W tym roku przypomniałem sobie, jak wygląda życie bez palenia. Nie paliłem do dwudziestego drugiego roku życia, zacząłem, gdy mieszkałem w Chinach. Rzuciłem kilka miesięcy temu i chyba wreszcie skutecznie. Po prostu zapomniałem o nikotynie a gdy o niej zapomniałem, przypomniałem sobie, że żyłem pełnią życia nie paląc i niczego mi wtedy nie brakowało. Podobnie zaczyna być z mediami społecznościowymi. Przez dwadzieścia dwa lata mojego życia nie istniały aby potem stać się immanentną częścią mnie na kolejne piętnaście lat. Facebooka założyłem mieszkając w Chinach. Moi pierwsi i długo jedyni znajomi na platformie byli Chińczykami, aż do momentu zablokowania platform. Do mediów społecznościowych podchodzę jak do palenia – mocno ograniczam myśląc o tym, aby rzucić je w cholerę.
Społecznościowe media społecznościowe są tylko z nazwy. Choć rzeczywiście odgrywają role społeczne, pozwalają nam się komunikować a czasami tworzą fora dla większych grup, jeśli spojrzeć na ich wpływ na rzeczywistość, społeczeństwo i na jednostki, ich wpływ spokojnie ulokować można między alkoholem, nikotyną a twardymi narkotykami. Nie ma sensu rozwijać tutaj wywodu, który dziś zdaje się być dobrze znany każdemu, kto poświęca chociażby chwilę na zastanowienie się nad swoim życiem.
***
Dlaczego więc z mediów społecznościowych nie wychodzę? Zrobiłbym to już dawno. Nie robię tego, ponieważ moje media społecznościowe to część mojej działalności publicznej. Przez nie opowiadałem o podróżach, przez nie inspirowałem, komunikowałem się z odbiorcami oraz generowałem dodatkowy zysk, który obok mojej pracy zawodowej będącej głównym źródłem utrzymania, zawsze był czymś przyjemnym, czymś co generowało środki ($$$) do rozwoju, do odkrywania świata, do innowacji w życiu osobistym. Poza tym dzięki kanałom mediów społecznościowych mogłem dystrybuować to, co produkowałem – treści.
Nie ukrywam, kocham pisać. Napisałem do tej pory prawdopodobnie około 2000 stron A4 treści a liczę tylko treści na stronie. Do pisania od lat używam ultraprostego, spartańskiego wręcz programu, w którym jestem ja, absolutnie czysty ekran i piękna czcionka. Trochę jak te czasy, gdy waliłem palcami po maszynie do pisania. Przelewam myśli na tę nowoczesną maszynę do pisania a potem tylko łapię je w „kopiuj-wklej” i wysyłam do środowiska, które nadal jest moje – na stronę, którą prowadzę. Publikuję, mogę odłożyć sprzęt i wrócić do realnego życia. Mógłbym na tym poprzestać jednak to, co następuje później bywa równie ważne – dystrybucja stworzonej treści na mediach społecznościowych.
Robiłem to, robię to nadal od czas do czasu. Stworzone treści muszą później polecieć w świat – przez facebooka, instagrama, snapchata, tiktoka, twittera… wymień tu wszystko co chcesz. A może nie muszą?
Przestaje mi zależeć na Twojej atencji. Nie ze względu na lenistwo, nie dlatego, że chcę porzucić pisanie czy tworzenie. Przestaje mi zależeć na tym czy lajkujesz, czy szerujesz, czy robisz z tym cokolwiek, z szacunku do Twojego czasu. Bo tak samo jak szanuję swój czas i jak wkładam ogrom energii w ponowne uczenie się jak żyć porządnie, tak samo chciałbym oddać Tobie ów komfort decydowania o swoim czasie w sposób mądry i jakościowy. Nie zależy mi na tym by widzieć Cię w ciągłym połączeniu z ekranem.
