Azja Turcja Świat

Hüzün. Immanentna nostalgia Stambułu

Ten niezwykle poetycki duch krążący nad miastem zmusza przybysza do pogrzebania w historii i literaturze, bo tylko spojrzawszy w przeszłość, zrozumieć można Stambuł.

Siedząc z dobrym znajomym na dachu jego hotelu w sercu stambulskiego starego miasta, spoglądaliśmy na, wschodzące dość późno o tej porze roku, słońce. Leniwie rozsuwało chmury i odsłaniało majestatyczną metropolię, co do której charakteru spieraliśmy się przy porannej, mocnej, tureckiej herbacie. W jakiejkolwiek perspektywie nie postawilibyśmy tego miasta, każdy moment rozmowy krążył wokół jednego i tego samego słowa – hüzün.

Hüzün to wyrażenie, które opisuje wyjątkową tęsknotę za przeszłością, to swoiste zatrzymanie się na moment, spojrzenie na otaczającą nas przestrzeń i zrozumienie, jak wiele ładunku emocjonalnego niesie ta kraina, w której właśnie przebywamy. Niczym lizbońskie saudade, hüzün zabiera człowieka w przedziwną podróż w przeszłość. W stambulskiej, pełnej życia tkance miejskiej, nie musi to jednak oznaczać smutnej emanacji tęsknoty za tym, co było, ale może być też szansą, by za pomocy starego, odkrywać dla siebie nowe. Mieszkańcy miasta rzucają wyzwanie swojemu dziedzictwu i na nowo definiują swoje, tak niejednoznaczne, miasto.

Hüzün, według niektórych, szczególnie według Orhana Pamuka, pisarza, który wyśmienicie opowiada to miasto, jest esencją Stambułu. Oryginalnie, to wyrażenie oznaczające stratę, ból i smutek związany ze stratą, ma podłoże w Koranie i jest na stałe wpisane w egzystencję każdego człowieka. Od ponad dwóch stuleci, według Pamuka, definiuje ono przede wszystkim mieszkańców Stambułu, którzy na przestrzeni tych dwóch wieków obserwowali stopniowy proces rozpadu Imperium Osmańskiego, okupację zachodnich mocarstw w wyniku porażki w I wojnie światowej, i w końcu, po upadku wielowiekowego i wielokulturowego imperium, stopniową marginalizację niegdyś stolicy potężnego imperium rozciągającego się od Europy przez Afrykę po Azję.

Według Pamuka to, co wyróżnia hüzün od zachodniej nostalgii, choćby tej spotykanej na ulicach Lizbony, to charakter kolektywny. Hüzün niczym swoisty duch, unosi się nad labiryntami miasta, nad wąskimi jego uliczkami, nad łódkami rybaków pływających po Bosforze, nad stolikami z turecką herbatą otoczonymi przez rozgadanych mężczyzn, tuż ponad kostką pokrywającą ulice wokół wieży Galata, czy nad straganami Wielkiego Bazaru.

Ci, którzy po raz pierwszy przybywają do niedawnej stolicy Osmanów, doceniają historyczny charakter miasta, zauważając przy tym jego dynamiczny rozwój. Rozrasta się ono coraz bardziej monstrualnie, będąc dziś domem dla ponad dwudziestu milionów ludzi.

Pomimo rosnących z dala od starego miasta, lśniących wieżowców, wspaniałego metra, coraz szerszych dróg, po których przemieszczają się setki tysięcy samochód, zawsze przychodzi jednak ten moment, gdy pod koniec dnia, wróciwszy do stambulskiej esencji rozciągającej się między Sultanahment i Galatą a Uskudar i Kadikoy, wraca się do punktu wyjścia. Hüzün uderza ponownie.

Ten niezwykle poetycki duch krążący nad miastem zmusza przybysza do pogrzebania w historii i literaturze, bo tylko spojrzawszy w przeszłość, zrozumieć można Stambuł. Stolica Osmanów była prawdziwym tyglem kulturowym zamieszkanym przez Turków, Greków, Żydów, Ormian i wszelkiej lewantyńskiej burżuazji. Niezależnie od religii i pochodzenia, definiowało ich jedno – byli poddanymi Sułtana. System milletów, czyli prawne regulacje życia związane z przynależnością do określonej grupy wyznaniowej, w wyjątkowy sposób wpływał na rozwój i krajobraz miasta, gdzie istniały obok siebie meczety, kościoły i synagogi, gdzie Ormianie prowadzili sklepy obok bułgarskich mleczarzy czy greckich restauratorów. Oprócz nich niezmiennie napływały do miasta rzesze Rosjan, Niemców, Francuzów, Brytyjczyków i Włochów.

