Felietony Świat

Mała francuska wioska, w której zgubiłem zasięg i znalazłem spokój

Krótka historia o życiu poza zasięgiem.

Rocznica ślubu. Warto szukać okazji, aby życie w ten jeden dzień było odrobinę inne aniżeli we wszystkie pozostałe. Nie musi to być dzień spędzony sam na sam, z oczami wpatrzonymi w drugie, nienaturalnie skupionymi i zdenerwowanymi – czy wszystko, co robię, robię dobrze? W codziennym pędzie i czasami permanentnym rozdzieleniu spowodowanym pracą lub rozświetlonymi ekranami smartfonów, dzień ciągłego wpatrywania się w oczy nabrałby w końcu nieznośnej teatralności. Ta przerodziłaby się zapewne w swoisty dramatyzm sytuacji, aż pod koniec dnia stałaby się tragikomedią. W zabieganym życiu rocznice warto przyozdobić pięknymi wspomnieniami i, jeśli jest taka możliwość, nie należy się bać spędzać jej z ludźmi, których cenimy, kochamy, albo za którymi tęsknimy. To chwila dla nas.

W jedną z tych rocznic uciekliśmy do Francji, do kraju, który Magdalena kocha tak, jak ja kocham Włochy, i do którego przez wiele lat przekonywała mnie bezskutecznie. Miała rację.

Wystarczyło wsiąść w samolot i polecieć do Szwajcarii, wsiąść w samochód i wjechać na teren Alzacji i potem do serca Francji, do Szampanii, aby zawrócić w mojej głowie tak bardzo, jak zawróciły mi litry szampana w ilości, w jakiej w życiu go sobie nie dawkowałem. Zupełnie nie wiedziałem, gdzie jadę i w jaki świat wkraczam. Suche kreski na zainstalowanej w telefonie mapie prowadziły nas do celu, w którym można by ukryć pół skarbów świata i nikt by ich nie odnalazł.

Processed with VSCO with e3 preset

W niewielkiej, tak niewielkiej, że ledwo posiadającej jakikolwiek zasięg telefonii komórkowej, o internecie już nie wspominając, miejscowości, mieszkał wuj Magdaleny, brat jej niedawno zmarłego dziadka, który opuścił Polskę tak dawno, iż trudno mi wspomnieć, czy było to za Gomułki, a może jeszcze za Bieruta, który rządził w Polsce Ludowej. Mietek znalazł swoją drugą ojczyznę we Francji, nie w zaludnionym i pełnym wszystkiego Paryżu, ale na ziemi, gdzie to właśnie z ziemi pochodzi to, co do życia jest najbardziej potrzebne, a szampan smakuje na niej tak, jak nigdzie indziej.

Processed with VSCO with 4 preset

Czas zdawał się ciągle zatrzymywać w tej okolicy. Ktoś z dawnych, majętnych, francuskich rolników został jeszcze we wsi i żyje z porządnego, francuskiego systemu emerytalnego, ktoś inny przyjechał z Paryża i kupił piękny, kamienny dom na weekendowe wypady za miasto. Życie, choć zdaje się uciekać z okolicy wraz z tymi, którzy opuszczają sielską wieś dla wielkiego miasta, nadal ukryte jest za kamiennymi murami pięknie odnowionych, niezwykle starych domów, w których telefon komórkowy najlepiej sprawdza się jako latarka.

To, co jest piękne w miejscach, które pozbawione są łączności ze światem, to fakt, że zaczynamy zwracać uwagę na małą chwilę, która dzieje się teraz.

Bajeczny był poranek, który obudził nas absolutnie mocnym, grudniowym słońcem. Spokój dominował nad okolicą a cisza była nie do wyobrażenia. Zanim opuściliśmy domostwo, wybraliśmy się z wujem na obchód działki i okolicy, w której pracował jako rolnik przez wiele lat zanim przeszedł na emeryturę.

Koło południa przyszedł czas na wypad do miasta, do jednego z najbardziej urokliwych miejsc w Szampanii. Troyes, miasteczko pełne drewnianych domów i kamienic spokojnie szykowało się do Świąt Bożego Narodzenia, a my wraz z całą rodziną Mietka, kosztowaliśmy francuskich specjałów przenosząc się na coraz wyższy poziom zachwytu.

Z każdą minutą tego dnia przekonywałem się, jak głupie jest zakładania z góry, że czegoś nie lubimy, że gdzieś nie chcemy jechać, bo ktoś powiedział to czy tamto. Obserwując relacje z podróży z największych miast Francji, i trochę żyjąc kompleksem, że francuski to jedyny język, którego nigdy nie opanuję, przekonywałem się, jak bardzo myliłem się w swojej ocenie tego kraju i w swoim negatywnym do niego podejściu. Mea culpa, mea maxima culpa, myliłem się.

Do domu wróciliśmy późnym wieczorem a Denise, żona Mietka, zaczęła przygotowania do wspólnej kolacji. Zanim jedzenie wjechało na stół, zanurkowaliśmy na chwilę w piwnicach domostwa w poszukiwaniu szampana, który piliśmy w ten niezwykle miły, rocznicowy wieczór. Gdy podano jedzenie, przeżyłem szok kulturowy, gdyż w żadnej z krakowskich, francuskich restauracji, przez całe swoje życie, nie jadłem jedzenia tak pysznego, jak to, które w zaciszu swojej pięknej kuchni, przygotowała Denise. Po raz kolejny zrozumiałem, jak bardzo nasze umysły kodują wspomnienia za pomocą smaków właśnie.

Processed with VSCO with 5 preset

O Francji będzie w tym roku dużo i głośno, nie u mnie, ale raczej w mediach klasycznych i blogach politycznych. Nadchodzą wybory, które będą jednymi z tych, które zdecydują o losach Unii Europejskiej. O Marie Le Pen oraz francuskiej prawicy mówi się na prowincji dużo, i niekoniecznie mówi się o nich źle. Czy Francja zmieni się nie do poznania a wraz z nią cała nasze Europa? Zobaczymy.

W międzyczasie w małej, szampańskiej miejscowości Chesley życie toczy się swoim powolnym biegiem a informacje docierają do niej wtedy, kiedy poranna prasa ląduje przy bramie wejściowej do posesji.

Chciałbym w niedalekiej przyszłości wrócić do Francji i poznać ten kraj lepiej, gdyż ta krótka wizyta bardzo mnie zaintrygowała. Co polecacie, co nie jest Paryżem, co jest małe, przyjemne i ujmujące? Gdzie jechać? Napiszcie w komentarzu.

Rocznik 1985. Hybryda czasów analogowych i cyfrowych, człowiek, który pamięta jak było przed internetem a w internecie czuje się jak ryba w wodzie. Urodzony w Krakowie, w nim wykształcony i z nim zawodowo związany. Po krótkim okresie życia w Chinach, na dobre zajął się normalnym życiem i intensywnym podróżowaniem. Zawodowo specjalista branży podróżniczej, hotelarskiej i rezerwacyjnej.

5 komentarzy dotyczących “Mała francuska wioska, w której zgubiłem zasięg i znalazłem spokój

  1. Pingback: Morawy Południowe. Przewodnik po szlakach wina i pięknego życia - Wojażer

  2. W gimnazjum byłem na wymianie miedzyszkolnej w malutkiej miescinie o wdziecznej nazwie: Pontelier. Jakże odmienne było to doświadczenie od głośnego, pysznego Paryża. Francuzi, wbrew tym wszystkim finezjom, które chcielibyśmy im przypisywać, wiodą spokojne, wygodne życie. Pięknie skreślona historia. Ukłony.

  3. Ja właśnie piszę z Francji, więc jestem na bieżąco:) Obecnie jestem w Alpach i bardzo polecam, wiosnę spędzałam nad Loarą, a lato w Bretanii, Normandii i Szampanii, ale to Bretania do reszty zawróciła mi w głowie. Kraj to piękny i zróżnicowany i choć nigdy nie był moim ulubionym i tak jak Ty prędzej wybrałabym Włochy to rozumiem też tych, którym zawrócił w głowie. Pozdrowienia.

  4. Burgundia (Dijon, Auxerre i okolice, na czele z winnicami w Chablis), cudowna Bretania (o której pięknie pisze Kasia z Bretonissime, moje ukochane Poitou-Charentes, z mniejszymi i większymi miastami i miasteczkami (La Rochelle, Poitiers, Parthenay…), no i góry, np. małe wioski w okolicach Gap. I mogę się założyć, że każdy wyjazd do Francji będzie równie intrygujący, jak ten pierwszy 🙂

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading