Site icon Wojażer

Teheran, w stolicy Iranu. Historia trudnej znajomości

Teheran, marzec 2015

Drugiego dnia naszego pobytu w Teheranie, gdzieś na drugim końcu miasta, dziesięć osób zostało powieszonych podczas publicznej egzekucji. Czasami zdarza się, że turyści trafiają na wielkie zbiegowisko ludzi i przypadkowo stają się świadkami czegoś, co w Europie już dawno przeszło do historii. Najczęściej na plac wjeżdża samochód strażacki z wysokim wysięgnikiem, na którym zamocowana jest lina. Potem wszystko toczy się już standardowo. Publiczne egzekucje mają działać na ludzi, straszyć ich i utwierdzać w przekonaniu, że reżim jest wszechmocny i nikt nie ucieknie przed jego sprawiedliwością. Tego dnia nikt nie żałował skazanych, nie byli to żadni więźniowie polityczni czy działacze opozycyjni. Ich się nie wiesza, gdyż byłoby to zbyt ryzykowne politycznie. W Iranie wiesza się morderców, przemytników narkotyków, gwałcicieli. Niestety zdarza się także, że wiesza się za seks pozamałżeński lub homoseksualny. To głównie o tych ludzi walczy Zachód, gdy krytykuje Iran za jego politykę karną. Tego dnia Teherańczycy nie byli zainteresowani skazańcami. W powietrzu wisiało coś niewidocznego, ale odczuwalnego. Na twarzach widać było lekkie napięcie. Zbliżał się najważniejszy czas dla Irańczyków – Nouruz, Perski Nowy Rok przypadający na pierwszy dzień wiosny, czas dwutygodniowych wakacji i czasu spędzanego z rodziną.

Jednak to nie było wszystko, nie tylko o zakupy i sprzątanie chodziło, nie to w tym roku było jedyną przyczyną napięcia na ulicach stolicy. Od południowego po północny Teheran, wszyscy mówili o jednym. Po raz pierwszy od dawna Iran oraz grupa mocarstw nuklearnych z USA na czele, powrócili do rozmów o irańskim programie nuklearnym. Jeśli Kerry uściśnie dłoń irańskiego premiera, jeśli dojdzie do jakiegokolwiek porozumienia, ceny obcych walut spadną o przynajmniej dwadzieścia procent. – powiedział Rami, z którym pojechaliśmy na późny obiad do Darband, modnej wśród teherańczyków okolicy pełnej restauracji, położonej na skraju północnego Teheranu, dosłownie w górach, z dala od duszącego smogu południowych dzielnic. W tym samym czasie na Ferdosi Avenue, jednej z głównych alei w centrum Teheranu, tłok w biznesie kantorowym irytował ludzi. Teherańczycy nerwowo wymieniali dolary, euro, funty i wszelkie inne waluty na irańskie riale. Za kilka dni te same pieniądze mogą być warte o wiele mniej – mówili wszyscy. I mieli rację. Gdy wyjeżdżaliśmy z Teheranu, euro było już tańsze o 50 groszy.

Ostatniego dnia pobytu w Iranie przemieszczaliśmy się już tylko i wyłącznie teherańskim metrem. Taksówki i autobusy w tak zakorkowanym mieście po prostu się nie sprawdzają. Nie zaleca się także spacerów ze względu na tragiczną jakość powietrza. Kilka przystanków przed placem Imama Chomeiniego zagadał do nas młody Irańczyk, który przez chwilę przyglądał się nam nie będąc do końca pewnym, czy jestem Persem, który akurat ożenił się z khaareji (obcokrajowiec), czy po prostu obcokrajowcem wyglądającym na Persa. Od jednego pytania, czy dobrze przemieszczamy się w kierunku północnego Teheranu rozpoczęła się cała rozmowa, która na chwilę zaangażowała jedną trzecią wagonu. W większości byli to mężczyźni, gdyż pomimo istnienia wagonów mieszanych, większość kobiet udaje się do sekcji dla kobiet, zaś w mieszanych mieszkają się głównie mężczyźni. W pewnym momencie grupa mężczyzn uciszyła naszego rozmówcę jednym pytaniem – Wszyscy chcą wiedzieć, czy zmieniliście zdanie o Iranie po waszym pobycie na miejscu? Każdy o to pyta, bo wie, jaki obraz tego kraju maluje się na Zachodzie. 

Zdania nie musieliśmy jednak zmieniać. Długo przed przyjazdem wiedzieliśmy, do jakiego kraju jedziemy, z jakimi ludźmi będziemy mieć do czynienia, czego możemy się spodziewać. Nie oczekiwaliśmy, że znajdziemy tam fanatycznych terrorystów. Wręcz przeciwnie, oczekiwaliśmy legendarnej gościnności, o której mówi tak wiele osób powracających z tego jakże ciekawego kraju. Mimo wszystko pobyt na miejscu pozostawił więcej pytań niż odpowiedzi. Trudno zmierzyć się z tym regionem bez dogłębnego przemyślenia wszystkich rozmów, które tu odbyliśmy, wszystkich sytuacji, które doświadczyliśmy i obrazów, które zakodowaliśmy w naszej pamięci. O Iranie łatwo się myśli i pisze przed przybyciem na miejsce. Kolejne książki dawały bowiem pewien obraz całości, opowiadały historię i tłumaczyły procesy zachodzące w Iranie na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci. Wyjaśniały także tak specyficzną perską duszę i kulturę. Jednak na miejscu, świadomie lub nieświadomie, przekraczaliśmy kolejne warstwy rzeczywistości, która nie są łatwe do opisania.

Podróż rozpoczynała się w Teheranie i tutaj też się zakończyła, pozwalając nam na spokojnie zapoznać się z tym gigantycznym miastem. Gdyby stolica miała być obrazem i wizytówką Iranu, mało kto zakochałby się w tej krainie. Na szczęście nie jest. Esencją Persji, wizytówką irańskiej historii, jest raczej Isfahan, najbardziej turystyczne, i bezsprzecznie najpiękniejsze miasto Iranu. Choć i to zapewne jest opinią bardzo subiektywną. Mimo wszystko, to właśnie Teheran gromadzi w sobie najwięcej tych, którzy poszukują lepszego życia, odrobiny wolności, choćby najmniejszego smaku Zachodu. Bo miejsce to, jak każda stolica, dąży do lepszej przyszłości, szybciej niż konserwatywna, zachowawcza, a może po prostu bojąca się postępu prowincja.

Za życie w Teheranie trzeba jednak zapłacić ogromną cenę. Nie chodzi tu tylko o ceny nieruchomości, czy też choćby wynajmu, który w Iranie, podobnie jak w Polsce, nadal przegrywa z dążeniem do posiadania własnych czterech kątów. Za odrobinę wolności płaci się zdrowiem i życiem. Teheran dosłownie przygniata od pierwszych minut, gdy nozdrza podróżnych zaczynają oddychać powietrzem stolicy. Nawet w nocy i nad ranem, kiedy ruch jest najmniejszy i kiedy większość europejskich linii lotniczych ląduje na oddalonym o godzinę jazdy lotnisku imienia, Imama Chomeiniego, powietrze jest ciężkie i nieznośne. W dzień robi się dosłownie tragicznie. Pierwszego dnia naszego pobytu tak naprawdę nie było najgorzej. Czuć było smród spalin, jednak tylko kilkukrotnie przekraczało te nasze nieznośnie, krakowskie normy. Gdy wróciliśmy do stolicy po kilkunastu dniach bycia w drodze i z dala od wielkich zanieczyszczeń, przeżyliśmy najprawdziwszy szok. Głowy rozbolały nas już na przedmieściach, zaś po dwóch godzinach spacerowania po największym bazarze stolicy, zmuszeni byliśmy wrócić do hotelu, wziąć najsilniejsze leki przeciwbólowe i czekać, aż w końcu po godzinie, ból minie. Zanieczyszczenie powietrza było tak duże, że rząd zastanawiał się nad ustanowieniem dnia wolnego od pracy i szkoły, zaś górujący nad miastem masyw gór Alborz był kompletnie niewidoczny. Teheran pozostaje jednym z najbardziej zanieczyszczonych miast na Ziemi. Według źródeł rządowych przez ponad 200 dni w roku nad miastem utrzymuje się smog. W piętnastomilionowej metropolii codziennie przemieszcza się cztery miliony pojazdów. Głównym problemem nie jest jednak ilość, a jakość samochodów. Większość z nich to kompletnie wyeksploatowane graty, które według lokalnej policji, emitują kilkanaście razy więcej zanieczyszczeń niż standardowe pojazdy. W wyniku tego, co roku więcej niż pięć tysięcy osób umiera z powodu kiepskiej jakości powietrza. Wybierając się do tego miejsca, warto zaopatrzyć się w dobrą maskę. Podróżując po Azji wielokrotnie uważałem maski za rodzaj ozdoby, bardziej niż niezbędnika. W Teheranie powinna to być bezsprzecznie część garderoby.

Trudno o Teheranie opowiadać jak o klasycznej turystycznej destynacji. Jest on inny od reszty kraju, podobnie jak inny jest Nowy Jork od reszty Ameryki, a Stambuł od reszty Turcji. Teheran to miejsce, które podróżni często po prostu omijają, wyruszając przed siebie w poszukiwaniu Persji z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy. Mimo negatywnych opinii o mieście, zdecydowanie warto zostać na chwilę w stolicy, gdyż kryje ona bowiem historie niezbędne do zrozumienia współczesnego Iranu. Faktem jest, że jakiekolwiek zmiany w kraju zawsze rozpoczynają się w Teheranie i nic nie jest w stanie zmienić się w kraju bez ostatniego słowa mieszkańców stolicy.

Teheran to miasto równoległych rzeczywistości – stolica reżimu ajatollahów, a jednocześnie najbardziej liberalne i otwarte na świat miasto tego kraju. To miejsce, gdzie Rahbar, najwyższy przywódca kraju – Ali Chamenei, następca Imama Chomeiniego, niepodzielnie rządzi krajem ukryty w bunkrze, w ciągłym strachu przed amerykańskim atakiem. To miejsce, gdzie obowiązkowe chusty przykrywające kobiece głowy, opadają najniżej i odsłaniają najwięcej. To miejsce, gdzie czador, czarna płachta zakrywająca kobietę od stóp do głowy, nie stanowi głównego ubioru. To także miasto ogromnych kontrastów, miasto, w którym wytyczono bardzo widoczne granice – północ miasta, oaza bogatych i liberalnych mieszkańców, południe – gigantyczne metropolis biedy i konserwatywnych postaw.

Co warto więc zobaczyć, żeby móc w spokoju ruszyć w kierunku najbardziej popularnych, znanych i bogatych kulturowo miast Iranu? Pominęliśmy Pałac Golestan, gdyż jak to ujął Ali, nasz irański przyjaciel, po drodze zobaczymy wiele pałaców. Pominęliśmy też Muzeum Narodowe, bo zabił nas smog, który nie pozwolił nam się poruszać w dniu, kiedy zaplanowaliśmy odwiedziny. Magdalena stwierdziła, że zostawimy je na następną okazję, gdyż z pewnością do Iranu powrócimy. Odwiedziliśmy jednak kilka miejsc, na których osobiście bardzo mi zależało.

Symbolem miasta uwiecznionym na niejednej pocztówce czy magnesie, który ludzie wieszają później na swojej lodówce, jest wieża Azadi. Paradoksalnie w miejscu, gdzie nadal brakuje wolności, symbolem miejsca jest właśnie wieża Wolności. Wieża zbudowana w 1971 roku z okazji obchodów 2500 lecia państwa perskiego, położona z dala od starego miasta, jest oazą po środku gigantycznego ronda na jednej z głównych arterii prowadzących do centrum Teheranu. Zielona i równo przystrzyżona trawa, fontanny z tryskającą wodą, muzyka lecąca z głośników, wszystko to uspokaja i pozwala na chwilę odetchnąć od męczącego gwaru miasta. Jednak miejsce to jest szczególnie interesujące w kontekście tego, co wokół niego działo się na przestrzeni ostatnich lat. Miejsce to było jedną z głównych aren wydarzeń rewolucji 1979 roku, która obaliła rządy Szacha i ustanowiła Islamską Republikę Iranu. Także tutaj miały miejsce protesty w 2009 roku po tym, jak w wyniku sfałszowanych wyborów, Mahmud Ahmadineżad wybrany został na drugą kadencję prezydencką. Warto wjechać na chwilę, na górę i poobserwować zatłoczone miasto z wysokości czterdziestu pięciu metrów.

Warto także wpaść do Muzeum Diamentów znajdującego się w skarbcu narodowym banku Iranu. Nie jest możliwe przemycicie na miejsce żadnego aparatu czy też telefonu, dlatego bogactwa tego miejsca nie jesteśmy w stanie pokazać na zdjęciach. Skarbiec ten skrywa bowiem gigantyczną kolekcję diamentów i kamieni szlachetnych, które są zastawem irańskiej waluty. Na miejscu podziwiać można między innymi największy różowy diament świata i to głównie dla niego przybywają tam tłumy odwiedzających. Dopiero na miejscu, gdy spogląda się na te wszystkie nieziemsko świecące cuda, człowiek rozumie powody, dla których toczono niejedną wojnę o ten skarbiec. Ludzka chciwość i pragnienie bogactwa nigdzie indziej nie budzi się tak bardzo, jak w podziemiach skarbca Banku Iranu.

To, co jednak interesowało mnie najbardziej, porozrzucane było w całym mieście na różnych budynkach, mniejszych i większych, na domach mieszkalnych, na blokach i na budynkach rządowych. Murale Teheranu, w tym te najsłynniejsze, znajdująca się na murach dawnej amerykańskiej ambasady przy alei Taleqani. Z historycznego punktu widzenia najciekawsze są te, które przedstawiają antyamerykańską retorykę dyktatury ajatollahów. Jednocześnie są one niezwykle ciekawe z perspektywy socjologicznej, gdyż są najlepszym katalizatorem nastrojów społecznych stolicy. Antyamerykańskie hasła porozsypywane po mieście może i odzwierciedlają poglądy reżimu, jednak kompletnie nie przedstawiają poglądów większości irańskiego społeczeństwa. Z dosyć kiepskiej książki Artura Orzecha pt Wiza do Iranu, wyłuskałem jedno zdanie, które uważam za najlepszą część tej książki, które najlepiej opisuje obecny stosunek Irańczyków do USA:

Iran to jedyne państwo w Azji Środkowej, swoisty unikat, gdzie ludzie niegdyś znienawidzili USA, bo władza kochała USA, i zrobili rewolucję ustrojową, by dotrzeć do punktu, w którym ludzie kochają USA, zaś rząd nienawidzi USA”.

By zobaczyć te już historyczne hasła, wystarczy przejść się wzdłuż murów dawnej ambasady USA, którą młode bojówki rewolucjonistów islamskich zajęły w 1979 roku. Był to precedens na skalę światową. Pracowników ambasady przetrzymywano w roli zakładników przez równo 444 dni. W wyniku tego kryzysu, Stany Zjednoczone zerwały kontakty dyplomatyczne z krajem, który przez wcześniejsze dziesięciolecia był ich najwierniejszym sojusznikiem w regionie. Od tego czasu przez ostatnie 36 lat Iran pozostaje jednym z głównych wrogów Ameryki. Teoretycznie wzdłuż murów zdjęć nie wolno robić, lub też zaleca się robienie ich dyskretnie. Nie wiem, czy był to wynik zmęczenia podróżą, czy ogólnego otępienia ciężkim powietrzem, ale gdy dotarliśmy na miejsce, zupełnie bez jakiegokolwiek przejmowania się, robiliśmy zdjęcia naszymi wielkimi aparatami, zaś jedno ze wspólnych zdjęć zrobiliśmy słynnym patykiem selfie, co już totalnie zwróciło uwagę zgromadzonych wokół ludzi. Zupełnie niespodziewanie zjawił się wtedy żołnierz Strażników Rewolucji, który stanowczo, aczkolwiek bardzo kulturalnie, zabronił robienia zdjęć budynków, które znajdowały się na wprost, po tym gdy Magdalena wycelowała w ich kierunku nieświadoma ich statusu. Należały one do struktur militarnych, a tych pod żadnym pozorem, fotografować nie wolno. O ile Strażnikowi Rewolucji nie przeszkadzało nasze zainteresowanie antyamerykańskimi muralami, o tyle ewidentnie uwierało ono zwykłych ludzi, którzy patrzyli na nas z niesmakiem. Jeden z przechodniów po prostu podszedł i powiedział wprost – Nie róbcie tutaj zdjęć, bo to nie ma nic wspólnego z naszymi poglądami! Wyjaśniłem, że jest to miejsce interesujące z historycznego punktu widzenia i zdajemy sobie sprawę z tego, iż nie jest to opinia większości Irańczyków. Po chwili wiedzieliśmy, że już najwyższa pora zbierać się stamtąd, gdyż zwracaliśmy uwagę coraz większej ilości ludzi.

O dziwo, na mieście widzieliśmy także wielki plakat obecnego prezydenta USA – Baracka Obamy. Pomimo jego pozytywnego odbiory w Iranie i opinii, że jest najbardziej przyjaznym Iranowi prezydentem od czasów rewolucji, okazuje się, że plakat nie ma nic wspólnego z jego adorowaniem. Po napisaniu tego artykuły, Oko na Iran zwróciło uwagę na fakt, iż błędnie wytłumaczono nam znaczenie tego plakatu. Cytując: Gwoli sprostowania: Obama nie jest przedstawiany na muralach z irańskim bohaterem narodowym, wręcz przeciwnie – to część kampanii towarzyszącej negocjacjom atomowym przedstawiającej Amerykanów jako podstępnych oszustów podobnych do zabójców imama Hosejna. Uśmiechają się wbijając nóż w plecy.

Miasto oczywiście pełne jest też wizerunków Rahbara, Przywódcy, który poprowadził rewolucję. Srogi wzrok Ruhollaha Chomeiniego, zwanego obecnie Imamem Chomeinimi, czyli swego rodzaju szyickim świętym, widnieje praktycznie w każdym zakątku kraju. Z reguły towarzyszy mu, dla kontrastu uśmiechnięty, Ali Chamanei, obecny Rahbar, sprawujący urząd najwyższego przywódcy od śmierci Chomeiniego w 1989 roku. Narodowy panteon wymalowany na dziesiątkach budynków uzupełniają wizerunki niezliczonej ilości bohaterów i ofiar ośmioletniej wojny iracko-irańskiej, która w latach 80. ubiegłego wieku pochłonęła milion ofiar po każdej ze stron.

Zwiedzanie Teheranu potrafi zmęczyć. Duże odległości, ogromny ruch i przede wszystkim wspomniane zanieczyszczenie sprawiają, że chce się uciec. W stolicy Iranu najlepiej ucieka się w góry, i wcale nie oznacza to dalekiej wycieczki. Teheran bowiem opiera się o masyw górski Elbursu i sam de facto zlokalizowany jest w górach. Południowe, biedniejsze dzielnice miasta, położone są na wysokości 1100 m.n.p.m, zaś północne, bogate dzielnice już na wysokości 1800 m.n.p.m. Jadąc przez miasto z południa na północ przekracza się nie tylko granicę bogactwa, ale także granicę klimatyczną, która sprawia, że na północy żyje się po prostu lepiej. Ruch samochodowy jest odrobinę ludzki, zanieczyszczenie jakby spadało o kilka procent, a powietrze nabiera swoistej górskiej świeżości. Teherańczycy uwielbiają uciekać do Darband. Kiedyś była to wioska górska, jednak niedawno wchłonięta przez miasto, stała się modnym miejscem weekendowych schadzek mieszkańców stolicy. Oprócz eleganckich, i podających wyśmienite jedzenie, restauracji, na miejscu można po prostu wypić herbatę, zapalić sziszę i obserwować liberalnych i mających pieniądze młodych ludzi. To zupełnie inny świat w porównaniu z południowymi dzielnicami. W Darband znajduje się także początek trasy trekkingowej na mający ponad 3900 metrów szczyt góry Tochal. Można na niego także wjechać kolejką linową, jeśli ktoś niekoniecznie ma ochotę na wspinaczkę.

Zanim się wyjedzie ze stolicy i wyruszy w dalszą podróż po kraju, lub też na krótko przed wylotem z Iranu, warto wpaść na Wielki Bazar w Teheranie. Pójście na ten największy w kraju bazar to istna wyprawa, która wymaga od człowieka niesamowitej cierpliwości. Wprawdzie można tam znaleźć dosłownie wszystko, jednak aby to „wszystko” znaleźć, trzeba się nieźle nachodzić, co szczególnie w okresie na tydzień przed perskim nowym rokiem, stanowi nie lada wyzwanie. Ponad dziesięć kilometrów ścieżek w teherańskim bazarze to świat sam w sobie, który warto odwiedzić, by zrozumieć kolejny aspekt życia Irańczyków.

Tak rozpoczynała się nasza wizyta w tym pasjonującym kraju, z którego relacje pojawiać się będą teraz na blogu w nadchodzących tygodniach. W następnych relacjach opowiadać będę nie tylko o miejscach, które warto odwiedzić, ale także o wszystkich tych historiach, które zasłyszeliśmy na miejscu, a które pomagają w zrozumieniu tego niesamowitego kraju. Na koniec pojawi się także kilka artykułów praktycznych, które pozwolą innym zaplanować swój czas, w tym nie tak bardzo odległym, acz dosyć orientalnym kraju.

Exit mobile version