Site icon Wojażer

Szyicki mułła z miasta Kom. Władza i religia w Iranie

W czerwcu 2009 roku, podczas kampanii prezydenckiej, gdy o drugą kadencję starał się tak bardzo już niepopularny Mahmud Ahmadineżad, jeden z najbardziej konserwatywnych szyickich kleryków świętego miasta Kom – ajatollah Mohammad Tagi Mesbah-Jazdi wydał fatwę, religijne rozporządzenie o mocy prawnej, stanowiące, iż ludzie odpowiedzialni za przeprowadzanie wyborów, mogą nimi manipulować tak, by wygrał kandydat najwierniejszy zasadom islamu. Wybory prezydenckie 2009 roku, w powszechnej opinii sfałszowane, „wygrał” ponownie Ahmadineżad, człowiek, który konsekwentnie utwierdzał świat zachodni w przekonaniu, że mają do czynienia z państwem terrorystycznym, zaś mieszkańców Iranu na siłę pchał w objęcia religii, która pragnie kontrolować każdy aspekt ich życia. Wbrew ich własnej woli.

***

Gdy lądujący nad ranem samolot zbliża się do międzynarodowego lotniska imienia Chomeiniego, pierwsza rzecz, która zwraca uwagę, to ciągnąca się w nieskończoność, dziwna nitka pośród totalnej ciemności. Zniżając się coraz bardziej w końcu widać, że jest to droga, szczególna droga. Kompletnie oświetlona w nocy autostrada łącząca stolicę kraju – Teheran, z oddalonym o 120 kilometrów na południe Kom, ma pokazać, jak ważnym miejscem na mapie Iranu jest to niepozorne miasto. Kom słynie z produkcji dwóch rzeczy – powiedział nam Zahed, pięćdziesięcioletni pracownik jednego z teherańskich pism, z którym udało nam się skontaktować poprzez naszego znajomego – produkują tam świetne słodycze i masę mułłów. O ile słodycze z Kom mają wśród Irańczyków dobrą opinię, o tyle z szyickimi klerykami sprawa nie jest już tak oczywista. Wiesz – kontynuował Zahed – kiedyś ktoś zapytał Diabła jak spędza tydzień. Na to diabeł odpowiedział tak: z reguły cztery dni w tygodniu jestem w Ameryce, czasem wejdę do głowy Obamy, czasem do głów Republikanów, z nimi jest łatwiej. A co z pozostałymi trzema? – zapytał ten ktoś, na co diabeł odrzekł – Wracam do Kom na szkolenie. 

***

26 października 1964 roku pewien dobrze już znany w Iranie kleryk głoszący swoje nauki w mieście Kom, wygłosił mowę, w której skrytykował zgodę Szaha na podpisanie umowy między USA a Iranem, która pozwalała, by amerykańscy żołnierze, którzy dopuszczą się przestępstwa na terenie Iranu, nie byli sądzeni przez irański wymiar sprawiedliwości. Na zachodzie sądzi się człowieka za przejechanie psa. W Iranie za przejechanie Irańczyka nie poniesie się żadnej konsekwencji, więc Irańczycy są gorsi od psów? – powiedział kleryk ściągając na siebie gniew Szaha, który ostatecznie, zamiast zlecić jego likwidację, skazał go na wieloletnią banicję w Iraku, a potem we Francji. Tym klerykiem był ajatollah Ruhollah Chomeini, człowiek, który w 1979 doprowadził do obalenia Szaha stojąc na czele rewolucji islamskiej. Wierzy się, że rewolucja, która obaliła mającą tradycję ponad dwudziestu pięciu wieków, monarchię, rozpoczęła się właśnie w mieście Kom, gdy po publikacji w 1979 roku szkalującego Chomeiniego artykułu, w mieście wybuchły zamieszki, które potem rozlały się na stolicę i cały kraj.

***

Po czasie spędzonym z Irańczykami można odnieść wrażenie, że Iran to kraj religijności na pokaz, w tym swoim pędzie do Boga przypominający Polskę, krainę katolicką na pokaz. Nasze kraje, wbrew pozorom, łączy bardzo wiele, choć należymy do zupełnie innych systemów religijnych. Oba społeczeństwa podzielone są na pół, gdzie jedna połowa pragnie ustanowienia Państwa Boga na ziemi, druga połowa chciałaby zaś kompletnego, sekularnego spokoju. Nasze kraje różni głównie to, że polski Episkopat chciałby mieć realny wpływ na władzę, zaś irański kler po prostu tę władzę ma. I to ten stan rzeczy sprawia, iż irańska religijność nie jest jednolita, a podczas naszej wizyty spotykaliśmy się często z negatywnymi postawami wobec mułłów i religii jako takiej w ogóle. Spotykaliśmy się z tym wszędzie poza świętym miastem Kom. Tam nie ma miejsca na jakąkolwiek krytykę systemu. Kom to miasto, gdzie człowiek chyli głowę nisko i stara się wtopić w tłum opętany religijną pasją.

