Site icon Wojażer

Norwegia północna. Piękno surowego, arktycznego świata

Do Norwegii podróżowałem zimą, wiosną, latem i jesienią. Wiosną, gdy dotarłem na arktyczny archipelag Svalbardu, Arktyka nawet nie zaczęła się jeszcze budzić ze snu zimowego. Gdy innym razem, latem, dotarłem na południową riwierę kraju, słońce rozpieszczało mnie jak na dolnych krańcach Europy. W Oslo obserwowałem kiedyś złote liście opadające z drzew niczym w filmie. Rok temu zaś, trzysta kilometrów na południe od stolicy kraju, widziałem najpiękniejszą zimę od lat. Do niedawna. W lutym dotarłem bowiem na północne krańce tego rozległego i bajecznie pięknego kraju. Ujrzałem kontynentalną Arktykę, która zaserwowała mi prawdziwą podróżniczą ucztę.

W jakiś zupełnie niespodziewany sposób Norwegia, jeden z najpiękniejszych, a przy tym najdroższych krajów świata, stała się miejscem, do którego mam szczęście docierać regularnie od kilku lat. Pokochałem ją miłością szczerą, ale największą namiętność odczuwam w jej przypadku do zimy – okresu, który od dawna utracił w Polsce swój urok i zdaje się, że nieprędko go odzyska. Tam, na północy, odnajduję krystalicznie czyste, zimowe powietrze, niespotykane w kraju nad Wisłą. Nawet śnieg, który mieni się innymi kolorami niż nasze pięćdziesiąt odcieni szarości, sprawia, że zimno daje się lubić, szczególnie, gdy ma się czym oddychać.

Północ. Kierunek ten stał się dla mnie czymś zupełnie innym aniżeli wyjazdy po Europie, aromatyczne wypady na Bliski Wschód czy orientalne podróże do Azji. Północ serwuje mi komfort odpoczynku, szczególnie psychicznego, jakiego nie daje mi żadne inne miejsce. Tak było na wyizolowanym, położonym z dala od całego, bożego świata, Svalbardzie. Tak też było, gdy podróżowaliśmy po Islandii zanim stała się kierunkiem masowych podróży. Tak będzie, gdy dotrzemy w tym roku na Grenlandię. Północ ma bowiem to do siebie, iż przyciąga określonych ludzi oraz określoną ich ilość. Wszystko w tych chłodnych klimatach zdaje się być jakoś lepiej wyważone, zbalansowane, niezadeptane.

Czym jest Arktyka? 

Lubię opowiadać o tym, że kilka lat temu po raz pierwszy dotarłem na Arktykę. I choć byłem lekko ponad tysiąc kilometrów od bieguna północnego, ów dystans przedstawiał pewną specyficzną barierę finansową, którą niewiele osób przekracza docierając do czubka globu. Nie dotarłem więc do bieguna, jednak przygodę z północnymi kierunkami rozpocząłem na dalekim archipelagu Svalbardu na 78 równoleżniku ziemi. Wszystko, co następowało po nim – Islandia 64 równoleżnik, Norwegia Północna – 69 równoleżnik, czy wkrótce południowa Grenlandia – 64 równoleżnik, to kawał drogi od owego punktu startowego, od którego wszystko się zaczęło. Łączy je wszystkie jedno – wszystkie znajdują się wewnątrz lub tuż przy, kole podbiegunowym – równoleżniku ziemskim o szerokości geograficznej 66°33’39” północnego lub południowej. O ile myślimy o szerokości południowej, sprawa zdaje się być dosyć prosta. W całym praktycznie okręgu znajduje się wielka masa kontynentu, jakim jest Antarktyda. Na północy sprawa jest o wiele bardziej złożona. Witamy na Arktyce!

Pięknie ujmuje to Marcin Nowak na blogu Gdziewyjechac.pl: „Arktyka jest jedynym kontynentem, który nie jest kontynentem. Czy przylecieliśmy już do Arktyki? Czy jeszcze nie?

