Polska Przewodniki

Zakopane. Przewodnik po szlakach kultury

Słabo znana odsłona Zakopanego, czyli podróż przez jego kulturowe szlaki w poszukiwaniu innego, zagubionego świata.

Kiedy wszechpotężna Austria, ojczyzna Krakowiaków i Górali, waliła się w gruzy w 1918 roku, mała górska miejscowość wybiła się na kilkudniową niepodległość. Na jedenaście dni przed odrodzeniem Rzeczypospolitej Polskiej, znany polski pisarz, Stefan Żeromski, stanął na czele Rzeczpospolitej Zakopiańskiej. Ten mało znany fakt przypomina dziś o tym, że nie tylko jest Zakopane swoistym bytem specyficznym, często mentalnie od reszty niezależnym, ale także przyciągającym na przestrzeni dziesięcioleci gwiazdy polskiego wszechświata, które wraz z zastanymi na miejscu góralami, tworzyli niesamowitą mieszankę skumulowanego pod Tatrami mikrokosmosu.

O tym jakie dziś jest Zakopane, każdy wie. Co weekend, szczególnie w tak zwanym wysokim sezonie, zjeżdża tutaj połowa narodu, nawet ta cząstka z najdalszych jego, nadmorskich rejonów. Spragnieni widoku majestatycznych gór rodacy poświęcają długie godziny, najdłuższe na kultowej już zakopiance, aby choć chwilę powdychać górskie powietrze. I choć wielu z nas aż za często narzeka na potworny dojazd i okropną wręcz banerozę rozrzuconą na podhalańskich wzgórzach, niezmiennie zmierzamy w tym kierunku i szczelnie zapełniamy jego miejsca noclegowe.

Wielu z nas, niżej podpisany w szczególności, spisało jednak Zakopane na straty. Pamiętam dobrze, kiedy ostatni raz z własnej, nieprzymuszonej woli, wybrałem się do stolicy Podhala – było to w 2006 roku. Od tego czasu co jakiś czas zjawiałem się na tatrzańskich szlakach, zawsze przy tym omijając miasto. Nigdy nie mów nigdy – mawiają – więc gdy nasi znajomi sprowadzili się do swojego drugiego domu w miejscowości nieopodal Zakopanego, jako goście, w naturalny sposób powróciliśmy na zatłoczoną zakopiankę coraz bardziej wgłębiając się w tematy góralszczyzny i tego, czym naprawdę jest ta kraina, do której ludzie tłumnie zjeżdżają.

Processed with VSCO with a8 preset

Pierwsza od lat wizyta w Zakopanem kilkanaście miesięcy temu nie była katharsis. Przytłoczony ogromem deweloperskich przemian w mieście, po raz kolejny spisałem je na straty. I tylko dzięki ogromnej determinacji naszych krakowskich znajomych, przekonałem się do tego, by moją starą, podróżniczą zasadę – „sprawdź kilka razy, czy naprawdę dotarłeś do wszystkich warstw miejsca, by móc go osądzić” – zastosować także do Zakopanego. Jakże się myliłem w swoich dotychczasowych ocenach.

Kawiarnia Cafe Piano. Deszczowy wieczór ostatniej jesieni. Po weekendowym lenistwie wpadliśmy do kultowej kawiarni, w której spotyka się i miesza cały przekrój Zakopanego. Grzegorz i Agnieszka czują się tam, jak u siebie, więc atmosfera otwartych znajomości, luźnych rozmów i powolnego życia, udzielała się i nam. Za oknami zacinał listopadowy deszcz, zaś ulice Zakopanego definiowała pozasezonowa pustka z garstką zagubionych turystów obijających się o zamknięte witryny sklepów.

Listopad to chyba jedna z najprzyjemniejszych pór roku – pomyślałem. Gdzieś pomiędzy trzecim a piątym kieliszkiem wina pojawiła się myśl – poznajcie to miasto od zupełnie innej strony – zaproponowali. Kilka miesięcy później zrealizowaliśmy ten plan z ogromnym zaangażowaniem. Zakopane, które odkryliśmy dla siebie, chcemy teraz odkryć także dla Was.

Po co właściwie ludzie przyjeżdżają do Zakopanego? Jedni po to, aby ruszać z niego na tatrzańskie szlaki, inni po to, aby szusować na narciarskich stokach, jeszcze inni tylko po to, żeby zjeść treściwe, góralskie dania i przespacerować się nad Morskie Oko lub wjechać kolejką na Kasprowy. Każdy powód jest dobry, aby uprawiać turystykę i żadnego nie należy oceniać. Są jednak też tacy, którzy poszukują głębszej warstwy zrozumienia miejsca, do którego docierają. Czegoś ponad smakiem oscypka, zdjęciem z niedźwiedziem, ciupagą i góralskim kapeluszem – hej!

W zalewie wszechobecnej komercji, budowlanego, betonowego szaleństwa i kakofonii turystycznej rzeczywistości, odnalezienie śladów dawnego, przedwojennego i powojennego Zakopanego, jest niczym podróż z jednej wysepki rozległego archipelagu do drugiej i kolejnej, i jeszcze następnej. Przemierzenie większości pozwala stworzyć mapę całości, plan wartościowych punktów pośród wzburzonego oceanu. Opowieść o szlakach kulturalnych Zakopanego jest jak podróż z jednej trudno dostępnej wyspy na drugą. Jest to jednak podróż, którą warto odbyć.

Rozpoczynaliśmy tę przeprawę zaledwie kilka kroków od Cafe Piano. Drzwi w drzwi znajduje się tam Galeria Yam. Rym niezamierzony. Ci, którzy znają mnie dobrze wiedzą, że poznawanie miasta przez pryzmat sztuki to coś, co lubię i praktykuję. Obrót sztuką powoli i konsekwentnie znika z ulic naszych miast i przenosi się gdzieś w odmęty internetu, domów aukcyjnych lub pojedynczych miejsc, które wytrwały walkę na rynku zalanym niewymagającymi produktami jednorazowego użytku. Galeria Yam to jedno z ostatnich miejsc w Zakopanem, w którym poznacie i posiądziecie sztukę, nie tylko lokalną. To też miejsce, które stanowi swoisty przewodnik do poznania miasta, miejsce, w którym nie tylko poznacie ciekawe nazwiska, ale także skonstruujecie swoją mapę podróży po zakopiańskich szlakach kultury. To właśnie tam, stojąc przed miniaturowymi rzeźbami Marcina Rząsy, złapaliśmy pierwszy artystyczny trop, który sprowokował nasze rozmowy o dawnej i współczesnej sztuce Podhala.

Galeria Yam powstała jako owoc transformacji początku lat dziewięćdziesiątych oraz przyjaźni dwóch absolwentek zakopiańskiej szkoły sztuk plastycznych imienia Antoniego Kenara. Jaga Kozak i Anna Wojak przekuły swoje marzenia w czyn i z pomocą swoich mężów – Piotra Kozaka i Macieja Wojaka otworzyli miejsce w samym sercu Zakopanego, na Krupówkach, w urokliwym zaułku schowanym wystarczająco daleko od zgiełku słynnej ulicy. Dzięki znajomości z Grzegorzem i Agnieszką poznaliśmy wszystkich ze wspomnianej czwórki. Ich opowieści otworzyły przed nami lepszą stronę Zakopanego, opowiedziały historie lokalnych artystów, jak również tych pochodzących z Krakowa, Warszawy, Ukrainy czy Białorusi. Ich sztuka prowadzi prze historię współczesności i wciąga w dziesiątki myśli, które często tworzą całość. Poszukujący estetycznych przeżyć znajdą tutaj nie tylko dzieła współczesnych twórców różnego rodzaju nurtów, ale także, w pogoni za lokalnością, zabiorą ze sobą do domu wspomnienia tego miejsca.

Yam opowiada także historię tego, jak poznawanie dalekiego świata przekłada się na zrozumienie i rozwijanie swojej małej ojczyzny. Nie byłoby zapewne tego miejsca, gdyby nie londyńskie podróże wspomnianych osób. Małe uliczki Londynu lat osiemdziesiątych, dziesiątki rozsypanych po mieście galerii, stanowiły istotną inspirację do powstania tego miejsca. Już sama historia szkoły, do której uczęszczały Jaga i Anna, to opowieść, w której poznajemy nazwiska przez dziesięciolecia tworzące kulturalną i artystyczną twarz Zakopanego.

Poznanie historii Antoniego Kenara to klucz do zrozumienia kilku następnych punktów na mapie zakopiańskiego archipelagu kultury. Opowieść o życiu tego polskiego rzeźbiarza, taternika, nauczyciela i dyrektora liceum, które dziś nosi jego imię, pomaga w zrozumieniu tego, jak wybitne jednostki współtworzyły i nadal tworzą inną twarz tego niepozornego miasta.

Rok 1925. Kenar kończy Szkołę Przemysłu Drzewnego w Zakopanem. Rok 1932. Odbiera wyróżnienie w kategorii rzeźby w konkursie igrzysk olimpijskich w Los Angeles. Rok 1938. Wraca do Zakopanego. Lata 1939 do 1944 tuła się po różnych miejscach okupowanej Polski. Rok 1944. Zostaje wywieziony do obozu pracy w Rzeszy. Rok 1947. Wraca do socjalistycznej Polski. Rok 1954. Zostaje dyrektorem szkoły, która krótko po jego śmierci zostaje nazwana jego imieniem.

Kenar reformuje edukację artystyczną, w której stawia akcent na swobodę łączenia współczesnych nurtów ze sztuką ludową. Ta z kolei stanowi zawór bezpieczeństwa dla socjalistycznej cenzury. Pod jej parasolem rozwija się niesamowita twórczość, a pod jego skrzydłami na polskiej scenie artystycznej pojawiąją się takie nazwiska jak: Władysław Hasior czy Antoni Rząsa, legendy zakopiańskiej sztuki współczesnej.

Trop Kenara prowadzi nas do kolejnej, pasjonującej wyspy świata sztuki na oceanie zakopiańskiej deweloperki.Galeria Władysława Hasiora, niezwykle interesujący budynek z pasjonującą ekspozycją, schowana jest dosyć skrzętnie przed światem, jak wszystkie tego typu miejsca w Zakopanem. Hasior, rzeźbiarz i malarz, urodził się w Nowym Sączu. Życie związał jednak z Podhalem. Od 1947 do 1952 roku uczył się u Kenara, by następnie udać się do Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Życie rzuciło go potem na jakiś czas do Paryża, wystawiał swoje prace także w takich miastach jak Oslo, Helsinki, Wiedeń, Kopenhaga i wiele innych. W twórczości nawiązywał do surrealizmu i abstrakcji, ale także mieszał je ze sztuką ludową. W tworzeniu swoich dzieł posiłkował się gotowymi przedmiotami użytku codziennego, którym potem nadawał nowe życie w postaci wielowymiarowych kolaży.

Galeria, którą dziś możemy odwiedzić, to miejsce stworzone przez samego artystę, który był wielkim zwolennikiem interakcji z odbiorcami. Gromadził ich tam na swoich prelekcjach. Zakończywszy swoje światowe tułaczki, skupił się na powolnym i konsekwentnym tworzeniu miejsca, które po dziś dzień stanowi niesamowitą opowieść o twórczości wybitnego człowieka. Sztuka Hasiora to prawdziwa awangarda, która zaskakiwała i szokowała w jego czasach i także dziś, powoduje wśród zwiedzających, niezwykle mieszane uczucia.

Jednym z eksponatów, na który trafimy w jego galerii jest instalacja „Czarny krajobraz I – Dzieciom Zamojszczyzny”. Ten wypełniony ziemią dziecięcy wózek w którym ciągle palą się świeczki, to zwykła rzecz użytkowa przemieniona w dzieło sztuki. Wózek ten należał do Antoniego Rząsy, który woził w nim swojego syna, Marcina.

Marcin Rząsa, to postać, o której słyszeliśmy wielokrotnie. Kilka razy podczas wizyt we wspomnianej galerii, wielokrotnie podczas odwiedzin u znajomych, którzy są wielbicielami jego twórczości. W sobotni wieczór podczas jednego z ostatnich pobytów na Podhalu, spotykamy małżeństwo Rząsów – Marcina i Magdę, w ich rodzinnym domu, który jest  jednocześnie jego pracownią, a także, w górnej części, galerią twórczości ojca Marcina, słynnego rzeźbiarza Antoniego Rząsy. Z początku krótkie, zaplanowane na ostatnią chwilę, spotkanie, przerodziło się w długi wieczór rozmów na temat spuścizny Antoniego Rząsy, roli Kenara w społeczności twórczego Zakopanego, a także, i przede wszystkim, na temat dzisiejszej twórczości Marcina Rząsy, jego inspiracji, historii, na temat materiału, jakim jest drewno. Nie zabrakło także zwykłych rozmów i rzeczach dużych i małych, o zakopiańskiej deweloperce, o podróżach po świecie.

Czym jest twórczość Marcina Rząsy? Piotr Głowacki, na okoliczność jednej z wystaw, podczas której można było zobaczyć jego prace, pisze o sztuce Marcina Rząsy tak:

Rzeźby Marcina Rząsy zastanawiają. Czyni to ich wymowa wyrażająca stan skupienia postaci, którym rzeźbiarz użycza bytu tkwiącego potencjalnie w drewnie. Osiągnięty udany, sugestywny i poniekąd magiczny efekt wizualny jest wynikiem znajomości i szacunku wobec materiału. Odczuwa się delikatność i pietyzm w jego traktowaniu. Podczas jego obróbki artysta-autor musi być wrażliwy i czuły na najdelikatniejsze podpowiedzi drewnianej struktury, którą opracowuje w nową już jakość. W zgodnym z nią dialogu odsłania ona swoje istotne i właściwe tylko jej wartości, zyskujące pociągający pełen powabu wymiar artystyczny i estetyczny. W ten sposób formułują swoje życie postacie ludzkie i androidalne. Ich niedopowiedziana tożsamość wzmacnia nastrój przepełniony tajemnicą. Estetyczna siła i wyraz postaci tkwią w sferze nieokreśloności i sama jest ona ideą stanu niepewności wobec ostatecznej i jednoznacznej możliwości definicji egzystencji.
Rząsa grupuje postaci w większe zbiorowiska. Powstają w ten sposób odrębne przestrzenie, które można określić pojęciem samotnego tłumu. Pojedyncze figury dopełniają się i wspierają w egzystencjalnej sytuacji, ale nie usuwają własnej samotności. Wspólna aura figur zostaje spotęgowana.

Niektóre z prac Marcina Rząsy można znaleźć podczas wizyty w Galerii YAM w sercu Zakopanego, gdzie nie tylko zobaczymy je na żywo, ale także poznamy bliżej opowieści związane z tą rodziną.

Znajdująca się na piętrze Galeria Antoniego Rząsy  opowiada historię ojca Marcina, jednego z najznamienitszych, współczesnych twórców zakopiańskiej sceny artystycznej.

Antoni Rząsa był innowatorem swoich czasów i jednym z najważniejszych postaci sztuki polskiej w drugiej połowie XX wieku. Tworzył w drewnie, do którego podchodził z wielkim szacunkiem, eksperymentował z zastaną rzeczywistością, negocjował z Bogiem, gdy tworzył swoj dzieła sakralne.

Urodził się w 1919 roku na Podkarpaciu w katolickiej rodzinie otoczonej przez rzeczywistość pełną cerkwi i synagog. Sztuka tworzona na tych terenach zawsze spełniała rolę użyteczną: tworzyła kościoły, kapliczki, rzeczy, które spełniały swoje kulturowe zadanie. Rzemiosło przenikało się z artyzmem i na odwrót.

Rząsa trafił w 1939 roku do słynnej Szkoły Przemysłu Drzewnego w Zakopanem, gdzie rozpoczął swoją naukę, szybko przerwaną przez wybuch II wojny światowej. Do miasta powrócił dopiero w 1948 roku, kiedy zaczął się jego okres współpracy z Kenarem. Tak związał się na stałe z Zakopanem, skąd wyjeżdżał rzadko. Tworzył prace, które zaskakiwały odbiorców. Jego Madonny, Piety, ukrzyżowane Jezusy, często szokowały odbiorców przyzwyczajonych do kanonu, z którego de facto czerpał, ale jednocześnie go modyfikował. Choć na przestrzeni lat swojej twórczości miał trudności z przekonaniem tradycyjnych odbiorców do swojej sztuki, z czasem zaczęła ona zyskiwać sympatię i zrozumienie.

Dom, którego budowę rozpoczął w 1974 roku, i nad którym pracował do swojej śmierci w 1980, to dziś świadectwo jego twórczości, w którym, dzięki jego rodzinie, dalej bije serce rzeźbiarskiego, artystycznego Zakopanego.

Zakopiański archipelag kultury to jednak nie tylko rzeźba. To także piękna architektura, szczególnie najznamienitsze przykłady tak zwanego stylu zakopiańskiego, które współcześnie otaczają wszelkiej maści style minionych dziesięcioleci. Czasami, jeśliby wysilić wyobraźnię, można zobaczyć jak mogłoby wyglądać Zakopane, gdyby konsekwentnie budować tutaj tylko budynki we wspomnianym stylu.

Aby zrozumieć urok i estetykę stylu zakopiańskiego, warto odwiedzić wybudowaną w latach 1894-1895 Willę Oksza. Ten budynek mieszkalny zaprojektowany przez Stanisława Witkiewicza, ojca słynnego i dobrze każdemu znanego Witkacego, dziś mieści w swoich murach Galerię Sztuki XX wieku, która prezentuje świetny przekrój prac pochodzących z Podhala artystów.

Większość przyjeżdżających do Zakopanego odnosi wrażenie, że charakterystyczny dla Podhala styl architektoniczny panował tutaj przynajmniej od czasów Bolesława Chrobrego. Niezupełnie. Powstał on w latach 90 XIX wieku dzięki wspomnianemu Stanisławowi Witkiewiczowi i de facto stworzył on współczesną twarz Podhala. Styl ten położył fundament nie tylko pod architektoniczny image Zakopanego, ale także stworzył określony rodzaj mebli, instrumentów muzycznych, pamiątek, instrumentów muzycznych oraz nawet góralską muzykę. Słowem, stworzył on Zakopane i Podhale, jakim do dziś się zachwycamy i o którym myślimy, że istniało od dawien dawna.

Najwspanialszym punktem wizyty w Willi Oksza jest mała galeria na końcu trasy zwiedzania, która stanowi uwieńczenie odwiedzin w tej niezwykle dobrze zachowanej i prowadzonej willi. W miejscu tym zgromadzono wiele prac Witkacego, do którego wielu z nas ma ogromny sentyment. Jego sztuka, jego wielowymiarowość, innowacyjność, a także jego szaleństwo, pasjonują rzeszę ludzi także współcześnie.

Miał pasjonujący życiorys. Stanisław Ignacy Witkiewicz był dramatopisarzem, prozaikiem, filozofem, teoretykiem i krytykiem sztuki, malarzem. Młodość spędził w Zakopanem, ucząc się prywatnie pod nadzorem ojca. W latach 1904-1905 studiował w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, następnie wyjeżdżał kilkakrotnie do Włoch, Niemiec i Francji. W 1914 roku odbył pasjonującą podróż do Australii wraz z wyprawą etnograficzną Bronisława Malinowskiego. Tuż po wybuchu I wojny światowej wyjechał jako obywatel rosyjski do Petersburga, wstąpił do szkoły oficerskiej, po czym brał udział w walkach. W 1918 roku wrócił do Polski i osiadł na stałe w Zakopanem. W 1939 roku popełnił samobójstwo po wkroczeniu Armii Czerwonej na wschodnie tereny Polski.

Aby poczuć ducha czasów, w których żył artysta, wybraliśmy się doTeatru Witkacego na sztukę Człapówki – Zakopane według Andrzeja Struga:

„Wielki dzień. Kronika niedoszłych wydarzeń” Andrzeja Struga drukowana była w odcinkach w Kurierze Porannym w 1926 roku, a została w całości wydana w 1957 roku. Tak samo jak wcześniejszy „Zakopanoptikon”, stanowi całkiem odmienną pozycję od pozostałej spuścizny literackiej Struga. Należy ona do najznakomitszych utworów pisarza, pełna błyskotliwego humoru i dowcipu, fantazji i pomysłowości sytuacyjnej, swobody i rozmachu w kreowaniu świata. Poza satyryczną, wręcz groteskową warstwą obyczajową rozgrywającą się w zakamuflowanych realiach Zakopanego lat międzywojennych, na którym to tle zostały trafnie zdiagnozowane typy ludzkie, w tej powieści z kluczem zawarta została ogromna suma wiedzy autora o mechanizmach władzy i społecznego działania.” – czytamy na stronie teatru.

I jak to zwykle bywa w przypadku sztuki, coś, co powstało dawno temu, wciąż świetnie opisuje dzisiejsze sprawy tak polskie, jak i zakopiańskie.

Ostatnim przystankiem naszego archipelagu kultury była wyspa muzyczna, czyli Willa Atma, w której znajduje się muzeum Karola Szymanowskiego, kompozytora, który spędził na Podhalu kilka lat. Willa Atma to gratka dla fanów muzyki oraz tego największego obok Chopina, polskiego kompozytora. Dla tych zaś, którzy poszukuję ducha przedwojennego Zakopanego, to idealne miejsce, aby zobaczyć przykładowy dom w stylu zakopiańskim i móc wyobrazić sobie, jak wyglądały te wyjątkowe czasy.

Na koniec chciałbym powiedzieć Wam, dlaczego powstał ten tekst. Galeria Hasiora, jeden z obleganych weekendów w Zakopanem, Krupówki pękają w szwach. Oprócz naszej czwórki w galerii są trzy inne osoby. Willa Oksza, wraz z naszym nadejściem w muzeum robi się tłum. Nasza czwórka staje w kolejce po bilet za szóstką ludzi, którzy przybyli w tym czasie. Willa Atma, popołudnie na krótko przed zamknięciem. Nasze numery to 19,20,21,23. Dwadzieścia trzy osoby. Więcej raczej nie przyjdzie – zauważa Pan na kasie. Czy tutaj można wchodzić w butach? – pyta się turysta wchodzący do Galerii YAM. Z drugiej strony Teatr Witkacego pęka w szwach.

Sztuka czasami przestrasza ludzi, dystansuje ich, odradza wspomnienia z nudnych muzeów sprzed dziesięcioleci, gdy ciągle słyszało się „nie dotykać”. Ludzie odczuwają lęk przed nią.

Przed teatrem nie. Interakcja publiczności ze sceną jest stanem naturalnym. Taka sama interakcja ze sztuką już nie. W Zakopanem, jak i w wielu miejscach naszego mocno rozwijającego się kraju, sztuka przeżywa z jednej strony renesans, z drugiej jakiś dziwny zastój spowodowany niesamowitym dystansem na linii odbiorca – dzieło. Przyjeżdżając do Zakopanego, oprócz strasznego „krapu” z Chin, pamiątek za 5 złotych, ciupag i Bóg wie czego jeszcze, poznajcie kulturowy produkt tego miasta i regionu, jakim jest jego dziedzictwo artystyczne. Zdziwicie się, jak pasjonujące jest to miejsce. Tak samo, jak zdziwiłem się ja, który nigdy nie chciałem do Zakopanego wracać, a teraz wiem, że się myliłem.

Rocznik 1985. Hybryda czasów analogowych i cyfrowych, człowiek, który pamięta jak było przed internetem a w internecie czuje się jak ryba w wodzie. Urodzony w Krakowie, w nim wykształcony i z nim zawodowo związany. Po krótkim okresie życia w Chinach, na dobre zajął się normalnym życiem i intensywnym podróżowaniem. Zawodowo specjalista branży podróżniczej, hotelarskiej i rezerwacyjnej.

18 komentarzy dotyczących “Zakopane. Przewodnik po szlakach kultury

  1. Odkryłeś wyjątkowe miejsca na mapie Zakopanego 🙂 Wybieram się w przyszłym tygodniu i szukałam czegoś tak inspirującego. Dzięki!

  2. ailnicka

    Miałam podobne odczucia do Zakopanego co Ty – w ogóle nie miałam ochoty tam jechać po poprzednich doświadczeniach. I jeśli znowu bym tam trafiła, to podejrzewam, że unikałabym Krupówek.
    Zgadzam się też z Tobą, że czasem warto dać szansę znielubianym przez nas miejscom i spojrzeć na nie z innej strony.

  3. Świetnie trafiłam 🙂 W weekend wybieramy się w okolice Zakopanego. Jeśli pogoda nie dopisze z ogromną przyjemnością ruszymy Twoim śladem.

  4. Często jestem w Zakopanym, ale od razu uciekamy w góry, byle dalej od Krupówek -;-) może następnym razem zatrzymamy się jednak w którymś z wymienionych tutaj miejsc..

  5. Pingback: Osada Kościelisko. Weekend w Tatrach z dala od całego świata – wojażer

  6. Świetny tekst i całkiem inna prezentacja Zakopanego, niż zazwyczaj. A do tego słuszna konkluzja. Myślę, że wielu z nas powinno wziąć sobie Twoje słowa do serca i częściej zaglądać do galerii sztuki. W Polsce i nie tylko.

    • Dzięki, bardzo mi miło. I tego właśnie wszystkim życzę. Swoją drogą, sztuka to jeden z kluczy do rozwoju osobistego oraz do rozwijania się społeczeństw, więc naprawdę warto.

  7. Bardzo ciekawe spojrzenie. Trzeba przyznać, że Zakopane w czerwcu i Zakopane w listopadzie to dwa inne miasta 😉

  8. zarteks

    Fajne post takiego podejścia do Zakopanego w ogóle nie znałem. Dla mnie to miasto, do którego nie docieram częściej niż raz na 5 lat, jednak poza dojazdem i wątpliwą jakością powietrza nigdy nie należałem do hejterów zimowej stolicy Polski.

    • Większość osób, a do niedawna także autor, nie zna tego podejścia do Zakopanego, ale jak to już bywa w podróżach – każde, nawet oczywiste miejsce, ma w sobie bardzo dużo innych, nieoczywistych opowieści! 🙂

  9. Jak zawsze teksty pełne refleksji i indywidualnego obiektywizmu 🙂 pozdrawiam!

  10. Dobra perspektywa, żeby na Zakopane spojrzeć trochę inaczej. Świetny tekst 👌

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading