Umówmy się – ten tekst może być w przyszłości bardzo aktualny albo bardzo nieaktualny. Nie będę bowiem pisać o Santorini takim, jakim znają go ci, którzy przybyli tam przed pandemią. Santorini dziś jest inne – wszyscy o tym mówią i bardzo to na miejscu czuć. Jest z jednej strony nieziemsko pięknie dzięki panującym wszędzie, względnym pustkom. Jest też po prostu nieswojo, bo ile miejsc pracy i lokalnych biznesów ledwo wiąże koniec z końcem przez to, co się dzieje – możemy się tylko domyślać.
Kiedy Grecja ustami swojego premiera ogłaszała stopniowe otwarcie na turystykę, szef rządu stał nad kalderą i to właśnie z Santorini puszczał w świat wieść, że Grecja ponownie zacznie przyjmować gości. Zrobił to przy zachodzie słońca, jednym z najpiękniejszych na świecie, tym samym, który przyciągał na tę niewielką wyspę dwa miliony osób rocznie. Wkrótce potem ruszyły regularna i specjalne loty na greckie wyspy a kraj ten stał się hitem wakacyjnego, pandemicznego sezonu A.D. 2020.









O tych ilościach turystów odwiedzających Santorini nie ma już mowy, co jest i złą i dobrą wiadomością. Złą, gdyż podupadła po ostatnim trzęsieniu ziemi wyspa podniosła się na przestrzeni ostatnich sześćdziesięciu lat w zasadzie jedynie dzięki masowej turystyce. Dobrą, ponieważ jej mieszkańcy mogli w końcu odpocząć od szaleńczego pędu za turystycznym pieniądzem. Bo choć wiele osób cierpi z powodu ograniczeń w ruchu i spadku turystyki jako takiej, po raz pierwszy od lat mogli oni doświadczyć swojej własnej wyspy w taki sposób, jaki wielu nie był dany nigdy wcześniej.
Jesteś uprzywilejowany, że mogłeś tu teraz przylecieć – mówi do mnie właściciel baru nieopodal wynajętego przeze mnie domu – takiego Santorini nie widział nikt od wielu dekad. Rządowe prognozy mówią, że w tym roku będzie to 10 – 15% tego, co w roku poprzednim. Ile więc jest teraz? – myślę sobie. Niewiele. Jeśli na wyspę dociera się jedynie drogą lotniczą i nie docierają do niej wielkie wycieczkowce, nagle z kilkunastu lub ponad dwudziestu tysięcy ludzi docierających na wyspę zamieszkaną przez lekko ponad piętnaście tysięcy mieszkańców, dociera zapewne jakiś tysiąc.

Na miejscu czuć było to w każdym miejscu. Słynne zachody słońca, które w Oia gromadziły od kilkuset to tysięcy widzów, teraz zebrały kilkudziesięciu. W wielu innych punktach na wyspie przez większość czasu byłem jedynym człowiekiem. Nie dlatego, że nikogo poza mną nie było na wyspie, ale dlatego, że nasza ilość sprawiała, iż rozkładaliśmy swoją obecność w dziwnie niezauważalny sposób. Poczucie opustoszenia miejsca oraz solidne przerzedzenie połączone z poważnym podejściem do kwestii bezpieczeństwa, sprawiały, że na Santorini czułem się niezwykle bezpiecznie. Wspominam o tym dlatego, że wiele osób rozważa to miejsce jako cel swojej podróży w tych dziwnych czasach. Ci zaś, którzy w mądry sposób podchodzą do bezpieczeństwa i którzy szukają kompromisu między bezpieczeństwem a silnym pragnieniem podróżowania, tutaj poczują się równie bezpiecznie jak w domu.
Przed przyjazdem na Santorini, czy też w ogóle do Grecji, należy jednak pamiętać o pewnych dodatkowych sprawach. Czasy pandemii przedefiniowały wiele rzeczy i mocno zmieniły to, jak wygląda teraz podróżowanie. Po pierwsze, sytuacja jest niezwykle dynamiczna, więc musimy ciągle śledzić to, jak się ona zmienia. Należy także sprawdzać wszelkie lokalne regulacje dotyczące tak przyjazdów jak i bezpieczeństwa na miejscu. Najważniejszą rzeczą przed przylotem na miejsce jest obecnie zarejestrowanie się na specjalnej rządowej stronie (znajdziecie ją tutaj), na której podajecie swoja dane oraz szczegóły pobytu.
W dniu wyloty o północy przekazywany jest specjalny QR kod, który sprawdzany jest tak na lotniskach jak i po dotarciu na miejsce. Jego brak może wiązać się albo z niewpuszczeniem na pokład, albo do kraju, jeśli jakoś dotrzemy na miejsce. Jeśli posiadacie już kod, warto także pamiętać, że greckie władze rezerwują sobie prawo do przeprowadzania wyrywkowych testów po przylocie do kraju. Wynik dostępny jest następnego dnia i w razie pozytywnego odczytu, Grecja zapewnia podróżnym odpowiednią opiekę medyczną.




Wyjazd na Santorini zawsze był swego rodzaju niespełnionym marzeniem. Siedział gdzieś w tyle głowy jednak ze względu na tłumy, które przybywały na wyspę, od zawsze przekładany był na świętego nigdy. I tak, gdy nadarzyła się okazja, w końcu dotarłem do tego jednego z najpiękniejszych zakątków świata, do miejsca, która dosłownie sprawia, że zostawia się tam kawałek serce. Było to w moim przypadku niezwykle potrzebne, gdyż moja pierwsza przygoda z Grecją, czyli Ateny – stolica kraju – sprawiła, że kraj ten wylądował daleko na liście jakichkolwiek priorytetów. Rację mieli jednak ci, którzy powiadali, że aby zakochać się w tej krainie, należy dotrzeć do jej wysp.
I tak, gdy dotarcie w to miejsce stało się faktem, poza przeczytaniem kilku pozycji (Gorzkie Pomarańcze Dionizosa Sturisa oraz przewodnika po Santorini), znalazłem się na niewielkiej, czarującej swym urokiem wyspie, którą postanowiłem przejść pieszo po jej szlakach. Jakże byłem naiwny myśląc, że uda mi się to zrobić w szczycie sezonu. Owszem, kocham spacerować i potrafię zrobić wiele kilometrów w ciągu jednego dnia, jednak jako osoba, która dostosowana jest raczej do temperatur panujących na Grenlandii aniżeli w basenie Morza Śródziemnego, szybko musiałem zweryfikować moje plany.
Santorini w sezonie jest gorące – powiedzmy sobie to otwarcie. Trzydzieści stopni w cieniu to odczuwalne czterdzieści toteż po ledwo dwóch kilometrach wszedłem do pierwszej lepszej wypożyczalni skuterów i rozpocząłem podróż po wyspie na najlepszym pojeździe, jaki można wybrać na swój pobyt w tym miejscu.




Polskie prawo jazdy kategorii B pozwala na wypożyczenie dwóch rodzajów pojazdów niebędących samochodami: skutera 50 cm oraz quada o dużo większej mocy i pojemności. Quady stały się niezwykle popularnym środkiem lokomocji na wyspie jednak to właśnie niewielkie, lekkie, zwinne i spalające znikome ilości paliwa, skutery, są w mojej opinii najlepszym środkiem transportu na Santorini. Obecnie koszt wynajmu takiego pojazdu to około 20 euro za dobę zaś w przypadku quadów jest to około 30 euro. Pojazdy, ze względu na małe ilości przyjezdnych, są łatwo dostępne i nie trzeba ich rezerwować wcześniej.
Santoryn, bardziej znany jako po prostu Santorini mniej zaś jako Thira, to wulkaniczna wyspa na Morzu Egejskim, która wraz z kilkoma mniejszymi wyspami tworzy mały archipelag o tej samej nazwie, który z kolei wchodzi w skład archipelagu Cyklad. Wyspa położona jest 175 km na południowy wschód od wybrzeża Grecji i 110 km na północ od wybrzeża Krety.







Na przestrzeni historii wielokrotnie zmieniała swoją nazwę. Współczesna nazwa Santorini pochodzi z XIII wieku od imienia św. Ireny. Cofając się w dalekie czasy ponad 3600 lat temu, kraina ta zwana była wyspą Strongili, czyli po prostu „okrągłą”. Jednak tragiczne wydarzenie, które wpłynęło nie tylko na jej dzieje, ale także na całą, rozwijającą się w basenie Morza Egejskiego, cywilizację, zmieniło losy historii oraz jej wygląd.
Santorini została w wyniku silnego wybuchu wulkanu dosłownie zatopiona a na jej miejscu powstała jedna z największych na świecie kalder o średnicy dziesięciu kilometrów. Z wyspy pozostały tylko jej boczne fragmenty, które dziś składają się na współczesny Santoryn:
Thira: największa wyspa archipelagu, w której podróżni spędzają większość swojego czasu.
Tirasia: druga co do wielkości część po drugiej stronie kaldery.
Nea Kameni: wyspa z kraterami wulkanu znajdująca się na samym środku.
Palea Kameni: mniejsza, czarna wyspa w środku.
Aspro: znajdująca się w lewej, środkowej części.

Wybierając miejsce na nocleg warto pamiętać, że Santorini to niewielka wyspa i gdziekolwiek byśmy się zatrzymali, dojechanie do większości atrakcji zajmie nam pomiędzy kilka a kilkadziesiąt minut. Mając na uwadze moje umiłowanie świętego spokoju i chęć bycia z dala od dużych skupisk ludzi, co w tych czasach stało się bardziej zrozumiałe, na swoją bazę wybrałem malowniczo położone i absolutnie piękne miejsce – Santorini Caves – położone w sercu miejscowości Mesariah, która z kolei znajduje się w samym sercu wyspy. Docieranie do następnych punktów z tej właśnie lokalizacji było niezwykle łatwe i szybkie. Najważniejsze miasto wyspy i jej stolica – Fira – znajdowała się dosłownie siedem minut jazdy skuterem zaś do położonej na północnych krańcach, urokliwej Oia, dojeżdżałem w lekko ponad dwadzieścia pięć minut.




Zanim ruszyłem gdziekolwiek rzuciłem się w wir rozmów z właścicielami, wspaniałymi ludźmi, którzy nie tylko stworzyli to wydrążone w skale miejsce będące istną oazą spokoju, ale także opowiedzieli mi wiele o skąpej bo skąpej, ale jakże pięknej roślinności wyspy. Ma to związek z moją najnowszą pandemiczną pasją, jaką jest uprawa roślin doniczkowych. Gdy opowiadałem o niej komukolwiek na wyspie, dosłownie od razu otrzymywałem zaszczepki roślin, które następnie przywiozłem do domu i od razu zasadziłem.
Przed wyruszeniem w podróż po największych atrakcjach wyspy, wspomnijmy przez chwilę o tym, jaka ona jest i czego mogą się spodziewać ci, którzy wybiorą ją na swój wakacyjny kierunek. Santorini jest przede wszystkim wyspą absolutnie piękną. Niektórzy powiadają, żeby nie wybierać jej jako pierwszej wyspy, gdyż trudno potem docenić piękno następnych. Tego jeszcze nie wiem, ale domyślam się, co mają na myśli ci, którzy to mówią. Piękne, białe miasteczka i wsie położone nad wysokimi klifami, często zlewające się po nich w kierunku kaldery, ujmują o każdej porze dnia. Poranne światło i zachody słońca tworzą jedne z najwspanialszych spektakli świetlnych, jakie można zobaczyć.
W jednej chwili można spacerować po eleganckich miastach by chwilę potem wspinać się po strzelistych wzgórzach lub pływać w morzu na jednej wielu plaż rozsianych po wyspie. Wyspie, która tworzy jedne z najpyszniejszych pomidorów i bakłażanów na świecie, która produkuje swoje własne, ciekawe wina, która potrafi przyrządzać niesamowite owoce morza i ryby. To miejsce, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Ci, którzy jak ja, lubią intensywnie spędzany czas, spędzą go intensywnie i być może wystarczą im trzy pełne dni, aby odwiedzić większość interesujący miejsc. Ci zaś, którzy łącza zwiedzanie z odpoczynkiem, zdecydowanie znajdą tutaj swój raj na tydzień lub dłużej. Ruszmy zatem w podróż po największych atrakcjach Santorini i zobaczmy, czego możemy się spodziewać po tej nieziemsko pięknej wyspie.
Santorini. Atrakcje i zwiedzenie wyspy
Najważniejsze miejsca, które koniecznie musicie odwiedzić, przytaczać będę nie w kolejności zwiedzania ale w kolejności mojej sympatii do miejsca, niejako przekazując w których punktach czułem się najlepiej i dlaczego.
Jeśli chodzi o logistykę krótkiego pobytu, gdy, tak jak ja, będziecie mieć dla siebie trzy pełne dni na wyspie, kolejność zwiedzania wyglądała tak: Pierwszego dnia środek wyspy od miasteczka Fira przez Firostefani do Imerovigli z popołudniem i zachodem słońca w słynnej Oia. Drugiego dnia przeciwległy kraniec wyspy ze słynną latarnią, Czerwoną Plażą i miasteczkami Emporio i Pyrgos oraz plażą Perissa i winnicami położonymi na tym krańcu wyspy. Trzeciego dnia różne małe miejscowości z ulubioną Megalochori, objazdówką po wszystkich pozostałych częściach oraz relaksem na plaży w Kamari. Poznajmy więc kilka z najpiękniejszych miejsc na Santorini, które koniecznie musicie zobaczyć podczas swojego pobytu!
Pyrgos. Moje ulubione małe miasteczko
Miasteczko Pyrgos położone jest wysoko na wzgórzu u podnóża góry Profitis Ilias. Stromymi drogami wspinałem się w jego kierunku niejednokrotnie. Jest w nim bowiem coś magnetycznego o każdej porze dnia. Nie jest ono pierwszym wyborem tych, którzy docierają na Santorini i którzy od razu kierują się w kierunku kaldery, jednak to właśnie w Pyrgos jest coś wybitnie santorińskiego. Dookoła roztaczają się winnice, w których produkowane są słynne białe wina assyrtiko. Przy stromych średniowiecznych uliczkach rozlokowały się winiarnie, tawerny, galerie i butiki. Zachwyca mnie cisza panująca w tych wąskich, stromych i krętych, miejskich uliczkach. Jak wszystko na wyspie Pyrgos jest blisko, a do mojego domku jeszcze bliżej toteż właśnie tu wpadam raz po raz na grecką kawę, na coś dobrego z piekarni czy na wino przy zachodzie słońca. Nie przeoczcie tego punktu odwiedzając wyspę.













Megalochori. Moja ulubiona mała wioska
Megalochori to jedna z najbardziej malowniczych wiosek na wyspie, miejsce, które od razu przypadło mi do gustu idealnie trafiając w moją miłość do świętego spokoju i niespiesznych, cichych miejsc. Jej historia sięga XVII wieku, pełno jest w owej miejscowości różnych rezydencji, starych tradycyjnych domów, dawnych kryjówek piratów. Miejsce to opowiada historię kupców i bogatych baronów ziemskich eksportujących wino Vinsanto, które po dziś dzień produkuje wyspa.
Charakterystyczną cechą historycznych domów i rezydencji w tej miejscowości są wysokie mury, wewnętrzne dziedzińce i solidne drewniane drzwi wejściowe, zbudowane z myślą o prywatności i bezpieczeństwie w czasach, gdy ludzie musieli chronić się przed piratami. Lokalna społeczność włożyła wielki wysiłek w to, aby zachować charakterystyczne cechy i piękno tej tradycyjnej osady. W centrum wioski znajduje się wspaniały tradycyjny plac z tawernami, restauracjami i drzewami zapewniającymi cień i idealne miejsce na szybką kawę. Plac jest także i przede wszystkim sercem i duszą Megalochori, miejscem spotkań mieszkańców, którzy pogrywają tu w karty lub wypijają wspólnie kawę po porannej mszy.












Fira – Firostefani – Imerovigli. Mój ulubiony spacer
Fira to stolica i serce Santorini. Miasto to znajduje się na zachodnim wybrzeżu wyspy, na klifach kaldery naprzeciw wulkanu. Współczesna Fira jest kulturalnym i handlowym centrum Santorini. Całkiem widoczne jest, iż miasto to nastawione jest na przemysł turystyczny bardziej niż inne obszary na wyspie. To tutaj ruszają od razu wszyscy spragnieni widoków kaldery, to tutaj znajdują się najmodniejsze restauracje, bary i puby. Tutaj odbywają się imprezy a w luksusowych hotelach można relaksować się w mini basenach zawieszonych na klifie.
Fira to miejsce, z którego miałem wyruszyć na dziesięciokilometrowy spacer z tego miejsca w kierunku Oia wzdłuż kaldery. Jest on polecany przez wiele osób, które wręcz wzburzają się, gdy słyszą, że ktoś tego nie odbył. Owszem, zakładam, że taki 10-kilometrowy spacer to sama przyjemność… ale po sezonie. W szczycie lata na Santorini, jak dla mnie przynajmniej, byłoby to coś zupełnie nieodpowiedzialnego, co groziłoby mi udarem. Przeszedłem mały kawałek tej trasy z Firy przez Firostefani do Imerovigli i już to było dla mnie, pomimo dobrej kondycji, nie lada wyzwaniem. Niestety musimy zaakceptować nasze własne ograniczenia i w moim przypadku, upał to coś, co znacznie mnie ogranicza. Dla chętnych, aby przejść całą trasę, bardzo polecam wyruszanie wczesnym ranem lub późnym popołudniem. Warto także zaznaczyć, że większość trasy, która rozpoczyna się po trzech wspomnianych przeze mnie miejscach, jest dosyć monotonna według większości ludzi. Pozostawiam jednak Wam zdecydować, czy wybieracie się na owy szlak dawnymi ścieżkami, których pozostałości zachowały się po trzęsieniu ziemi sprzed kilkudziesięciu lat. Fira, oprócz muzeów, galerii i wielu wydarzeń kulturalnych, posiada największą koncentrację wszelakiego handlu na wyspie oraz największy wybór restauracji i rozrywek wszelkiego typu.























Prawie niezauważenie opuszczamy nagle Firę i przenosimy się do spokojniejszych i urokliwych miejscowości Firostefani oraz Imerovigli. Za każdym razem, spacerując głównym szlakiem wzdłuż kaldery, zbaczajcie w boczne uliczki – w górę czy w dół – aby raz po raz odkrywać niesamowite kościoły, piękne panoramy, bajeczne domy i kolorowe kwiaty Santorini. Według niektórych cały dziesięciokilometrowy spacer od Firm do Oia trwa około trzech godzin. Dopiero na miejscu człowiek zdaje sobie sprawę jak bezsensowne jest to założenie – kto bowiem mając takie piękno wokół siebie, szedłby niestrudzenie przed siebie przez bite trzy godziny. Przez ten czas, przyznam Wam szczerze, nawet nie obszedłem wszystkich trzech miejscowości wspominanych w tej części tekstu. Fira oraz mniejsze Firostefani i Imerovigli wciągają z każdej perspektywy – pozwólcie na to, aby wciągnęły i Was!
Oia. Moje najbardziej pocztówkowe wspomnienia
Oia to tradycyjna osada na północy Santorini i w powszechnej opinii najpiękniejsze miasteczko Grecji. To do niej waliły prawdziwe tłumy turystów, aby podziwiać w niej słynne zachody słońca. Być na Santorini i nie odwiedzić Oia to tak jakby przyjechać do Rzymu i nie zobaczyć Placu św. Piotra. Do tej położonej około 150 metrów nad poziomem morza miejscowości wybierałem się na skuterze nie raz. W różne pory dnia odwiedzałem jej kolejne punkty by potem porównywać dwie różne trasy, którymi można do niej dojechać.
Oia została poważnie zniszczona podczas trzęsienia ziemi w 1956 roku, a przywrócenie jej piękna wymagało wiele pracy. Warto było, gdyż piękno tego miejsca trudno nawet opisać. Małe, białe domki na zboczu wzgórza, przeplatane plamami bogatej okry, głębokiej fuksji, błękitu kobaltu, różu ostrygowego i ziemistej czerwieni, wszystko to tworzy niesamowitą mieszankę. Gładkie, kręte ścieżki łączą się ze sobą, przerywane od czasu do czasu przez małe kościoły, na każdym rogu czai się coś nowego do odkrycia.















Przebywając w Oia koniecznie wybierzcie się na spacer w dół w kierunku portu Ammoudi. To zdecydowanie najpiękniejsze zatoka i port na tej wyspie. Prowadzi do niej kilkaset schodów, które można pokonać na osiołkach, ale… błagam, nie róbcie tego. Ja wiem, że osły to część historii tej wyspy, że dawne drogi, które istniały na wyspie przed trzęsieniem ziemi, dostosowane były do transportu na osłach, ale te czasy już się skończyły a dziś osiołki w Ammoudi to jak konie nad Morskie Oko. Gdy mijałem jednego z nich, stojącego na nieznośnym upale i przypiętego krótką linką do muru i zobaczyłem, że z jego oczu spłynęła łza, uwierzcie mi, myślałem, że coś we mnie pęknie! Chwilę potem rodzina rodaków minęła mnie zadowolona na czterech osiołkach.
W samym porcie, gdy już tam dojdziecie (na piechotę!), znajdziecie kilka tradycyjnych, greckich tawern położonych jedna obok drugiej. Choć nie należą one do tanich, serwują naprawdę dobre jedzenie, świeże ryby, owoce morza i tak… zimne, pyszne, lokalne piwo i wino!








Emporio. Santoriński Bliski Wschód
Emporio, którego panoramę można podziwiać z odrestaurowanego XV-wiecznego zamku wzniesionego przez Wenecjan oraz z ruin wieży Nimborio to urokliwe miasteczko, do którego warto wpaść w drodze na słynną plażę Perissa. Średniowieczne uliczki, które przypominają te w krajach arabskich, usiane są pięknymi domostwami i bielonymi cerkwiami prawosławnymi z niebieskimi kopułami i ozdobnymi dzwonnicami. W okolicy można odwiedzić piekarnie, winiarnie czy tawerny. To także kolejne miejsce na przepyszną kawę grecką, którą wypić można w towarzystwie rozmownych mieszkańców.









Perissa, Kamari i Czerwona, czyli (nie moje) plaże
Plaże były jednym z tych miejsc, które bardzo uświadamiały mi to, że podróżuję w czasach zupełnie wyjątkowym. Normalnie, w szczycie sezonu, gromadziłyby tłumy ludzi. Tym razem, w każdej chwili, gdy do nich docierałem, zastawałem pustki.
Nie jestem osobą, którą spędza na plażach dużo czasu. W zasadzie moje maksimum, które jestem w stanie na nich spędzić to kilka, kilkanaście minut. Z reguły potrzebuję jedynie krótkiej chwili, aby pokontemplować piękno morza, po czym nogi zaczynają mnie nieść w następne miejsce. Nie przepadam za opalaniem. Choć ciepło jest przyjemnym doświadczeniem, ja raczej wolę chronić swój organizm przed nadmiarem słońca toteż momentami irytujące były ciągłe pytania dlaczego mam na sobie koszulę i długie spodnie. Otóż tak – niektóre organizmy po prostu lepiej się czują będąc całkowicie osłonięte przez rażącym słońce.
Na Santorini znajdziecie rzeczywiście kilka niesamowicie pięknych plaż o różnych odcieniach: białej, czarnej czy czerwonej. Najbardziej popularne są plaże w Kamari, Perissie oraz Czerwona Plaża nieopodal latarni na południowych krańcach wyspy.






Natura. Ona piękna jest wszędzie
Wiele jest także miejsc na Santorini, gdzie wybierzecie się na wspaniałe spacery na łonie natury, podczas których podziwiać możecie kalderę. O jednym z nich – tym, którego nie byłem w stanie zrealizować ze względu na zbyt wysoką temperaturę, wspominałem już wcześniej. Polecam Wam jednak także wybranie się w dłuższą trasę w okolicach między latanią w Akrotiri oraz Czerwoną Plażą położoną nieopodal. Kolejnym miejscem, w którym możecie zaliczyć niesamowity, godzinny spacer, jest Imerovigli z którego dojdziecie na charakterystyczną skałę Skaros, z której rozpościera się widok na środek kaldery.









Zachody słońca. Moje jedne z najpiękniejszych w życiu
Absolutnie każdy, kto był kiedyś na Santorini, powie Wam, że zachody słońca to moment, kiedy cała wyspa wstrzymuje oddech i zatrzymuje się w miejscu. Nie jestem wielkim pasjonata ani wschodów, ani też zachodów słońca jednak muszę przyznać, że ów świetlny spektakl, które zobaczyłem na wyspie, zrobił na mnie ogromne wrażenie.
Większość odwiedzających tłumnie udaje się do pewnego punktu we wspominanym miasteczku Oia, w którym z wysokości dawnego zamku podziwiają niesamowity moment, gdy noc zwycięża nad dniem. Jednak prawda jest taka, że gdziekolwiek byście nie byli, szczególnie po wewnętrznej stronie wyspy, z której to widać całą kalderę, będzie Wam dane podziwiać ten jeden z najpiękniejszych momentów dnia i niekoniecznie musicie go doświadczyć w tłumie ludzi w Oia.
Idąc za radą właścicieli miejsca, w którym się zatrzymywałem, na jeden z zachodów słońca wybrałem się do Pyrgos, owego miasteczko, które należy do moich ulubionych na wyspie. Spacerując po jego absolutnie opustoszałych uliczkach (zapewne wszyscy byli wtedy w Oia) miałem całe to doświadczenie tylko dla siebie. Warto, naprawdę warto przeżyć to choć raz!









Prehistoryczna Thira. Moje ulubione muzeum
Przemierzając wyspę musimy na chwilę zatrzymać się i wspomnę historię tego miejsca. Opowiada ona bowiem pewną historię uniwersalnie ludzką, szczególnie aktualną teraz, w czasach pandemii. Otóż w basenie Morza Śródziemnego prawie 4000 lat temu rozwijała się niesamowita kultura minojska, bardzo zaawansowana, pełne wyjątkowej, artystycznej estetyki. Ludzkość niejako pędziła do przodu i zapewne mogłaby osiągnąć wiele o wiele wcześniej, gdyby nie to, co przygotowała dla nas natura.
Z ostatniej wielkiej erupcji, do której doszło około 3600 lat temu, narodziło się dzisiejsze Santorini. Narodziło się ze śmierci. Był to jeden z największych ziemskich kataklizmów w czasach historycznych, znacznie silniejszy od słynnego wybuchu wulkanu Krakatau w 1883 roku, który zafundował światu małą epokę lodowcową czasów nowożytnych. Nie posiadamy żadnych źródeł pisanych o tym, co wtedy się wydarzyło, ale z pomocą idą nam badania archeologiczne. Dlatego też warto chwilę poświęcić na odwiedzenie Muzeum Starożytnej Thiry lub Muzeum Archeologicznego. Niestety słynne wykopaliska w Akrotiri zwane santorińskimi Pompejami, ze względu na pandemię, pozostaje obecnie zamknięte dla zwiedzających.
Santorini przed erupcją była wyspą zamieszkaną. Na jej południowym krańcu kilka dekad temu odkryto pozostałości starożytnej miejscowości Akrotiri zasypanej grubą warstwą popiołu sięgającą 20 m. Mieszkańcy Akrotiri byli częścią wspaniałej kultury minojskiej, której centrum znajdowało się na niedalekiej Krecie.








W tym czasie ponad 3600 lat temu ludzkość wznosiła już pięknie zdobione, olbrzymie pałace. W domach na Santorini funkcjonowała kanalizacja oraz system wodociągów z zimną oraz ciepłą wodą pochodzącą ze źródeł geotermalnych. Eksplozja wulkanu zniszczyła ów nowoczesny, starożytny świat cofając nas w rozwoju na długie wieki. Spoglądając na poziom rozwoju cywilizacji w tym czasie w Basenie Morza Śródziemnego, trudno sobie wyobrazić, że 2600 lat później ludzkość była na etapie mroków średniowiecza a w porośniętej puszczą Polsce rodziła się pierwsza państwowość.
Pył wulkaniczny z owej ogromnej erupcji zasypał wtedy osady na innych wyspach, wiele z nich zmiotła gigantyczna, kilkunastometrowa fala tsunami. Większość osób uważa, że to właśnie wtedy narodził się mit o Atlantydzie, o której pisał Platon. Eksplozję odczuła większość globu. Wybuch zmienił klimat półkuli północnej zaś znaczne ochłodzenie odnotowano także w Chinach czy w Ameryce Północnej. Dekadę temu, w roku 2011, wulkan pod Santorini zaczął ponownie pokazywać oznaki ożywienia. Odnotowano kilka wstrząsów a nad kraterami Nea Kameni pojawił się dym. Do erupcji na szczęście jednak nie doszło.
Santorini. Pamiątki z wakacji
Z Santorini wraca się z masą niesamowitych wspomnień oraz pozytywnej energii, która towarzyszy każdemu, kto właśnie wraca z choćby najmniejszych wakacji. O naszych wyjazdach często przypominają nam drobne rzeczy, które ze sobą przywozimy.
Pamiątki, ech, co my z tym mamy! Dawniej przywoziłem z wyjazdów magnesy, nadal to robię, choć na lodówce miejsca już brak. Potem zacząłem przywozić sztukę, teraz zaś przywożę sztukę i rośliny. Z pamiątkami, szczególnie ze sztuką, jest tak, że albo coś do Ciebie przemówi, albo nie. Nie zawsze wraca się z czymś wyjątkowym.
Inaczej było z Santorini. To miejsce to mekka twórców i artystów, którzy nie tylko tu mieszkają, ale także zjeżdżają z całego kraju ze swoimi pracami. W jednej z najciekawszych galerii na wyspie – Art of the Loom, podziwiałem prace wielu greckich i lokalnych artystów, jednak jedna rzecz zwróciła moją uwagę. Ta rzeźba od razu do mnie przemówiła! Ateńczyk, którzy tworzy w swoim studio w stolicy i potem przywozi je na wyspę, wykreował postać, która dla mnie jest symbolem roku 2020: momentami dziwnego, samotnego, zmuszającego do przemyśleń roku. Rzeźba ta, którą nazwałem „Człowiekiem czasów korony”, przyleciała więc ze mną do Polski i dołączyła do pozostałych humanoidalnych prac, które przypominają mi o wielu miejscach na świecie.
