Site icon Wojażer

Chińczycy płacą za to, aby we współczesnym lustrze zobaczyć swoją przeszłość

W całych Chinach jest ich masa – małe wioski, które zakonserwowały przeszłość. To kraina przeszłości, którą kiedyś próbowano wyrugować, z której potem wyśmiewano się spoglądając z perspektywy wielkich miast, zaś dziś uważa się za małe skarby, kapsuły czasu celebrowane z pietyzmem przez naród, w którym tęsknota za przeszłością idzie w parze z przyszłością dziejącą się tu i teraz.

O Chinach nie jest łatwo pisać, trudno też je do końca poznać i nawet pomimo ponad dziesięcioletniej znajomości, opisywanie Państwa Środka zdaje się zawsze być sztuką karkołomną. Jak bowiem pisać o kraju, który różnorodnością przypomina Europę, zaś wielkością lokuje się w czołówce największych państwa świata. Dzielą ów kraj języki, dialekty, rasy, narodowości, kultury. Łączy zaś jedno – niepodzielna władza Pekinu.

Paradoksalnie poprzez zbiorową autodestrukcję, w którą komunistyczne władze wepchnęły swój kraj, zdołały Chiny stać się tym, czym są dziś. Poprzez zniszczenie i całkowite wymazanie przyszłości, doszły to momentu, gdy będąc w rozkroku między współczesnością a przyszłością, z sentymentem spoglądają w przeszłość pielęgnując jej pozostałości.

Wspólny mianownik zapominania

Rewolucja Kulturalna. Nawet laik nieznający historii Chin i nieinteresujący się tym krajem, powinien znać ten termin. Z kulturą czy kulturalnością ma on niewiele wspólnego, jest zaś paradoksalnie, jednym z największych szaleństw, jakie wymyśliła ludzkość, dla uściślenia – jedna osoba, a której efektem było unicestwienie własnej kultury, tożsamości i przeszłości. Chińska dobra zmiana zmiotła przewróciła świat w stopniu, jaki da się porównać tylko do szaleństw bolszewizmu czy furii  kambodżańskich Czerwonych Khmerów. Oficjalnie rozpoczęła się w maju 1966 roku. Jej prawdziwym celem było usunięcie ze struktur partyjnych wszystkich ludzi niezgadzających się z polityką Mao Zedonga. W tak gigantycznym kraju z tak rozwiniętą strukturą partii jedynym sposobem na osiągnięcie zamierzonego efektu było rozpalenie radykalnego płomienia rewolucji w całym kraju. Bardzo szybko powstawały więc we wszystkich regionach tak zwanych Czerwonych Gwardii, które terroryzowały cały kraj. Szaleństwo rewolucji zaczęło gasnąć wraz ze śmiercią Mao w 1976 roku, zaś definitywnie zakończyło się wraz ze słynnym procesem „bandy czworga” (ludzi odpowiedzialnych za rewolucję i egzekwowanie szaleństw Mao) w roku 1979 roku.

Chen Xiaodong nie przepadał za rozmowami o tym okresie. Spuszczał głowę w dół i szybko wracał do czasów, gdy studiował język angielski na uniwersytecie. Chcąc zażartować, nie był w stanie ukryć smutku, który przebijał się przez jego głos. Gorycz rozlewała się po nim, gdy wspominał: Wtedy cała nasza nauka języka angielskiego polegała na ciągłym powtarzaniu Long live Chairman Mao! Pytany o więcej ucinał rozmowę tym samym stwierdzeniem za każdym razem, gdy w rozmowie schodziło się na temat rewolucji: W pewnym momencie powiedziano nam, studentom, że mamy wyjechać na wieś, na rok, czy dwa, aby od wieśniaków uczyć się ciężkiej pracy i szacunku dla ziemi oraz wytwarzania produktów potrzebnych do codziennego życia. Każdy z nas dostał przydział. Dobrze wspominam ten czas. Był trudny, ale nauczył mnie życia. Jako ideologiczny członek Partii Chen nigdy nie potrafił jednoznacznie skrytykować dekady z jego własnego życia, która przewróciła kraj i życie jego mieszkańców do góry nogami.

Jakie były skutki rewolucji kulturalnej? Z perspektywy materialno-historycznej, skutki były katastrofalne. Zniszczono wiele dzieł sztuki, przykładów wspaniałej architektury, przepadły dzieła pisane, meble, sztuka, zwoje, prawie milion osób straciło życie.

Jednak prawdziwym skutkiem rewolucji kulturalnej było to, co sprawiło, że dzisiejsze Chiny wyglądają tak, jak wyglądają – potrzeba wielkich reform i ekonomicznego odwrotu od czystego komunizmu.

Mao rozniecając ponownie płomień rewolucji, miał nadzieję na ugruntowanie komunizmu, ale także swojej władzy. Jedyne, co jednak władza pokazała, to absolutny brak kontroli nad chaosem, jaki zapanował w całym kraju.

Dzięki temu, najważniejszym skutkiem rewolucji kulturalnej, obok wielkiego zniszczenie wszystkiego, co stare, było pierwsze poważne spojrzenie ku temu co nowe. Przyszłość zaś miała smak reform, wielkich reform, które przekształciły Chiny w to, co możemy obserwować dzisiaj.

Wspólny mianownik skoku

Feniks ponoć rodzi się z popiołów. Chiny po Rewolucji Kulturalnej były jak ten feniks, który powoli unosił się nad zgliszczami zniszczonego kraju. Pierwsze poważne próby wyprowadzenia Chin z okresu szaleństwa podejmował premier Zhou Enlai, jednak prawdziwym ojcem chińskiego otwarcia na świat, ekonomicznym ojcem współczesnej CHRL, był Deng Xiaoping.

Nieważne, czy kot jest czarny, czy biały. Ważne, aby łowił myszy. / Nie należy myśleć, że gospodarka planowa oznacza socjalizm, a gospodarka rynkowa – kapitalizm. Nic podobnego. I to, i wszystko inne – to są tylko środki. Rynek może także służyć socjalizmowi. / Deng Xiaoping

Plusem całkowitego upadku na dno jest to, iż pozostaje już tylko od niego się odbić. W takiej sytuacji był tak Deng Xiaoping, jak i jego kraj. Polityk wielokrotnie poniżany i pozbawiany swoich stanowisk, po śmierci Mao zaproponował wielkie reformy i stał się niekwestionowanym przywódcą, którego reformy, kontynuowane potem przez wszystkich następców, wyciągnęły z potwornej biedy ponad 800 (!) milionów ludzi od roku 1978.

Współczesne Chiny nie są całkowicie wolne od biedy, jednak dzisiejsza bieda to często brak możliwości zakupu telewizora czy rowera w przypadku wielu gospodarstw wiejskich. Przed 1978 rokiem bieda była brakiem żywności, ciepła, ubrań i wszelkich podstawowych produktów życia codziennego.

Huang Jizhong często powtarzał tę sekwencję – to pewna umowa społeczna. Możliwość bogacenia się w zamian za polityczną ciszę. Deng był dobrym człowiekiem, bo pozwolił nam zarobić grosza, posiadać coś, bogacić się. Wy wiecie o tym i wiecie, co zrobił dla nas, ale zawsze musicie wypomnieć, że wyprowadził czołgi na ulice Pekinu, gdy protestowaliśmy na placu Tiananmen – to było zawsze jedyne, co mówił o swoim czasie spędzonym na głównym placu stolicy podczas wielkich, masowych protestów, które stłumiono w dniu, w którym w Polsce odbywały się pierwsze wolne wybory 1989 roku. Dodawał jeszcze żart, że dobre kiełbaski wtedy rozdawano na placu, po czym ucinał rozmowę.

Huang w mniejszym stopniu, ale praktycznie wszyscy jego przyjaciele, przez całość lat dziewięćdziesiątych i większość lat dwutysięcznych, koncentrowali się na chwalebnym bogaceniu się w myśl filozofii Deng Xiaopinga. W wielkim pędzie za świetlaną przeszłością pojawiło się jednak coś, co przedefiniowało wewnętrzny rynek Chin.

Tęsknota za starymi, dobrymi czasami i czarem Chin z przeszłości, przerodziła się w konkretną rynkową potrzebę. W miarę rosnącego posiadania, pojawiła się idea czasu wolnego a wraz z czasem wolnym, chęć jego spędzenia go w sposób, który ugasi pragnienie choćby chwilowego powrotu do wyimaginowanych „starych dobrych czasów”.

Masowa chęć niepamiętania o okrucieństwach Wielkiego Skoku, Wielkiego Głodu oraz Wielkiej Rewolucji Kulturalnej, sprawiały, że Chińczycy poszukiwali mitycznego, wyidealizowanego Państwa Środka, którego obraz zachowało jeszcze dosyć sporo miejsc ukrytych z dala od ośrodków politycznych przewrotów.

Wspólny mianownik wspominania

Éric-Emmanuel Schmitt stwierdził, że przeszłość nie jest krainą, którą tak łat­wo opuścić. Tęsknota współczesnych Chińczyków za utraconym światem, szczególnie tych Chińczyków, który nagły skok w przyszłość wyrwał z prowincji i przeniósł do fabryk i firm wielkich miast wschodniego wybrzeża, ale także mieszkańców gigantycznych metropolii, za tym, co trudno opuścić, nabrała na sile w czasie, gdy po okresie odbicia, przyszedł czas stabilizacji, a wraz z czasem stabilizacji, pojawiła się idea zorganizowanego odpoczynku.

Wiosek takich jak Guo Dong jest w kraju niezliczona ilość.

Coś, co kiedyś stanowiło trwały element krajobrazu, dziś stało się atrakcją dla mieszkańców metropolii zmęczonych widokiem nieskończonych miast  wzbijających się do nieba i hal fabrycznych rozszerzających granice ich miejscowości w nieskończoność. Uciekają do perełek wciśniętych między wzgórza, do miejsc, w których czas się zatrzymał i jakimś cudem zakonserwował, do miejsc, które tumult maoistowskich czasów w jakiś sposób oszczędził i pozostawił elementy starego porządku, który na stałe miał zniknąć z krajobrazu nowego, lepszego świata.

Spacerując po Guo Dong, czy każdej innej, klimatycznej wiosce, zaglądają do domów swoich pobratymców i z ciekawością obserwują życie, które tak bardzo różni się od tego obserwowanego w ich mieszkaniach rozrzuconych w dzielnicach-sypialniach wielkich miast. Widzą życie dyktowane przez pory roku, przez klimat i pogodę, przez poczucie wspólnoty i współpracy, która łączy owe niewielkie miejscowości. Widzą coś, co opowiada im historię ich własnej przeszłości, ugładzonej, bajkowej, pozbawionej najczarniejszych kart współczesnej historii.

Małe, weekendowe wycieczki, organizowane przez szkoły i zakłady pracy, które wysyłają autokary pełne dobrze ubranych ludzi z miasta do urokliwych zakątków swoich prowincji, stały się ważnym elementem turystyki wewnętrznej, która w Chinach rozwija się w dynamicznym tempie.

Wewnętrzny rynek wspomnień

Chińskie źródła rządowe podają, iż zagraniczny ruch turystyczny (ilość turystów z innych krajów) zmniejsza się stale od 2007 roku. Jest to wynikiem krachu gospodarczego na Zachodzie oraz powolnej rekonwalescencji zachodnich gospodarek. Na ten fakt nałożyło się wzmocnienie wartości chińskiej waluty oraz postępująca od lat inflacja, co sprawiło, że Chiny przestały być tak zwanym „tanim kierunkiem podróży” dla zachodnich turystów, którzy przekierowali się w stronę takich miejsc jak Tajlandia czy Wietnam. Jednocześnie, wraz ze spadkiem turystyki przyjazdowej, następuje rozwój turystyki wyjazdowej. Bogacący się Chińczycy dosłownie zalewają ulice najpopularniejszych europejskich miast. Spotkać ich można w dosłownie każdym zakątku świata i choć ludzie Zachodu z trudnością rozróżniają azjatyckie grupy spacerujące po ich miastach, współcześnie spokojnie można założyć, że mijają ich Chińczycy, nie zaś, jak jeszcze niedawno, Japończycy i Koreańczycy.

Obok przytoczonych powyżej zmian, gigantyczny rozwój przeżywa wewnętrzny ruch turystyczny.

South China Morning Post podaje: Turyści krajowi odbyli 344 miliony wycieczek po różnych atrakcjach na terenie kraju podczas minionych, tygodniowych świąt Chińskiego Nowego Roku.

Lee Weixiong często powtarzał: Praca jest w życiu ważna. Ważne są także pieniądze. Pieniądze są dzięki pracy, ale nie można ciągle tylko pracować i zbierać pieniądze, bo one są po to, aby lepiej żyć. Aby lepiej żyć należy czasami odpoczywać, a żeby dobrze odpocząć, należy czasami opuścić miejsce, w którym się ciągle przebywa. Dlatego od czasu do czasu szukam interesującego, spokojnego, klimatycznego miejsca, w którym wyobrażę sobie proste życie, które kiedyś wiedli moi przodkowie. Za wspomnienia też trzeba czasami zapłacić. 

Exit mobile version