Site icon Wojażer

Persepolis. Wśród ruin stolicy antycznej Persji

Processed with VSCO with a1 preset

oszałamiających, już prawie w ogóle niewiosennych promieniach słońca, wkraczaliśmy do miejsca, które było świadkiem historii największej. Aby do niego dotrzeć, przemierzaliśmy bajkowe krajobrazy wzdłuż drogi łączącej Isfahan z Sziraz, wspinaliśmy się na niezwykłe wysokości raz po raz przekraczając kolejne elementy łańcucha gór Zagros. Na miejscu zupełnie już letnie temperatury spowalniały nas, idących w letargu, dopiero co wyrwanych z wiosennego i chłodnego jeszcze Isfahanu. Dotarliśmy do prawdziwego serca Persji, do miejsca, z którego wywodzi się wszystko, co w tej krainie najważniejsze, łącznie z jej nazwą. Prowincja Pars, niemożliwa do wymówienia przez Arabów nieznających litery 'p’ i dlatego też nazywana Fars, jest miejscem narodzenia i upadku jednocześnie, krainą pasjonujących dziejów, które definiują tą krainę po dziś dzień.

Równie piękne słońce roztaczało się nad całą prowincją, gdy w połowie października 1971 roku ostatni szach Iranu, Reza Shah Pahlavi, postanowił zwrócić oczy świata na jego kraj, i pokazać wszystkim, tak w domu, jak i poza, że Iran to kraj potężny, ale też bogaty w kulturę i historię. Jak głosi legenda powtarzana przez Irańczyków, amerykańscy pracownicy wielkich firm przebywający na miejscu za czasów szacha, powszechnie żądali dodatków za pracę w „dzikim kraju”, jak zwykli mówić o Iranie. Tak bardzo poirytowało to Rezę Pahlaviego, iż postanowił pokazać całemu światu, że jego kraj daleki jest od dzikości. Pahlavi wiedział, że może sobie pozwolić na każdą formę ekstrawagancji. Petrodolary bez przerwy zasilały budżet kraju, który modernizował się na potęgę. Mimo to w odczuciu jego mieszkańców, nadal nie robiono wystarczająco, by poprawić los zwykłych ludzi. W społeczeństwie narastało niezadowolenie, zaś coraz większe wpływy zaczynali mieć mułłowie, szyiccy duchowni, władcy dusz tych, którym nie było po drodze z ekipą szacha.

***

Przez setki lat miejsce to wegetowało w zapomnieniu, przysypane tonami piachu, już prawie niewidoczne, nie przemawiało do wyobraźni ludu. Wielokrotnie niszczone, prawie nie pamiętało czasów swojej świetności, gdy przez krótki okres czasu panowania dynastii Achemenidów, było stolicą jednego z największych imperiów świata. Jego władcy, założyciel Persepolis – Dariusz I oraz Xerxes, władca, który rozbudował to miejsce i uczynił je wręcz bajeczną oazą dla imperialnej władzy, to nazwiska, które historia wspomina niejednokrotnie. Dariusz, potężny imperator, król królów, szachinszach, był gorliwym wyznawcą jednej z pierwszych religii monoteistycznych – Zaratusztrianizmu, w moich czasach szkolnych zwanego jeszcze Zoroastryzmem. Był też niezwykle sprawnym administratorem i zdolnym dowódcą, który konsekwentnie podbijał narody od Grecji i Egiptu aż po Indie. Xerxes z kolei znacznie rozbudował Persepolis, które było ceremonialną stolicą kraju. Tylko ceremonialną. Zwykli ludzie mieszkali w miejscowościach rozsypanych po całej prowincji Fars, zaś w tym szczególnym, niezwykle bogatym miejscu, mieszkał tylko on – król królów. Czasy świetności nie trwały jednak długo. Po dwustu latach bycia najbogatszym miastem Ziemi, w 330 roku przed Chrystusem, zdobył je młody Macedończyk – Aleksander Wielki. Pomimo niechęci, postanowił zniszczyć Persepolis w akcie zemsty za zniszczenie ateńskiego Kapitolu. Greccy bogowie żądali zemsty, która została dopełniona.

***

Stojąc na szerokim placu, do którego prowadzi długa i ozdobiona drzewami droga, widać ruiny, które nabierają pięknych barw złotej godziny, ulubionego czasu każdego fotografa na chwilę przed zachodem słońca. Wokół tłumy lokalnych turystów. Irańczycy uwielbiają spędzać czas na świeżym powietrzu, a dzień wolny, w dodatku jeden z tych niezwykle przyjemnych po niedawno pożegnanej, raczej chłodnej zimie, przyciągnął do Persepolis wielu. Odrobinę żałowałem, iż nie wybraliśmy innej okazji. Poza piątkiem, dniem w Iranie wolnym, ponoć ruch na miejscu jest niewielki. Są i takie dni, gdy można mieć wrażenie, iż miejsce to zostało zarezerwowane tylko dla nas. Coś zupełnie nie do pomyślenia w miejscach takich jak na przykład Angkor Wat – pomyślałem.

Persepolis znajduje się na swoistym ogromnym tarasie, do którego dotarliśmy wchodząc po ogromnych rozmiarów schodach. Stając na górze, docieramy od razu do jednego z symboli dawnej perskiej stolicy. Brama Wszystkich Narodów robi niesamowite wrażenie, jakie musiała więc robić na ludziach żyjących dwadzieścia pięć wieków temu? Bramy strzegą uskrzydlone byki z ludzkimi, brodatymi głowami, zaś inskrypcje na budowli informowały przybywających, że dzieło to powstało na zlecenie Xerxesa. Poznalibyśmy ich twarze, gdyby nie Arabowie, którzy przyleźli do nas, podbili nas i narzucili nam swoją religię – powiedział wyraźnie nieprzepadający za sunnickimi sąsiadami Ali – Zawsze przeszkadzały im te twarze ludzkie, te obrazki, te rzeźby. Niszczyli, niszczą i niszczyć będą, jak ci szaleńcy z ISIS w Iraku! Dobrze jest być szyitą, przynajmniej nie mamy takiego bzika na tym punkcie! – skwitował żartobliwie. Wciąż imponującą bramą wkraczaliśmy do dawnej stolicy Persji.

Dariusz zbudował swój najwspanialszy budynek na zachodniej stronie tarasu. Pałac Apadana to nie tylko ruiny i pozostałości kolumn czy rzeźb niezwykle kunsztownie wykonanych. To przede wszystkim niezwykłe płaskorzeźby, które opowiadają historię króla królów. Główny hall pałacu służącego formalnym audiencjom ma kształt kwadratu, którego każdy bok ma sześćdziesiąt metrów. Ogromne zadaszenie tego budynku wspierały siedemdziesiąt dwie kolumny, z których do dziś pozostało jedynie trzynaście. Niezwykłe są reliefy okalające pałac. Przedstawiają one ludzi, poddanych, przedstawicieli różnych społeczności, którzy idą złożyć pokłon swojemu władcy. Po twarzach, rodzajach zarostu, włosach, cechach anatomicznych, poznacie, skąd idą Ci ludzie. – mówił Ali – Tutaj widać, że idą Ormianie na przykład. Po czym? – pytam zdziwiony – Nie pytaj, my od razu rozpoznajemy Ormian! – zażartował Ali. Ludzi ludów afrykańskich łatwo rozpoznać, podobnie jak tych pochodzących z Azji Środkowej. Te płaskorzeźby były chyba moimi ulubionymi elementami tego, co pozostało na miejscu, gdyż z niezwykłą precyzją oddawały one wygląd ówczesnych ludzi oraz ich kulturę. Na szczęście Arabom nie chciało się niszczyć wszystkich twarzy – dodał Ali – Zniszczyli te największe i sobie poszli. Lenie! 

Za dwa tygodnie będziemy świętować Nowruz, nowy rok perski – powiedział Ali wskazując na część płaskorzeźby na ścianie pałacu – ta scena jest właśnie przedstawieniem nowego roku. Waleczny byk, który jest symbolem księżyca przegrywa walkę z lwem, symbolem słońca, znakiem, że nadchodzi wiosna, a tym samym nowy rok. Długo spoglądaliśmy jeszcze na kunsztowne płaskorzeźby analizując ich najmniejsze elementy i dyskutując o wspaniałości kultury Perskiej. W głosie Alego czuć było dumę ze swojego kraju. Irańczyk, choćby nie wiem jak był krytyczny w stosunku do władz swojego kraju, nigdy nie powie nic złego o samej ojczyźnie.

***

W październiku 1971 roku oczy świata spoglądały na Iran. Władze wszystkich państw świata miały być świadkami ponownego narodzenia imperium, odrodzenia Persji. Przygotowania do obchodów trwały dekadę, potrzebne były bowiem nowe drogi, lotniska, cała infrastruktura miała być po prostu na najwyższym poziomie. Jednak to, co miało wznieść odradzające się imperium na wyżyny, tak naprawdę przyczyniło się jedynie do jego upadku. Najgłośniej grzmiał Chomeini mówiący o festiwalu diabłów. Inni punktowali marnotrawstwo pieniędzy, opowiadali o luksusowych namiotach będących domem dla prawie sześćdziesięciu monarchów z całego świata, w których łazienki wykonano z marmuru. Wykwintne jedzenie dla gości transportowano zaś z paryskiego Maxims. O ile świat zobaczył wtedy Iran, który rzeczywiście nie jest trzecim światem, w narodzie narastało niezadowolenie. Powoli wzbierało przez lata, aż do chwili, gdy fala rewolucji islamskiej zmiotła Rezę Pahlaviego i jego rządy z powierzchni ziemi. Podobnie marzenia o wiecznym i potężnym imperium perskim zmiótł ponad dwa tysiące lat wcześniej Aleksander Wielki. Płomienie trawiły bajeczny pałac i mimo tego, że zbudowany on został z kamienia, uległ totalnej destrukcji. Głównym powodem były drewniane stropy i wszelkie inne łatwopalne elementy konstrukcji. Ogromna temperatura topiła wszystko, zaś walące się elementy uszkadzały kamienne części konstrukcji, które odpadając, naruszały kolejne, i tak dalej, i tak dalej, klasyczny efekt domina dopełnił zniszczenia. Do historii przechodziła także najpiękniejsza, wzniesiona najwyżej, część kompleksu – Pałac Tachara, którego bramy wciąż prezentują się wspaniale.

Tym, co przyciągnęło mnie do Persepolis najbardziej, była pewna mityczna aura otaczająca to miejsce oraz sposób, w jaki mój umysł łączył słowo Persepolis z dobrze znanymi mi obrazami kultury. O ile prawdziwa antyczna historia, która zapisała się na kamieniach tego kompleksu, który UNESCO wpisało na światową listę dziedzictwa w 1979 roku, jest interesująca sama w sobie, o tyle bardziej interesujące są obrazy medialne. 300 – dobrze znana wszystkim filmowa adaptacja komiksu Franka Millera, to niezwykle plastyczna wizja wojen, które przez wieki toczyli między sobą Grecy i Persowie. O ile Spartanie broniący Grecji pod Termopilami wydawali się niezwykle ludzcy, choć przy tym także niezwykle mocarni, o tyle napierające siły Persji przedstawione zostały jako totalnie magiczna siła napierająca z dalekiego orientu, pełna niezwykłych dywizji walczących na słoniach i niemalże posiadająca boskie moce. Słowo Persja zaczęło drążyć swoje dojścia do mojego umysłu po tym filmie. Jednak jakiś czas później zobaczyłem coś jeszcze bardziej ciekawego – Persepolis – animowany film w reżyserii Vincent’a Paronnauda i Marjane Satrapi oparty na autobiograficznej powieści autorstwa Satrapi. To dzieło opowiada o Iranie w taki sposób, że nawet ktoś niezainteresowany tym regionem, czuje niedosyt i zaczyna drążyć. Zacząłem i ja. Tak rozpoczęło się moje pragnienie odwiedzenia tego miejsca, którego symbolem są gryfy zlokalizowane tuż za Bramą Wszystkich Narodów. To mityczne zwierze o ciele lwa i głowie oraz skrzydłach orła pojawiło się w tym regionie świata już 3000 lat przed Chrystusem i jako wyobrażenie mityczne rozprzestrzeniało się przez Egipt i Grecję aż do całej Europy, gdzie stało się częstym motywem zdobienia architektury.

Na koniec wizyty w Persepolis warto wspiąć się na wzgórza, u stóp których położona jest antyczna stolica Persji. Z punktu, w którym znajdują się grobowce królewskie, roztacza się najlepsza panorama na ruiny miasta.

Czytałem gdzieś ostatnio opinię, że jeśli cena za wejście zostanie kiedyś podniesiona do piętnastu dolarów, nie będzie warto tam pojechać. W rzeczywistości ceny za wejścia do różnego typu atrakcji zostały podniesione w Iranie jakieś dwa lata temu i tylko w stosunku do obcokrajowców – przypadek podobny do Indii. Ceny za wejście, które publikuje ostatnia edycja przewodnika LP nijak mają się do rzeczywistości, i wiele miejsc w Iranie jest niewartych pieniędzy, które trzeba wydać na ich odwiedzenie. Nie dotyczy to Persepolis. W mojej opinii naprawdę warto tutaj przyjechać. Dla niektórych będzie to tylko kupa gruzów, niektórzy po prostu nie lubią ruin, dla innych, szczególnie dla tych z wielką wyobraźnią, będzie to niesamowita wyprawa w przeszłość.

O cenach i wejściówkach w Iranie powstanie osobna historia, a tymczasem przed nami miasto, które często jest tylko przystankiem dla odwiedzających Persepolis. Nam zaimponowało jednym bardzo specyficznym meczetem oraz wspaniałymi pamiątkami, które stamtąd przywieźliśmy. Już wkrótce Sziraz, miasto poetów!

Exit mobile version