Site icon Wojażer

Dlaczego kawa we Włoszech jest dobra i tania a w Polsce średnia i droga?

Kawa. Nie od tego miałem zaczynać kolejną, włoską serię. Cóż jednak, zdenerwowałem się i nie mogę, po prostu nie mogę o tym przestać myśleć. Dlaczego, psia mać, kawa w Polsce jest taka droga?

W Krakowie dzień zaczynam od otwarcia kawiarki. Kupiliśmy ją w Bergamo dobrych kilka lat temu i po dziś dzień służy nam dobrze. Włosi nazywają to proste i genialne urządzenie macchinettą i używają jej od 1933 roku, gdy została wymyślona przez Bialetti. Wsypujemy do niej zmieloną arabicę, którą kupujemy w różnych sklepach i marketach, zawsze próbując odtwarzać najlepsze smaki poznane w świecie. Potem za dnia wypijam następne, zaparzone w firmowym ekspresie. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Na koniec dnia jeszcze jedna z naszej kawiarki. To ta kawa, którą piję dla przyjemności, gdyż resztę według Magdaleny wypijam tylko z uzależnienia. Na mieście pijam z kolei rzadko, bo przy ilościach kaw, które trawię, musiałbym upłynniać jakieś 1500 zł miesięcznie. I ta liczba prowokuje mnie do napisania tego, krótkiego tekstu. 

Kilkadziesią kaw. Tyle wypiłem ich w ciągu kilku ostatnich dni we Włoszech. Wiem, nic nie mówcie, świadomy jestem tego, że jest to zapewne niezdrowe, podobnie jak palenie, to też już wiem. Widzicie, sęk w tym, że każde z nas truje się czymś innym. Ja kawą i tytoniem, ktoś może cukrem, ktoś inny alkoholem lub tłuszczem. Każdy ma jakieś swoje żywieniowe grzechy, które wpędzą nas do grobu. Mimo, że wszystko nas jakoś uśmierca, wszystko to jest jednocześnie dla ludzi. Nie oceniajmy więc siebie nawzajem i skupmy się na tym, co wszystkich nas powinno denerwować.

Nie o zdrowym czy niezdrowym jest bowiem to dzisiejsze wkurw-manifesto. O kawie miało być Kochani, o kawie czarnej jak węgiel i aromatycznej jak zapach łąki we wiosenny poranek, o pysznej i jednocześnie kurewsko drogiej, kawie.

I tu pojawia się mój wkurw najmocniejszy i to pytanie, którego wyzbyć się nie mogę – dlaczego ta kawa w Polsce jest taka droga?

Przenieśmy się na chwilę do Włoch, z krórych przed chwilą wróciłem. Wyobraźcie sobie ujmującą uliczkę jak z filmu Felliniego, na niej trattoria, osteria, ristorante, pasticceria, wszelkie miejsca z jedzeniem i w każdym z nich ona, kawa, zawsze z świetnego ekspresu, zawsze na koniec wyśmienitego obiadu lub kolacji. I oprócz tych miejsc baro-kawiarnie wszelkiej maści, od tych pamiętających lata pięćdziesiąte po te nowsze, z czerwonym logo Coca-Coli lub najnowsze, przystrojone w kombinacje modnego dziś drewna i metalu. Ceny? 0,60 euro w najtańszym miejscu, w większości 1 euro, w miejscach z widokiem lub z większą elegancją, od 1,5 do 2 euro. Tyle płacą Włosi za kawę, za napój, który piją na potęgę, za coś, co jest immanentną częścią włoskiej codzienności. Zarabiając więcej niż my w Polsce, płacą za kawę dwa do cztery razy mniej niż my nad Wisłą. Czy uważacie, że jest to normalne?

Dlaczego kawa w Polsce jest taka droga?

Gdziekolwiek nie pójdziecie w naszym nadwiślańskim kraju, wszelkiego typu kawa to wydatek średnio około 10 złotych. To z grubsza 2 – 2,5 euro w zależności od kursu. Bardziej wymyślne cappuccino i szczególnie popularne u nas latte, przy których w studenckich czasach siedziało się nawet godzinę, szybują już do kilkunastu złotych za sztukę. Zupełnie obłędne ceny osiąga zaś kawa na polskich lotniskach, gdzie kosztuje nieraz od 15 do 20 złotych. To jest, moi mili, rabunek w biały dzień. Czemu się jednak dziwić skoro woda na lotnisku w Katowicach kosztuje 8 (!!!) złotych. 

Tak, w tym naszym pięknym nadwiślańskim kraju potrafimy za kawę płacić od 2,5 do 5 euro, i wszystko to przy średnich miesięcznych zarobkach oscylujących w okolicach 500 – 600 euro. Czy to jest chore? Tak, to jest chore. 

Pomijam już fakt, że omawiany problem to klasyczny przykład #firstworldproblems – problemów pierwszego świata, gdyż w sporej części polskich miast i miasteczek nie wypijecie nawet za te 2,5 euro czegokolwiek, co prawdziwą kawę chociaż trochę przypomina. Tam, na szeroko pojętej polskiej prowincji, liczyć można na fusiastą za piątkę lub rozpuszczalną za podoboną cenę. Mając odrobinę szczęścia można trafić do McDonalda, który, jeśli jest, serwuje najlepszą kawę w okolicy.

Wracając więc do ceny najzwyklejszej czarnej kawy, mógłbym przytoczyć, i zaraz to zrobię, całą litanię na temat powodów takiego stanu rzeczy, jednak już teraz odpowiem Wam na to nurtujące nas pytanie: 

Kochani, kawa w Polsce jest droga, bo jest droga. Jak napisał kiedyś Krzysztof Krubski: „Bo wszyscy wiedzą, że w Polsce kawa jest droga. I płacą”

Właściciele kawiarni biadolą coś o wysokich kosztach najmu lokali, o kosztach pracowniczych, o sanepidzie, o podatkach i diabli wiedzą jeszcze o czym, ale prawda o nas Polakach jest taka, że akceptujemy narzucane nam i rynkowo zupełnie nieuzasadnione ceny nie tylko kaw, ale także rzeczy takich jak ubrania, więc będąc sami sobie winni, nie zmuszamy wspomnianych biznesów do jakiegokolwiek nowego spojrzenia na sprawę. Po co obniżać ceny, skoro Polak i tak to zapłaci? Choćby nie wiadomo jak mało zarabiał, na jeansy, których produkcja kosztuje 4 dolary, i tak wyda dolarów sto. Tak samo jest z kawą. 

Problemy ze zrozumieniem polskich absurdów rynkowych, mieli przez dziesięciolecia nie tylko sami Polacy, ale także obcokrajowcy, którzy spoglądali w stronę naszego kraju. I tak, esencją polskości w tym ujęciu jest dla mnie poniższy, stary fracuski tekst, który po dziś dzień nic nie traci na ważności: 

Kraj, gdzie człowiek wydaje dwa razy więcej niż zarabia, gdzie przeciętna pensja nie przekracza ceny trzech par dobrych butów, gdzie jednocześnie nie ma biedy, a obcy kapitał pcha się drzwiami i oknami (…) Kraj, w którym cena samochodu równa się trzyletnim zarobkom, a mimo to trudno znaleźć miejsce na parkingu. (…) Cudzoziemiec musi zrezygnować tu z jakiejkolwiek logiki, jeśli nie chce stracić gruntu pod nogami. Dziwny kraj, w którym z kelnerem można porozmawiać po angielsku, z kucharzem po francusku, a ministrem lub jakimkolwiek urzędnikiem państwowym tylko za pośrednictwem tłumacza. Polacy! Jak wy to robicie?

No właśnie, Polacy, rodacy, jak Wy to robicie, że ilekroć Was mijam to macie w ręku latte za piętnaście złotych?

Kultura kawy we Włoszech

Wracając do Włoch na chwilę. Nie dziwi zupełnie wielka, włoska, kawowa tradycja, gdyż już w XVII wieku kupcy weneccy sprowadzali ją z Egiptu na teren współczesnej Italii. Znano ją wtedy jako „arabskie wino” i bardzo szybko  rozpropagowano jej picie we włoskich księstwach i królestwach. Pomimo tego, iż początkowo uważano kawę za islamskie zagrożenie dla chrześcijańskiej europy, przyjęła się ona na stałe. 1683 rok, moment, gdy we Włoszech pojawia się pierwsze kawiarnia w Wenecji, jest chwilą, gdy pojawia się słowo café – kawiarnia – miejsce, które do tej chwili kojarzyć się ma z relaksem i przyjemnymi przekąskami. Tak rozpoczynała się historia kawy, którą Włosi rozpropagowali na cały świat. 

Najpopularniejszym rodzajem kawy pijanej we Włoszech jest espresso lub po prostu caffe’. Następnie, wersja, którą pijamy z Magdaleną najczęściej, czyli Americano – espresso podane z odrobiną gorącej wody obok. Rozcieńczona, ale nadal mocna i pełna aromatu kawa. Jest jeszcze wersja na kaca (filozofia „klin klinem”) zwana caffe’ corretto, napój z wkładką po prostu. Jest w końcu tak bardzo znane nam i popularne u nas macchiato oraz capuccino, wersje z mlekiem, czyli takie, których z Magdaleną nie pijamy wcale. 

Sam napój to jedno, ale istota włoskiej kultury ujawnia się nam na co dzień we włoskich kawiarniach, których pełno jest od centrów miast aż po małe osiedla. Opierają się one w dużej mierze na stałych bywalcach, którzy zawsze rozpoczynają dzień od wpadnięcie na stojącą kawę (jest tańsza, gdy wypita na szybko przy barze) lub na przegląd Corriere della Sera przy stoliczku w słońcu. Włosi to naród, który musi wchodzić w interakcje, musi rozmawiać, dyskutować, kłócić się. Wszystko to przy okazji spotkań przy kawie właśnie. Dlatego tak ważna jest rola baristy, człowieka, którego zadaniem jest w zasadzie tylko i wyłącznie przygotowanie idealnej kawy oraz zapewnienie towarzystwa do szybkiej rozmowy o piłce czy polityce. 

Włosi zaczynają swój dzień poranną kawą w domu i często jeszcze szybkim espresso na mieście, potem piją jedną do lunchu i jedną podczas przerwy w pracy. Ostatnią z reguły po kolacji, przed rytualnym „passeggiata”, czyli spacerze po centrum miasta. 

I to właśnie jest ten jeden z kilku elementów włoskości naszego życia, który towarzyszy nam na co dzień w Polsce. Gdyby tylko takich małych, prostych i niezobowiązującycy kawiarni było u nas więcej i gdyby ich właściciela nie powielali bzdurnego „nicsięniedaizmu” w podejściu do cen, życie byłoby o wiele przyjemniejsze.

Znacie miejsce w Waszych miastach, gdzie dobrą kawę można wypić za normalną cenę? Podzielcie się! To będzie dla mnie wiedza niezwykle cenna!

Exit mobile version