Site icon Wojażer

Wilno. Dlaczego stolica Litwy to jedno z naszych najciekawszych odkryć

Przelotne, listopadowe noce nie służą poznaniu nowych miejsc, w szczególności miast. Wymarłe, ciemne, mokre i zimne ulice odstraszają od eksplorowania. Kilkanaście godzin spędzone w tym miejscu wiele lat temu zdawało się zaspokajać głód zaliczenia. Pomimo krótkiego pobytu pozostał niedosyt, dziwne uczucie, że nie tak to miało być.

Lata szalonych, często dalekich podróży, mijały, a miasto pozostawało jedynie zaliczonym punktem do czasu, gdy pojawiło się zaproszenie na pewien szczególny, letni festiwal odbywający się przy okazji wielkiego święta narodowego. Tak dotarło do nas zaproszenie do poznania miasta, które z racji bliskości, swojskości, współdzielonej historii, z wielu przyczyn, nie stanowiło najwyżej położonego punktu na mapie planowanych wojaży.

Nie chcę zaczynać opowieści o litewskiej stolicy od napisania przewodnika. Znajdziecie ich wiele w sieci, wkrótce także na tej stronie. Każdy przedstawia swój inny punkt widzenia, a tym samym wnosi coś do ogólnego zasobu wiedzy na temat miejsca. Dziś chciałbym jednak poprowadzić Was przez opowieść o tym, jak Wilno niezwykle pozytywnie zaskoczyło nas podczas niedawnej podróży i o tym, co sprawia, że można uznać je za jeden z najciekawszych kierunków podróży w stylu slow life.

Litwa. Niewielki, europejski kraj położony nad Bałtykiem, to trudny orzech do zgryzienia dla Polaków. Ostanie pogańskie państwo Europy, które przyjęło chrzest czterysta lat po Polakach, wkrótce związało się z nami w wielowiekową unię. Tworzyliśmy wspólnie największe państwo Europy, jedyne, które położyło Rosję na kolana i jedno z wielu, które Rosja następnie podbiła i wcieliła w swoje imperium. Historia Litwy bywa skomplikowana dla Polaków, gdyż nasze narracje przenikają się i choć czasami są dwiema różnymi historiami, w gruncie rzeczy opowiadają te same dzieje.

Ta sama, trudna nieraz historia, przedstawiona przez Polaków i Litwinów komuś spoza naszego obszaru historyczno-kulturowego, zdaje się czymś zdecydowanie zbyt skomplikowanym do zrozumienia. Przynajmniej dla tych leniwie usposobionych.

„Litwo, Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie; Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie; Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.” – początek inwokacji zna każdy Polak. Zna ją także każdy Litwin.

To, że w jednym z najważniejszych zdań nauczanych w polskich szkołach, znajduje się nazwa innego kraju, dla wielu obcokrajowców stanowi wystarczający powód, aby nie zagłębiać się za nadto w skomplikowaną jak zawsze, historię Europy Środkowej oraz wspólne dzieje naszych dwóch państw. Wtedy ochoczo spoglądają na współczesność, aby ugryźć ten nadbałtycki kraj i umieścić go gdzieś w swoim katalogu wspomnień.

No właśnie, czym Litwa była, uczono nas w szkole i zapewne wielu z nas potrafi opowiedzieć nasze wspólne dzieje od Bitwy pod Grunwaldem po międzywojnie, kiedy wszelkie pozytywne relacje legły w gruzach po siłowym zajęciu Wileńszczyzny przez wojska Rzeczypospolitej.

Patrząc w przyszłość bardziej niż w przeszłość, zastanówmy się, czym jest Litwa oraz jej stolica dziś i czy w ogóle w jakikolwiek sposób znamy swoich sąsiadów, naszych historycznych braci?

Aby poznać dzisiejszą Litwę, kraj, który zamieszkuje tyle osób, ile Warszawę i Kraków razem wzięte, wybraliśmy się z Magdaleną do stolicy kraju, Wilna, aby przez kilka dni obserwować współczesne życie jej mieszkańców, rytm miasta, nastroje, a także po prostu po to, aby zwiedzić je mniej lub bardziej utartymi szlakami.

Wilno to miasto pełne historii. Wystarczy zapytać kogokolwiek napotkanego na ulicy. Usłyszycie legendę o żelaznym wilku śpiącym na wzgórzu Giedymina, o pięknej Barbarze Radziwiłłównej, przez którą król Polski i Wielki Książe Litewski Zygmunt II August prawie porzucił koronę, czy o Napoleonie, który zachwycał się kościołem św. Anny. Historię – tę trochę nowszą – dzieli także Wilno oraz cała Litwa z Polską. Oba kraje przez lata po wejściu do Unii straciły ogrom swojej populacji, która wyemigrowała na Zachód. O ile w prawie czterdziestomilionowej Polsce nie dało się tego tak bardzo odczuć, o tyle w kraju o małej populacji, jest to widoczne jak na dłoni.

Stolica kraju mająca oficjalnie ponad pół miliona mieszkańców, nieoficjalnie zamieszkana jest dziś przez jakieś czterysta pięćdziesiąt tysięcy. Ta niewielka liczba, nawet powiększona o turystów tłumnie przybywających do miasta w sezonie, sprawia, że Wilno odbiera się zupełnie inaczej aniżeli większość europejskich stolic. W żadnej innej stolicy nie spotkaliśmy się z taką ilością architektonicznego i kulturowego piękna połączonego z tak niesamowitym spokojem.

Absolutny brak przepychania się, stania w tłumie, oczekiwania w kolejce, stania w korkach, i to nawet w dniu największego litewskiego święta, kiedy z całego świata zjeżdżają się Litwini, aby znów być razem. Tych żyjących poza krajem jest półtora miliona.

Wilno zachwyca spokojem, czystym powietrzem, ogromem zieleni oraz piękną, średniowieczną starówką. W tej z kolei stare miesza się z nowym – współczesne życie kwitnie nieprzerwanie od upadku Związku Radzieckiego.

Przy okazji odrywania się Litwy od ZSRR, świat był świadkiem jednego z najbardziej niesamowitych wydarzeń we współczenej historii. 23 sierpnia 1989 roku dwa miliony obywateli Litwy, Łotwy i Estonii utworzyło ludzki łańcuch rozciągający się przez wspomniane trzy kraje. Protest przeciwko podziałowi tej części Europy dokonanego przez pakt Ribbentrop-Mołotow, był początkiem drogi Litwy do niepodległości. Ogłosiła ją 11 marca 1990 roku.

Dziś, prawie trzydzieści lat później, Wilno opowiada historię powrotu na europejskie łono, powrotu pięknego, dobrze zorganizowanego, przemyślanego oraz wyczekiwanego przez dziesięciolecia obcego ucisku.

Jakie jest Wilno?

Według europejskich badań, Wilno to najszczęśliwsza stolica Starego Kontynentu. Jej mieszkańcy są zadowoleni z życia w swoim kompaktowym, kameralnym mieście, które nigdy się nie spieszy. I tą radością z życia chcą się dzielić z tymi, którzy przyjeżdżają poznać to niezwykłe miejsce.

W przeciwieństwie do na przykład Rygi, którą odwiedziliśmy jakiś czas temu czy Krakowa, w którym przebywamy na co dzień, centrum Wilna nie stało się skansenem przeznaczonym tylko i wyłącznie dla turystów. Urokliwe uliczki barokowego miasta pełne są kawiarni, restauracji, księgarni, sklepów z wytwarzanymi na Litwie produktami oraz galerii sztuki czy rękodzieła. W mieście panuje niezwykły porządek. Trudno dostrzec gdziekolwiek walające się śmieci, choć czasami równie trudno znaleźć najbliższy kosz. Jakimś cudem największe miasto kraju nie ulega zaśmieceniu. Mało tego, ilość zieleni w której dosłownie topi się miasto, jest godna pozazdroszczenia. To z kolei przekłada się na dobrą jakość powietrza i przyjemny klimat, szczególnie latem, gdy przyzwyczajamy się do tego, że większość Europy skąpana jest w upałach.

Jest to także miasto bezpieczne, które sprawia wrażenie, jakby było stolicą wysepki położonej po środku spokojnego oceanu. Nie jest, z obu stron kraj otacza Rosja. A jednak przez kilka dni spędzonych w stolicy spotkaliśmy może dwóch policjantów. Mało tego, żaden budynek rządowy, do którego podchodziliśmy, łącznie z pałacem prezydenckim, nie posiadał jakiekolwiek zewnętrznej obstawy. Oaza w sercu Europy?

Można jednak na swój sposób zmylić siebie samego oraz innych wpadając w całą tą spokojną atmosferę miasta. Pomimo tego, że Litwę opuściło sporo ludzi, którzy wybrali się na Zachód w poszukiwaniu lepszego jutra, ci, którzy pozostali, a nadal jest ich wielu, ambitnie podchodzą do rozwoju siebie i swojego miasta. To zaś przeżywa swoją drugą młodość.

Wilno chwali się najszybszym publicznym internetem na świecie. Jest tak sprawny, że gdy wyjeżdżają w świat, narzekają na prędkość połączenia w miejscach, które odwiedzają. Założenie firmy na Litwie zajmuje trzy dni i ten ruch w biznesie to jeden z elementów, które ożywiają miasto. Międzynarodowe firmy utworzyły w w ciągu ostatnich pięciu lat ponad osiem tysięcy miejsc pracy, jednak młodzi ludzie często biorą sprawy w swoje ręce. Zakładanie swoich firm czy freelancing to rzeczy zupełnie normalne i niebudzące strachu oraz niepewności o jutro. Sporo dzieje się w sektorze IT oraz telekomunikacyjnym, które prężnie rozwijają się na Litwie, która wyróżnia się na tym tle pośród trzech krajów bałtyckich. Podobnie sprawa ma się jeśli chodzi o branżę  FinTech. Znane marki innowacyjne z tej kategorii inwestują w mieście ze względu na dobry klimat rządowych agend, które wspierają przedsiębiorczość i innowacje. Wszystko to skutkuje tym, że Litwa jest pośród 20 najbardziej przyjaznych biznesowi krajów świata.

Nie samą pracą i biznesem człowiek jednak żyje. Wilno to miejsce, gdzie kreatywność ujawnia się we wszystkich dziedzinach życia. Ostatnie kilka lat to rozwój miejsc kulinarnych oraz wydarzeń kulturalnych i artystycznych. Stolica dosłownie kwitnie. Od sztuki ulicznej, przez renomowane galerie sztuki i muzea aż po scenę muzyczną.

Pierwszego pełnego dnia stolica Litwy przywitała nas prawdziwą fiestą. Wielkie święto, kontynuacja obchodów stulecia niepodległości, które ściąga do miasta Litwinów z całego kraju i świata, było dobrą okazją do obserwacji dumy narodowej naszych sąsiadów. Song and Dance Festival to wydarzenie odbywające się co cztery lata i gromadzące wszystkich przybyłych gości wokół esencji litewskiego folkloru. Na miejscu, w najlepsze bawili się wszyscy: od dzieci po weteranów, od polityków (w tym głowy państwa) do zwykłych pracowników.

Tuż przed 21:00 opuściliśmy teren koncertu, aby wrócić do centrum, gdzie nad brzegiem rzeki Wilii zgromadziły się tysiące mieszkańców miasta w oczekiwaniu na jedną z najpiękniejszych świeckich tradycji, jakie spotkałem w naszym regionie. Co roku 6 lipca o godzinie dziewiątej wieczorem, gdziekolwiek się jest, cokolwiek się robi, z kimkolwiek się przebywa – wszyscy Litwini wstają, by zaśpiewać hymn.

Tak właśnie Wilno otwierało przed nami bramy do poznania siebie, szczególnie przez pryzmat ludzi, ich tradycji, ich spojrzenia na miasto, a także przez sztukę i kulturę, którą tak cenię. O tym, jak spędzić czas w stolicy Litwy oraz co zobaczyć i czego doświadczyć, przeczytacie już w kolejnym wpisie.

Litewski historyk Alfredas Bumblauskas, którego świetna pozycja ukazała się jakiś czas temu w Polsce („Wielkie Księstwo Litewskie. Wspólna historia, podzielona pamięć”), wierzy w teorię kontynuacji czterech miast. Praga, Kraków, Wilno i Lwów. Według niego te cztery miejskie ośrodki łączy tak wiele, że ktoś pochodzący z któregoś z tych miast, czuje się w pozostałych jak u siebie. Być może to sprawia, że powróciłem do Krakowa (małego, wielkiego miasta) z tak dobrymi wspomnieniami z tej małej, wielkiej stolicy.

Wybierasz się do Wilna? Przeczytaj koniecznie wielki przewodnik po stolicy Litwy:

Wilno odwiedziliśmy na zaproszenie biura promocji miasta

Exit mobile version