Nie opowiem Wam dziś o zwiedzaniu Sycylii, ani też o tym, jaką boską tam mieliśmy pogodę. Nie będzie też o tym co jedliśmy i co dokładnie robiliśmy podczas naszych włoskich wakacji. O tym opowiem Wam wkrótce. Dziś opowiem Wam o Sycylii, którą sobie wyobraziłem – o wyspie niemrawej, innej od innych miejsc tego typu, bo opanowanej przez ducha mafii, która tworzyła i regulowała życie w tym regionie.
Jakie miejsce we Włoszech mogłoby być lepsze do spędzenie Zaduszek, jeżeli nie Sycylia właśnie. Wyspa, na której zginęło, lub zaginęło tyle osób. Wyspa tak duża, że naprawdę jest gdzie chować ciała, a jeśli nie schować, to utopić. Wyspa, gdzie wszyscy ze wszystkimi się znają i każdy wie kim jest Francesco, i że Francesco jest wujem Luigi, który z kolei jest synem Giulio.
Pojechałem do krainy, którą wcześniej sobie wyobraziłem, skonstruowałem w swojej świadomości, zdefiniowałem, zanim tam wylądowałem.
Bo Sycylia to kraina mafii.
Zanim przyjechałem na wyspę, o Sycylii wiedziałem, że jeszcze niedawno było to miejsce, do którego lepiej było się tam nie zapuszczać. Te czasy wcale nie są tak odległe, bo trwały jeszcze na dobre w latach 90. Od dziesięcioleci tą przepiękną wyspą na samym końcu Włoch rządziła mafia – cosa nostra. Twór, którego istnienie negowano przez lata, aż w końcu nie można było udawać, iż nie istnieje. Twór, który tak bardzo przeniknął w struktury społeczne, że późniejsza walka z nim wydawała się czymś niemożliwym do wygrania.
Przed wyjazdem na Sycylię zaczytywałem się w niezwykle pasjonującej książce Petera Robba – Sycylijski Mrok. Bardzo przemówił do mnie jeden fragment z tej niezwykle interesującej lektury. Opowiadał o tym, jak niezwykle szerokie były działania mafii, oraz na jak wysoki szczebel weszła jej aktywność:
„Rok po zabójstwie (premiera) Aldo Moro znaleziono na rzymskiej ulicy zwłoki dziennikarza nazwiskiem Pecorelli, który zamierzał opublikować artykuł na temat następcy Moro na stanowisku premiera, Giulia Andreottiego. Miesiąc po konklawe w papieskim apartamencie znaleziono na łożu zwłoki nowego papieża, który pragnął uporządkować zagmatwane finanse Watykanu. Trzy lata później kolejny papież omal nie zginął w zamachu na placu Świętego Piotra. W tym czasie bank watykański był zamieszany w wielki krach finansowy, a ustanowiony przez władze likwidator banku z Mediolanu, który ów krach wywołał, został zabity na ulicy. Włoski samolot lecący z Genui do Palermo z osiemdziesięcioma dziewięcioma osobami na pokładzie został zestrzelony nad Morzem Śródziemnym. Nie zlokalizowano miejsca wystrzelenia pocisku. Wybuch bomby zabił osiemdziesiąt pięć osób na stacji kolejowej w Bolonii. Zdemaskowano tajną lożę masońską, która planowała zamach stanu. Wśród jej członków były dziesiątki znanych polityków, sędziów, dowódców armii, agentów tajnych służb, dziennikarzy i właścicieli mediów. Generała, który rozprawił się z lewackim terroryzmem, przeniesiono do Palermo, gdzie po niespełna trzech miesiącach on i jego żona zostali zamordowani. W ciągu dwóch lat w strzelaninach w Neapolu i Palermo zginęły setki osób. W Mediolanie doszło do jeszcze większego niż poprzedni krachu bankowego, najgorszego na świecie od czasów zakończenia wojny. Człowieka, który do niego odnaleziono powieszonego pod londyńskim mostem Blackfriars. Jego mentora Michele Sindonę, który stał za poprzednim krachem, również znaleziono martwego – został otruty strychniną w więzieniu, gdzie obowiązywały wzmożone środki bezpieczeństwa. Kolejna bomba zabiła osiemnastu pasażerów pociągu ekspresowego relacji Neapol–Mediolan. W zaparkowanym samochodzie w Neapolu znaleziono odciętą głowę pewnego adwokata. I tak dalej, i tak dalej.
Wielu bohaterów tej niekończącej się i mętnej opery mydlanej pierwotnie wkroczyło na scenę nie w roli aktorów, lecz jedynie obserwatorów, detektywów, poszukiwaczy prawdy. Byli to sędziowie, dziennikarze, policjanci, prawnicy, ludzie usiłujący ustalić fakty, którzy zostali wessani w tę narrację, stali się jej częścią i zwykle kończyli martwi. Inni pojawiali się w każdym kolejnym odcinku. Wiele z tych epizodów zdawało się niepowiązanych, choć widz wyczuwał istnienie ukrytych, ciągnących się wątków.”
Po przeczytaniu tej książki, nie mogłem momentami uwolnić się właśnie od tych wątków, oraz od tej mafijnej narracji. Nie poznałem Sycylii na tyle, aby stwierdzić, czy problem nadal tam istnieje, ale jadąc do miejsca jak to, warto nadać sobie właśnie jakąś narrację, która sprawia, że wakacje to nie tylko wakacje ale także przygoda, bo przecież każdy z tych, których spotykaliśmy mógł kiedyś działać w cosa nostra, albo chociaż z nimi walczyć.
Gdy spacerowałem po ciasnych uliczkach miasteczek, które odwiedzaliśmy, jakoś podświadomie, i bez przerwy, nuciłem melodię z Ojca Chrzestnego i wyłapywałem scenki rodzajowe, które pasowały do mojego wyobrażenia o tym miejscu…














Wkrótce zaproszę Was do wycieczki po zachodniej Sycylii, którą zwiedzaliśmy w ciągu ostatnich dni.
Przepiękne zdjęcia!
Dziękuję! 🙂 Pozdrowienia!
Facet w oknie z ostatniego zdjęcia, rewelacja. Podobnie jak reszta zdjęć! Każde dowodzi słuszności Twojej tezy :))
Piękne, nastrojowe fotografie oddające sycylijskiego ducha. Muzyka z Ojca Chrzestnego sączy się w tle:).
Oj sączy się, zdecydowanie! 🙂
Pingback: Siódemka Polaków, Sycylia i Ogórek | na etacie przez świat
Pingback: 4 rzeczy za które uwielbiam Włochy | na etacie przez świat
Pingback: Rachunek Sumienia 2013 | marcin wesołowski