Site icon Wojażer

Longyearbyen 78°13′N. Przewodnik po stolicy Svalbardu

Svalbard

Jeśli wybierzecie się kiedykolwiek do najbardziej północnego miejsca, do którego w swoim życiu dotrzecie, będzie to zapewne Longyearbyen. O tym jak tu dotrzeć, pisałem niedawno na blogu.

Niewielu stać na to, by wybrać się na wyprawę dalej – do miejsca, gdzie wbity w wieczną zmarzlinę pal wyznacza punkt bieguna północnego. Jednak jeśli ktoś naprawdę chce zobaczyć coś niezwykłego lub doświadczyć prawdziwych arktycznych doznań, powinien przybyć właśnie tutaj.

Longyearbyen 78°13′N – siedemdziesiąty ósmy równoleżnik. Już równoleżnik ziemski o szerokości geograficznej 66° wyznacza koło podbiegunowe. Przybywając na Svalbard, postawisz stopę na prawdziwym przedsionku Arktyki.

Tutaj wszystko jest najbardziej północne.

Część 1 – Mała Historia

Krążące wokół niedźwiedzie będące zagrożeniem dla życia ludzi, ludzie spacerujący z bronią w ręku, niezwykła mała społeczność zamknięta na niewielkim skrawku ziemi – spodziewaliśmy się tego wszystkiego przed przybyciem tutaj, jednak to, co zastaliśmy, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Jak to Madzia raz ujęła – it’s awesome! 

Historia arktycznego Svalbardu ma swoje korzenie w dawnych czasach skandynawskich. Pierwsi ludzie mogli tutaj dopłynąć już w XII wieku, jednak właściwego „odkrycia” dokonał w XVI wieku Holender – Willem Barentsz, który życiem przepłacił odkrycie północnych rubieży ziemi. Najstarszą istniejącą osadą na Svalbardzie jest Longyearbyen, które swoją nazwę zawdzięcza Amerykaninowi. W 1906 roku John Munro Longyear rozpoczął tutaj wydobycie węgla. Arctic Coal Company było de facto absolutnym właścicielem miasteczka. W latach 20 XX wieku uregulowano kwestie prawne Svalbardu, zaś Longyearbyen przez następne dziesięciolecia powoli przechodziło z rąk korporacyjnych pod jurysdykcję norweską.

Operacje wydobywcze węgla odbywały się pod szyldem norweskiej kompanii Store Norske. Jednak w latach 70. ubiegłego wieku spadające ceny węgla i panujący na tym rynku kryzys, sprawiły, że w społeczności Longyearbyen pojawiły się poważne problemy społeczne. Dlatego też od tego czasu władze norweskie zaczęły bardziej inwestować w rozwój społeczny miasta, aby znormalizować nienormalną sytuację w nim panującą.

Co było takiego nienormalnego w tych czasach? Po pierwsze – w zdominowanej przez mężczyzn społeczności wybuchały akty agresji. Dlatego też władze doszły to wniosku, iż trzeba wspierać osadnictwo całych rodzin, upewnić się, że na miejscu osiądą także kobiety, a pary będą posiadać dzieci. Spadające ceny węgla sprawiły, że w 1976 roku państwo musiało wykupić praktycznie wszystkie udziały w Store Norske. Najlepszym rozwiązaniem byłoby „zamknięcie” miasta i zaprzestanie jakichkolwiek operacji, jednak w środku zimnej wojny ostatnią rzeczą, na którą Norwegia mogła sobie pozwolić, to strata kontroli nad arktycznymi terytoriami, nad którymi sprawowała jurysdykcję. Dlatego też kontynuowano dopłacanie do biznesu i wspierano rozwój tej najbardziej północnej osady na Ziemi.

W 1976 roku Longyearbyen przestało być miastem „firmowym” i stało się normalną częścią składową norweskiego terytorium. Postanowiono wybudować szkoły oraz dobrze wyposażony szpital, ponadto rozpoczęto proces podpinania tego obszaru do ogólnego obiegu informacji, aby nie było to już wyizolowane przez kilka miesięcy miejsce.

Jednak tym, co naprawdę zrewolucjonizowało Longyearbyen, było wybudowanie lotniska. Svalbard Longyearbyen Airport (LYR), najbardziej na północ położone lotnisko cywilne świata, było dla mieszkających tutaj ludzi prawdziwym zbawieniem. Do roku 1974 Longyearbyen było odcinane od świata na okres zimy. Jedynym sposobem, by do niego dotrzeć, było przypłynięcie statkiem. To stawało się jednak niemożliwe przez kilka miesięcy w roku, ponieważ wejście do portu zamarzało. Wraz z otwarciem lotniska na miejsce zaczęły docierać regularne dostawy żywności, prasy, zapasów, gazety, kasety wideo, praktycznie wszystko, co człowiek potrzebował do normalnego funkcjonowania. Dlatego też ten właśnie moment w nowożytnej historii miasta uważany jest za największy krok do jego modernizacji.

Wraz z upływem czasu górnictwo odgrywało coraz mniejszą rolę. I tak Longyearbyen rozpoczęło swoją drogę w nową erę poczynając od lat 90. ubiegłego wieku.

Obecnie gigantyczną rolę w życiu miasteczka odbywa przemysł turystyczny. Pomimo tego, iż przybywa tutaj znacznie mniej podróżnych niż do innych miejsc na ziemi, jest to jednocześnie jedyne tak bardzo na północ położone miejsce, do którego można całkiem łatwo dotrzeć. Poza turystyką rozwinął się także przemysł naukowo-badawczy. W centrum miasteczka znajduje się ogromny budynek uniwersytetu, który powstał tutaj także w latach 90. Oprócz wspomnianej szkoły wyższej, na miejscu mają swoje stacje badawcze różne państwa. Dlatego też osoby, które będziecie mijać w mieście to albo lokalni, albo turyści, albo naukowcy. Oczywiście możecie także spotkać niedźwiedzia!

Części następne – czyli kilka interesujących faktów o Longyearbyen

Longyearbyen to niezwykle zaskakujące miejsce, które zadziwia na każdym kroku, dlatego wybrałem dla Was kilka najciekawszych faktów o tym miejscu:

2. Miasto zbudowane jest na palach.

Coś, co mieszkańcy powtarzają non stop – mamy tutaj „permafrost”, czyli ziemia na archipelagu nie odmarza przez cały rok. Tylko aktywna warstwa na samej górze topnieje w ciepłe miesiące. Pale chronią budynki od zalań i zniszczeń. Jedynym budynkiem , który w Longyearbyen posiada fundamenty jest oddalony od centrum biały dom, w którym mieści się obecnie słynna restauracja – Huset.

3. Jest zwyczajem, aby ściągać buty, gdy wchodzi się do środka.

W mieście i jego okolicach albo wala się śnieg, albo błoto. Buty, który z reguły się tu nosi to masywne buty trekkingowe. Dlatego też przy wejściu do większości przybytków, znajduje się miejsce, gdzie należy pozostawić obuwie. Często  miejsca te zapewniają kapcie. Dotyczy to kościoła, muzeum Svalbardu, informacji turystycznej, urzędów, domów prywatnych a nawet hoteli.

4. Nie wolno wnosić broni do środka.

Na Svalbardzie żyje ponad 3000 niedźwiedzi polarnych i tylko lekko ponad 2000 ludzi. Wymaga się by każdy, kto opuszcza osadę (a nie jest ona wielka), miał ze sobą broń ostrą na wypadek zagrożenia życia ze strony wygłodniałego niedźwiedzia. Nie jest niczym dziwnym, że widuje się ludzi spacerujących po mieście z bronią, jednak nie wolno z nią wchodzić do żadnych lokali. Każdy z nich zapewnia odpowiednią skrytkę na broń, gdzie powinno się ją pozostawić.

5. Jest to jedyne miejsce na Ziemi, gdzie człowiek z bronią bez problemu złapie stopa.

Gdy wyjdziesz daleko poza osadę (oczywiście z bronią) i wrócisz ze swojego trekkingu, zawsze możesz wystawić kciuka i w zasadzie każdy, kto przejeżdża obok i ma miejsce w samochodzie, zabierze Cię do osady i podwiezie dokładnie do miejsca, gdzie chcesz dotrzeć. Co ciekawe, wsiadając do auta ze swoją bronią, na tylnym siedzeniu zastaniesz inną broń, która należy do kierowcy.

6. Głównym środkiem transportu są skutery śnieżne.

Nie mogliśmy tego doświadczyć, gdyż na miejsce dotarliśmy na początku svalbardzkiej wiosny, jednak walająca się po całym mieście, ogromna ilość zaparkowanych skuterów śnieżnych, dowodzi tego, iż jest to ulubiony środek transportu na archipelagu. Na lekko ponad 2000 mieszkańców w Longyearbyen przypada prawie 4000 skuterów. Gdy drogi są przejezdne, jak chociażby w czasie, kiedy my bawiliśmy na miejscu, w ruch idą samochody.

7. Słońce nie wschodzi tutaj przez ponad 4 miesiące.

I na odwrót – nie zachodzi w ogóle przez podobną ilość miesięcy. Noce polarne to chyba najtrudniejsza rzecz do zniesienia w tych arktycznych warunkach. Słońce po raz ostatni zachodzi 25 października, aby ponownie powrócić dopiero 8 marca. Soltefstuka to święto, kiedy mieszkańcy gromadzą się przy schodach starego szpitala, aby dokładnie o 12:15 przywitać pierwsze promienie słoneczne po kilku miesięcach ich braku. Noc polarna to niezwykle trudny czas dla każdego człowieka. Wielu popada w senność i depresję, wielu po prostu przestaje działać normalny zegar biologiczny. Dzieci zaś wysyłane są na naświetlanie promieniami UV, aby ich skóra nie straciła swoich normalnych właściwości.

My trafiliśmy na Svalbard w czasie, który znacznie bardziej nam odpowiadał, czyli podczas trwania dnia polarnego. Znaczy to po prostu tyle, że słońce nie zachodzi w ogóle. To niezwykle ciekawe doświadczenie. Po północy, gdy zasłony w pokoju były nadal odsłonięte, w ogóle nie czułem się senny, jedynie lekko zmęczony. Jednak od razu, gdy zasłanialiśmy dostęp światła do pokoju, robiłem się senny i w ciągu krótkiej chwili najnormalniej w świecie zasypiałem.

Longyearbyen, w pół do pierwszej w nocy

8. Oczywiście… najbardziej północne:

Lotnisko cywilne. Bankomat. Poczta. Supermarket, restauracja z piwnicą na wina. Uniwersytet. Kościół. Można by tak wyliczać…

najbardziej północne

9. Ulice nie mają nazwa, a jedynie numery. 

Jak ktoś kiedyś powiedział – dorośli mężczyźni nie budują domów na ulicy Misia Polarnego lub Porzeczkowej.

10. Nie można posiadać kota.

Na Svalbardzie nie uświadczysz tych słodkich stworzeń. Dlaczego? Stanowią one zagrożenie dla delikatnej populacji ptaków mieszkających na archipelagu.

ptaki Svalbardu

11. W mieście mijasz renifery. 

Na Svalbardzie jest ich sporo. Nie ma tam dla nich żadnego naturalnego zagrożenia, żadnego predatora, który by na nie polował. O dziwo, niedźwiedzie polarne nie są zainteresowane reniferami, dlatego też podczas fotograficznego safari można zobaczyć scenkę, gdy jeden zwierzak przechodzi obok drugiego i kompletnie na siebie nie reagują.

Mieszkańcy nazywają je z kolei świniami Svalbardu. Mieszkające tutaj renifery wyglądają bowiem odrobinę inaczej niż te, które znamy z innych miejsc. Mają krótsze szyje, są bardziej utuczone oraz białe. Przy okazji stanowią główny przysmak mięsny dla mieszkających tam ludzi.

12. Umieranie na Svalbardzie jest nielegalne!

Tak, podobnie jak rodzenie się tutaj. Jest bardzo mała garstka ludzi, którzy mieszkają tutaj długie lata. Statystycznie człowiek sprowadza się na Svalbard na okres sześciu, maksymalnie 7 lat. Będąc człowiekiem starym i schorowanym, masz pewność, iż gubernator Svalbardu odeśle Cię na ląd, czyli do głównej Norwegii, albo do Twojego kraju. Miasto wprawdzie posiada szpital, ale służy on głównie do tego, by w nagłym wypadku kogoś podratować, przygotować do podróży i gdy tylko będzie gotowy, odesłać do domu.

13. Nie ma obywatelstwa Svalbardu i zameldowania w Longyearbyen.

Pomimo tego, iż jest garstka ludzi, którzy w Longyearbyen mieszkają naprawdę długo, wszyscy, którzy tam przyjechali, mają gdzieś swój pierwszy dom, mieszkanie, swoje miejsce. Ostatnie Twoje miejsce zamieszkania jest Twoim adresem. Jeśli poważnie zachorujesz a pochodzisz z Oslo, gubernator odeśle Cię do Oslo. Jeśli jakimś przypadkiem umrzesz, a pochodzisz z Chin, Twoje ciało zostanie przetransportowane do Chin.

14. Populacja Longyearbyen to 42 narodowości mieszkające obok siebie.

Chyba tylko Nowy Jork i Londyn przebijają Longyearbyen pod względem większego kosmopolityzmu. Na miejscu słychać masę różnych języków świata, ale co było dla nas najbardziej zaskakujące to fakt, że drugą najbardziej liczną społecznością po Norwegach są… Tajowie!

Gdyby zamknąć oczy, pominąć fakt, że jest chłodno, i wsłuchać się w rozmowy mijających Cię ludzi, można się było poczuć jak w Bangkoku! Skąd tylu Tajów? Otóż w czasach, kiedy Norwegia inwestowała w rozwój rodzinnego osadnictwa na archipelagu, pracujący tam górnicy latali do Tajlandii, by znaleźć swoje szczęście w miłości. Przywozili ze sobą Tajskie żony, które zostawały z nimi na miejscu, a następnie sprowadzały tam innych członków swoich rodzin.

Madzia przed tajskim sklepem

15. W Longyearbyen poziom bezrobocia wynosi: 0%

Jeśli nie jesteś turystą, naukowcem lub mieszkańcem, nie możesz legalnie przebywać w mieście. Nie możesz tak  po prostu przyjechać i grać sobie na gitarze na ulicy. Nie możesz żebrać. Nie możesz być bezrobotny. W każdym z tych przypadków gubernator (sysselman) nakaże Ci opuszczenie archipelagu i upewni się, że cały proces przeprowadzony zostanie sprawnie i na Twój koszt. Tu nie można tak po prostu przyjechać i szukać pracy. Lokalni wolą zdecydowanie zatrudniać lokalnych, dlatego też nie jest niczym dziwnym, że ludzie mają tutaj po 4 różne prace.

16. Zarabiasz dużo, wydajesz dużo.

Średnia płaca ma archipelagu to ponad 20,000 koron na miesiąc, czyli ponad 10,000 złotych na miesiąc. Bardzo dużo osób zarabia tutaj jeszcze więcej. Sporo też wydają, ponieważ Svalbard jest 2-3 razy droższym miejscem niż wystarczająco już droga Norwegia. Najdroższe są owce i warzywa. Ogólnie wszystko, co kupujesz w jedynym w mieście supermarkecie, przyleciało lub przypłynęło tutaj, a więc koszt transportu podbija i tak już wysoką cenę.

Co ważne, podatek dochodowy na Svalbardzie wynosi tylko 15%. Piszę „tylko”, ponieważ w Norwegii wynosi on 40%. Sporo pieniędzy zostaje więc w kieszeniach pracujących tutaj ludzi.

17. TAX FREE zone!

Svalbard ma status strefy wolnocłowej. Dlatego też najtańsze są tutaj papierosy i alkohole. Papierosy są 2 razy tańsze niż w Polsce i jakieś 10 razy tańsze niż z Norwegii. Dlatego też w zasadzie każdy Norweg w dzień przed wylotem idzie do supermarketu i kupuje całe siaty papierosów i mocnych trunków.

Jeśli chodzi o alkohol, mieszkańcy Longyearbyen mają reglamentowane ilości, które mogą zakupić co miesiąc. Jeśli chodzi o przyjezdnych, gdy kupuje się mocny alkohol, należy okazać bilet powrotny. O dziwo, regulacjom tym nie podlega wino, które można sobie kupować do woli. Ceny dobrych win jak w Polsce albo taniej.

Jeśli ktoś nie ma na przykład Go Pro 3, a bardzo chciałbym je mieć, może także zakupić je za cenę niższą o około 700 złotych w porównaniu do Polski.

O zwiedzaniu miasteczka, ciekawych miejscach oraz tym, co można tutaj robić, już w następnych historiach! Zapraszam!

Exit mobile version