Co uczyniło je tak ważnym miejscem? Do Kom przybyła kilka wieków temu schorowana Fatima Bezgrzeszna, siostra Imama Rezy, ósmego z dwunasty imamów szyizmu. Po kilku dniach zmarła, jednak jej krótka obecność właśnie w tym miejscu pozwoliła na uczynienie tego miasta jednym z najważniejszych miejsc islamu szyickiego. Jej mauzoleum jest głównym punktem dla pielgrzymów przybywających z każdego zakątku kraju i zagranicy. Bardziej świętym miejscem jest tylko Mashad, w którym pochowano wspomnianego imama. Mimo to właśnie Kom pełni funkcję głównego centrum religijnego kraju, choć w opinii niektórych jest to raczej ośrodek władzy. W Iranie bowiem ostatnie słowo zawsze należy do Rahbara – Najwyższego Przywódcy, a ten zawsze wywodzi się z szyickiego establishmentu religijnego.

Islam szyicki, religia państwowa Persji od czasów szesnastowiecznej dynastii Safawidów, jest czymś zupełnie innym od islamu sunnickiego. Islam szyicki, pomijając różnice w doktrynie, które pojawiły się już po śmierci proroka Mahometa, różni się pewnymi aspektami, które widoczne są w życiu codziennym. Gdy Persja została podbita przez Arabów, owszem, przyjęła nową religię i uczyniła je wyznaniem państwowym, jednak bardzo szybko dostosowała go do swojej starej i bogatej kultury. Islam szyicki, bardziej elastyczny, pasował do Persji bardziej niż islam sunnicki. Nie nakazywał on bowiem niszczenia wizerunków ludzi i zwierząt, czego Irańczycy nie mogą wybaczyć Arabom,którzy zdewastowali ogromną ilość perskich zabytków w pierwszych dziesięcioleciach islamizacji. Co ważniejsze jednak, szyizm uznaje, że zapisy Koranu podlegają interpretacjom, zaś te są wynikiem wnikliwej myśli szyickiego kleru.

Sunnici, czyli prawie 90% muzułmanów na świecie, uważają z kolei szyitów za heretyków i szczerze ich nienawidzą. Niechęć i nieufność są szczególnie widoczne na linii Persowie – Arabowie, i nie tylko wynikają z różnic religijnych, ale także historycznych i kulturowych. Persowie to dumny i bardzo stary naród, który Arabów uważa za prostych ludzi pustyni żyjących w sztucznych państwach stworzonych przez kolonialne potęgi, państwach, które wypłynęły na powierzchnię i utrzymują się na niej tylko i wyłącznie dzięki ropie, która tryska spod ich piasków. Napięcia między tymi odłamami islamu były od zawsze odczuwalne. W najnowszej odsłonie tego starego antagonizmu, po jednej stronie stoi skrajnie fanatyczne Państwo Islamskie Iraku i Lewantu, po drugiej zaś szyicka Islamska Republika Iranu.

Kom od wieków było centrum islamskiej nauki. Medresy, szkoły teologii i prawa koranicznego rozsypane w mieście kształcą i eksportują młodych szyickich kleryków z całego kraju i świata. Poczynając od mułłów, czyli w przełożeniu na nasze realia, szyickich księży, aż po ajatollahów, najwyższych rangą kleryków szyizmu, tworzą oni najbardziej konserwatywną tkankę tego i tak ultrakonserwatywnego miasta. Nie da się ukryć, że mają oni poparcie głęboko wierzących, często gorzej wykształconych, mas irańskiego społeczeństwa. Jednak na drugim biegunie stoi masa ludzi, którzy bardzo dobrze pamiętają modernizujący się kraj z czasów Szaha, oraz masa młodych, którzy aspirują do życia wolnego od religijnych nacisków. Dlatego też mułła jest przedmiotem uszczypliwych żartów, a czasami po prostu przedmiotem drwin irańskich Palikotów.

Mułła jest jak komar – opowiadał Zahed, gdy piliśmy razem nielegalny alkohol na przedmieściach Teheranu – tylko wypija krew i nic z niego nie ma. Jest jak żmija, tylko że z węża możesz zrobić torebkę a mięso zjeść, by przeżyć, z mułły torebki nie zrobisz! Wiesz jaki jest najlepszy mułła? Martwy mułła! – Niechęć Zaheda do religijnego establishmentu jest ewidentna, jednak ma swoje uzasadnienie – Jak u Was był komunizm i komuniści mówili Wam, co myśleć, to też naród ich nienawidził. U nas mułła też mówi nam, co myśleć, co robić, co jeść, co pić, jak żyć i jak się ubierać. A sam jest hipokrytą, który nie myśli o niczym, tylko o tym, by się najeść i od czasu do czasu trochę pobzykać. W naszym kraju jest 400 tysięcy mułłów i 70 tysięcy meczetów, a nasze władze wciąż mówią, że meczetów musi być drugie tyle! Tylko po co? – pyta się – Po co, skoro są one puste!?

Do innego świata, jakim jest Kom, można dotrzeć niezwykle szybko. Jednak pomimo niewielkiej odległości względem stolicy, odnosi się wrażenie, jak gdyby człowiek przeniósł się do bardzo odległej rzeczywistości. Miasto pojawia się nagle po lekko ponad godzinie jazdy. Gdy zaparkowaliśmy samochód w parkingu podziemnym położonym w samym centrum, skierowaliśmy się do wind, które wywożą pielgrzymów na plac przed meczetem imama Hasana al-Askari. Obserwowaliśmy w parkingowych ciemnościach nerwowość na twarzach przyjezdnych. Kobiety, wszystkie kobiety bez najmniejszego wyjątku, szczelnie zakrywały ciało i głowę czarnymi czadorami. Mężczyźni z kolei nerwowo spoglądali na kobiety i dopiero będąc pewnymi ich odpowiedniego stroju, ruszali w stronę wyjścia. Magdalena nie posiadała czadoru na wyposażeniu, jednak religijnie poprawiła obowiązkową chustę na głowie, o co poprosił ją Ali, nasz irański przyjaciel i przewodnik – W Kom włosy należy zakrywać całkowicie. W mauzoleum pożyczą Ci czador, musimy tam tylko dojść bez zbytniego zwracania na siebie uwagi – dodał, zanim weszliśmy do windy.

Kilkadziesiąt sekund później przywitało nas stłumione przez chmury światło dzienne spotęgowane przez kakofonię dźwięków przetaczających się przez plac imama. Byliśmy w sercu Kom, dokładnie w centrum kilkudniowych obchodów upamiętniających śmierć Fatimy. Wyczuwając fakt, iż jesteśmy elementem niepasującym do całości, szybko przeszliśmy na ubocze, by móc przez chwilę obserwować przetaczające się w kierunku mauzoleum, pielgrzymki religijnych muzułmanów. Tłumy rozmodlonych ludzi powoli przesuwały się w kierunku najświętszego punktu miasta – mauzoleum Fatimy Bezgrzesznej.

Podążaliśmy powoli za wielką masą ludzką starając się nie rzucać za nadto w oczy. W moim przypadku jedyne, co zdradzało, że mogę nie być muzułmaninem, to odcienie mojego ubrania – niebieska koszula i jasnobrązowe spodnie nie należały do ogólnie przyjętego w mieście konserwatywnego kanonu. Jednak długo zapuszczana broda pomagała. Spoglądając raz na Magdalenę, raz na ludzi patrzących się na nas, mogłem jedynie przypuszczać, jak mogła się czuć moja małżonka – jedyna, chwilowo niezakryta, kobieta w mieście.

Im bliżej podchodziliśmy do bram mauzoleum Fatimy, tym bardziej atmosfera religijnego uniesienia ogarniała wszystkich oczekujących na wejście. Mułłowie z całego kraju wznosili ręce ku niebu, pokutnicy płci męskiej okładali swoje plecy żelaznymi łańcuchami, tuż za nimi czekali zaś mężczyźni niosący wielkie zielone flagi – symbole islamu. Magdalena zniknęła na chwilę w bramie dla kobiet, gdzie po małych bojach pożyczono jej czador, bez którego nie mogła wejść do mauzoleum. W tym samym czasie oczekiwałem już na dziedzińcu, gdyż jako posiadający brodę mężczyzna, nie musiałem tłumaczyć się z tego, czy jestem muzułmaninem, czy nie. Gdy w końcu ją ujrzałem, wyglądała jak opatulony zmarzluch. Kurczowo trzymała wielką płachtę starając się, by silny wiatr nie zwiał czadoru i tym samym nie zszokował religijnego tłumu modlącego się na miejscu.

Ziemię pod budowę mauzoleum podarował klerowi Shah Abbas I w czasach dynastii Safawidów, zaś złota kopuła lśniąca już z oddali, jest darem władcy Fath Ali Shaha z dynastii Kadżarów. Na jej stworzenie przeznaczył on 240 kilogramów złota. Teoretycznie odwiedzający niebędący muzułmanami, powinni odwiedzać mauzoleum jedynie w towarzystwie przewodnika autoryzowanego przez administrację budynku, jednak w praktyce można tam wejść samemu, co też my zrobiliśmy. Co ważne, do bezpośredniego budynku, w którym pochowana jest Fatima Bezgrzeszna, nie wolno wnosić aparatów ani tym bardziej wykonywać jakiekolwiek fotografie.

Pomimo podobieństw, wizytę w Kom trudno porównać do odwiedzin w Częstochowie, gdzie ludzie udają się, by prosić o cud lub za cud podziękować. Trudno też Kom porównać do Torunia, gdzie pewien polski mułła chciałby decydować o politycznych rozgrywkach w kraju nad Wisłą. Kom zabiera nas na zupełnie inny poziom integracji religii z polityką i mógłby być świetnym polem do nauki dla tych, którzy woleliby religijne państwo od państwa świeckiego. Bez odwiedzin w tym mieście i rozmów na temat wpływu religii na życie, nie sposób zrozumieć współczesnych Irańczyków. Jednym z pytań, które zadawałem sobie podczas wizyty w Iranie, było to dotyczące pewnego paradoksu – otóż Iran ropą stoi. Pomijając kwestie sankcji międzynarodowych, ma on ogromny potencjał, by być jednym z najbogatszych państw regionu. A mimo to mijając setki kilometrów najróżniejszych krajobrazów, widać, że to, co się obecnie w Iranie buduje, powstaje trochę bez ładu i składu. Widać niszczejącą przyrodę i coraz większy problem z odpadami i wszelkimi innymi zanieczyszczeniami. Skoro więc Iran posiada spore nadwyżki pieniędzy i ogromne złoża ropy, to gdzie te pieniądze idą? – pytam Zaheda, na co on odpowiada bez zawahania – Na mułły! Oni trzymają łapy na kasie i to oni rządzą finansami kraju. Nowy gigantyczny meczet w Teheranie? A czemu by nie! Nowa kopuła, kolejna wersja, na gigantycznym grobowcu Chomeiniego? Jasne! 

Dobrze – przerywam mu w pewnym momencie – ale z takimi nadwyżkami nie można wszystkiego wydać na meczety i kopuły! 

Nie można – kontynuuje – Ty wiesz, że my Irańczycy jesteśmy dalecy od wszelkich zapędów terrorystycznych, prawda? Żaden szyita z Iranu nie będzie się wysadzał za jakieś mrzonki na temat dziewic w raju, za bardzo kochamy życie! Ale inaczej jest z naszymi władzami. Chcesz wiedzieć, gdzie idą te pieniądze? Proszę bardzo – Liban, Hezbollah, Palestyna, Syria, Pakistan, Jemen, Oman, mógłbym tak wymieniać. Irańscy ajatollahowie wspierają wszystkie państwa terrorystyczne, żeby utrzymywać Amerykanów w ciągłym zajęciu, tak, aby nie mieli czasu pomyśleć o zaatakowaniu Iranu!

Zahed spoważniał na chwilę, zresztą jak zawsze, gdy krytykował religijne władze Iranu, jednak po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech, gdyż ponownie przypomniał sobie żart na temat mułły:

Wiesz, kiedyś pewien chytry mułła nie miał za dużo pieniędzy i obwieścił w swoim meczecie, że za drobną opłatą zagwarantuje ludziom miejsce w niebie. Ci, jak barany, przychodzili i zostawiali co mogli, by tylko mieć ten kawałek nieba zarezerwowany dla siebie. Jednak pewnego dnia przyszedł do niego bardzo majętny człowiek i obwieścił, że chce kupić całe piekło! Na to mułła – po co Ci piekło, skoro ja pomagam z miejscem w niebie! Ale ja nie chcę nieba – odpowiedział stanowczo mężczyzna. Jedyne, czego chce to całe piekło na własność i chcę to mieć na papierze! Dobrze zapłacę! Mułła skuszony ogromną kwotą pieniędzy zgodził się i spisał umowę, w której gwarantował, że mężczyzna wykupił całe piekło tylko dla siebie. Gdy zadowolony przeliczał pieniądze, usłyszał za oknem nawoływania mężczyzny – Ludzie, ludzie! – krzyczał – już nie musicie opłacać próśb mułły o miejsce w niebie! Właśnie wykupiłem całe piekło na własność i je zamykam na stałe, więc nie musicie już płacić za niebo, bo do piekła i tak nie pójdziecie, jest zamknięte! Mułła zrozumiawszy swój błąd i wiedząc, że właśnie stracił stałe źródło dochodu, próbował anulować umowę, jednak mężczyzna się nie zgodził i ruszył przed siebie opowiadać, że piekło jest już zamknięte! 

Mułła to chciwy człowiek – zakończył Zahed – choć są też nieliczni, którzy są w porządku!

Exit mobile version