Podróże praktycznie

Sztuka Podróżowania: Podróże na etacie. Jak co roku spędzać kilkadziesiąt dni w w drodze?

Jak połączyć pracę na etacie i intensywne poznawania świata.

Poniekąd lubię zimę. Z jednej strony, przez wszystkie minione lata, spędzałem ją poza Polską. Czasami śniegu nie widziałem tak długo, że w 2014 musiałem polecieć na Arktykę, aby przypomnieć sobie jak wygląda. Z drugiej strony, jeśli już spędzam ją w kraju, jest to czas, gdy z przyjemnością zasiadam do swojego biurka, gdyż za oknem panuje jedna, wielka, wszechogarniająca czerń. To stan, który sprawia, iż bez wyrzutów sumienia, które pojawiają się w okresie letnim, człowiek czyta, pisze, pije wino, znów pisze i czyta. Bo cóż lepszego ma do zrobienia? Ten czas pchnął mnie w kierunku pomysłu na nową serię, w której chciałbym opowiedzieć Wam o praktycznej stronie naszego podróżowania.

Myśl o tej serii to nie tylko wynik zimy, ale także statystyk z prywatnych wiadomości, które otrzymywałem w ciągu ostatnich kilku lat. Te, bardzo cenne rzeczy, jakimi są maile od czytelników, uświadomiły mi, że coś, co jest oczywiste w świecie intensywnie podróżujących, lub też świecie podróżników po prostu, nie musi koniecznie być tak samo oczywiste dla ludzie spoza, nazwijmy to, „towarzystwa”.

Dlatego też postanowiłem, otwierając serię #SztukaPodróżowania, pomówić o tymże praktycznym podejściu do sprawy właśnie. Ci, którzy znają mnie choć odrobinę i śledzą przez ostatni czas, wiedzą, iż na co dzień rezyduję, żyję i pracuję w Krakowie. Lubię to życie, lubię swój etat, swoją pracę i ludzi, z którymi pracuję. Praca nie jest dla mnie żadną karą, jest przyjemnością, poniekąd sensem życia. Pracując i podróżując czuję się człowiekiem spełnionym i nie wiem, czy jedynie pracując, lub jedynie podróżując, czułbym się tak samo dobrze. Jedno wiąże się z drugim, gdyż dzięki pracy mogę podróżować a dzięki podróżowaniu mogę usprawniać siebie i swoją pracę. Jednocześnie ludzie pytają – jak Ty to robisz i ile masz urlopu, że ciągle jesteś w podróży.

Cóż, należy zacząć od tego, iż nie ciągle. Często, dosyć regularnie, czasami nawet co miesiąc, to nie jest „ciągle”. I o tym właśnie, o optymalizacji czasu osób na etacie, chciałbym dziś pomówić.

Urlop według polskiego prawa vs. podróżowanie

21 lub 26 dni. Tak w skrócie można ująć ilość dni wolnych, które przysługują ludziom pracującym na umowę o pracę w Polsce. Dużo? Tak, dużo. Wystarczająco. Na tle niektórych europejskich krajów może nie wygląda to niesamowicie, ale jeśli porozmawiacie z mieszkańcami takich potęg jak USA czy Chiny, liczba ta wydaje się niewiarygodnie duża. Być może dlatego potęgi są potęgami, zaś Europa jest gdzie jest? Kwestia na inną rozmowę.

Od niepamiętnych już dla mnie czasów przysługuje mi 26 dni wolnego w roku, co jest rezultatem wyższego wykształcenia oraz stażu pracy, dosyć szybko wskoczyłem więc do tej ilości, która pozwala na bardzo efektywne planowanie podróżniczego kalendarza. Samo podróżowanie na etacie nie jest, w mojej opinii, niczym szczególnie wyjątkowym. Polacy robią to na potęgę wyjeżdżając na swoje wczasy, urlopy, wyjazdy all inclusive lub też inne, niezależne wypady. W zależności od miejsca, w którym pracujemy, są firmy, które decydują się na udzielanie urlopów w konkretnych terminach (kiedy biznes przechodzi przez cichy i spokojny okres), lub takie, które autoryzują wyjazdy swoich pracowników w dowolnych momentach polegając na odpowiedzialności obu stron – to właśnie przypadek niżej podpisanego. Ci, którzy pracują dla mnie oraz ze mną, to z reguły ludzie, którzy intensywnie podróżują na przestrzeni całego roku. Toteż na początku każdego odbywają się narady odnośnie tego, kiedy kto preferuje jakiś konkretny czas na wyjazd, i czy nie wpłynie to na płynność firmy. Póki co system działa bez zarzutu a na przestrzeni ostatnich siedmiu lat jedynie raz zmuszony byłem odwołać swój wyjazd ze względów zawodowych. Teraz. Powinienem w tej chwili być na Wyspach Kanaryjskich.

Ile dni można spędzić na wakacjach mając 26 dni urlopu?

To częste pytanie, które ludzie zadają w rozmowach oraz prywatnych wiadomościach, które otrzymuję.

Spójrzmy na statystyki niżej podpisanego z ostatnich dziewięciu lat:

Rok 2010: 40 dni poza Polską

Rok 2011: 52 dni poza Polską

Rok 2012: 50 dni poza Polską

Rok 2013: 51 dni poza Polską

Rok 2014: 60 dni poza Polską

Rok 2015: 55 dni poza Polską

Rok 2016: 36 dni poza Polską

Rok 2017: 30 dni poza Polską

Rok 2018: 55 dni poza Polską

Łącznie 429 dni, ponad rok w podróży na przestrzeni dziewięciu lat. Tyle wychodzi z powyższych kalkulacji. Można więc rzucać życie, pracę, robić słynny gap year, a można też po prostu podróżować i robić swoje. W ogólnym bilansie pod koniec życia zapewne i tak wyjdzie na jedno.

Skoro człowiek ma 26 dni urlopu, jak sprawić, że średnio pięćdziesiąt dni w roku jest się w podróży?

To naprawdę proste! Rzeczpospolita gwarantuje swoim ciężko pracującym obywatelom 13 dni ustawowo wolnych od pracy. 26 dni + 13 = 39. Dużo, bardzo dużo. Co z pozostałymi jedenastoma dniami? To proste: weekendy!

Jak zaplanować podróżniczy rok 2017?

Napisała do mnie kiedyś pewna dziewczyna, która rzuciła mi ot tak po prostu: „Hej, Wojażer. Mam 26 dni urlopu w 2017 roku, co roku jeździłam na wakacje latem, tym razem chciałabym pojeździć po różnych miejscach w ciągu roku, ale i tak w sierpniu muszę iść na to najdłuższe wolne. Co proponujesz?”. Przyznaję szczerze, nie mam czasu na układanie planów podróżniczych nieznanym mi ludziom, ale w tym przypadku odpisałem i wyglądało to mniej więcej tak:

Styczeń: Jedziesz gdzieś na pięć dni: jeden to święto (Trzech Króli), dwa to weekend, czwartek i poniedziałek bierzesz wolne. Zostaje 24 dni urlopu.

Kwiecień: Spędź Wielkanoc poza Polską, olej rodzinę. Raz w życiu można! Pięć dni poza Polską. Jeden dzień to święto (Wielki Poniedziałek), dwa to świąteczny weekend, piątek i wtorek bierzesz wolne. Zostaje 22 dni urlopu.

Maj: Pięć dni wolnego! A może nawet dziewięć? Najpierw weekend, poniedziałek i środa to wolne (1 i 3 maja), wtorek drugiego bierzesz wolne i masz 5 dni z dala od wszystkiego. Dodaj do tego urlop w czwartek i piątek (4 i 5 maja), a z sześciu dni robi się 9 dni urlopu! Wyjedź do jakiegoś dalszego kraju, bo u sąsiadów (Austria, Czech, Słowacja, Ukraina, Litwa), robi się wtedy bardzo ciasno! Zostaje: 19 dni urlopu.

Czerwiec: Pięć dni wolnego! Weź dzień wolny już w środę, zaraz przed Bożym Ciałem, które wypada w czwartek. Dodaj jeden dzień urlopu w piątek, potem jest weekend i proszę, kolejny odpoczynek, kolejny potencjalny wyjazd! Zostaje: 17 dni urlopu

Sierpień: Wedle życzenia! Jedziesz na ponad trzy tygodnie na przygodę życia. Dwadzieścia trzy dni poza Polską, gdziekolwiek, może być Kazachstan, może być Japonia, a może Mołdawia. Wyjeżdżasz po wypłacie (5 sierpnia), wracasz przed kolejną (27 sierpnia). Po drodze jedno święto, wiele weekendów, a zużywasz tylko 14 dni urlopu.
Zostaje: 3 dni urlopu.

Grudzień: Wrzesień, październik i listopad odrobinę popracujesz, zaś pod koniec roku czeka Cię niesamowity czas. Zrób coś innego, raz w życiu olej Święta w rodzinnym gronie, albo po prostu wyjedź z rodziną. Przed Tobą możliwe 10 dni wolnego jeśli weźmiesz pod uwagę Święta, trzy dni urlopu po nich, potem weekend oraz idealny 1 stycznia 2018 roku, który wypada w poniedziałek. Poniedziałek, w który nie musisz iść do pracy, a na Twoim koncie pojawia się kolejne 26 dni urlopu!

Każdy z Was może użyć powyższego, optymalnego planu, aby spędzić niesamowity rok, w którym pięćdziesiąt cztery dni spędzicie w podróży. O tym, jak zaplanować takie wyjazdy, jak kupić bilety w świetnej cenie, jak rezerwować noclegi i ogólnie,  jak zostać świetnym organizatorem, przeczytacie w kolejnych częściach tej serii.

Co zmieniło się w moim życiu od 2017 roku?

W roku 2017 zmieniłem pracę. Z dobrej firmy krakowskiej przeszedłem do dobrej firmy międzynarodowej. W moich sposobach podróżowania pojawił się jeszcze jeden aspekt. W branży nazywamy to „bleisure”, czyli business + leisure, praca i wypoczynek. Osoby wyjeżdżające służbowo często przedłużają swoje wyjazdu firmowe o najbliższy weekend, aby poznać miejsce, do którego docierają i odpocząć po intensywnych, zawodowych wyzwaniach. Tak też robię i ja i kiedykolwiek mam szansę po służbowym czwartku i piątku pozostać na miejscu dłużej, pozostaję i poznaję miejsca, do których docieram oraz ludzi, których właśnie spotkałem.

Polscy blogerzy podróżniczy na etacie

Jest ich wielu. To nie jest tak, że nasz światek składa się jedynie z dzieci bogatych rodziców, które nic nie robią tylko jeżdżą po świecie. To nie jest tak, że składa się tylko z takich, co rzucają pracę w korpo i ruszają w świat. Nie jest też tak, że składa się z backpackerów śpiących po kątach i żerujących na gościnności odwiedzanych ludzi. Jak wszystko w życiu, blogosfera podróżnicza to różnorodność pełna ludzi, dla których obok zawodowego życia, istnieje pewne specyficzne hobby. Tym hobby są podróże właśnie. Na te podróże poświęcają całą swoją energię, czas, a czasami także pieniądze. Jak wszystko w życiu, to tylko kwestia priorytetów.

Poniżej zamieszczam przykłady kilku blogów, których autorzy łączą normalną pracę zawodową z podróżami.

Gdziewyjechać – Wędrowne Motyle: blog, którego nie trzeba przedstawiać. Jeden z największych blogów podróżniczych w Polsce. Rozmowy z Marcinem na temat ginącego świata etatów wspominam jako bardzo interesujące.

Kami and the rest of the world: znajoma, która pisze po angielsku, ale znam ją jako osobę, która z niesamowitym zacięciem wyciska każda możliwą chwilę na podróże. Jednocześnie pracuje w bardzo przyziemnej, acz interesującej branży.

Makulscy: Nie dość, że normalni ludzie na etacie, to jeszcze podróżują z psem. My z naszym podróżujemy rzadko. Może dlatego, że za bardzo lubi hotele. I te normalne, i te psie (domowe), w których zostaje, gdy wyjeżdżamy.

Osmól: Swój chłop i chyba jeden z najbardziej normalnych, fajnych ludzi, którzy na co dzień pracują w korporacji a od czasu do czasu jadą gdzieś, piszą i dobrze pozycjonują swoje teksty. Na przykład przewodnik po Iranie.

Rusz w Podróż: Nie dość, że na etacie, to jeszcze z frankowym kredytem. Pełny respekt za dodanie do tego podróży!

Czy dalej myślisz, że masz za mało urlopu na intensywne podróże? Spokojnie, o pieniądzach przeczytacie w kolejnym poście.

Podobał Ci się post? Chcesz zobaczyć następne praktyczne? Odwiedź Wojażera na facebooku.

Rocznik 1985. Hybryda czasów analogowych i cyfrowych, człowiek, który pamięta jak było przed internetem a w internecie czuje się jak ryba w wodzie. Urodzony w Krakowie, w nim wykształcony i z nim zawodowo związany. Po krótkim okresie życia w Chinach, na dobre zajął się normalnym życiem i intensywnym podróżowaniem. Zawodowo specjalista branży podróżniczej, hotelarskiej i rezerwacyjnej.

20 komentarzy dotyczących “Sztuka Podróżowania: Podróże na etacie. Jak co roku spędzać kilkadziesiąt dni w w drodze?

  1. Te wszystkie dni świąteczne i przedłużone weekendy, niby logiczne że wtedy można wyjechać. Gorzej jak wszyscy w firmie mają akurat taki sam pomysł… A to się zdarza niestety często. No i odpada dla ludzi mających dzieci w wieku szkolnym, jeśli mieszka się nie w Polsce a w kraju gdzie obowiązek szkolny to rzecz święta; i bez dziadków na miejscu, którzy ewentualnie z dziećmi zostaną.

  2. Pingback: 10 lat w branży travel. Obserwacje i przemyślenia – wojażer

  3. Milusinska

    Oo fajne podpowiedzi. Chyba sobie czas zaplanować jakieś wolne. 🙂 w koncu ile można siedzieć w pracy… Aż się chce już teraz jechać na wakacje. Idę szukać jakiegoś wyjazdu na topdeals4travel i namawiać przyjaciółkę na wyjazd. Dzięki za rady. ;)) Super blog. 😉

  4. Ja zawsze podróżowałam, będąc na etacie. Jest to mój sposób na zregenerowanie sił. Muszę gdzieś pojechać, coś zobaczyć, żeby poczuł się lepiej, kiedy jestem przytłoczona codziennymi sprawami. Szczególnie mazurskie jeziora mnie zawsze relaksują, no i morze.

  5. Pingback: Rok 2016 był czasem wzlotów i upadków, ale głównie wzlotów | Wojażer

  6. Pingback: #SztukaPodróżowania: Skąd masz pieniądze na swoje podróże? | Wojażer

  7. Wrzucaj ten kawałek o hajsie, bo już mnie nosi!

  8. Dzięki za wspomnienie. Imponujący pakiecik wyjazdowy. My w sumie nigdy nie przekroczyliśmy 50 dni poza Polską, ale 40 się zdarzyło 🙂 Zdarzało się nam spędzać Wielkanoc poza Polską, Majówkę, Czerwcówkę często. Ale Boże Narodzenie – nie ma szans, nie ma takiej opcji. Jesteśmy za duże „konserwy”. I dobrze.
    Ad Vocem dyskusji o czasie trwania wypadu. Oczywiście, że nie jest to aż tak istotne, bo można spędzić gdzieś miesiąc i spełnić swoje oczekiwania, pragnienia, satysfakcję w dużo mniejszym stopniu, niż ktoś, kto z konieczności był tu kilka dni, tydzień, dwa.
    Kiedyś wypromowałem takie powiedzenie, że „Podróże to nie odległości” a teraz dodać mogę, że „Podróżowanie to nie liczba dni”.

    bTW. To jest też bardzo praktyczny wpis, będzie dość popularny. Już to mówię 🙂

    • Was w zasadzie nie trzeba wspominać, jesteście znani! 😉 Ale jesteście przykładem, który warto moim zdaniem przytaczać.

      Co do Bożego Narodzenia, wiem, co masz na myśli. Ale zaproponowane przeze mnie rozwiązanie, jeślibym miał je stosować do siebie, wyglądałoby tak: zabieram całą rodzinę i lecimy wspólnie na święta np. do Jerozolimy. W tych świętach najważniejsze jest bowiem to „wspólnie”.

      Tak, to jest praktyczny wpis, jak i cała ta seria, i mam nadzieje, że gdy ją ukończę, pomoże to wielu osobom, szczególnie tym, którzy czytują Wojażera, w ogarnięciu tematu. Następny planowany odcinek to to, co ludzie kochają najbardziej, czyli… pieniądze 😉

  9. a ja spędziłam w tym roku prawie 100 dni poza moim stałym miejscem zamieszkania. pracuję jako freelancer i jak dla mnie to na ten moment jedyna słuszna opcja – dla mnie etat to więzienie. nie chcę ryzykować sytuacji, kiedy kupię gdzieś bilety, a szef odmówi mi urlopu przez własne „widzi mi się”. wyjeżdżanie w majówki i długie weekendy to też nic fajnego – tłumy i niebotyczne ceny biletów. cóż, wiem, że praca freelancera ma swoje blaski i cienie, ale ja zwyczajnie nie wyobrażam sobie teraz utraty tej elastyczności 😉

  10. dzięki za wspomnienie 🙂 mogę dodać, że w zeszłym roku w podrózy spędziłam ponad 120 dni, w tym jeszcze nie liczyłam, ale pewnie coś koło 100 też będzie. naprawdę chcieć to móc tylko własnie, najpierw trzeba chcieć, a nie tylko narzekać!

  11. Fajny artykuł. Jednak w szarej rzeczywistości etatowca niekoniecznie to tak różowo wygląda. Dlaczego? Ponieważ dni sąsiadujące z dniami ustawowo wolnymi od pracy cieszą się zainteresowaniem absolutnie wszystkich współpracowników 🙂 A wszyscy wolnego brać nie mogą, więc trochę jednak tych możliwości przepada. Kolejny stopień trudności to dzieci w wieku szkolnym – tu jest dopiero zabawa w planowanie 😉
    Niemniej dla osób bezdzietnych oraz mających w pracy warunki idealne tzn. biorę urlop kiedy mi się podoba, jak najbardziej się ta propozycja sprawdzi.

  12. Ten artykuł będzie Twoim nr jeden 🙂 Bardzo praktyczny i w końcu ktoś ujawnił ten skrzętnie skrywany sekret łączenia podróży z życiem!
    Ogromna ilość osób absolutnie nie widzi możliwości częstego podróżowania, będąc na etacie. No ok, może ciepłe kraje na tydzień we wrześniu, bo jednak tanio nie jest, a zarobki nie pozwalają poszaleć.
    Dlatego ja to odostępniam i czekam na kolejne wpisy z serii!
    Pozdrawiam ciepło 🙂
    Dorota

  13. Hm. Doceniam i szanuję ludzi, którzy znajdują czas na etacie i potrafią sobie wykombinować jak zrobić tak, żeby gdzieś pojechać. To ten pozytywny aspekt naszej Polskiej zdolności do kombinowania. Mega robota też z kalendarzem podróżniczym. Dla mnie jednak takie podróżowanie ma jeden, jedyny minus: czas trwania wypadów. Zgadzam się, że w sumie sporo dni w roku można być w podróży, ale, żeby poznać kraj i ludzi trzeba tam trochę pobyć. Przez parę dni możesz zobaczyć zabytki, punkty widokowe i poleżeć na plaży, ale nie zagłębisz się w życie kraju. Każdy ma jednak to co lubi (woli) i pewnie żaden sposób nie jest lepszy od drugiego. Mega tekst i czekam na następny odcinek 🙂

    • Dzięki Krzysiek za Twój komentarz. Jest on motywacją do tego, aby pociągnąć kilka wątków jeszcze 🙂

      Po pierwsze, owszem, zgadzam się, że Polacy są bardzo zaradni, jeśli chodzi o organizowanie swojego czasu. Szczególnie, gdy popatrzy się na statystycznych Amerykanów, którzy słuchając historii nas, etatowców z Polski, łapią się za głową i twierdzą, że nie, to nie jest możliwe i że w ogóle mało pracujemy!

      Odnośnie minusa, o którym wspomniałeś. To moim zdaniem większy temat na całą wielką rozprawę. Ten tekst jest chyba jednak bardziej po prostu dla etatowców, którzy chcieliby „poskakać” trochę po świecie. To nie jest recepta na zostanie „prawdziwym podróżnikiem”, cokolwiek to jest. Jednocześnie, odnośnie „poznawania kraju” – mam mieszane uczucia. Widzisz, gdy jechałem na 2 tygodnie do Iranu, studiowałem ten kraj przez pół roku przed wyjazdem. Czy to czyni mnie osobą, która gorzej poznała kraj, aniżeli backpackers, który wjechał do Iranu z Turcji, zrobił z tego kraju kolejny przystanek w podróży dookoła świata i poznał go dzięki Lonely Planet trzymanemu w ręku? Ogólnie jednak sprawę ujmując, tak, masz rację, trudno zgłębić kraj w tak krótkim czasie. Dlatego też dziwiła mnie pewna książką, powiedzmy, że nazywałasię Pewien kraj od A do Z. Autorzy spędzili w tym kraju chyba kilka tygodni (dwa, trzy?) i napisali książkę. Ja w tym samym kraju mieszkałem rok i nie odważyłem się napisać artykułu dla renomowanego pisma, o książce nie wspominając 🙂

      Ale tak, to temat rzeka i cieszę się, że poruszyłeś to w komentarzu.

      Pozdrawiam!

      • Zgadzam się z Marcinem. To nie długość pobytu decyduje o stopniu poznania danego kraju, społeczeństwa i kultury. Cytując klasyka: podróże kształcą ale tylko wykształconych. Marcin studiował Iran przez pół roku, ja wciągałam (i nadal wciągam) z takim zapałem Holandię i również jestem ostrożna w nazywaniu siebie specjalistką. Ba, kroczą po tym świecie ludzie urodzeni w danym miejscu, żyjący w nim lat kilkadziesiąt lecz bez większej refleksji na temat kultury, sztuki i zmian społecznych w nim zachodzących. Osobiście po prostu nie lubię klasyfikowania ludzi wg prostych czynników rankujących. Myślę, że lepiej zająć się działaniem, inspirowaniem ludzi do podróżowania. Mówieniem: patrz jestem na etacie, nie zarabiam kokosów, nie mam home office. Po prostu jeśli czegoś chcę to stawiam krok w tym kierunku. Nie porównuję się z innymi. Nie liczę różnic w zawartości portfela. Po prostu działam dla siebie. Spełniam marzenia.

      • Ok, nie wyraziłem się jasno.
        Wiem dla kogo jest ten tekst. Nie dyskutuję też z tym, że można mieć szeroką wiedzę o danym kraju nawet w nim nie będąc.
        Zaznaczam tylko, że można inaczej.
        Ja w pewnym momencie obudziłem się na etacie, robiąc 2 tygodniowy trip po Bałkanach i odkrywając, że to nie dla mnie. Żałowałem, że muszę wyjechać od gościa, z którym przegadałem pół nocy, bo następnego dnia musiałem być w Polsce, bo w poniedziałek do pracy. Chciałem uniknąć w przyszłości takich sytuacji.

        Dlatego testuję teraz etat mobilny 😉

        Inną kwestią jest, kto czego szuka w takich wyjazdach. Dla mnie ważniejszy jest kontakt z ludźmi i ich historie. Dla kogoś może być ważne zobaczenie zabytków i zwiedzenie świątyń. Dla kogoś innego nauka języka i kultury etc. etc. Dlatego z mojego punktu widzenia te parę dni to zawsze będzie za mało.

        Zbaczamy z tematu.
        Podsumowując: da się na etacie, ale jak można zdalnie to fajnie jest zdalnie.
        Co do książki to pozwolę sobie wkleić link do tekstu, który poczyniłem z rok temu: http://www.xpresstour.pl/przemyslenia/pisanie-ksiazki-i-kodeks/

        Nie jest to szczyt umiejętności pisarskich, ale powinien przekazać, że podzielam co myślisz o pisaniu tego typu książek.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading