Felietony

Swój dom. W poszukiwaniu trzeciej drogi między życiem a podróżą

Prywatny tekst o tym, jak od czasu do czasu zmieniają się priorytety.

Odkąd wynaleźliśmy społeczeństwo konsumenckie, gospodarka musi stale rosnąć. Jeśli nie rośnie, mamy wielką tragedię. Wymyśliliśmy całą górę zbędnych potrzeb, kupowanie nowego, wyrzucanie starego. To marnowanie naszego życia! Kiedy coś kupuję, kiedy Ty coś kupujesz, nie płacisz za to pieniędzmi. Płacisz godzinami swojego życia, które spędziłeś na zarabianiu tych pieniędzy. Życie to jednak jedyna rzecz, której za pieniądze kupić nie można. Życie tylko się skraca. To jest żałosne, by marnować życie i wolność w ten sposób.

Jose Mujica, były prezydent Urugwaju.

Project HUMAN wchodzi właśnie na ekrany kin. Z całego tego filmu okraszonego nieziemskimi widokami kręconymi z lotu ptaka, wbija się w pamięć wiele twarzy oraz wiele ludzkich historii, nieraz bardzo prostych, ale zawsze fascynujących, nieraz inspirujących, czasami po prostu niezwykle wzruszających, gdy ludzie z najdalszych zakątków świata opowiadają historie, które zdaje się, że i my właśnie przeżywaliśmy. I pośród nich Jose Mujica, niezwykle skromny człowiek, przy okazji były prezydent niewielkiego, południowoamerykańskiego kraju, który sprawia, że zasiadam do klawiatury, aby przenieść myśli do wirtualnego świata.

Człowiek, który, raz na jakiś czas, nie przechodzi przez etap autorefleksji, traci bardzo dużo. Zapewne pędzi przez życie zupełnie nie zauważając w nim nawet siebie samego, często także innych. To tak, jakby codziennie przechodzić przez łazienkę i nigdy nie spojrzeć na swoją twarz, na twarz ukazującą radość albo smutek, na twarz, która się zmienia. Wszyscy jakoś się zmieniamy.

***

Płacę za wspomnienia

Kiedyś oceniałem, przyznaję to szczerze. Oceniałem tych, którzy spoglądali na mnie krzywym wzrokiem, gdy opowiadałem o kolejnych swoich podróżach, a oni gdzieś tam w tyle głowy wiedzieli, jak wygląda nasze poprzednie, skromne mieszkanie. Wiedzieli też o naszym prawie osiemnastoletnim Oplu i do końca nie rozumieli jak to jest, że ktoś, kto w kapitalistycznych realiach czuje się jak ryba w wodzie, pozwala na taki stan rzeczy. Ten stan, który na przestrzeni ostatnich dziewięciu lat skonsumował osiemset dni z mojego życia, nazywa się podróżą. Wydaję pieniądze na wspomnienia – powtarzałem zawsze z pełnym przekonaniem – Ty płacisz pięćdziesiąt tysięcy za nowy samochód, ja płacę pięćdziesiąt tysięcy za nowe wspomnienia. Gdzieś w tyłach głów każdego z nas pozostawało to całe, bardzo normalne dla ludzi, ocenianie i próba odpowiedzi na pytanie, która droga jest lepsza.

Oceniałem też tych, którzy nie podróżowali, a którzy radość swojego życia czerpali z posiadania, z nowych rzeczy w mieszkaniu, z nowych ubrań w szafie. Wydawało mi się, że jestem lepszy przez to, że ja oglądam świat, a oni nie, zamknięci w swoich ścianach na kredyt, zadowoleni z mycia swojego samochodu w sobotę, w niedzielę jeżdżący na obiady do teściów, tacy przeciętni. Byłem momentami przykry w tej swojej jedynie słusznej perspektywie.

Dziś staram się nie oceniać, staram się zrozumieć, ale nie wartościować. Sęk w tym, że z każdym rokiem życia, zamiast wiedzieć więcej, wydaje mi się, że wiem coraz mniej, rozumiem coraz mniej, choć tak bardzo chcę pojąć więcej i więcej. Zwątpienie, drugie myśli, to chyba coś, co pojawia się z czasem, co w naturalny sposób zastępuje przekonanie o swojej nieomylności. Dlatego też tak samo dziwią mnie ludzie, których całe życie toczy się wokół posiadania, wokół nowych rzeczy, nowych telewizorów, gadżetów, wokół ubrań, konkretnych marek, wokół kart kredytowych i weekendów w sklepach wielkopowierzchniowych, jak i ci, którzy z dnia na dzień deklarują, że pozbywają się wszystkiego, absolutnie wszystkiego, i ruszają przed siebie w świat, często bez celu, bez daty powrotu, jedynie dla przygody, powielając myśl, że „świat jest książką i ci, którzy nie podróżują, czytają jedną stronę”. Jak wiele czasu musi upłynąć, by zrozumieć, że wśród nas są też tacy, którzy czytają całe książki, by zrozumieć świat i nieraz bardziej go rozumieją od tych, którzy ruszają w świat nie zrozumiawszy przy tym niczego.

Trzecia droga

Po dziś dzień tęgie głowy naszego współczesnego świata nie wymyśliły nic lepszego od kapitalizmu. Mimo to ci, którzy wierzą, że system, który pokonał swojego jedynego oponenta – socjalizm – utrzyma się w najbliższej przyszłości, zdają się być naiwni.

Świat jest piękny i piszemy o tym my, blogerzy podróżniczy, każdego dnia. Jest ujmujący, pociągający, ale jest też kruchy, podobnie jak krucha jest współczesność, w której żyjemy. Przez ostatnie lata przeżywałem wspaniałe chwile zachwytu nad nieziemskimi nieraz widokami naszej pięknej planety, jednocześnie załamując ręce nad tym, co się na niej dzieje. Nigdy nie byłem pesymistą, który wieścił rychły upadek ludzkości, podobnie jak nie byłem optymistą, który na wszystko macha ręką i jest święcie przekonany, że jakoś damy radę. Zamiast tego sucho oceniałem fakty i analizował to, co się wokół dzieje. Realizm, czasami trochę magiczny.

I tak nadszedł rok dwa tysiące szesnasty, dziesiąty rok mojego podróżowania, który nadal trwa i nadal zaoferuje mi wiele niezwykłych miejsc, do których wkrótce się wybiorę. A jednak jakoś nieświadomie zwolniłem i zacząłem zadawać sobie fundamentalne pytanie: Co dalej?

Pewnego dnia usiadłem w naszym krakowskim mieszkaniu i popatrzyłem na to, co mnie otacza. Nie jestem człowiekiem, który żyje na kartonach, który w życiu nie potrzebuje nic poza podróżami. Jestem przede wszystkim człowiekiem, który lubi wracać. Dopóki moja radość z powrotu jest równa radości z wyjazdu, czuję, że robię coś w życiu dobrze. I tak, po raz pierwszy od dekady, siedząc w wygodnym fotelu, który bardzo lubię, otoczony książkami, które niezwykle cenię, otoczony dziesiątkami rzeczy, które przyjechały ze mną ze świata –  fotografiami, pieczątkami, figurami, obrazami, poczułem, jak nigdy wcześniej, że chciałbym swoją radość z powrotów wnieść na wyższy poziom.

Dom, to jedyne, co chciałbym posiadać

Przez lata powtarzałem, że jedyne rzeczy, które potrzebuję w życiu to mój komputer, dysk, aparat fotograficzny i telefon. Byłem święcie przekonany, że mobilność, gotowość do ruszenia przed siebie, zupełnie nieważne dokąd, to jedna z moich najważniejszych zalet.

Wierzyłem, że człowiek dokonuje wyboru między „mieć” a „być”. Zawsze bardziej chciałem być. Dlatego też przez wszystkie minione lata wynajmowaliśmy z Magdaleną mieszkanie, najpierw w ścisłym centrum Krakowa, na Szewskiej, tuż przy Rynku, a potem (i obecnie) na krakowskim Salwatorze, dzielnicy, którą pokochaliśmy ponad wszystkie inne w Krakowie. Nasz życiowy kompromis polegał na zaakceptowaniu naszej bezkompromisowości w jednej sprawie: jeśli mieszkać w Krakowie, to tylko w centrum. Kraków, ten mój Kraków, to niewielkie miasto składające się z centrum i przylegających dzielnic. Wszystkie inne, nowe dzielnice, sprawiają, że czuję się w nich obco. Zamieszkawszy w nich, zaczęlibyśmy się dusić.

Problem z mieszkaniem w centrum Krakowa polega jednakże na tym, że, bądźmy tutaj szczerzy, nie każdego na to stać. Z pewnością nie każdego stać na kupno. Niektórzy, z którymi rozmawialiśmy, z trudem wierzyli, że, dla przykładu, trzydziestometrowe mieszkanie na Salwatorze może kosztować między 300 a 380 tysięcy złotych. Większości, jednak nawet nie wszystkim, takie w końcu mamy czasy, pozostaje więc trzydziestoletni kredyt i dzielnice, które nie wyglądają, i nigdy nie będą wyglądać, jak historyczne centrum Krakowa. Dla jednych to wspaniałe miejsce do życia, dla innych nie. Ludzie, jak wszyscy dobrze wiemy, po prostu są różni.

Sporo lat musiało upłynąć, żebym przestał oceniać tych, którzy się na to decydują. Czy można ich winić za to, że taki mamy system, że współczesny kapitalizm sprawia, iż jest to jedyna droga, jaką mogą obrać młodzi ludzie? Nie, nie można. Takie jest życie.

Powiecie, że jest jeszcze wynajem. Owszem, jest. Wynajem to piękne założenie, w które wierzyłem przez ostatnią dekadę i szczęśliwie przemierzając świat, wracałem do miejsca, które uważałem za swoje, choć nigdy, nawet przez chwilę, nie było ono moją własnością. Wynajem byłby czymś zupełnie akceptowalnym, czymś wręcz nawet normalnym, gdybyśmy posiadali podobne prawo jak w Niemczech. Większość niemieckiego społeczeństwa przez całe swoje życie wynajmuje miejsca, w których mieszka. W przeciwieństwie do polskich realiów, nie jest to jednak rok tu, rok tam, ale nieraz dekada, czasami piętnaście lat, często nawet dwadzieścia. Mądry program wynajmu oraz zdrowe prawo regulujące ten rynek, dają coś, co jest nie do przecenienia – poczucie bezpieczeństwa.

To właśnie potrzeba poczucia bezpieczeństwa sprawiła, że podjęliśmy z Magdaleną decyzję o wyprowadzce pod Kraków, do domu, do naszego domu, do domu rodzinnego, który kiedyś opuściłem, a który teraz postanowiliśmy przerobić i który na kilka lat stanie się naszą bezpieczną przystanią. Nie nastąpi to szybko i długa jeszcze przed nami droga zanim usiądziemy w fotelach i popatrzymy na migawki ze świata wkomponowane w oswojoną przestrzeń, jednak warto w życiu mieć jakiś cel, do którego człowiek dąży. Cel na koniec roku 2017 to swój dom.

Dom to jedyna rzecz, którą chce posiadać. Posiadać po to, by powroty ze świata smakowały jeszcze lepiej. Bo świata i jego poznawania, nawet w niespokojnych czasach, trudno się wyrzec i trudno bez niego żyć.

Gdy nadejdzie dom, chciałbym osiągnąć jeszcze jedno – życiowy minimalizm. Może nie całkiem jak Jose Mujica, jednak ten człowiek pozostaje inspiracją. Inspiracją do przemyśleń i do lepszego życia.

Tymczasem trzymajcie kciuki za Magdalenę, która w całości koordynuje projekt „Dom”. Największy wspólny projekt, nad którym przyszło jej pracować.

 

Rocznik 1985. Hybryda czasów analogowych i cyfrowych, człowiek, który pamięta jak było przed internetem a w internecie czuje się jak ryba w wodzie. Urodzony w Krakowie, w nim wykształcony i z nim zawodowo związany. Po krótkim okresie życia w Chinach, na dobre zajął się normalnym życiem i intensywnym podróżowaniem. Zawodowo specjalista branży podróżniczej, hotelarskiej i rezerwacyjnej.

54 komentarze dotyczące “Swój dom. W poszukiwaniu trzeciej drogi między życiem a podróżą

  1. Pingback: Kwartalnik rzeczy pospolitych #1 - Wojażer

  2. Pingback: Rok 2016 był czasem wzlotów i upadków, ale głównie wzlotów | Wojażer

  3. Facet kilka miesięcy wstecz wprowadził mnie w podobny stan zadumy.

    Ten złoty środek pomiędzy podróżowaniem, życiem rodzinnym i życiowym minimalizmem jest chyba receptą na poczucie spełnienia (pewnie tych składników jest tysiąc więcej). A ponad wszystko szukanie stawianie sobie pytań, przy jednoczesnym zrozumieniu, że jesteśmy skazani na porażkę i nie zdołamy odpowiedzieć na wiele z nich.

    W poprzednim roku wybrałem się w kilkumiesięczną podróż, myśląc, że doznam czegoś na kształt nirwany. Grubo się pomyliłem, a do tego odkryłem, że podróżowanie to nic innego jak konsumpcja. Te przemyślenia streściłem w tekście, którego link ci zamieszczam. Ciekaw jestem twojej opinii.

    https://kirylucki.wordpress.com/2015/12/11/kartka-z-pamietnika-masowego-turysty/

  4. Jakoś ostatnio Twoje przemyślenia rozmijały się z moimi, ale najpierw artykuł o Dniach Młodzieży a teraz ten sprawiły, że znów mogę zakrzyknąć: o tak, mam tak samo!
    Pozdrawiam, Ania

    • Cieszę się Ania, że ostatnie teksty się podobały, jednocześnie zastanawiam się, które to dokładnie rozmijały się z Twoimi przemyśleniami, a jeśli się rozmijały, to jakie były Twoje przemyślenia na te tematy 🙂

      Tak czy inaczej, ludzie nie zawsze się zgadzają, bo też ludzie są bardzo różni, ale zawsze miło, gdy między różnymi ludźmi pojawiają się jakieś wspólne myśli, zgoda, porozumienie, wiadomo 🙂

      Pozdrawiam!

      • Ach, widzisz, jakoś ostatnio miałam wrażenie, że jesteś mniej entuzjastycznie nastawiony do świata, a do Krakowa to już w ogóle… A właśnie entuzjastyczne nastawienie do świata i ludzi sprawiało, że tak dobrze czytało się Twoje teksty. Ale spokojnie – wydaje mi się, że już jest jak dawniej 😉

        • Każdy ma w życiu jakieś tam „etapy”, miałem i ja. Kilka miesięcy w tym roku było dla mnie czasem lekkich zawirowań w wielu kwestiach, ale wszystko zdaje się wracać do wojażerowej formy 😉

          Pozdrawiam! 🙂

  5. Marcin, to nie tak, że nagle odkrywamy „nowe-stare światy”. To, że częściej zwracamy uwagę na podróże po Polsce, że doceniamy to, co mamy, że mamy chęć na naszą „minimalistyczną stabilizację”, to znak, że po prostu się starzejemy 😉 (czyt. dojrzewamy). Tak zwyczajnie. Wzrosłeś na tyle, by dorosnąć do takiej a nie innej potrzeby. To normalne, co więcej – to chyba nawet typowe właśnie w naszym okresie życia. Nihil novi 🙂 Moje gratulacje, z radością Was odwiedzę po przeprowadzce. Jestem pewna, że będzie tam pięknie!
    Ja sama nie mogę doczekać się powrotu do Europy, do domu. Tęsknię za rodziną, za starymi znajomymi, za spotkaniami przy winie, moją prywatną, wciąż rosnącą biblioteczką (P.S. przez to, że japońska poczta oferuje specjalną, tanią formę przesyłek międzynarodowych „printed materials” będę teraz musiała dostawić nowy regał na ksiażki 😉 ), za moim mini-ogrodem na balkonie i zapachem wieczornych ziół w prawdziwym ogrodzie moich rodziców.
    Ale jak tak myślę o tych 10 latach, ile się zmieniło, ile zobaczyłam i ile się nauczyłam (oraz jak bardzo zmienił się mój sposób myślenia, który przecież wciąż ewoluuje), muszę przyznać, że to był kawał dobrej roboty!

    • Cześć Iza! Long time no see, jak to mówią! Będzie bardzo miło spotkać się po Twoim powrocie, ile to w ogóle czasu już upłynęło! Mam nadzieję, że kiedyś tam znajdziesz moment na to, aby wpaść chociaż na chwilę do Krakowa! 🙂

      Wiesz, ja też na to tak patrzę… nie zamieniłbym tych minionych dziesięciu lat na nic innego, bo ta dekada po prostu uformowała mnie tak, a nie inaczej. I owszem, masz najnormalniejszą rację pisząc, że to nic nowego na tym etapie naszego życia, że to proces starzenia (względnie dorastania). Tak po prostu jest, ale fajne jest to, że każdy nowy etap życia daje nowe radości. Tak też jest i teraz 🙂

      Mam nadzieję, że będziemy Cię kiedyś u siebie gościć na dobrym winie 🙂 A tymczasem szykuj się do powrotu i naciesz się każdą chwilą tam! Ściskam, M.

  6. Marta Lewandowska

    Panie Marcinie,
    Trafiłam na bloga poleconego przez znajomą. Dzięki za ten wpis. Ja sama od zawsze duchowo rozdarta pomiędzy dwoma biegunami. Inwestować w mieszkanie i stałe życie i już od jakiegoś czasu przyświeca mi myśl że jedno nie wyklucza drugiego. Że można podróżować ale też można mieć przystań do której się chętnie wraca. I ja tego potrzebuję tego poczucia przynależenia do jakiegoś miejsca.
    Fajnie, że Pan o tym napisał. I o ocenianiu. To trudne ale w końcu jesteśmy różni t co możemy zrobić a przynajmniej postarać się zrobić to próbować zrozumieć.
    Dzięki,
    Marta Lewandowska.

    • Cześć Marta! Żaden ze mnie Pan, po prostu Marcin, mam dopiero 30 lat! 🙂

      W gruncie rzeczy nic nowego nie odkryłem w tym tekście, ale czasami warto podzielić się myślami z innymi, którzy, bardzo często, przechodzą przez ten sam etap w życiu. To działa jak terapia grupowa 🙂

      Mam nadzieję, że skoro już trafiłaś na Wojażera, to zostaniesz na dłużej! 🙂

  7. U nas dokładnie to samo powoli, aczkolwiek może trochę wolniej. Rok, dwa, jak zdrowie pozwoli. W sumie rozmawialiśmy już o tym. Projekty są wybrane, gorzej z lokalizacją 🙂 Bo ten temat jest dla mnie kluczowy. Ale podróżując ostatnio śladami dworków i drewnianej architektury złapałem bakcyla „a może by tak wydrzeć jakiś dom z duszą i przenieść w swoje miejsce odświeżony?” 🙂

    • Bardzo mocno trzymamy kciuki za realizację Waszego marzenia. Tak, rozmawialiśmy o tym i chyba wiemy dokładnie, czego chcemy. Życzę, żeby w końcu udało się znaleźć tę jedną, wyjątkową działkę, najlepiej na linii KTW – KRK 🙂

      A jeśli nie, kto wie, stary dom to może być jakaś ciekawa opcja… Alwernia, Lanckorona? 🙂 Lanckorona odpada, wiem, niedokładnie na linii położona. Ale urocza!

  8. Wychodzę z założenia, że podróżowanie nie jest dla każdego. Tak jak dla nas wielkim marzeniem była przeprowadzka do Nowej Zelandii i zwiedzenie Azji, tak dla innych największym pragnieniem jest posiadanie domu i samochodu. My jednak tego drugiego się nie pozbawiamy, bo to też nasze niespełnione jeszcze marzenie. Po prostu najpierw realizujemy jedno, a później drugie, bo chcemy mieć własny kąt, dlatego po powrocie władujemy się w jakiś kredyt, żeby zamieszkać w ukochanej Gdyni. Samochód też kupimy (używany), bo chcemy wyjeżdżać w weekendy za miasto:) Każdy żyje własnym życiem i nikt nie powinien tego oceniać:)
    Powodzenia z domem!
    Pzodrawiam!
    Olo

  9. Było tak, że blogerki modowe nie wiedziały co ze sobą zrobić, więc robiły odwrót w stronę minimalizmu. To i blogerzy podróżniczy wracają do domu.

  10. Prawie każdy z nas – osób podróżujących, które postawiły na to by przeżywać i doświadczać, a nie posiadać, dorasta w pewnym momencie do decyzji, że jednak fajnie byłoby coś mieć. Coś, czyli dom, bliskich, ciekawą pracę, i wszystko to, co zawsze było spychane na drugi plan, przez PODRÓŻE. Kibicuję Waszej zabawie w dom, bo sami jesteśmy teraz w podobnym momencie. I rozumiem to w 100%. A jakbyście potrzebowali kogoś do aranżacji wnętrz – wiecie gdzie mnie znaleźć 🙂

  11. Rewelacyjny wpis! Mam dokładnie takie same odczucia, z tym że ja nigdy nie zaprzeczałam, że mój własny dom/mieszkanie, to jedyna rzecz, którą wręcz muszę posiadać, bo tylko wtedy czuję się bezpiecznie. Choćbym miała tam nie zawitać nawet przez rok, to z tyłu głowy jest to przekonanie, ten komfort, że… w razie czego jest gdzie wracać.
    Życzę powodzenia!!!

    • Dziękujemy! 🙂

      Ja jeszcze kilka lat temu byłem święcie przekonany, że mógłbym żyć od lotniska do lotniska, od hotelu do hotelu, byle tylko mieć przy sobie swojego laptopa 🙂 Ale to było wtedy a „teraz” jest teraz 🙂

  12. Dokonale Was rozumiem. Od półtora roku przemieszczam się między Krakowem, Wiedniem i Barceloną, a międzyczasie były liczbe podróże i 3 miesiące spędzone w Stambule i zaczynam powoli odczuwać brak własnego kąta. Również kocham Kraków i chętnie wracam do mojego domu ale nadal nie wiem co będzie dalej i gdzie sie zatrzyman. Fajnie, że macie konkretne plany, trzymam kciuki za powodzenie przedsięwzięcia DOM. Już się wpraszam na parapetówę 🙂

    • Jeszcze kilkanaście miesięcy temu powiedziałbym „zazdroszczę” a teraz powiedziałbym „ojej, jakie to musi być męczące” 😀

      A propos parapetówy – ogólnie czujemy, że to będzie miejsce podróżniczych spotkać i bardzo ciekawych imprez, bardzo na to liczymy i będziemy prowadzić „otwarty dom” 🙂

  13. isawpictures

    Kochani, uśmiechnęłam czytając. Projekt dom, rozumiem doskonale. Ja się przymierzam do tego w Portugalii i też czuję, że będzie to największym projektem mojego życia. Powodzenia! 🙂

    • A wiesz, że widziałem, że wspominałaś o domu w Portugalii i nie zdołałem nawet doczytać, a tu proszę, mam odpowiedź – this is happening for real! Nawet nie wiesz, jak się cieszę z Tobą! Wiesz, że także rozważaliśmy zamieszkanie w Portugalii? To była dosyć mocna opcja – myśleliśmy o czymś na Azorach, w Ponta Delgada Jednak koniec końców stwierdziliśmy, że to będzie projekt, gdy będziemy starsi i pod warunkiem, że będzie nas stać! 😉 Powodzenia! Ogromnie mocno trzymam kciuki! I dziękuję! 🙂

  14. Ale macie fajnie! My już mamy ten temat za sobą. Może zabrzmi to okrutnie, ale ja kocham przeprowadzki i remonty! Budowanie czegoś od podstaw, po swojemu, by czuć się w tym jedynym miejscu po prostu dobrze. Nie wiem dlaczego tak jest. Te przeprowadzki to takie moje małe podróże chyba, stąd te uwielbienie 🙂
    A co do podroży to zgadzam się w 100%. Są piękne. Ale piękne są też chwile gdy wracasz do do domu, swojego domu. Swojego łóżka i kapci.
    Powodzenia w projekcie dom!

    • Też w sumie mógłbym to już mieć za sobą! 🙂 Ja jestem po jednej przeprowadzce do Chin (było ok), jednej z Chin (było ciężko), jednej w ramach Krakowa (myślałem, że mnie cholera trafi) i jedna przed nami właśnie nadchodzi, pewnie za lekko ponad rok. Dreszczyk na myśl o tym jest i wielka ekscytacja, więc mamy nadzieje, że po jakimś czasie też będziemy to po prostu miło wspominać! Pozdrawiamy! 🙂

  15. Po kilku latach spędzonych w niemal centrum, i ja 3 lata temu wyniosłam się na obrzeża. Na obrzeżach też się wychowałam, z pełnej przestrzeni i wolności okolicy z kolei pochodzi mój mąż. Dziś nie wyobrażam sobie ani mieszkania w ścisłym centrum ani w odległej, choć pięknej wsi. Mieszkam pod lasem, żyję po swojemu, ale w każdej chwili mogę być w centrum, jeśli chcę. O ile chcę.
    2016 rok to dla mnie rok „powrotu do domu”, Ty już wiesz, dlaczego 😉 I pozbywania się nadmiaru, jeszcze odważniejszego stawiania na jakość. Relacji z bliskimi, spędzania czasu, przedmiotów. Trzymam kciuki za Ciebie i Magdalenę, żeby Wasz projekt szedł w zgodzie z Wami. Żeby jak najmniej było w Was kompromisów, na które nie macie ochoty. W końcu wszystko się da 🙂 Tylko nie wszystko na raz.
    Wspieram myślami!

    • Dziękujemy Ania! Przyda się bardzo to wsparcie i trzymanie kciuków! 🙂

      Cieszę się, że odnalazłaś swój spokój no i przede wszystkim, z tego, co u Ciebie się teraz dzieje! Wszystkiego najwspanialszego życzymy! 🙂

  16. Gratuluję decyzji i wierzę, że będzie Ci z nią dobrze. Nie do końca rozumiem ludzi, którzy wpadają w skrajności – od kompletnie konsumpcyjnego stylu życia po ten cygański, bez posiadania prawie niczego. Przecież pomiędzy tym jest mnóstwo odcieni szarości i to chyba naturalne, że większość ludzi właśnie plasuje się gdzieś pomiędzy…

    • katarzynatutko

      Wow, wielkie zmiany 😉 powodzenia
      Zgadzam się z Ewa w 100%. Wole inwestować w podróże i własny rozwój, niż w drogie ubrania czy samochód, ale bez przesady. Ciesze się, że mój własny kąt właśnie się remontuje i tak samo czasami.lubie wyjść na zakupy czy do restauracji. Każda skrajność jest zła moim zdaniem 🙂

      • Dzięki Ewa 🙂 Mamy nadzieję, że to będzie dobra decyzja i chyba w to wierzymy, więc jest dobrze!

        Kasia – dokładnie! Skrajności to skrajności, każdy musi znaleźć jakąś swoją drogę, idealnie, gdy idzie ona jakoś po środku 🙂

  17. Też mi takie rozwiązanie chodzi po głowie… ale się boję. Utraty niezależności. W miarę mozliwości dawajcie znać, jak to od praktycznej strony wygląda, taka przeróbka.

    P.s. – myślałam, że we wpisie będzie chodziło o dzidziusia 😀

    Pozdrawiam, ściskam,
    Kasia

    • katarzynatutko

      Myślę, że właśnie mieszkanie daje więcej możliwości. W razie czego zawsze można wynająć i mieć dod kase, a kiedyś wrócić 🙂

      • Kasia – dokładnie. To właśnie jeden z naszych planów. Po skończeniu domu i spłaceniu inwestycji, kupić mieszkanie i spłacać z wynajmu. Kiedyś będzie można przekazać potomkowi i jemu przynajmniej ulżyć w tych cholernych życiowych wyborach 😉

    • Do dzidziusia to zupełnie inna droga prowadzi. Najpierw jedno, potem drugie 🙂 Choć chciałoby się pewnie wszystko, na raz i od razu. Nic w życiu nie jest jednak łatwe 😉

  18. Super! Będzie gdzie urządzać porządne imprezy blogerskie bez płacenia za wodę 30 zł (a może to jest pomysł na spłatę kredytu ;). W każdym razie – powodzenia! Trzymam kciuki!

    • Karina, my w ogóle coś czujemy, że tam często będą się jakieś imprezy odbywać 😉 Za bardzo jesteśmy przyzwyczajeni do tzw. „social life”, żeby się zamknąć w czterech ścianach i słuchać Chopina 🙂 Dzięki!

  19. Przedeptane.pl

    „…z każdym rokiem życia, zamiast wiedzieć więcej, wydaje mi się, że wiem coraz mniej, rozumiem coraz mniej, choć tak bardzo chcę pojąć więcej i więcej.”
    Wcale nie musisz się tym martwić – to nie tylko naturalne, ale wręcz pozytywne zjawisko towarzyszące zdobywaniu wiedzy i umiejętności.
    Patrz efekt Krugera-Dunninga: https://pl.wikipedia.org/wiki/Efekt_Krugera-Dunninga

  20. Zgadzam się z Tobą w pełni. Do podobnych wniosków doszliśmy całkiem niedawno, bardzo daleko od „domu”, który nie do końca jest naszym domem. Chyba najlepiej wracać do swojego bezpiecznego gniazdka.

  21. Bardzo dobrze napisane 🙂 Dla mnie w tym tekście przebija to co tak lubię i czego staram się trzymać – reguła złotego środka, bez przegięć w żadną ze stron. Powodzenia w projekcie „Dom”.
    Masz rację w naszym stanie prawnym mieszkanie na wynajem to bardzo niepewne rozwiązanie, dużo zależy od widzimisie wynajmującego i tak naprawdę można stracić je w ciągu tygodnia 🙂 Lubie swoją przestrzeń uporządkować ułożyć po swojemu i nie wyobrażam sobie, żebym co roku miała zaczynać od początku. Nie taki kredyt straszny jak go malują 😉

    • Wszystko rozbija się o tę niby prostą regułę. Sęk w tym, że ludziom zajmuje bardzo dużo czasu dojście do tego, miotają się od jednej skrajności w do drugiej. Sam dobrze wiem o co chodzi, been there, jak mówią Amerykanie.

      I tak właśnie jest z tym wynajmem w Polsce – wszystko zależy od widzimisie właściciela i choć na tych nie możemy narzekać, bo mamy do nich szczęście, ten element zawsze pozostaje w głowie człowieka. Nikt nie byłby szczęśliwy, gdyby w ciągu tygodnia zmuszony był do przeprowadzki do nowego miejsca. A kredyt, owszem, może i nie taki straszny jak go malują, ale nie wszyscy ludzie są do niego stworzeni. Nie ja. Psychicznie nie wytrzymałbym perspektywy płacenia komuś / czemuś przez połowę mojego życia tylko po to, aby w wieku sześćdziesięciu lat powiedzieć: „to moje”. Jednocześnie rozumiem, że dla wielu ludzi to jedyna opcja i ekonomicznie, rynkowo, to także jedyna opcja. Dlatego nie oceniam.

      Pozdrawiam!

  22. Idealnie wyraziłeś to, co ja czułam w zeszłym roku. Przeszłam podobne metamorfozy i teraz jestem włascicielką miejsca, które kocham i które obkładam książkami i pamiątkami z podróży. Niestety nie w Krakowie, choć to moje rodzinne miasto. Pochodzę z Łagiewnik. Salwator uwielbiam, to dzielnica moich włóczęg. Teraz mieszkam w południowym Kent i uwielbiam mój dom. Życzę wam więc by i wam się udało. Byście byli szczęśliwi w nowym/ starym domu. Powodzenia

    • Gratuluję tego, że masz już to za sobą i że możesz teraz to miejsce ozdabiać wszystkim, co przywozisz! Dziękuję bardzo za miłe słowa i także życzę, by Twoje miejsce było dla Ciebie przede wszystkim, no właśnie, domem! I żebyś mogła do Krakowa często wpadać! 🙂

  23. W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak życzyć powodzenia 🙂 Przed Wami na pewno momentami trudny czas, bo projekt Dom, może wymagać wielkiej cierpliwości i trzeba być przygotowanym, że nie wszystko może pójść tak jakbyście tego chcieli. Jednak fajnie właśnie jest mieć do czego wracać i przede wszystkim dobrze się tam czuć.

    • Dziękujemy! 🙂 Zdecydowanie wiemy, że coś może nie pójść tak, jak chcemy. Przykładem jest pozwolenie, o które Magdalena starała się dwa lata. Zupełnie nie rozumiemy, jak zakres prac, o które wystąpiliśmy, może skonsumować dwa lata z życia człowieka, tylko po to, by uzyskać gigantyczną stertę papierów i wydać przy tym mały majątek na urzędnicze coś tam. Na szczęście, to już mamy za sobą 🙂

  24. I co najbardziej ciekawe, cały film, trzy części jest dostępny za darmo na YouTube dla każdego! Też oglądałem ten film już dosyć dawno, o czym napisałem u siebie (https://wszstk.wordpress.com/2016/01/17/human-kim-jest-czlowiek/).
    Film naprawdę skłaniający do przemyśleń, choć bardzo prosty. I właśnie w tej prostocie zawarta jest, moim zdaniem, cała siła projektu.
    Pozdrawiam 🙂

    • Nie mam jeszcze porównania, gdyż jestem po etapie oglądania publicznie dostępnej trylogii, zaś przed pójściem do kina. Zastanawiam się tylko, czy wersja kinowa jest po prostu skróconą wersją tego tryptyku, który już oglądałem. Pozdrawiam!

      • No właśnie mnie to zaskoczyło, z tego co widziałem na FB filmu to była premiera filmu w kinie, a potem film był udostępniony dla szerszej publiczności. Po tym czasie (i po obejrzeniu filmu) przestałem się tym bardziej interesować; nie wiedziałem, że będą seanse w kinach (jeszcze, dopiero, …).
        Teraz, widzę, nawet w Warszawie będzie film (po angielsku?). Ciekawe, ciekawe… Tym bardziej, że polski język nie był uwzględniany w tej produkcji.

  25. Powodzenia w projekcie „Dom”!
    Ja też kiedyś doszłam do takich wniosków. Co prawda zamiast domu (który dla mnie musiałby być z panią do sprzątania i koniecznie z ogrodnikiem więc mało to realne) dosyć wcześnie odczułam potrzebę posiadania mieszkania, własnego kąta, do którego fajnie się wraca. Mieszkałam w wielu wynajmowanych mieszkaniach, ale własne cztery ściany i to co tu mam powodują, że powroty są równie fajne co podróże 🙂

    • Dziękujemy Monika 🙂 Jest lekki strach, lekka obawa, ale też niesamowita ekscytacja! Wynajem jest ok, ale na jakimś etapie życia, potem pojawiają się właśnie takie myśli, jakie pojawiły się u nas.

      Zazdroszczę Ci trochę, że masz już to za sobą, bo i owszem, cudownie się wraca do swojego! A gdyby jeszcze była ta pani i ten pan ogrodnik… 😉

  26. Wiesz… tak sobie myślę. Jasne, że podróżując dużo zyskujemy. Przedkładamy niby być nad mieć itd., ale każdy kto się kiedyś nad swoimi podróżami zastanowił, kto się obejrzał wstecz, na pewno zauważy, ile też traci. Znajomości, które umarły przez brak pielęgnacji, miejsca, które stały się obce przez brak regularności. Niby mamy znajomych na całym świecie, wszędzie możemy pojechać i czuć się swobodnie, ale pytanie, czy gdzieś czujemy się u siebie.

    I dla mnie to poczucie „u siebie” jest wyznacznikiem równowagi pomiędzy szaleńczym, nieskończonym tripem, a życiem rozsądnym i osiadłym. Przecież to można pogodzić. Wystarczy spotkać odpowiednie osoby – te, które pokażą Ci jak ważne jest wracanie. Ale Ty chyba dobrze to wiesz 🙂

    • Wszystko sprowadza się do tak zwanego „złotego środka”, prawda? I chyba trzeba przejść przez każdy ze wspomnianych przez Ciebie etapów, aby pewne rzeczy pojąć. Myślisz, że ja nie straciłem wielu znajomości? Albo że pewne miejsca nie stały się dla mnie obce? Też przez to przeszedłem, wiem, że wiesz. Każdy przez to przechodzi. Czasami brakuje mi tych wszystkich, z którymi spotykałem się od czasu do czasu, a teraz po prostu ich nie ma. Są jednak inni, i staram się, by tych, którzy są wokół mnie teraz, nie zaniedbywać.

      Kwestia czucia się „u siebie” jest z kolei jedną z tych rzeczy dla mnie najważniejszych. Nie potrafię sobie wyobrazić siebie jako cyfrowego nomadę, jakkolwiek to fajnie i kolorowo brzmi. Od wieków wierzę w heimat, w swoją małą ojczyznę, w moim przypadku to miejsce jest w Małopolsce. Kocham od niej uciekać, gdy gnębi mnie listopad, ale potem przychodzi maj, czerwiec, całe to nasze piękne lato, i jakoś nie wyobrażam sobie tutaj nie być.

      Owszem, można wszystko pogodzić. I tym od jakiegoś czasu się zajmuję, na szczęście 🙂

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading