Site icon Wojażer

Sztuka Podróżowania: Skąd brać pieniądze na swoje podróże?

Pieniądze, moi Drodzy, lubią ciszę. To pierwsza prawda, którą należy znać i raz na zawsze zapamiętać. To, że pieniądze szczęścia nie dają, to z kolei pierwsze kłamstwo, które wciska się tym, którzy ich nie mają. Może i pieniądze szczęścia nie dają, ale chyba trochę pomagają, a z pewnością nie przeszkadzają. Pieniądze, a szczególnie mówienie lub pisanie o nich, zawsze były drażliwym tematem, nie tylko w Polsce, ale też w innych krajach rozrzuconych na wielu kontynentach świata.

Nie, nie będę dziś ujawniać mojego zeznania podatkowego, nie powiem Wam, ile na podróże wydawaliśmy, bo nic to w ogólny dyskurs nie wniesie, poza tanią sensacją dla niektórych, dla innych zaś uśmiechem politowania, że i tak tanio. Perspektywa na sprawę jest różna, wedle powszechnie znanej zasady: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jednocześnie zupełnie rozumiem wszystkie te pytania, które wynikają z normalnej, ludzkiej ciekawości, oraz często, chęci powtórzenia podobnego modelu podejścia do podróżowania.

Dlatego też chciałem dziś poruszyć temat pieniędzy na podróże. Także po to, abyśmy wszyscy zrozumieli, że nie ma w życiu czegoś takiego, jak rozwiązanie idealne, sposób idealny, podejście idealne. Świat, styl podróżowania, ludzie, wszyscy jesteśmy inni, inność zaś jest pięknem otaczającego świata. Gdyby nie było inności, byłby komunizm.

Nie będę w tym tekście pozował na Michała Szafrańskiego blogosfery podróżniczej, zupełnie nie o to mi chodzi. Wspominam Michała, bo warto wiele z tego, o czym mówi i pisze, zastosować w swoim życiu, dla dobra własnej jednostki i innych. Nie będę Wam w tym artykule robił wykładu o jedynie słusznej relacji między pieniądzem a podróżą oraz jedynie słusznym sposobie podróżowania. Zdradzę Wam za to swoje do tematu podejście.

Niezwykle często słyszeliśmy bowiem to jedno, konkretne, powracające pytanie:

Skąd masz pieniądze na swoje podróże?

Zaskoczę Was… Pieniądze na swoje podróże mam z… pracy! Nie od mamy, nie z lotka, nie z funduszy unijnych. Mam je z tak zupełnie prozaicznej rzeczy, jaką jest praca. I chyba nie ma co za bardzo rozpisywać się nad udzieloną właśnie, z pewnością niezwykle zaskakującą, odpowiedzią. Warto jednak porozmawiać o tym, co najczęściej zaskakiwało moich rozmówców na przestrzeni ostatnich lat. Tym czymś jest pewna specyficzna filozofia w podejściu do pieniądza.

Alternatywne metody finansowania podróży:

Finansowo-podróżnicza filozofia Wojażera

Smak relacji między pracą a pieniądzem poznałem już dawno temu. Musiałem, życie mnie do tego zmusiło. W jakiejkolwiek ilości ten strumień gotówki by do mnie nie docierał, od początku zrozumiałem jedną rzecz. Warto zawsze oszczędzać. Zupełnie nieważne jest to, czy ktoś odkłada złotówkę codziennie, czy dwa tysiące na miesiąc. Ważne, by wyrobić w sobie nawyk i kulturę odkładania czegokolwiek na bok, do skarbonki, na konto, gdziekolwiek. Z czasem, gdy przychody człowieka rosną, ilość odkładanych pieniędzy zmienia się. Uczymy się odkładać na bok zupełnie konkretne sumy.

Gdy wspominam różne dyskusje o życiu nad kieliszkiem wódki, zawsze przychodził ten moment, gdy w finalnej, intelektualnej bitwie, ścierały się dwie wielkie armie. Jedna pod sztandarem BYĆ, druga pod sztandarem MIEĆ. I trochę czasami mam wrażenie, że staramy się nawzajem określać tymi właśnie kategoriami. Oni otaczają się rzeczami materialnymi, są materialistami, jeżdżą co roku do Saturna i zmieniają telewizor na święta – z obrzydzeniem mówi jedna grupa. Druga ripostuje – Niczego w życiu się nie dorobili! Ciągle tylko jeżdżą po świecie i nie wiadomo, co dokładnie z tego będą mieć! 

Od długiego już czasu, moja osobista filozofia życia lokuje mnie dokładnie po środku tego wszystkiego. Pieprzony dyplomata – powiedziałaby Magdalena, którą zawsze irytowało moje centrowe podejście do wielu rzeczy. Osobiście wierzę, że warto przede wszystkim być. Czasami jednak w byciu, pomaga odrobinę posiadanie. O tym jednak później.

***

To rodzaj rozmowy przez którą przeszedłem dziesiątki razy. Nie ma w tym co napiszę absolutnie nic odkrywczego, ale wszystko sprowadza się tylko i wyłącznie do dokonywanych przez nas wyborów. Przez dekadę inwestowałem we wspomnienia – powtarzam po dziś dzień, szczególnie w chwilach, gdy zdaję sobie sprawę, że przede mną dłuższy okres, nazwijmy to, spokojniejszego życia, skoncentrowanego na naszym największym życiowym projekcie, jakim są własne cztery ściany. Myślę, że wszystkie te odwiedzone miejsca, ci ludzie spotkani po drodze, te poznane kultury i smaki świata, to kapitał, którego nikt nikomu nie odbierze, nikt może za wyjątkiem Alzheimera. Wydając pieniądze na wspomnienia (czytaj: na podróże), warto jednak nie zapominać o tym, co powinno robić się symultanicznie – o oszczędzaniu.

Oszczędzanie to sztuka, która wymaga zrozumienia pewnych niuansów. Osobiście uważam, że nie wolno też z oszczędzaniem przesadzić. Nie wolno tylko oszczędzać, nic nie robić w życiu, jedynie odkładać pieniądze na bok. Dlaczego? Bo coś, co dziś jest odłożonym na koncie milionem, co daje bogactwo, może za rok być nic nie wartą kupą papieru bez wartości. Wystarczy nieodpowiedzialny rząd, hiperinflacja, kryzys, upadek waluty albo banku, który nie miał porządnych zabezpieczeń i nagle z dnia na dzień, zostajemy nikim, człowiekiem bez pieniędzy, bez wspomnień, bez niczego.

Dlatego też wracam do tego, co wcześniej napisałem – czasami warto mieć. Na przykład swój kąt, swoje cztery ściany, choćby najmniejsze. Miejsce, które da nam bezpieczeństwo, bo bezpieczeństwo daje wolność. Dlatego też po dekadzie podróżowania zdecydowaliśmy się w końcu z Magdaleną, aby mieć swoje miejsce. Nie mówimy, że jest to jedyna słuszna droga, nie mówimy, że wynajem jest zły (wynajmowaliśmy przez bardzo długie lata), mówimy jedynie, że to coś, co potrzebujemy w tej właśnie chwili.

Zrozumiawszy istotę oszczędzania, czyli po prostu odkładania środków na jakiś konkretny cel, wszystko sprowadza się potem do:

Optymalizacja kosztów podróży

Umiejętność oszczędzania, gromadzenia środków na swoje pasje, to rzecz ważna. W momencie jednak, gdy środki posiadamy, kluczem do sukcesu jest coś, co nazywa się optymalizacją. To często używane w biznesie słowo oznacza po prostu metodę wyznaczania najlepszego rozwiązania. Mając sumę taką a taką na podróż tu i tam, w zależności od podejścia do podróży w ogóle (tanio, luksusowo, normalnie), zawsze znajdzie się sposób na zoptymalizowanie kosztów naszego wyjazdu, a tym samym, do zaoszczędzenia pieniędzy, które wydalibyśmy, być może nawet, odrobinę bez sensu. Dla przykładu:

Wszystko to przyczynia się do tego, że koszty podróżowania stają się po prostu niższe, a co za tym idzie, przy założeniu, że jesteśmy świetnymi organizatorami, po prostu na więcej nas stać!

Typy podróżników w kontekście pieniądza

W polskim świecie podróżniczym piękne jest to, że znajdziecie w nim ogromną różnorodność. Każdy znajdzie coś dla siebie, w swoim stylu, na swój sposób. Od rowerowego przejechania świata, przez autostop, przez podróże pociągiem czy samolotem, po luksusowe wyjazdu kosztujące astronomiczne kwoty, znajdziecie tutaj wszystko.

Aby lepiej pojąć świat, ale także samych siebie, dokonujemy pewnych kategoryzacji, pewnego szufladkowania, wszystko po to, aby utrzymać porządek w spoglądaniu na pędzący, niezwykle skomplikowany świat. Gdy patrzę na intensywnie podróżujące osoby w ujęciu materialnym, w kontekście pieniądza właśnie, dzielę ich na następujące typy:

Ci, którzy nie podróżują, gdyż twierdzą, że ich nie stać, to dosyć spora grupa. Nie należy jej nazbyt krytykować, gdyż w rzeczywistości, całkiem sporą część społeczeństwa RP, po prostu nie stać na jakąkolwiek formę wypoczynku. Niestety, życie nauczyło mnie, iż poza wielkimi metropoliami, jest życie inne, inne także są problemy. Opowiadanie podróżniczych dyrdymałów rodzinom, które ledwo wiążą koniec z końcem, bywa momentami żenujące, tak dla strony opowiadającej, jak i dla odbiorcy.

Odsiecz dla tychże osób stanowią ci, którzy twierdzą, że da się podróżować za darmo. Dla mnie stanowią oni najbardziej podejrzaną grupę spośród wszystkich podróżujących. O ile bowiem autostop, czyli forma podróżowania za darmo właśnie, nie jest czymś odkrywczym, wręcz przeciwnie, stanowi jeden z najbardziej popularnych sposobów na ekonomiczne podróżowanie, o tyle podróż całkowicie za darmo, w tym darmowe noclegi i ludzi, lub też, co gorsza, żywienie się pośród ludności lokalnej i na ich koszt, stanowi już dla mnie pewien problem, z którym nie do końca sobie radzę. Niewiele jest w życiu rzeczy za darmo, nauczono mnie tego wiele lat temu. Jeśli twierdzimy, że nasza podróż nic nie kosztowała, jesteśmy w zasadzie głupcami bądź też kłamcami, albowiem za to, co otrzymaliśmy za darmo, zapłacił ktoś inny. Czy zjadłszy obiad u Bośniackiej rodziny, zjedliśmy obiad za darmo? Nie, to ta rodzina zapłaciła za nasza strawę. Bądźmy więc fair i nazywajmy rzeczy po imieniu. Nie ma czegoś takiego, jak podróże za darmo.

Gdy ominiemy tych, którzy podróżują za darmo, pojawi się cała masa podróżników, którzy poznają świat naprawdę tanio. Taniość z reguły idzie w parze z większą ilością czasu. Dla tych, którzy nie podróżują pod jego presją, otwiera się wiele możliwości spokojnego, budżetowego podróżowania. Ci, którzy nie posiadają owego najcenniejszego elementu naszej rzeczywistości, czyli czasu, pozostawieni są w sytuacji wyboru  jednej opcji – normalnego, optymalnego, zrównoważonego podróżowania, jakie uskutecznia ogromna rzesza polskiej klasy średniej, czyli większość naszego społeczeństwa. Większość z Was jest bowiem jak ja, statystyczny Kowalski, człowiek zapracowany, który starając się osiągnąć w życiu wiele, od czasu do czasu rusza w świat, by czerpać z niego inspirację. Poza nami, zwykłymi ludźmi, jest jeszcze klasa wysoce uprzywilejowana, majętna, która pozwolić sobie może na o wiele więcej. Warto, w odniesieniu do nich, nauczyć się jednej rzeczy: to nie są złodzieje. To ludzie, którzy ciężką pracą, ogromną inteligencją oraz samozaparciem, doszli do tego, co posiadają. Warto czerpać z nich inspiracje, a nie oceniać i deprecjonować.

Są też w końcu tacy ludzie, którzy podróże mają głęboko w nosie, bo ich świat, niezależnie od zarobków, małych czy dużych, sprowadza się do swojej działki pod miastem, do swojej łódki na jeziorze, do rodziny rozrzuconej po mieście. Nie należy ich oceniać, nie należy krytykować. Nie każdy jest bowiem stworzony do podróży i nie każdy musi to robić. Wolność, jeden z najpiękniejszych stanów umysłu, pozwala nam na wybieranie tego, co dla nas najlepsze.

Krytyka filozofii Wojażera

Byłbym ignorantem, gdybym nie przewidział, że pojawią się w owym kontekście następujące głosy:

To prawda. Nie wszystkich stać na podróże. Wiecie, większość populacji świata nie stać czasem na to, żeby włożyć coś do garnka, a co dopiero na podróże. Owszem, nie wszystkich stać na oszczędzanie, bo jak, zarabiając mało, przy wysokich kosztach życia w Polsce, w ogóle oszczędzać? Cóż, nawet nie mając kasy, możesz być prawdziwym podróżnikiem – powiedzą niektórzy. Możesz, owszem, ale oprócz tego, że zostaniesz prawdziwym podróżnikiem, zostaniesz też prawdziwym pasożytem, bo biorąc wszystko, a nie dając nic, wcale nie podróżujesz za darmo. Podróżujesz na koszt innych. I w końcu, czy każdy musi podróżować? Czy każdy chce podróżować? Nie, nie każdy. Choć podróże stanowią coraz większą część naszej światowej, ale także polskiej gospodarki, nie stanowią one produktu pierwszej potrzeby. Są dodatkiem, na który pozwala sobie część społeczeństwa, podczas gdy reszta zastanawia się, co zobaczyć w telewizji, co kupić w Lidlu, czym nakarmić dzieci i jak przeżyć do końca miesiąca. I nie ma w tym nic nienormalnego, bo tak urządzony jest świat. Jeśli byłby urządzony inaczej, byłby zapewne utopijnym komunizmem, gdzie równość sprowadza się do tego, że wszyscy mają nic.

O tym jak zmniejszyć koszty podróżowania odpowiednim zakupem biletów lotniczych, tanią rezerwacją hotelu, czy dobrą organizacją budżetu wyjazdowego, przeczytacie w kolejnej części serii #SztukaPodróżowania.

O organizowaniu czasu na podróż przeczytacie w poprzedniej historii.

A Wy jak podróżujecie? Jaka filozofia jest Wam najbliższa? Podzielcie się opinią! 

Exit mobile version