To nie jest tak, że dopada mnie dziś jakiś kryzys egzystencjalny i kolejna fala myśli o odrzuceniu owego społecznościowego paradygmatu. W procesie jestem już na tyle długo, że mogę zacząć powoli o nim opowiadać. Opowieść tę chciałbym rozbijać na wiele pomniejszych jednak nim odejdę i ruszę w miasto aby przechylić jeden kieliszek wina, powiem Ci, że:
Nie obchodzi mnie co słychać u ludzi w sieci. Jeśli chcę się dowiedzieć, dzwonię do nich lub wychodzę z nimi na kawę. Kompletnie nie interesują mnie newsy. Czytam książki i jeden tygodnik. Czasami nie wiem co się dzieje wokół i jest to stan zdecydowanie lepszy dla ludzi produktywnych i kreatywnych. Wiem co mówię, gdyż kiedyś wiedziałem wszystko o tym, co dzieje się w tej chwili w każdym zakątku świata. Uświadoienie sobie tego, że nie czyni mnie to lepszym człowiekiem a jeszcze bardziej – że nie ma wpływu na jakikolwiek zakątek świata – pozwoliło mi dokonać kolejnego kroku – odejść na bok, odpuścić bycie „poinformowanym” na rzecz próby zrozumienia procesów dziejących się wokół.
Zmniejszam swoje życie pod każdym względem – od pozbywania się rzeczy przez zmniejszanie cyfrowego posiadania i cyfrowej obecności. Coraz mniej interesuje mnie wypowiadania moich opinii w sieci, gdyż nie chcę podgrzewać atmosfery podziału i wiecznej kłótni, niechęci, zawiści. Jeśli coś mnie denerwuje, rzucę kurwą pod nosem a przy następnych wyborach oddam głos na tych, którzy może coś zmienią.
Jeśli chcę się czymś dzielić, napiszę to na swojej stronie. Tu nie mają znaczenia lajki, nie mają szery a komentarzy ludzie na blogach praktycznie już nie piszą.
Przygotowuję się do odejścia z Facebooka.
To platforma w fazie schyłkowej, jedna wielka tablica ogłoszeń pomieszana ze ściekiem i reklamami. Mój profil na niej obserwuje kilkanaście tysięcy osób. Dzięki algorytmowi owej platformy treści tworzone godzinami trafią do piętnastu osób. To 0.1 procenta osób, które obserwują mój profil. Już wolałbym jakby te piętnaście osób zapisało się do mailingu, dostawalibyście artykuł na skrzynkę i otwierali wtedy, kiedy będziecie mieć na to ochotę a nie wtedy, kiedy algorytm łaskawie pozwoli Wam zobaczyć ową treść.
Z sympatią nadal odnoszę się do instagrama. W nim publikuje szybkie snapy z mojej codzienności oraz zdjęcia z podróży. Jeśli gdzieś chcecie mnie zobaczyć żywego, to właśnie tutaj. Zapraszam.
Tymczasem do usłyszenia i udanego weekendu!
Bravo TY. Nie mam i NIGDY nie miałem konta na żadnym z „mediów społecznościowych i żal mi ludzi którzy popadają w depresję jeśli przez kilka godzin nie mają możliwości dostępu
O matko! Jak bardzo bliski jest mi ten tekst! Kilka dni temu zaczęłam ograniczać korzystanie z MS także jako bloger i pisarz. Algorytmy FB wpychają użytkowników w bańki informacyjne o miałkiej treści. Wolę skupić się na tym, co mnie rozwija i przynosi spokój. Pozdrawiam serdecznie.
Mniej więcej z tych samych powodów nigdy nie było mnie na Facebook’u. Bardzo sobie cenię Twoje teksty i cieszę się że kiedyś trafiłem na Twój blog. Wszystkiego dobrego!
Już dawno wyniosłem się z FB. W zasadzie dłużej byłem zawieszony niż aktywny. Nic nigdy nie nylo mi wolno mówić. Cokolwiek powiedziałem, było niezgodne z „standartami społeczności FB”.
Albo jesteś z nimi, albo przeciwko. Nic w środku.
Gratuluję rzucenia palenia.
Popieram i wspieram 🙂
Późno, ale lepiej późno niż później…;)