Site icon Wojażer

Podróżoholizm. Uzależnić można się także od podróży

Ponieważ jestem wolny

Kilka dni temu zamieściłem na blogu tekst o uzależnieniu od podróżowania. Po chwili postanowiłem go zdjąć, gdyż stwierdziłem, że średnio pasuje do pozytywnego obrazu rzeczywistości, który wyznaję. A jednak kilkanaście osób zdołało go przeczytać, zaś następnych kilka napisało do mnie z pytaniem o to, co się z nim stało. Kilka z nich powiedziało, że temat jest ciekawy, bo mówi o tym, o czym nieczęsto w naszym gronie się rozmawia. Postanowiłem więc do tej myśli wrócić, a także lekko ją rozwinąć.

Cześć, nazywam się M. i jestem podróżoholikiem.

Klub Anonimowych Podróżoholików.

**diagnoza**

Przyznanie się przed samym sobą, że ma się problem z jakimkolwiek uzależnieniem, jest pierwszym krokiem do walki z nim. Gorzej, jeśli ktoś tej walki nie chce podjąć. Lubi pić, to pije, lubi palić, to pali. Lubi podróżować, więc podróżuje. Dlaczego ma z tym walczyć, skoro nie ma w tym nic w tym złego? Lub też inaczej – czy jego uzależnienie w jakikolwiek sposób można porównać z innymi, prawdziwie destrukcyjnymi odchyleniami? Czy szkodzi komuś? A może cały ten problem to klasyka spod znaku #firstworldproblems?

W wielu opisach blogów podróżniczych pojawia się motyw pierwszego wyjazdu, który otwiera na świat i sprawia, że nie można już bez tego żyć. Istna metamfetamina. O wspaniałościach podróżowania pisze się  non stop. Kto nie podróżuje, czyta tylko jedną stronę książki. Podróże kształcą, rozwijają. Podróżować to żyć. Widziałem więcej niż pamiętam i pamiętam więcej niż widziałem. Takich cytatów podróżniczych znajdziecie wiele, obowiązkowo pod tytułem bloga, w miejscu widocznym albo w sekcji O Nas. Ale Ci dobrze, tyle podróżujesz! Wow, ale piękne zdjęcia! Ja też bym tak chciał! – słyszysz zachwyty znajomych lub czytelników. Skąd oni mają na to kasę? Skąd oni mają na to czas? Ciągle tylko piszą, gdzie jadą i zamieszczają te zdjęcia! – dodają niektórzy, gdy nie ma Cię obok. Czasami natraficie na wewnętrzne dysputy >podróżnik vs. turysta<, gdzie jedni udowadniają, że są tymi, a drudzy kontratakują i bronią się, że nie są tamtymi. To tak jak kłótnie między alkoholikiem, który pije jedno piwo codziennie wieczorem, a takim, który raz na jakiś czas upije się do nieprzytomności. Łączy ich jeden alkoholizm, odróżniają jedynie style realizacji. Tak samo jest z podróżoholizmem – różnią ich style, a łączy ciągła potrzeba podróżowania. Życie jest wspaniałe, kreacje własnego życia też – myślisz sobie. O co więc chodzi?

**jeden dzień**

Budzisz się rano, wstajesz z łóżka, wychodzisz z psem, albo jak nie masz psa, na fajkę wychodzisz. Otwierasz skrzynkę na telefonie, sprawdzasz newslettery, przeglądasz strony – może wyszła jakaś superpromocja lotnicza. Dopiero wróciłeś z jednego wyjazdu, jeszcze nie nacieszyłeś się obecnością czegokolwiek ci bliskiego, jeszcze nawet nie napiłeś się piwa z kumplem, i już myślisz o kolejnych. Nie tylko tych, które dopiero zaplanujesz, ale też o tych, które już zaplanowałeś i kupiłeś bilety i zaraz się wydarzą. Od pierwszej chwili po przebudzeniu – myślisz. A czasami ponoć warto wyłączyć myślenie. Przez dzień pracujesz i to chyba jedyny czas, kiedy jesteś w pełni skoncentrowany. Wracasz do domu. Otwierasz komputer, odpalasz mapy, przeglądasz fora, kładziesz na biurko książki. Pracujesz nad tym, co ma sprawić ci przyjemność. W końcu nie raz mówiłeś, że lubisz planować. Patrzysz na kalendarz i widzisz, że już niewiele zostało do kolejnego wypadu, czujesz ten dreszczyk podniecenia, tę wszechogarniającą ekscytację. Ze skrzynki latają maile, umawiasz spotkania, wybierasz miejsca, zakładasz czas i budżet. Do mieszkania wchodzi twoja miłość. Cześć! Jak minął dzień? Ok, wszystko super. Co robisz? Planuję nasz wyjazd do… Cisza, odcinasz się, bo przecież to jest takie ważne, to trzeba ustalić. Jesteś zwycięzcą! Opowiesz o tym znajomym.

**symptomy**

Nie opowiesz. Na zegarze już prawie północ, pies chciałby iść na spacer, a jeśli nie masz psa, to pasowałoby wypalić ostatnią fajkę, ale ty nie masz już na nic siły. Twoi koledzy już są po piwie, każdy myśli o jutrzejszym dniu w pracy. Opowiesz im w weekend. Piszesz do A z pytaniem, czy chcą iść na piwo. Nie mogą, bo zaplanowali odwiedziny u rodziców. Jasne, następnym razem. Piszesz do B, że może wspólny wypad na miasto? Nie mogą, bo dziecko im płacze i w sobotę też na pewno będzie płakać. Piszesz do C, że może wspólnie pobiegamy. Nie może, bo… no właśnie, po prostu nie może. Dziwisz się, o co chodzi, analizujesz, zastanawiasz się, kiedy właściwie ostatnio ich widziałeś i przypominasz sobie, że w maju mówiłeś, że będziesz mieć czas na spotkanie koło 16 sierpnia, ale wtedy się nie udało, bo weekend był długi i oni wyjechali, kiedy ty akurat siedziałeś w domu. Przeglądasz zdjęcia z podróży i wspominasz świetne rozmowy z tym Nowozelandczykiem, którego przypadkiem spotkałeś w dżungli. Pamiętasz tę Irankę, która zrobiła na Tobie wrażenie swoimi historiami z trekkingu w Himalajach. Fajne były te rozmowy – myślisz sobie. Taki jesteś genialny w interakcjach z ludźmi z innych kultur. A jednak ona czasami przychodzi. Samotność dopada nagle, w pokoju pełnym przewodników, map, pamiątek i wspomnień z najdalszych krańców ziemi. W chwilach, kiedy chwyta cię ochota na spotkanie ot tak, teraz, zaraz, dziś wieczorem, twoi znajomi nie mogą, nie dadzą rady.

Bo z podróżoholizmem jest trochę jak z alkoholizmem. Gdy pijesz, masz kolegów. Gdy jedziesz, masz kompanów. Gdy trzeźwiejesz, budzisz się sam w pustym pokoju. Gdy wracasz z podróży, budzisz się sam w świecie, którego nie ogarniasz. Bo ten świat codzienny jest inny, nieraz równie skomplikowany jak ten na drugiej półkuli, gdzie jeszcze niedawno siedziałeś. Rozumiesz, że może coś jest nie tak. Chcesz się leczyć, ale równocześnie pytasz samego siebie – z czego!? Przecież to moja pasja!

**skutki uboczne**

Wysoko rozwinięty egoizm to stan świadomości, który rozwija się powoli, by z czasem zdominować twój proces myślowy. Wszystko podporządkowujesz podróżom. Nie daj Bóg przyjdzie ci żyć w związku, gdzie twoja partnerka chciałaby mieć w miarę normalne życie: spotkać się z przyjaciółmi, ugotować coś w domu, zorganizować przyjęcie, mieć dom, miejsce, wokół którego koncentruje się życie, miejsce, do którego się wraca. Nie daj Bóg twoja partnerka ma zawód, który przymusza ją do życia w Polsce, albo też po prostu chce mieszkać w Polsce i tu mieć swoją bazę wypadową. Ale ty jedziesz, bo przecież były dobre bilety, bo przecież miałeś to na bucket list. Ona poczeka. Zawsze czeka. A pamiętasz w ogóle jeszcze, kiedy twoi przyjaciele mają urodziny? Miałeś odwiedzić A miesiąc temu, podarować kwiatki, życzyć zdrowia. Nie mogłeś, bo akurat byłeś gdzieś.

Chciałeś się dziś spotkać z przyjacielem i przechylić kielicha. Ale zanim na to wpadłeś, wpadł email od B. Udało się, dotrzesz na szczyt Elbrusa. Jutro też wpadniesz na pomysł, by spotkać się ze starymi znajomymi, ale przecież pojutrze rano masz kolejny wylot.

Takie życie.

**Koncepcja Podróżoholizmu**

To wszystko może wydawać się problemem wyssanym z palca, ale notoryczne i nałogowe podróżowanie jest czymś, co może stać się częścią każdego, bez względu na to, jakim typem podróżnika jest. Czymś, co działa czasami jak epidemia. Zarażająco.

**Zbieżność pierwszej litery imienia podróżoholika z moim lub jakimkolwiek innym, jest zupełnie przypadkowa.

Exit mobile version