Ten tygiel, ta międzynarodowa mozaika, zaczęły z czasem ulegać historycznej korozji i wraz z upadkiem imperium oraz powstaniem Republiki Turcji, laickiego państwa narodowego, rozpoczęły się wędrówki narodów, konflikty, ucieczki kolektywne i indywidualne, które sprawiły, że wieloetniczność miasta powoli stawała się jedynie melodią przeszłości.

Dziś, podobnie jak przed wiekami, do miasta zaczynają napływać nowe mniejszości tworzące nowe oblicza Stambułu. Znaczny przyrost populacji między połową poprzedniego wieku a współczesnością, stopniowo zapełniał luki powstałe po mniejszościach opuszczających miasto, które na przemian nazywały Konstantynopolem i Stambułem.

To właśnie jest współczesny hüzün – tęsknota zamieszkującego Stambuł Turka, który w swoim codziennym życiu pragnie jak najgłębiej powrócić do kosmopolitycznych, złotych czasów swojego miasta. W jego poszukiwaniu wyrusza do wykwintnych butików rozsypanych po starym mieście, gdzie debatując nad jakością produktu, wypala kolejnego papierosa w drzwiach sklepu. Z tęsknotą spogląda na kolejkę starego tramwaju, który przecinał trasę między Karakoy a tunelem w starym Beyoglu. Wolne chwile w ciągu dnia, niezależnie od pory, woli zaś spędzić sącząc mocną, aromatyczną herbatę, spoglądając bądź to na Bosfor, bądź na historyczną panoramę miasta na obu jego brzegach. Gdzieś tam, w gąszczy wijących się, urokliwych uliczek, rodzi się nowy, kosmopolityczny Stambuł pełen kolejnych przybyszów – artystów, pisarzy, informatyków i wszelkiej innej maści ekspatów, którzy przeprowadzają się do miasta z Niemiec, Anglii, Francji czy Włoch. Czy zastąpią Żydów, Greków i Ormian i tchną w nostalgiczne miasto jeszcze więcej energii? Być może.

Tak właśnie, od hüzünu, chciałbym rozpocząć naszą wspólną wędrówkę po Stambule, mieście, do którego wraca się z najszczerszą pasją.

Rocznik 1985. Hybryda czasów analogowych i cyfrowych, człowiek, który pamięta jak było przed internetem a w internecie czuje się jak ryba w wodzie. Urodzony w Krakowie, w nim wykształcony i z nim zawodowo związany. Po krótkim okresie życia w Chinach, na dobre zajął się normalnym życiem i intensywnym podróżowaniem. Zawodowo specjalista branży podróżniczej, hotelarskiej i rezerwacyjnej.

12 komentarzy dotyczących “Hüzün. Immanentna nostalgia Stambułu

  1. Pingback: Balat i Fener. Hipsterski i kolorowy Stambuł dla każdego - Wojażer

  2. Stambuł był moim marzeniem. I udało mi się odwiedzić miasto dwóch kontynentów. Bałam się, czy metropolia mnie nie rozczaruje. I… Stambuł pokochałam taką miłością, że jeśli ktoś by powiedział, ze jutro mogę lecieć do Stambułu, to nie zastanawiałam bym się ani sekundy. Może ta moja miłość do Stambułu dopadła mnie po lekturze książek Pamuka, Safak? Tak jak Orhan Pamuk mogłabym godzinami wpatrywać się w wody Złotego Rogu i liczyć statki. To miejsce ma moc!

  3. Pięknie piszesz o Stambule. Czekam na więcej 🙂

  4. Witam,
    Stambul zawsze przede wszystkim przytłaczał mnie swoim ogromem, i męczącym ruchem drogowym. O ile jeździć po Stambule można, to problem zaczyna się gdy chcemy się…. zatrzymać. Miejsca parkingowe to towar bardzo deficytowy. Ciekawym rozwiązaniem jest tzw metrobus, który w sposób znaczący ułatwił poruszanie się po mieście.
    Stambuł z uwagi na swoją wielkość i położenie jest bez wątpienia sercem Turcji, zwłaszcza biznesowym i właściwie wszystkie firmy mają tu albo siedziby albo przedstawicielstwa. Osobiście jestem zwolennikiem równomiernego rozwoju całych organizmów państwowych, Stambul natomiast wysysa wszystko, także ludzi – jeśli ktoś chce zrobić karierę to właśnie tu. przyznam szczerze że nie poczułem nigdy ducha miasta w tym znaczeniu jakim e opisujesz, ale byłem tam zawsze w biegu i raczej biznesowo. Polecam za to np. Buyukcekmece, przedmieście Stambulu, położone nad Morzem Marmara , z piękna ciągnącą się kilometrami promenadą….

  5. sekulada.com

    Kolejny świetny tekst. Zawsze opisujesz świat w taki sposób, że da się to poczuć. Nigdy nie byłem w Stambule, ale po Twoich ostatnich wpisach nabieram coraz większej ochoty na ten kierunek :).

  6. Faktycznie dobry wstęp do poznawania tego olbrzymiego miasta. Niestety moje różne podróże zawsze pomijały (nie licząc lotniska) tę stolicę lecz w głowie mam wiele kadrów które tylko czekają na zarejestrowanie w Stambule 🙂

  7. Stambuł jak wiele setek miast na świecie zmienia się. Chcemy czy nie, tęsknimy czy też nie – zmiany zachodzą i nikt tego nie zatrzyma. Można zastanawiać się jak będzie wyglądał w przyszłości, co przyniesie napływ nowych przybyszów z Niemiec, Anglii, Francji czy Włoch, ale z całą pewnością nie będzie to to samo miasto. Pewnie zostanie ta sama nazwa, choć i tego pewnym nie można być w 100% :-). Jednak to ocenią raczej następne pokolenia. Nam pozostaje korzystać i cieszyć się z uroków miasta i brać go takim jakim jest, bo mimo swoich oczywistych niedoskonałości jest naprawdę piękny.

  8. wolnymkrokiem

    Świetnie przygotowany artykuł. Ciekaw jestem co te „nowe siły” pchną w krwiobieg Stambułu. I cz po zmianach nowo przybyłych będzie to dalej Stambuł? Czy nie zatraci swojej odmienności? Te pytania oczywiście zweryfikuje czas.

  9. Huzun na pierwszy rzut oka wydaje się trochę smęceniem, ale to trochę inne smęcenie, niż byłoby np. w polskim czy jakimkolwiek innym wydaniu. Ludzie na południowym wschodzie (mówię tu też o Bałkanach) moim zdaniem nie mają myślenia pod tytułem „żyjemy ponurą przeszłością”, tylko żyją po prostu w swoim, tureckim/bałkańskim stylu, nie zapominając o historii. I mam wrażenie, że oni nie odczuwają tego na zachodnią, „indywidualną” modłę – tylko, jak napisałeś, huzun jest bardziej grupowy, to unosi się nad całością

  10. Pingback: Istanbul Modern. Przez sztukę do nowoczesnego serca Stambułu – wojażer

  11. Świetny film. Myślę o miejscach, rzeczach, których nie sfotografowałam. Tak szybko się do nich przyzwyczaiłam… ciągle – wszędzie! – to mam. Ty również? Jeśli nie, jak się tego nauczyć? Żeby ciągle widzieć? Bardzo to podziwiam u wszystkich artystów; pisarzy, malarzy – umiejętność zobaczenia i uwiecznienia tego, co jest wyjątkowe w mieście, w którym żyją na co dzień. Być może do tego konieczne są podróże, ale nie wiem, czy podróżowali wszyscy Ci twórcy, którzy mieli, hm, chyba to jest dystans, a na pewno także on.
    I jeszcze myślę o huzunie. O tym, że są narody potrafiące swojej melancholii, lekkiemu smutkowi, zamyśleniu, zapatrzeniu, tęsknocie – nadać nazwę, I właśnie w te kategorie (melancholii, tęsknoty itd.) móc ten stan wpisać. A my… może my też tylko tęsknimy? Ja o sobie na pewno właśnie to mogę powiedzieć. I o wielu moich znajomych, może o wszystkich – choć może tylko ja to dostrzegam, na to jestem wyczulona. Wybacz brak klarowności, piszę trochę „na gorąco”. Chodzi mi o to, że o Polakach mówimy (i czy także mówią inni?) nieraz, że ponurzy, że mało wylewni, że nie tacy fajni (fajowi!) jak Włosi, Hiszpanie, nawet Chorwaci nas biją na głowę w tym luzie. I może my po prostu nie umiemy w pijar? Może na zasadzie przekuwania słabości w najmocniejsze strony, powinniśmy też sobie jakoś to nazwać i podkreślać, że chodzi o melancholię? Może my tylko tęsknimy za, nie wiem, husarskimi skrzydłami, za Łemkami, za sarniną na szlacheckich stołach.
    Nie piszę tego w stu procentach na poważnie, ale rzeczywiście przyszło mi to do głowy. W Stambule Turkowie w sklepach, lokalach, na straganach – byli uprzejmi, uśmiechnięci, ale co chwila szturchaliśmy się z moim partnerem i mówiliśmy pod nosem: „huzun”. „Zobacz, jak go huzun dopadł.” „Widziałaś ten huzun?” Bez ironii, może z jej odrobinką, ale życzliwie i na pewno wyrozumiale. Może nie wszystko tam jest super gładkie, super porządne… przynajmniej w tych europejskich miarach, wiem, wiem… ale nic nie szkodzi. Bo huzun. Może nam go też do Polski po prostu przywiało?
    Tak, to nie jest aż tak do końca komentarz do Twojego tekstu, wiem, ale chciałam sobie – i Tobie – to popisać.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading