Site icon Wojażer

Isfahan. Raj na ziemi znajduje się w Iranie

Processed with VSCO with al1 preset

Wjazd do miasta był zupełnie niepozorny. Kilkaset kilometrów jazdy przez, z jednej strony fascynujące, a z drugiej strony nużące, krajobrazy pustynno-górzystego Iranu, zmęczyły nas na tyle, by ucieszyć się z widoku jakiejś prawdziwej oazy po środku, wydawałoby się, niczego. Po kilku dniach rozmów naładowanych polityką, po godzinach snucia marzeń o Iranie wolnym od ajatollahów, po opowieściach o Zachodzie i historiach o Iranie, zostaliśmy na chwilę oderwani od politycznej współczesności i przeniesieni, jak za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki, do krainy niczym z baśni, do miejsca, gdzie marzenia każdego turysty o znalezieniu wymarzonej Persji, spełniają się w chwili, gdy człowiek wkracza na jeden plac, piękny niczym połowa świata zamknięta w kapsule stworzonej przez jednego człowieka – plac Naqsh-E Jahan, inaczej zwany też placem Imama.

This is a very old building! To bardzo stary budynek! – powtarzał nieraz Ali, gdy pokazywał nam perły perskiej architektury – Tylko spójrz! Dotknij tutaj, zobacz jaki szczegół, jaka dbałość o detal! Czy możesz sobie wyobrazić, że człowiek mógł zrobić coś takiego!? – powtarzał na okrągło. I oczywiście wiele prawdy było w jego słowach i zachwytach nad urokiem tego, co mieliśmy przed oczami. Co do jednego nie miałem jednak przekonania – czy to naprawdę jest takie stare? Otóż nie jest. Pomimo tego, że Iran, Persja, to ponad dwa tysiące lat historii, większość najpiękniejszych dzieł architektury nie ma dwóch tysięcy lat, nie ma nawet tysiąca. Większość perełek architektury ma między sto pięćdziesiąt a pięćset lat. Isfahan jest zaś miejscem, które kumuluje w sobie esencję piękna i pozwala na chwilę przenieść się w bajeczne czasy szaha Abbasa, człowieka, który wyczarował to miejsce i pozostawił ludzkości jako znak wielkości perskiego państwa.

Do Isfahanu dotarliśmy późnym popołudniem, na tyle późnym, by z dachu hotelu móc podziwiać powoli już zachodzące słońce, a chwilę później stanąć na placu, bez odwiedzenie którego nie można mówić, że było się w Iranie.

Poczułem się dobrze – pomyślałem wychodząc z hotelu przy ulicy Hafeza. Za sobą mieliśmy nieznośny smog Teheranu, już zapomnieliśmy na dobre o zimowej, górskiej aurze z podnóża Damavand, i chyba już po prostu oczekiwaliśmy lata, w którego poszukiwaniu przemieszczaliśmy się na południe. W Isfahanie zastaliśmy przyjemną wiosnę, dosyć wczesną, jeszcze odrobinę wietrzną i momentami mrożącą krew w żyłach, gdy mroźny wiatr ze strony gór Zagros zawiewał mocno potrząsając piaskowym kurzem osiadłym w mieście. Pomimo przyjemnych promieni słonecznych, nadal szczelnie zakrywaliśmy się kurtkami spacerując od miejsca do miejsca, podziwiając bajkę, do której przenieśliśmy się tak zupełnie niespodziewanie. Najpiękniejsza była chwila, gdy wkraczaliśmy na plac Imama. Zaledwie kilkaset metrów spacerem jedną z głównych ulic miasta dzieliło nas od miejsca, które uważam za jedno z najpiękniejszych na Ziemi. Plac Imama jako koncepcja urbanistyczna i architektoniczna, powstał w XVII wieku za panowania szaha Abbasa z dynastii Safawidów, która pozostawiła w Iranie wielką ilość najwspanialszych dzieł architektury perskiej. Miejsce to powstało jako całościowa koncepcja i tak też zostało zrealizowane, tworząc urbanistyczny raj ukryty w niemałym obecnie mieście.

Wszechogarniające poczucie przestrzeni zamkniętej w kapsule, lekki dreszcz emocji, podekscytowanie – to pierwsze myśli, gdy o poranku rozpoczynaliśmy nasz wielogodzinny spacer po ścisłym centrum Isfahanu. Przechodząc przez bramę nie odczuwaliśmy jeszcze w pełni tego, iż wkraczamy na drugi największy plac publiczny na świecie, ustępujący jedynie Tiananmen w Pekinie. O ile Tiananmen jest placem, który trudno objąć wzrokiem, o tyle plac Imama, pomimo wielkości, sprawia wrażenie miejsca dosyć intymnego, miejsca, w którym można się zaszyć w cieniu krużganków otaczających cały plac, lub choćby pod drzewami rosnącymi na jego środku. W początkowych latach swojego istnienia miał on spełniać role boiska do gry w polo, co łatwo było sobie wyobrazić, gdy raz po raz mijały nas konne zaprzęgi przewożące rozbawionych irańskich turystów. Jeśli chcecie sobie wyobrazić miejsce w Iranie, w którym przemysł turystyczny rozkwita najbardziej, w którym lady sklepów dosłownie kipią od towaru rozchwytywanego przez łaknących pięknych pamiątek turystów, w którym napotkani ludzi posługują się biegłym językiem angielskim, a raz po raz, ktoś zupełnie obcy podchodzi, by po prostu zagadnąć, to właśnie takim miejscem jest plac Imama. To nie tylko muzeum najwspanialszej perskiej architektury, ale także żywy park dla ludzi kochających spędzanie czasu na świeżym powietrzu.

Najbardziej polubiłem ławeczkę tuż obok fontanny na środku placu. Szum wody idealnie komponował się z moją ulubioną budowlą na wschodniej ścianie placu – meczetem Szejcha Loft Allaha. Ta niepozorna budowla schowana za krużgankami okalającymi rynek, kryła w sobie magię detali, urok niezwykle zdobionej kopuły, i prostotę wnętrza, które razem czyniły tą świątynię moją ulubioną w Iranie. Być może dlatego, że ta pochodząca z XVII wieku budowla, stała się czymś całkowicie nowatorskim. Meczet został bowiem całkowicie schowany, pozbawiony dziedzińca oraz minaretów. Jego niebieska fasada zlewa się czasami z czystym, równie niebieskim niebem, tworząc tło dla życia, które przetacza się przez jego wejściem, niczym na scenie teatru pełnego przypadkowych aktorów. Widać przechodzących żołnierzy na jednodniowej przepustce, którzy spacerują ramię w ramię, roześmiani, palący papierosy. Zatrzymują się na chwilę, by zrobić pamiątkowe zdjęcie, i znikają minutę później w zacienionych arkadach. Kobieta w czarnym czadorze poprawia strój, by szczelnie zasłonić swoje włosy. Złapana wzrokiem uśmiecha się nieśmiało i ucieka w te same zacienione arkady. Po chwili zjawia się mężczyzna zapraszający nas na kawę do swojej galerii, w której akurat przypadkiem sprzedaje dywany.

Do środka wchodzi się stromymi schodami, a potem przez ciemny korytarz przechodzi się do ascetycznej sali modlitw. Miejsce uderza prostotą, jednak największe wrażenie robi ogon pawia umieszczony na sklepieniu kopuły. Kunszt architektów i twórców budynku objawia się w magicznym przedstawieniu kierunku modlitwy. Wchodząc do głównego pomieszczenia widać na sklepieniu złotą łunę wskazującą kierunek Mekki, która znika w chwili, gdy wchodzi się na środek. Ten efekt optyczny jest wynikiem zastosowania odpowiedniego malowania sklepienia i niezmiennie od wieków robi wrażenie na każdym, kto przekracza progi świątyni.

Dokładnie na wprost niepozornego meczetu, znajduje się budowla, która z oddali przypomina rozsypującą się i niekoniecznie atrakcyjną część placu – Pałac Ali Qapu. To z niego szach Abbas spoglądał na życie toczące się na placu, w nim podziwiał wspaniałe malowidła, które niestety ucierpiały na przestrzeni wieków. Niewiele pozostało z czasów jego świetności, gdy kolumny wspierające dach pokryte były lustrami odbijającymi promienie słoneczne i tworzącymi uderzający efekt światła, który onieśmielał każdego podróżnego, który zawitał do miasta. Do pałacu Ali Qapu warto wejść. Jeszcze bardziej warto wspiąć się na jego taras, z którego rozpościera się najlepszy widok na plac Imama oraz jeden z symboli miasta – ogromnych rozmiarów Meczet Imama, zwany też Wielkim Meczetem Królewskim, na południowej ścianie rynku. Wchodzi się do niego przez ogromnych rozmiarów bramę o wysokości trzydziestu metrów, którą wieńczą minarety z kopułami w kolorze turkusu.

Dla tych, których nie zmęczy wejście na taras pałacu Ali Qapu, szach Abbas pozostawił muzyczną niespodziankę. Gdyby można było tam przez chwilę pobyć samemu, gdyby nie było nikogo oprócz nas, wszedłbym tam odrobinę inaczej, niż to zrobiliśmy tego pięknego, słonecznego dnia. Chwyciłbym Magdalenę za dłoń i poprosiłbym, by zamknęła oczy. Wąskimi schodami zaprowadziłbym ją na górę, włączyłbym muzykę i powiedziałbym – otwórz oczy. Sala muzyków to miejsce o bajecznych zdobieniach i mistrzowskiej akustyce. Gdy szach wychodził na taras po popołudniowej kąpieli, w tle grała muzyka, która powoli rozchodziła się po całym budynku, a potem po placu.

Na północnej ścianie placu Imama znajdowała się zaś brama, po której przekroczeniu znikało się w zupełnie innej rzeczywistości – bazar Isfahanu przesuwa człowieka do krainy interakcji z handlarzami i mieszkańcami. O tym, że najmilsi ludzie w Iranie mieszkają w Isfahanie, już w następnej historii z tego niezwykłego miasta.

Exit mobile version