślad nie zostaje. Zostali więc po wojnie Polacy, Rusini, Ukraińcy i Łemkowie, ale nowa Polska miała być tylko dla Polaków.







Niepolscy sąsiedzi, mamieni wizją kraju mlekiem i miodem płynącego, w większości dobrowolnie opuścili krainę, w której mieszkali od wieków i wyruszyli do Związku Radzieckiego. Jakże nędzny był ich los i jakie wielkie rozczarowanie, gdy bardzo szybko okazało się, że beskidzka bieda to raj w porównaniu do tego, co oferowały im sowieckie niebiosa. Została więc w Beskidzie garstka Łemków, ale nowe polskie władze stawiały sprawę jasno. Żadnych niepewnych elementów na polskim pograniczu! I tak nadeszła niesławna i okrutna Akcja Wisła podczas której przymusowo wysiedlono wszystkich niepolskich mieszkańców Beskidu Niskiego odzierając tę krainę z resztek jej dawnej różnorodności. Tyle dobrego, że zamiast, jak wcześniej, wywozić ich do ZSRR, przeniesiono ich na tak zwane Ziemie Odzyskane. Polska dla Polaków – polityczne uniwersum, niezależnie od ustroju, które kończy się tak, jak się kończy, zebrało swoje żniwo w Beskidzie Niskim. Zostały kapliczki, cmentarze różne się ostały i natura, która szybko przykrywa ostatnie ślady tych, co odeszli. Jak na poniższym zdjęciu w opuszczonej, połemkowskiej wsi Radocyna.

I powiem Wam nawet, tak najzupełniej szczerze, że mroczna pogoda w środku lata, na którą tak bardzo narzekałem, ułożona tutaj, na delikatnych wzgórzach Beskidu Niskiego, była prawdziwym błogosławieństwem. Pozwalała bowiem spojrzeć na to miejsce nie z perspektywy błękitnego, letniego nieba okalającego piękną naturę, ale właśnie z perspektywy świata, którego nie ma. Przyjeżdżając tutaj, pamietajmy o tej utraconej historii.
Jednak jak wszędzie, jak w każdym miejscu, w którym człowieczeństwo poniosło pewne ofiary, do tych najbardziej dzikich gór w Polsce, powoli i coraz śmielej, wraca życie. Są tu niesamowite agroturystyki, są pięknie zachowane cerkwie i kościoły, którymi opiekują się prawdziwi pasjonaci, są skanseny i warowne dwory, jest multum atrakcji, do których warto zajrzeć i spędzić czas. I teraz, o tym właśnie, niezależnie czy jedziecie tam na weekend czy na dłużej, opowiedzmy sobie w kolejnej części tego tekstu!
Beskid Niski. Atrakcje i zwiedzanie
Paradoksalnie, jak na niewielką krainę, gdyby spojrzeć na mapę, Beskid Niski oferuje każdemu, kto zdecyduje się do niego zawitać, niesamowite bogactwo atrakcji. Z podróży do niego stworzyć można niejeden przewodnik: po cudownych agroturystykach, po szlakach rowerowych, po szlaku architektury drewnianej, po pozostałościach przemysłu naftowego i tak dalej, można by wymieniać bez końca. Postanowiłem więc wybrać kilka miejsc, które szczególnie mnie zauroczyły i wspomnieć Wam o nich, abyście i Wy zawitali do nich i zakochali się tak jak ja się zakochałem.
Na bazie dwóch wyjazdów zebrałem dla Was moje ulubione punkty na mapie Beskidu Niskiego, którym chciałbym się z Wami podzielić i zachęcić do odwiedzin. Powiedzmy sobie coś szczerze od razu, na początku. To nie jest kraina komunikacji publicznej. Nie dość, że nic tu nie dojeżdża do najważniejszych punktów miejskich to jeszcze do wielu atrakcji trudno się dostać nawet będąc zmotoryzowanym. Niezawodny tu jest rower, jednak nie każdy gotów jest na przemierzanie dziesiątek kilometrów. Zatem nogi. No tak, jednak jak już wcześniej wspomnieliśmy, Beskid Niski to obszar dosyć rozległy, dlatego też nie da się przejść jego całej boskiej rozciągłości na nogach. Tak, pozostaje zatem samochód lub motocykl (lub skuter) i tymi właśnie środkami przemieszczałem się po tej krainie.
Zacznijmy zatem naszą podróż. Jej schemat ułożyłem tak, że do Beskidu Niskiego wjeżdżamy od strony Nowego Sącza kierując się na Grybów, następnie eksplorując północną część regionu i przemieszczając się stopniowo na południe, ku słowackiej granicy. O miejscach wspomnianych poniżej nie rozpisuję się z encyklopedyczną dokładnością, gdyż w każdym z nich spotkacie osobę, która opowie Wam pasjonujące historie na temat każdego z odwiedzanych miejsc. Nie chcę więc odbierać Wam przyjemności poznawania. Co na pewno chcę, to dać Wam przyjemność inspirowania się zdjęciami, bo przecież wszyscy, czy tego chcemy czy nie, jesteśmy wzrokowcami.
Brunary. Kościół NMP Wniebowziętej
Cerkiew św. Michała Archanioła w Brunarach to dawna greckokatolicka cerkiew, obecnie kościół w Brunarach. W 2013 została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO wraz z innymi drewnianymi cerkwiami w Polsce i na Ukrainie. Cerkiew w Brunarach jest cerkwią łemkowską, trójdzielną. Nad przedsionkiem wznosi się wieża z hełmem zwieńczonym kutym krzyżem. Podobne hełmy znajdują się ponad nawą i prezbiterium. We wnętrzu znajduje się barokowy, osiemnastowieczny ikonostas. W cerkwi zachowała się polichromia, pokrywająca całość stropu i wewnętrznych ścian obiektu, wykonywana etapami między XVIII i XIX wiekiem, utrzymana w błękitnej tonacji barwnej, z motywem winorośli. Oprócz ołtarza głównego z XVII w. w cerkwi znajdują się dwa ołtarze boczne z wieku XVIII. Znajdują się w nich ikony Matki Bożej oraz Przemienienia Pańskiego.








Czarna. Cerkiew Św. Dymitra
Cerkiew pw. św. Dymitra w Czarnej została zbudowana w 1764 r., przekształcona w 1. poł. XIX w. (m.in. wydłużono prezbiterium), remontowana w 1930 i w latach 90. XX w.
Jest to cerkiew łemkowska, typ północno-zachodni, wariant starszy, orientowana, drewniana, konstrukcji zrębowej. Trójdzielna: wydłużone prezbiterium, szersza nawa i babiniec na planach kwadratów. We wschodniej, dobudowanej części prezbiterium zakrystia. Wieża konstrukcji słupowo-ramowej o pochyłych ścianach, z lekko nadwieszoną izbicą, przy niej od zachodu przedsionek. Słupy wieży obejmują babiniec.





Kwiatoń. Cerkiew św. Paraskiewy
Cerkiew św. Paraskewy w Kwiatoniu – dawna łemkowska cerkiew greckokatolicka. Obecnie używana jako kościół filialny parafii rzymskokatolickiej w Uściu Gorlickim. Należy do najlepiej zachowanych cerkwi łemkowskich w Polsce. Cerkiew została wybudowana w drugiej połowie XVII wieku. Za datę budowy często podawany jest rok 1700. Wieża została dostawiona w 1743 roku. Datę tę odszukano na jednej z belek konstrukcji. Może odnosić się ona jednak jedynie do remontu starszej wieży. Jest to najstarsza pewnie datowana wieża cerkwi łemkowskiej. Po akcji „Wisła” w 1947 roku świątynia zaczęła być użytkowana jako kościół rzymskokatolicki, należący do parafii w Uściu Gorlickim. Obecnie w współużytkowaniu rzymskich katolików i grekokatolików. Świątynia uznawana jest za modelowy i najpiękniejszy przykład swojego stylu.









Gładyszów. Cerkiew greckokatolicka pw. Wniebowstąpienia Pańskiego
Cerkiew Wniebowstąpienia Pańskiego w Gładyszowie – świątynia greckokatolicka zlokalizowana w miejscowości Gładyszów, w gminie Uście Gorlickie, powiecie gorlickim, na południowym wschodzie województwa małopolskiego. Obiekt znajduje się na Szlaku Architektury Drewnianej w województwie małopolskim. Świątynia została wzniesiona w latach 1938–1939 (według niektórych źródeł budowa zakończona została w 1940[2]) przez huculskich cieśli. Po wysiedleniu ludności łemkowskiej (1947) z tych terenów, cerkiew stała się własnością państwa i do 1985 była użytkowana przez miejscową parafię rzymskokatolicką. Wtedy też reaktywowano parafię greckokatolicką, która działa do dziś. Cerkiew Wniebowstąpienia Pańskiego zbudowano na planie krzyża greckiego. Z powodu wybuchu II wojny światowej, nie zdążono wykonać ikonostasu w świątyni.







Łosie. Zagroda Maziarska
Zagroda to oddział Muzeum Dwory Karwacjanów i Gładyszów w Gorlicach, zlokalizowany we wsi Łosie stanowiący skansen etnograficzny prezentujący historię maziarstwa, czyli handlu mazią i smarami, czym w przeszłości trudzili się mieszkańcy tej łemkowskiej wsi.










Jezioro Klimkowskie oraz Magurski Park Narodowy
Dla wszystkich tych, którzy jadą gdzieś przede wszystkim po piękno natury – jest tu wszystko, co potrzebujecie. Woda, góry, schroniska PTTK.
Szymbark. Kasztel oraz Skansen
Kasztel w Szymbarku to dwór obronny wybudowany około 1540, znajdujący się w miejscowości Szymbark w powiecie gorlickim. Jest to najlepszy przykład kasztelu w Polsce. Kasztel w Szymbarku to dawna siedziba rodu Gładyszów. Jest bardzo cennym zabytkiem architektury renesansu w Polsce, określanym przez znawców jako czołowy przykład kasztelu polskiego. Wznoszono go w dwóch etapach. Budowę rozpoczęto w pierwszej połowie XVI wieku, a zakończono w latach 1585–1590. Nie znamy nazwiska architekta, ani budowniczych. U jego podnóża znajduje się interesujący skansen prezentujący domostwa charakterystyczne dla regionu.














Szalowa. Kościół św. Michała Archanioła
Kościół św. Michała Archanioła w Szalowej to rzymskokatolicki kościół parafialny z pierwszej połowy XVIII wieku. Kościół w Szalowej znajduje się na szlaku architektury drewnianej województwa małopolskiego i uznawany jest za jeden z najcenniejszych drewnianych barokowych kościołów w Polsce. Obiekt o charakterze bazylikowym unikatowym na skalę europejską. Kościół został wzniesiony w 1736 lub 1739 roku[3] wg projektu nieznanego architekta dzięki staraniom ówczesnego właściciela wsi Krzysztofa Jordana i proboszcza szalowskiego Wojciecha Stefanowskiego. Poświęcony był w 1756 roku.




Owczary. Cerkiew greckokatolicka pow. Opieki Bogarodzicy
Cerkiew Opieki Matki Bożej w Owczarach to parafialna cerkiew greckokatolicka, zbudowana w 1653 roku. Jest to jedna z najstarszych cerkwi łemkowskich. W 2013 została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO wraz z innymi drewnianymi cerkwiami w Polsce i na Ukrainie. Świątynia w Owczarach została wzniesiona w 1653. Była to druga taka budowla na tym miejscu – pierwsza uległa zniszczeniu pod wpływem grząskiego gruntu. W 1701 dokonano całkowitej przebudowy prezbiterium cerkwi, w 1783 dobudowano wieżę (prace wykonali majstrowie Dimitr Dekowekin i Teodor Rusinka), zaś w 1870 poszerzono przedsionek, by osiągnął równą szerokość z nawą.











Sękowa. Kościół św. Jakuba i Filipa
Kościół św. Filipa i św. Jakuba to drewniany kościół filialny znajdujący się wraz z innymi drewnianymi kościołami południowej Małopolski i Podkarpacia na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Ze względu na swoją historię oraz specyficzny wygląd często nazywany Perłą Beskidu Niskiego. Wzniesiony na początku XVI wieku (ok. 1520 r., najpóźniej w 1522), należy do najpiękniejszych polskich zabytków drewnianych, do 1914 roku uważany był za najpiękniejszy drewniany kościół w Małopolsce.






Wołowiec. Kraina Stasiuka i moich ulubionych reportaży
W tym miejscu możecie wyobrazić sobie wszystko to, o czym pisałem w pierwszej części tekstu i o czym opowiada książka Pusty Las Moniki Sznajderman. Nie tylko w Wołowcu, ale także w Radocynie, Nieznajowej, Krzywej i wielu innych miejscowościach, które kiedyś tworzyły Łemkowszczyznę.






Gdzie się zatrzymać: Beskid Niski i noclegi
Podczas swoich wypadów w Beskid Niski spałem w parafii w Gładyszowie (nie było nigdzie miejsc) oraz w słowackim Bardejowie (miałem ochotę na słowackie kulinaria) ale gdybym miał wybierać miejsce, w którym spędziłbym wiele dni na odpoczywaniu oraz pisaniu, byłaby to Stara Farma w trudno dostępnej miejscowości Ropki. Miałem okazję spotkać się tam przy winie z grupą znajomych i od tego czasu myślę, aby się tam na dłużej ulokować.











Gdzie koniecznie wstąpić będąc w regionie.
Jeśli macie więcej czasu podczas odwiedzin w Beskidzie Niskim, koniecznie wygospodarujcie odrobinę na odwiedzenie poniższych trzech miejsc, które dopełnią Wasze doznania. Biecz to istna perła regionu, jeśli chodzi o całościowe założenie urbanistyczne. Krynica to historia Nikifora, którą poznacie w jego muzeum zaś słowacki Bardejów to najważniejsze miasto tego regionu po drugiej stronie granicy.
Biecz – kliknij aby otworzyć mój tekst o tym miejscu
Krynica – kliknij aby otworzyć mój tekst o tym miejscu
Bardejów – kliknij aby otworzyć mój tekst o tym miejscu
W tym samym czasie, gdy odbywała się moja pierwsza wizyta w Beskidzie Niskim, odwiedzała go także moja dobra znajoma. Agnieszka na swoim blogu pisze o swoich obserwacjach i inspiracjach. Znajdziecie je tutaj. Polecam Wam także świetny wizualny i fotograficzny przewodnik po cerkwiach i kościołach, który znajdziecie tutaj.
To jak, przekonałem Was, że można rzucić wszytko i wyjechać niekonicznie w Bieszczady?
Pingback: Bieszczady. Co zobaczyć i zrobić za pierwszym razem - Wojażer
Bardzo dużo przydatnych informacji o Beskidzie Niskim 🙂
Na piesze wycieczki nie potrzeba niczego innego. widoki na Beskidzie niskim są przepiękne i rozległe. Jedno z lepszych miejsca na spokojniejsze spacery i swobodne oddychanie pełna piersią. Ludzi też tam mniej niż w wyższych górach, same zalety.
Wiele ciekawych informacji, dzięki za wpis i pozdrawiam 🙂
Ciekawa kraina, na pewno kiedyś ją zwiedzę bardziej szczegółowo. Na razie, dzięki Tobie Marcinie, jadąc z Bieszczad w Beskid Sądecki, zatrzymałam się na spacer po Bieczu. To był bardzo przyjemny spacer, więc cieszę się, że uświadomiłeś mnie o istnieniu tej miejscowości 🙂
Spora dawka pomocnych informacji i fotorelacja, która zachęca do odwiedzenia tego miejsca. Pozdrawiamy!
Ciao Marcin , dziękuję Ci za taki cudowny przewodnik po moich rodzinnych górkach. Pozdrawiam Izabela