Arktyka jest całym obszarem Ziemi, który otacza biegun północny. Jej granicę są raczej płynne. Większość zgadza się, iż wyznacza ją izoterma +10 stopni Celsjusza – linia, która łączy punkty na Ziemi mające tę samą temperaturę w danym czasie lub tę samą średnią temperaturę w danym czasie. Dlatego też Arktyką nazywamy obszary takich krajów jak: Norwegia, Szwecja, Finlandia, Rosja, Kanada, USA, Grenlandia czy Islandia. Docierając do północnych krańców tych krajów otrzymujemy prawo mówienia o tym, iż byliśmy na Arktyce, choć ta, będąc gigantycznym obszarem, różni się ogromnie.

Ów wielki obszar świata nie jest jednak dla każdego. Do północy trzeba bowiem dorosnąć, albo trzeba ją po prostu poczuć. I tak właśnie, Arktyka, ten wielki, nieistniejący kontynent, poza byciem obszarem geograficznym, stanowi przede wszystkim niesamowitą krainę, w której miesza się natura, historia i kultura. Mieszanka ta, jakże fascynująca dla tych, którzy zapadają na chorobę północną, żyje potem w głębi serce i ciągle przypomina o sobie. Sprawia, że człowiek chce wracać. I tak Arktyka staje się konceptem, który żyje w nas.

Jak i kiedy dotrzeć na Arktykę?

Podobnie jak w przypadku docierania na daleki Svalbard, tak i w tym przypadku, dotarcie na norweską Arktykę, nie stanowi współcześnie żadnego wyzwania. Daleko już nam do czasów wielkich, polarnych odkryć, kiedy każde ludzkie przemieszczenie się na północ od Oslo, stawało się wyprawą. Dziś nie musimy się przejmować nawet kosztem dotarcia w tak odległy zakątek świata, gdyż wygodne połączenie wizzaira z Gdańska do Tromso, niesamowicie ułatwia zadanie. W trzy godziny stawiamy stopę na arktycznej ziemi.

Wyzwanie zaczyna się po wylądowaniu. I od wyjścia z samolotu nie ma raczej możliwości, aby o kosztach przebywania na Arktyce nie pomyśleć. Daleka Północ, właściwie każdy jej zakamarek w każdym kraju, do którego dotrzemy, łączy jedno – jest tam drogo. Jak drogo – to kwestia niuansów – jednak ekonomia planowania wypraw w te zakątki świata, wymaga od nas odpowiedniego planowania.

W naszym przypadku, postanowiliśmy skorzystać z usług Agi i Wiktora, którzy w mądry i bardzo przystępny finansowo sposób, organizują każdy punkt wycieczki. Wszystkie jej elementy dokładnie opisuję na swojej stronie Nordtrip.pl

Warto także, planując podróż w obszary arktyczne, odpowiedzieć sobie na pytanie czego sami oczekujemy a tym samym – kiedy pragniemy tam dotrzeć. Każda pora roku ma tam swój urok, jednak z goła można je podzielić na dwie – zimną i ciepłą. Ta druga, która odsłania swoją twarz na chwilę latem, zaskakuje podróżnych. Ci, jeśli mają szczęście, trafiają bowiem w soczyste, zielone krajobrazy przyozdobione kolorowymi domkami. Bywa także ciepło, co dziś często jest wyrazem zmian klimatycznych. Tak było w ubiegłym roku, kiedy okolice Tromso dosłownie gotowały się od wysokich temperatur.

Najpiękniejsza w tych obszarach jest jednak zima. To właśnie na ten okres przybywają tam Aga i Wiktor, którzy goszczą w swoim arktycznym domu przyjezdnych z Polski od początku stycznia do połowy marca. Chłodna pora oferuje nam przynajmniej trzy rzeczy, których nie dadzą nam inne pory roku – białą, piękną zimę, jakiej trudno doświadczyć w Polsce, zrozumienie Arktyki – jej trudnego klimatu, zmagań mieszkających tam ludzi oraz, co przyciąga największe rzesze ludzi – zorzę polarną, absolutny cud natury, który także nam dane było obserwować.

Już na miejscu, nawet podczas najtrudniejszych zim, przemieszanie się po większości prowincji Troms, nie nastręcza wielkich trudności. Dobrze wyposażonych samochód naszych gospodarzy oraz sprawna sieć promów przecinających fiordy, łączących wyspy i osady, pozwala na sprawne zapoznanie się z regionem.

Norwegia Północna – kto i jak mieszka na dalekiej Arktyce? 

Ci, którzy pamiętają opowieści z największej, ludzkiej osady na Svalbardzie – Longyearbyen – wspomną zapewne, iż na arktycznym archipelagu mieszka mniej ludzi niż niedźwiedzi polarnych. Inaczej sprawy mają się w północnej prowincji Troms, która graniczy z prowincjami Nordland na południu i Finnmark na północy. Obszar ten, którego powierzchnia wynosi lekko poniżej jednej dziesiątej obszaru Polski, zamieszkana jest przez ponad 160 tysięcy osób. Populacja całej północnej Norwegii to pół miliona ludzi, niemało jak na arktyczne, trudne rejony świata.

Wspomniane trzy prowincje stanowią jedną trzecią powierzchni całego kraju i często określane są krainą dnia polarnego i zorzy polarnej.

Dla kogoś, kto podróżuje po Norwegii i ma porównanie między różnymi jej regionami, zaskakujące może być to, jak bardzo pełna życia jest ta kraina. Szczególnie, gdy porówna się ją do południowego krańca kraju, który ożywa w miesiącach letnich, zaś zupełnie zamiera, gdy mieszkańcy stolicy i innych wielkich miast opuszczają swoje hytty przed zimą.

Choć w całym regionie pełno jest samotnych i urokliwie położonych domków, nie jest to kraina wielkiej pustki.

Naszą bazą noclegową na czas pobytu na dalekiej północy, została miejscowość Skulsfjord, urokliwie położona na wyspie Kvaloya, jedyne kilkanaście kilometrów od centrum Tromso. Podczas podróży w ten zakątek Norwegii strategiczną decyzją jest to, gdzie się śpi. Nie powinno to z pewnością być miasto – nie dość, że mało kogo z przyjezdnych stać na wieczorne, miejskie imprezowanie, to w dodatku odbieramy sobie szansę na zobaczenie najpiękniejszego, co możemy doświadczyć o tej porze roku, czyli zorzy polarnej. Warto więc wybrać się z dala od miasta i zatrzymać się w jednej z tych kameralnych miejscowości ukrytych gdzieś pośród fiordów.

Wbrew potocznemu myśleniu, ludność tych obszarów nie mieszka w igloo lub jurtach, choć i te spotkamy raz po raz, przemieszczając się po prowincji Troms. Lavvu, tymczasowy obóz pierwotnych mieszkańców tych ziem – Lapończyków – opowiada nam historię zróżnicowania kulturowego i etnicznego tych ziem. Lapończycy, zwani inaczej Sámi, to lud zamieszkujący wielkie obszary rozpościerające się na obszarach Norwegii, Szwecji, Finlandii i Rosji. Są oni pierwotnymi mieszkańcami Skandynawii. Nazwa „Lapończycy” pochodzi od szwedzkiego słowa „lapp”, które może sugerować, iż chodzą w połatanych ubraniach lub że są ludem „przyszytym” do owej ziemi. Etymologia słowa Sámi pozostaje z kolei nieznana.

Samowie stanowią ważny komponent społeczny tego obszaru Norwegii. Ten prastary, kiedyś koczowniczy lud, przeszedł przez wieki norweskiej, brutalnej, kulturowej dominacji, która skończyła się de facto dopiero niecałe czterdzieści lat temu. Dziś kraj kojarzony z tolerancja, kiedyś prowadził ostrą politykę asymilacyjną, która pozostawiła do dziś gojącą się ranę na tej części norweskiego społeczeństwa.

O różnicach między Lapończykami a Norwegami, oraz Norwegami z południa i Norwegami z północy, przeczytacie sporo w niezwykle interesującej książce Ilony Wiśniewskiej pt. „HEN”. To zdaniem całej naszej pięcioosobowej grupy, która udała się razem w podróż, obowiązkowa lektura przed wyjazdem do Norwegii północnej. Dzięki niej zupełnie inaczej, z dużą dozą zrozumienia, spoglądaliśmy na obszary, które przyszło nam poznawać.

Podobnie niepoprawne jest myślenie, iż na obszarze arktycznym nie uświadczymy cywilizacji. W przypadku norweskiej północy jest to założenie zupełnie błędne. Północne rubieże kraju posiadają jedne z największych miast kraju – Bodo, Narvik, Alta, czy wspomniane Tromso, do którego dociera bezpośrednie połączenie z Polski. Same Tromso, historycznie znane jako brama Arktyki, zamieszkane jest przez 75 tysięcy osób.

Dlaczego Norwegia Północna nie umarła? Historia i ekonomia

Piękno podróży z innymi oraz do innych polega na tym, iż w dobrze dobranej grupie ciągle można wymieniać ciekaw myśli. Jednym z wątków, które przewijały się często podczas naszego wyjazdu, była norweska ekonomia. Fakt, ten jeden z najbogatszych krajów, bogaty w zasoby naturalna, przede wszystkim gaz i ropę, mógłby zaproponować swoim obywatelom brak jakiejkolwiek pracy. Byłoby to możliwe, jednak pozostaje jedynie w sferze naszych dywagacji. Każdy bowiem wie, jak ważne dla człowieka jest to, by mieć jakieś zajęcie.

Czym więc zajmuje się pół miliona ludzi mieszkających na północnych krańcach Norwegii? Znów – odpowiedź bywa zaskakująca, gdy człowiek dowiaduje się, jak wiele rzeczy można robić w tak dalekim i trudnym obszarze. Sięgnijmy jednak na chwilę do kart historii.

Prowincje północy wraz z ich mieszkańcami, mogły jeszcze zupełnie niedawno, zupełnie upaść i nigdy się nie podnieść. Na długo przed odkryciem w Norwegii bogactw naturalnych, które uczyniły z kraju jeden z najbogatszych na świecie, odległa przez większość swego trwania, druga wojna światowa, dosięgnęła ten daleki obszar. W 1944 roku, wycofujący się z frontu murmańskiego, Niemcy rozpoczęli zaplanowaną i wykonywaną co do punktu, akcję palenia wszystkiego, co zostawiali za sobą. Spalenie Finnmarku i Troms to jedno z najtragiczniejszych, i bardzo słabo znanych,  wydarzeń tej wojny. Ludność na bieżąco ewakuowano ze spalanych obszarów, tych zaś, którzy postanowili się ukrywać, zabijano. Tuż po wojnie, biorąc pod uwagę zniszczenia oraz fakt, iż zawsze była to biedniejsza część kraju, podjęto wielka odbudowę i inwestycje w przemysł.

Dominującymi gałęziami gospodarki jest rybołóstwo oraz rolnictwo, które skoncentrowane jest wokół mniejszych ośrodków wzdłuż wybrzeża. Przemieszczając się po drogach północnej Norwegii, które wiją się wzdłuż pięknych fiordów, raz po raz trafia się na mniejsze i większe porty, w których zacumowane są jednostki różnych rozmiarów.

Jednym z charakterystycznych punktów krajobrazu, który napotyka się w wielu miejscach prowincji, jest sztokfisz. Pochodzące z Morza Północnego, najczęściej dorsze, rozłożone na drewnianych konstrukcjach, suszone są na zimnym wietrze. W Norwegii sztokfisz znany jest jako Tørrfisk. Pod koniec kwietnia ponad 400 000 m² północnej Norwegii pokrywają suszące się na żerdziach dorsze. Rocznie ponad 16 milionów kg dorsza zostaje wysuszone w tym regionie. Jest to jeden z najbardziej popularnych przysmaków tego regionu, który ze względu na sposób wytwarzania, utrzymuje wysoką cenę.

Wracając na chwilę do największego miasta regionu – Tromso. Oprócz wojska, które jest wielkim pracodawcą stolicy Arktyki, uniwersytetu, który prężnie bada rejony polarne oraz wielu innych firm z różnych branż, jest jeden sektor, który zapewnia pracę oraz niemałe przychody mieszkańcom regionu. Jest to oczywiście turystyka. W sezonie zimowym, czyli w czasie, gdy nad północnym niebem rozświetla się zorza polarna czyniąc z tego czasu wysoki sezon, do północnej Norwegii dociera milion turystów. Ruch turystyczny widać na każdym kroku, choć nadal pozostaje on dosyć kameralny w porównaniu z wieloma zadeptanymi kierunkami, które możemy odwiedzić.

Mimo wszystko, w szczycie sezonu bardzo łatwo odczuć wzmożony ruch, gdyż ceny w okresie trwania zorzy polarnej, dosłownie szybują w niebo. Najtańsze noclegi w często dosyć spartańskich warunkach, kosztują kilkaset złotych za noc.

W niszy wspomnianego sektoru turystycznego działają Agnieszka i Wiktor, twórcy duetu Nordtrip.pl którzy oferują arktyczne turnusy połączone z polowaniem na zorzę dla rodaków z Polski.

To na ich zaproszenie poznawaliśmy z Magdaleną różne zakątki Norwegii w ostatnich latach. To prawdziwi ludzie z duszą, którzy mieszkali w różnych zakątkach świata, między innymi w Anglii czy Francji, oraz podróżowali po najdalszych jego zakątkach. Jak nikt rozumieją branżę oraz potrzeby rodaków. Obecnie ich domem jest Norwegia, w której organizują letnie pobyty dla małych grup na południowej riwierze kraju. Zimą, tuż po świętach, pakują się w swoje samochody i przemierzają całą Skandynawię w drodze do północnego domku, w którym przyjmują grupy zainteresowane zimowymi przygodami.

W ramach ich turnusów, goście zapewnione mają wszystko od wylądowania na lotnisku w Tromso aż do powrotu do terminala: odbiór, transport, wycieczki, wyżywienie, nocleg oraz co najważniejsze – ich towarzystwo oraz wiedzę na temat miejsca, do którego docieramy. Na koniec, w ramach pamiątki, otrzymuje się także paczkę zdjęć wykonywanych podczas pobytu. To rzadka rzecz, która pozwala (w teorii, bo kto nie zabierze aparatu?) wyjechać i nie martwić się niczym, nawet aparatem.

Norwegia Północna – arktyczne wakacje i atrakcje

Wyjazdy turystyczne na północ to nadal nisza oraz orient pośród orientów. Gdyby spojrzeć na liczby oraz na preferencje podróżnicze Polaków, nie ma się co dziwić, że każda wzmianka o wakacjach w okolicach koła podbiegunowego, budzi zdziwienie. Co istotne jednak – nie powinno to dziwić.

Dalekie, polarne rubieże Europy to jeden z najpiękniejszych zakątków świata, który nie tylko kusi wspaniałą florą i fauną, ale także pozwala delektować się jakością powietrza i spokojem, jakie trudno doświadczyć w innych miejscach globu.

Arktyka zadowala człowieka tak zwanymi małymi rzeczami, małymi sprawami. Zmienia się perspektywa, gdy podczas spaceru po śnieżnym pustkowiu nagle spotyka się stado reniferów, które często nie boją się człowieka i wchodzą w nim w interakcje.

Każdy spacer, na który człowiek wybiera się w tej części świata, jest ucztą dla zmysłów. Niewielka wspinaczka na wzniesienie ponad fiordem niespodziewanie potrafi odsłonić przed człowiekiem zupełnie inną perspektywę na okolicę. Każde zapuszczenie się w nieznanym kierunku i wytyczanie własnych ścieżek doprowadza nas do kolejnego, zaskakującego piękna.

O wszystkich turystycznych atrakcjach w Tromso i okolicach przeczytacie w kolejnym tekście za tydzień.

Zorza polarna

Tymczasem, aby zrozumieć dlaczego tak wiele osób, pomimo mainstreamowych trendów, wybiera się na daleką północ, kliknijcie w poniższe zdjęcie i zobaczcie magię arktycznej zorzy polarnej. To naprawdę coś niesamowitego 👇

Co myślicie? Rozważycie zimowe wakacje w północnej Norwegii? 🇳🇴 

Macie jakieś pytania? Podzielcie się w komentarzu 👇

Exit mobile version