Site icon Wojażer

Czy wyjazd do Czarnobyla jest bezpieczny? Wszystko o promieniowaniu w zonie

To chyba jedno z najczęściej zadawanych pytań, gdy rozmowa schodzi na temat wyjazdu do Czarnobyla. Wielu mogłoby się zdawać, że wszyscy ludzie znają prostą odpowiedź na to pytanie, ale czy naprawdę tak jest? W rozmowie ze znajomą ze stolicy usłyszałem, że wiedza na temat promieniowania wśród jej przyjaciół należy do dosyć powszechnych. Podobnie wielu z jej znajomych sygnalizowało chęć wyjazdu do tego, bądź co bądź, wyjątkowego miejsca, zupełnie nie obawiając się o swoje zdrowie. A jednak mam nieodparte wrażenie, że wśród sporej liczby moich znajomych, kwestia bezpieczeństwa wyjazdu do Czarnobyla, nadal pozostaje czymś niezwykle kontrowersyjnym, a na pewno czymś, co powinno zostać w jasny i klarowny sposób wytłumaczone i opowiedziane.

Wszyscy jesteśmy ciągle napromieniowani

Na początek warto zdać sobie sprawę z prostego faktu. Promieniowanie jest częścią naszego życia i wszystko, co nas otacza wytwarza je w różnych wartościach. Głównymi źródłami promieniowania jest ziemia i zawarte w niej pierwiastki oraz kosmos i energia pochodząca od reakcji jądrowych na słońcu. Dlatego też poziom promieniowania zwiększa się w zależności od wysokości, na której przebywamy, czy to w górach czy w samolocie.

W gruncie rzeczy mamy do czynienia z dwoma rodzajami promieniowania: jonizującym i niejonizującym, zaś niebezpieczne dla człowieka jest promieniowanie jonizujące. Główne rodzaje promieniowania jonizującego to:

Promieniowanie, jeśli nie mówimy o tym naturalnym, będącym częścią życia na ziemi od bardzo długiego czasu, bywa przebiegłym wrogiem, czego przyczyną jest prosty fakt: nie widać go.

Ludzkość, poza przypadkiem ataków na Hiroshimę i Nagasaki, nie miała możliwości doświadczenia tego bardzo specyficznego stanu, aż do feralnego dnia 26 kwietnia 1986 roku, gdy w wyniku źle przeprowadzonych testów reaktora powiązanych z wadami konstrukcyjnymi, blok czwarty czarnobylskiej elektrowni eksplodował i uwolnił do atmosfery gigantyczne ilości promieniowania. To właśnie niewidzialność tej śmiercionośnej siły sprawiała, że gdy w końcu doszło do ewakuacji przylegającego do elektrowni miasta Prypeć, jego starsi mieszkańcy wieścili spisek. Nie było widocznego wroga, na ulicach nie szalały czołgi, w tle nie świszczały kule karabinów. Dla tych, którzy pamiętali jeszcze okres niemieckiej inwazji, cała sytuacja wydawała się dosyć podejrzana. Nie wiedziano jeszcze wtedy, że promieniowanie występujące po awarii reaktora atomowego działa zupełnie inaczej aniżeli uderzenie fali bomby atomowej zrzuconej na japońskie miasta.

Jakie promieniowanie mierzy się podczas wizyty w Czarnobylu i jak czytać jego wysokość? 

Na czas pobytu w Czarnobylu warto zaopatrzyć się w tak zwany licznik Geigera (pełna nazwa: Geigera-Mullera), który mierzy fale promieniowania alfa, beta i gamma. Podczas naszego pobytu używaliśmy licznika dostarczonego nam przez ukraińską stronę, lecz nasz francuski towarzysz podróży na bieżąco porównywał wyniki na swoim, atestowanym we Francji, urządzeniu. Gwoli ścisłości, jego urządzenie pokazywało odrobinę niższe odczyty niż nasze.

Poziom napromieniowania odczytywaliśmy za pomocą jednostek miary zwanych Siwertami. Jest to jednostka duża, gdyż już dawka 1 Siwerta może spowodować u człowieka chorobę popromienną, dlatego też dzieli się ją na mniejsze jednostki, które wyświetlane są na liczniku Geigera.

Dane wyświetlane na urządzeniu, którym posługiwaliśmy się na terenie czarnobylskiej zony, przedstawiają wartości właśnie w mikrosiwertach (µSv) na godzinę, czyli w najprostszym tłumaczeniu wskazują ilość napromieniowania, które otrzymuje nasze ciało, gdyby godzinę stało w miejscu, w którym dokonujemy odczytu.

Organizatorzy wyjazdów do Czarnobyla zapewniają, iż w ciągu jednego dnia w strefie człowiek przyjmuje do siebie łączną dawkę promieniowania w wysokości 2,2 µSv, czyli 0,000002 (dwie milionowe) dawki niebezpiecznej dla zdrowia i życia. Promieniowanie w większości zony waha się w większości od 0,25 do 1,5 µSv na godzinę, choć w wielu miejscach przyjeżdżający na miejsce turyści, otrzymują „powodującą dreszczyk emocji” skalę między 3 µSv a 15 µSv. To jest ten rozrzut, gdy wszystkie żółte urządzenia niemiłosiernie wyją nawołując do odwrotu.

Dla porównania jak mała jest dawka promieniowania, którą otrzymuje się w Czarnobylu, warto przytoczyć kilka przykładów poziomu promieniowania:

A teraz coś, co najbardziej może przekonać tych, którzy mnie znają i wiedzą, że codziennie spalam paczkę papierosów:

Zaledwie dwie i pół paczki papierosów wystarcza więc, aby napromieniować się do poziomu pobytu w czarnobylskiej zonie. Poznajmy jeszcze kilka innych przykładów:

Banalna prawda o wyjazdach do Czarnobyla jest taka, że legalne wyjazdy do zony są zawsze zorganizowane, zawsze zatwierdzone i kontrolowane i zawsze bezpieczne. Przebywając na miejscu porusza się po wyznaczonych trasach, które sprawdzone zostały pod kątem bezpieczeństwa. Nawet jeśli w którymś momencie licznik Geigera zwariuje i zacznie wskazywać ogromne pomiary, nie ma powodu do tego, by uciekać w panice, jak robią to różni bohaterowie-odkrywcy na youtubowych kanałach, gdyż trwająca kilka sekund ekspozycja na obecnie panujące tam promieniowanie, w zupełności nie zagraża człowiekowi. Poza tym, nie warto uciekać, promieniowanie to nie żywy organizm, który będzie za nami gonić.

Jest kilka prostych zasad bezpieczeństwa, które przedstawiane są wszystkim uczestnikom wycieczek, których warto się trzymać podczas przebywania w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia:

Tak czy inaczej, przy wyjeździe z czarnobylskiej strefy przechodzi się przez dwie bramki w dwóch różnych checkpointach. Wspomniane urządzenia odpowiedzialne są za wykrywanie poziomu napromieniowania w ciele i na ubraniach wszystkich odwiedzających strefę. W razie nadmiernego napromieniowania ubrań, są one konfiskowane i niszczone. Co charakterystyczne, jeszcze nigdy w historii turystycznego ruchu w zonie, nie było takiego przypadku.

Edit 2018: Pan Maciej Łuczkiewicz był miły przesłać uwagi odnośnie tekstu, które moim zdaniem są świetnym jego uzupełnieniem, dlatego chciałbym w całości je przytoczyć i podziękować Panu Maciejowi za merytoryczny wkład w temat:

Promieniowanie niejonizujące jest również bardzo szkodliwe. Wszystko zależy od długości fali i przeniesionej energii, podobnie jak przy promieniowaniu gamma czy rentgenowskim. Ultrafiolet potrafi być w dużej dawce równie zabójczy jak przebywanie przy otwartym reaktorze, podobnie mikrofale. W mniejszych dawkach powodują oparzenia skóry i rogówki, a ze skutków długotrwałego przyjmowania małych dawek – zaćmę i nowotwory skóry. Ani UV ani promieniowanie mikrofalowe nie są jednak promieniowaniem jonizującym. Warto więc może zwrócić na to uwagę.

Druga uwaga to akapit o liczniku Geigera. Raz że mało który jest w stanie zmierzyć alfę, a dwa – promieniowanie alfa i beta to nie są fale elektromagnetyczne tylko strumienie cząstek, nie można więc o nich pisać jako o falach alfa i beta.

Trzecia uwaga to promieniowanie rentgenowskie – od promieniowania gamma różni się długością fali i energią, ale jest w podobnym stopniu przenikliwe i szkodliwe i w podobnym stopniu pochłaniane przez beton czy ołów. W dodatku oba te typy promieniowania częściowo pokrywają się ze sobą długością fali i tylko źródło promieniowania decyduje czy są to promienie gamma czy X. Po prostu rzuciło mi się w oko, ze akurat promieniowanie rentgenowskie jest opisane jako „bardzo szkodliwe” a o wiele od niego groźniejsze promieniowanie alfa czy beta (mające o wiele wyższy współczynnik wagowy promieniowania i dające znacznie wyższy równoważnik dawki pochłoniętej) zdają się być całkiem bezpieczne, bo zatrzymuje je kartka papieru czy blacha. Myślę że warto również wspomnieć o promieniowaniu neutronowym, które miało duży wpływ na osoby przebywające w bezpośrednim pobliżu uszkodzonego reaktora.

Między bombardowaniem Hiroszimy i Nagasaki, a wypadkiem w Czarnobylu – ludzkość miała wiele okazji zetknięcia się z szkodliwym promieniowaniem jonizującym pochodzenia sztucznego, gdzie częstokroć ilość poszkodowanych była większa niż w Czarnobylu. Tu już podam jedynie kilka haseł – manewry Snieżok i kilka podobnych ćwiczeń w ZSRR i w mniejszym stopniu w USA, test Castle Bravo i jego skutki dla okolicy, pożar w Windscale, katastrofa Kysztymska. Czarnobyl był jedynie pierwszą tak poważną katastrofą w cywilnej elektrowni jądrowej.

Ostatnia sprawa to dawki pochłonięte, a własciwie dwie ostatnie z nich.

8 Sv na całe ciało nie zabije od razu. Śmiertelne ofiary awarii w Czarnobylu otrzymały od 8 do nawet 25 Sv i nie umarli od razu, nawet z początku całkiem nieźle się czuli. Przykładowo – Akimow – 16 Sv, Leleczenko – 25 Sv. Ci co dostali takie dawki umarli dopiero po czasie od kilkunastu dni do kilku miesięcy. Ofiara innego wypadku jądrowego – Louis Slotin – po otrzymaniu 21 Sv w ciągu sekundy (!) zmarła dopiero po 9 dniach po wypadku.

25 Sv podane jako natężenie promieniowania 5 minut po wypadku w bezpośredniej bliskości reaktora. Może ja źle rozumiem to zdanie, ale powinno podać się natężenie promieniowania w jakiejś jednostce czasu, np. Sv/h. Chyba że zdanie mówi, że taką dawkę dostawało się przez 5 minut przebywania w bezpośredniej bliskości reaktora, ale to jasno z tego zdania nie wynika

Ci którzy się bali, dalej się boicie? 

O moich pierwszych refleksjach po pobycie w czarnobylskiej zonie przeczytacie w poniższym tekście:

W związku z pytaniami czytelników o wyjazd do Czarnobyla przypominam, że jest to miejsce, do którego nie podróżuje się indywidualnie. Wszystkie wycieczki są wycieczkami zorganizowanymi i realizowanymi wraz z przewodnikami. Taką wycieczkę możecie zarezerwować chociażby przez tutaj przez ChernobylStory.com

Exit mobile version