Felietony Polska

Zakopianka. Historie z najgorszej trasy w Polsce

Opowieść z powolnej, zakorkowanej drogi o tym, że ktoś wciska nam okropny, wielki, beznadziejny kit.

W przemieszczaniu się słynną Zakopianką jest coś na swój sposób mistycznego, jak katharsis, Szanowni Państwo.

Jadąc krętymi, niekiedy wspinającymi się na malownicze szczyty, ciągle remontowanymi drogami, które w pocie i krwi wydzierano zadziornym góralom, aby cała reszta wielkiego, płaskiego kraju, mogła tłoczyć się na niewielkim skrawku polskich Tatr, człowiek dociera w najgłębiej ukryte pokłady swojej ciemnej strony.

Wkurw pojawia się równie szybko, jak burza, która czasem znienacka wyłania się w górach w nawet najpiękniejszy dzień i daje nam popalić bardziej niż źle dobrane, choć jakże markowe buty kupione wczoraj w Decathlonie. Boli coś, gdy przemieszcza się tą słynną na cały kraj szosą i tym czymś, co boli, są oczy, które bombardują bilbordy, którymi górale postanowili zasłonić podróżnym ich największy skarb, jakim są góry. Jadący w ich kierunku, spragnieni miłośnicy poszarpanych krajobrazów, dramatycznych wzniesień i ściętych przepaści, w których kryją się bajkowe doliny, czasem przykryte lekkim smogiem, częstowani są czymś z goła innym.

Jak gdyby na Podhale sprowadzili się najlepsi sprzedawcy najbardziej chciwych koncernów obiecujących ludziom jędrne pośladki, napompowane usta, trzecie zęby i lśniący uśmiech, piersi powiększone i piersi lekko podretuszowane. Raz po raz zdjęcie, z którego uśmiecha się do nas nieprawdziwy lekarz, obok pielęgniarka wyglądająca niczym Monika Belucci za młodu, wbija igłę w jakąś nogę, igłą zaś leje się pięknie botoks i znikają problemy, znikają żylaki, wyparowują zmarszczki na twarzach.

Po godzinie na Zakopiance zapominam, że toczę się nią w towarzystwie tysięcy innych takich jak ja, dla jakichś tam gór, pozornie ulokowanych rzut beretem od swojskiego Krakowa. Jakich gór? – myślę sobie – Po godzinie powolnego podróżowania, hipnotyczny marketing sprawia, że jedyne, o czym człowiek myśli, to czy ma zęby wystarczająco proste, uśmiech wystarczająco idealny, nogi proste, czy go już rak nie zżera, czy depresja nie dopada, czy może alergia na coś, co właśnie pyli, albo pylić zacznie, czy jedzie w góry dla gór, czy może dla klinika-medica, jakkolwiek zwie się miejsce, które postanowiło zasłonić nasze górskie masywy, masywną reklamą medycznej turystyki.

Włącza więc człowiek radio, aby przynajmniej uszom podarować przyjemności, jakich oczy na zakopiance nie doświadczą, i już mija potworna, letnia melodia Despacito, już przeszukawszy inne stacje i ominąwszy toruński Anioł Pański, trafiwszy na radio serwujące spokój z deka folkowych melodii, dochodzi człowiek do upragnionego momentu ciszy i spokoju, gdy nagle widzi w oddali rząd czerwonych świateł hamowania. Ot, kolejny Sebix musiał wyprzedzić Janusza w miejscu, gdzie Grażyna mówiła, by tego nie robił bo podwójna ciągła, ale Sebix nie posłuchał i grzmotnął w nadjeżdżające z naprzeciwka auto jak cymbał grzmiący, co zapisał się w Biblii i został w niej na stałe jak wciśnięty frazes.

Stoją więc auta w tytanicznym korku czekając, aż zdrapawszy Sebixa z asfaltu, szlak do Tatr ponownie otworzy się przed falą wewnętrznych, weekendowych uchodźców, gdy nagle wybija dwunasta, i lecą już wiadomości, wszyscy w swych blaszanych karocach podkręcają głośniki, jak gdyby Urbi et Orbi właśnie wygłaszał przez nikogo niesłuchany Franciszek. Już słychać, że Donald poznał Władimira, że Polska podzielona – na północy pochmurno, na południu ładnie, ale burze możliwe, ci zaś co lokalnie nastawieni, słyszą, że na siódemce w okolicach Rabki korek, bo Sebix musiał zaoszczędzić dwie sekundy, a zarobił wieczność. I wieczne odpoczywanie.

I wpada już człowiek w nastrój niejako refleksyjny, gdy myśli się o życiu, o tym ile go zmarnowano, a ile jeszcze można uratować, gdy nagle, jak za uderzeniem czarodziejskiej różdżki, zaczyna się najbardziej hipnotyczna rzecz, jaką Polakom fundują ci, którzy chcą z nas zrobić większych idiotów, niż już jesteśmy.

Wiecie, co przed chwilą powiedział mi lekarz? – słyszę – żeby nigdy, ale to przenigdy nie używać tego, co od wieków używały nasze matki, babki i prababki. Bo teraz jest nowy środek i jest super. Poleca wielce podniecona kobieta. Nie łapię jeszcze do końca o co chodzi, bo przyznam, nigdy kobiety tak otwarcie jak w dzisiejszych reklamach, nie opowiadały mi o problemach pochwowych.

Wiele za to mówi się teraz o zdrowym życiu, Szanowni Państwo, odpowiednim odżywianiu, o świadomym życiu, lokalnym kupowaniu, o rezygnacji z za dużej ilości mięsa, z nikomu niepotrzebnego cukru. Stoję w tym korku i myślę o tych wszystkich decyzjach, które z trudem podejmujemy z moją żoną, o tych rezygnacjach z tego i tamtego, o lepszych wynikach, które osiągamy i lepszym samopoczuciu, do którego dochodzimy ciężką pracą i wyrzeczeniami, i zastanawiam się, jakże naiwny jestem, o czym chcą utwierdzić mnie reklamy (mija już czwarta). Jakiż ze mnie głąb i jak w bambuko sam siebie, i żonę mą, a ona mnie z kolei, jak my siebie robimy w koło. Bo po co zdrowe życie, po co lepsze życie, po jasną cholerę dobre jedzenie, jeśli mamy:

Hepaslimim k**a, za przeproszeniem, co wątrobę zabezpiecza i zajmuje się odchudzaniem. Apetiblock, co nam chęć jedzenia odbierze, a jak zechce się nam jeść chcieć, Apetizer nam chęć jedzenia wróci. Belissa sun sprawi, że zamiast spacerować w górskim słońcu i łapać lekkie muśnięcia i seksowne brązy skóry, skóra sama się zjara. Doda się solarium i będzie git, imprezka w radiu eska. Już po szóstej reklamie czuję, że kwasy żołądkowe zakwaszają moją minę i szlag już jasny mnie trafia, na szczęście jest Eliminacit, niedaleko jest Skansen Kolejowy w Chabówce, wiec w tle Lokomotiv, w sumie nie wiem, z czego to jest wyciąg, ale pewnie ze starej lokomotywy, na lepsze kurzenie. Albo wkurzenie. Nie ma co się jednak denerwować, bo przecież jest Positivum i skoro dwie babki ujadające na siebie w reklamie z rozszczekanym psem w tle, uspokoiły się niczym po machu jointa na znak pokoju, to co się tu denerwować, nic tylko brać, żreć i się faszerować. Zresztą syf możemy wpieprzać na całego, bo potem wystarczy proliver na wątrobę, ukochane travisto i trawisz to. Potem już idzie z górki: – Vidzisto – i widzisz to! Słysysto – i słyszysz to! Zrobisto – i zrobisz to! Najlepsze na lenistwo. Cujesto – i czujesz to! Gdy zmysł powonienia zawodzi. Piepsysto – i pieprzysz to! Bo co z depresją można innego zrobić? Wyzygasto – i… tak, po szesnastej reklamie nic innego w głowie nie siedzi, tylko chęć, by to wszystko, co właśnie się usłyszało, wyrzygać jak najdalej. Albo wysrać, za przeproszeniem. I zapewne na to coś się znajdzie – Wysrosto!

Wraz z ostatnią reklamą leków, gdy już przestałem liczyć i gdy na chwilę uwierzyłem, że talerz żywienia Polaka to wyłącznie suplementy, a na naszą piramidę żywieniową składają się jedynie kolorowe pastylki, korek powoli począł się rozładowywać. Sebix ruszył w swą ostatnią drogę, której pamiętać już nie będzie, tak samo jak nikt nie zapamięta Sebixa, co chciał dwie sekundy przyoszczędzić. Każdy jednak zapamięta choćby jedną nazwę jednego leku, która słyszy co dzień w radio, w necie, w telewizji, jak w procesie inżynieryjnego prania mózgu – usłyszy, pozna, zapamięta, kupi i zeżre wierząc, że tak wygląda zdrowe życie i życia zdrowego gwarancja.

Nikt, Szanowni Państwo, nie robi nas w ch**ja bardziej, aniżeli koncerny farmaceutyczny i my sami, wpie****cy to dziadostwo, które wciska się nam na co dzień, a skoro jesteśmy jednym z największych rynków zbytu dla nich, to czy nie dymamy sami siebie?

Wiesz jaka jest różnica między koncernem farmaceutycznym a mafią? – pyta Grażyna Szapołowska w trailerze filmu Patryka Vegi „Botoks” – mafia ma mniejszy budżet. Zapytana dalej przez rozmówczynię, z czego produkowane będą leki, odpowiada – a chuj wie. Z cukru pudru? 

Język Vegi i jego kino to nie Paolo Sorrentino, ale Vega mówi prawdziwym językiem Polaków i o ile antyfarmakologicznej narzekania takich jak ja oraz setek innych docierają do promila obywateli tego kraju, być może coś do myślenia da film, który czy to przez kina, czy przez strony takie i owakie, zawita pod strzechami polskich domów w większej mierze aniżeli teksty choćby najbardziej znanych blogerów.

Życia naprawdę nie trzeba suplementować.

Raport KRRiT (źródło tok fm) mówi, iż „W 1997 r. przekazy handlowe produktów zdrowotnych i leków stanowiły 4,6 proc. wszystkich przekazów, w 2015 r. już prawie co czwarta reklama wyemitowana w TVP 1, TVP 2, TVN i POLSAT była przekazem handlowych produktów zdrowotnych i leków (24,7 proc.) (…) ponad 70 reklam preparatów farmaceutycznych jednego dnia bombarduje widza co 30 minut.”

W tym wszystkim najgorsze jest to, że mamy do czynienia z jednym wielkim kłamstwem. Mniej lub bardziej wysublimowane przekazy sugerują, że suplementy leczą. Nie leczą. One suplementują. Przykłady rozkładania suplementów na czynniki pierwsze znajdziecie tutaj. Ich skład można zaś spokojnie zastąpić dobrą i zbilansowaną dietą. W skrócie – dobrym żywieniem i świadomym życiem.

Po długiej drodze i wielu przemyśleniach dotarliśmy z Magdaleną do Białki, gdzie senność leczy się świeżą kawą, głód lokalnym jedzeniem, smutek winem i rozmową.

Jeśli macie swoje „ulubione” reklamy i suplementy – dawajcie znać w komentarzach. Jeśli już wiecie jak żyć zdrowo i dobrze, zainspirujcie nas i innych i opowiedzcie Waszą historię!

bialka-tatrzanska.jpeg

Rocznik 1985. Hybryda czasów analogowych i cyfrowych, człowiek, który pamięta jak było przed internetem a w internecie czuje się jak ryba w wodzie. Urodzony w Krakowie, w nim wykształcony i z nim zawodowo związany. Po krótkim okresie życia w Chinach, na dobre zajął się normalnym życiem i intensywnym podróżowaniem. Zawodowo specjalista branży podróżniczej, hotelarskiej i rezerwacyjnej.

15 komentarzy dotyczących “Zakopianka. Historie z najgorszej trasy w Polsce

  1. Pingback: Zakopane. Archipelag zaginionych szlaków kultury – wojażer

  2. Czasem lepiej pojechać w mniej zatłoczone miejsca, jak Sudety, czy na północ nad morze do mniejszych miejscowości.

  3. Witaj,
    dawno tu nie byłem, ale przypomniałeś mi o sobie świetna relacją z Azerbejdżanu.
    Polska to fenomen turystyczny. Jedną z przyczyn dla których tak uważam jest fakt że to kraj stosunkowo duży do którego nie przyjeżdżają turyści z krajów znacznie mniejszych jak Czechy, Litwa, Węgry uważając że nic tu nie ma, my natomiast ich kraje odwiedzamy masowo. To tak dla przykładu.
    Te wszystkie nasze plansze, bilbordy, nachalne bannery, pstrokacizna które są torturą dla oczu wielu osobom….. nie przeszkadzają. To kolejny fenomen.
    Następny to właśnie ta kotłowanina „do zakopca”, „władka” która jest kompletnie absurdalna ale rok w rok generuje tłumy chętnych.

  4. Uśmiałam się stenie, choć temat wcale nieśmieszny. Ale opisany z wdziękiem mimo oczywistego wkurwa. 🙂

  5. Suplementy nie są gałęzią przemysłu farmaceutycznego jako tako. Mimo tego, że są sprzedawane przez apteki suplementy mogą być produkowane przez przemysł spożywczy, ponieważ nie są lekami.

  6. No właśnie dlatego ja preferuję Beskidy. Byłam tam ostatnio z wizytą u cioci, która ma już 80 lat i świetnie się trzyma fizycznie i umysłowo, na nic nie narzeka, po górach śmiga żwawiej od dwudziestolatków. Jakoś udało jej się dożyć słusznego wieku w doskonałej kondycji, mimo że przez większość jej życia suplementy były pojęciem nieznanym. Osobiście podejrzewam, że ma to coś wspólnego z ziołowym trunkiem własnego wyrobu, który w jej rodzinie regularnie, acz z umiarem, się popija.

  7. Masz racje cd. suplementow, srodkow na …itp. specyfikow. A wiem co mowie, bo jestem lekarzem. Ale najgorsze dla mnie ( podobnie jak Tatry zadeptywane niemilosiernie przez panienki w japonkach i panow w sandalkach) jest wiara kolerzanek i kolegow lekarzy w przekaz przedstawicieli firm na „profesjonalnych” prezentacjach o leku. Czyli Ten Lek robi to a tamto lepiej niz Tamten Lek. I wykazano, ze statystycznie podniosl To a To u mlodziezy miedzy 14-15 rz. Wtedy jako lekarz wstaje i pytam ” na ilu pacjentach dowiedzioni tego skutku cudownego?”.. I Pani/ Pan Przedstawiciel odpowiada ” na 15 przypadkach”…wiec pytam czemu marnuje moj czas i sprzedaje nieprawde. Ale nie kazdy zapyta…Wiecie co sie rozwija najbardziej dynamicznie na rynku farmaceutycznym? Suplementy wlasnie!!!
    Bo wzglednie tanie, mamy poczucie leczenia sie, a i na badania kontrolne chodzic nie trzeba…bo zdrowo sie prowadze. Luteine i magnez przeciez lykam.
    A w Tatry w tzw. sezonie nie jezdze. Bo to boli…Od czasu, kiedy chcialam moim malym dzieciom zaszczepiec milosc do Tatr i musialam je zrywac o 6.00, zeby o 7.00 byc na szlaku, bo inaczej sie nie dalo…potem tylko szalejace tlumy nieodpowiedzialnych przedstawicieli narodu…a gory nie lubia braku szacunku i tych, co respektu nie czuja…

  8. Moj Wujek mial ostatnio operacje wyciecia pecherzyka zolciowego. Pecherzyk i jego okolica wygladaly tak, jakby toczylo sie tam juz od dluzszego czasu zapalenie. Ale nigdy wczesniej nie zglaszal zadnych dolegliwosci! Juz po operacji po glebszym zastanowieniu powiedzial- w sumie to cos tam mnie gniotlo w tym miejscu po tlustych posilkach ale myslalem ze to „watroba” jak w tych reklamach w tv. I bralem Hepatil i bol ustepowal po pewnym czasie.

  9. Najbardziej w tym wszystkim martwi mnie fakt, że wiele szczególnie starszych osób wierzy, że suplementy je wyleczą i do lekarza nigdy nie trafia. Druga sprawa to firmy, które stać na kary i przygotowanie kampanii reklamowej niezgodnie z prawem. Wymagania prawne dla suplementów diety są dość rygorystyczne w Polsce, problem w tym, że kary są za niskie i „duże ryby” zwyczajnie na te kary stać, często zresztą uwzględniają je już w swoim budżecie, a co zarobią do czasu zdjęcia reklamy i wycofania produktu z rynku to ich:). Pewnie jest kilka suplementów, które są niezłe, ale nie mają szans z całą masą chińskiego badziewia.
    Tak na podsumowanie linki do dwóch parodii:)

  10. Reklamy firm farmaceutycznych na drodze do owych ” poszarpanych krajobrazów „, to jeden z wielu aspektów, który skutecznie mnie odstrasza od zapuszczania się w tamte rejony, ale nie najwiekszy, choć także jestem z Krakowa i rzut beretem mam. O ile potrafię udawać, że ich nie widzę (stoja wszedzie nie tylko na tej trasie), to stanie w wielogodzinnym korku z Januszami by dojechać, stanie w kolejce z Januszem by zjeść, sunięcie w tłumie Januszami by gdzieś dojść, i wreszcie omijanie na szlakach masy pelznacej w górę – jest dalece gorszą męczarnia BO OD TEGO WZROKU ODWROCIC SIE NIE DA!
    To jest wg mnie największy problem takiego wyjazdu w te strony, przynajmniej dla mnie 😊
    Dystansu życzę, umiejętności olewania, bodźców przysaprzajacych „slawetnego wkurwa” na świecie jest bez liku.
    A żeby złapać dech polecam Izery -duzo spokoju mniej reklam,niej ludzi przede wszystkim 😃

  11. Brawo Marcin! Super tekst o tym, co mnie uwiera na codzień. Wiem, że ostatnie pytanie jest przewrotnie, ale – niektóre rzeczy jednak suplementować trzeba. Ot witaminę D3 np. przez pół roku. Mam przykład mojego ukochanego, który na suplementach (i oczywiście super ekodiecie) ładnie wychodzi z ciężkiej choroby. Mam przykład siebie – jak zapominam w ciąży o D3 przez 2 dni, to jestem dużo słabsza niż z nią. Ale to broń Boże nie jest żadna z głupich reklamowanych w radio bzdur. Suplementy maja największy problem z tym, że nie muszą być sprawdzane. Może tam być 1% witaminy b12 i i tak nazywa się b12. No ale nie miałam się rozpisywać. Na pewno usłyszysz o tym aż za dużo w Norwegii

  12. DonKlekote

    Dla mnie osobną kategorię ochydy stanowią suplementy diety dla dzieci oraz dla psów. Widać, że rynek hipochondyków się nasyca i firmy farmaceutyczne sięgają po tych, którzy ich reklam nie słuchają albo nie rozumieją.

  13. Staromodny Podróżnik

    Gratulacje za rozwijający się talent literacki! Moją ulubioną reklamą było coś na odkwaszenie organizmu, na drugim miejscu coś na zespół niespokojnych nóg.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading