Felietony Mój Kraków Polska

Co pozostawiły po sobie Światowe Dni Młodzieży w Krakowie?

Podsumowanie Światowych Dni Młodzieży, które prosto z Krakowa, z perspektywy mieszkańca, relacjonowałem dla Was w lipcu 2016 roku.

Myliłem się. Myliłem się, kiedy ze sceptycyzmem podchodziłem do samej idei ŚDM w Krakowie. Myliłem się, kiedy wątpiłem w bezpieczeństwo podczas tych dni. Myliłem się, gdy z przekonaniem mówiłem, że gdybym mógł, wyjechałbym z Krakowa, byle jak najdalej. Cieszę się, że zostałem. I cieszę się, że się myliłem.

To był wyjątkowy czas, na który czekaliśmy z wielkimi obawami, ale też z wielką nadzieją. Obawialiśmy się, że może coś się wydarzyć, coś złego i nieoczekiwanego. Te obawy, naturalny dla współczesnego człowieka strach, sprawiły, że odnosiliśmy wrażenie, iż nie przyjechało do nas tylu gości, ilu mogło przyjechać. To fakt, zdarzały się anulacje pobytów, miasto nie zapchało się do granic możliwości i przez kilka dni trochę brakowało dźwięku języka polskiego. Polacy dopisali w weekend, gdy tłumy przybyły na spotkanie z papieżem w podkrakowskich Brzegach, zaś w niedzielnej mszy wzięło udział ponad 1,5 miliona ludzi. W całym tym czasie była w nas wielka nadzieja, że się uda, że te dni po prostu miną i pozostawią po sobie tylko miłe wspomnienia. Jak się bardzo szybko okazało, pozostawią coś więcej aniżeli tylko miłe wspomnienia.

Odwiedziny tysięcy młodych z całego świata to ogromnie pozytywny element ŚDM, jednak już wizyta papieża Franciszka to prawdziwy ferment dla ducha i umysłu. I od tego, co pozostawił po sobie ten skromny sługa boży z Argentyny, chciałbym rozpocząć swoje podsumowanie ostatnich, krakowskich dni, gdy nic nie było jak zawsze, a wszystko było jak nigdy.

***

Co ważnego powiedział Franciszek i co z tego wynoszę dla siebie? 

Wielu moich znajomych dziwiło się, z jakim entuzjazmem podszedłem do tych dni, gdy tylko się rozpoczęły. Wiele osób pytało się mnie wprost, czy jestem człowiekiem aż tak bardzo wierzącym. Daleki jestem od jakiegokolwiek ideału Katolika, jednak prawda jest taka, że jako człowiek wychowany w tym systemie wartości, mam ogromny szacunek do treści i przesłania, które niesie za sobą wiara naszych ojców i naszych dziadków. Jako wychowanek krakowskiej szkoły Kościoła Katolickiego, podchodzę do otaczającej mnie rzeczywistości w sposób humanistyczny, bardziej interesujące są dla mnie małe czyny, gesty, konkretny człowiek, aniżeli doktryna i narodowa wojna o krzyż czy inne, aktualne politycznie sprawy.

Chyba każdy z nas myślał choć przez chwilę, że papież Franciszek, ulubieniec zachodnich mediów, człowiek uwielbiany przez młodych, z uśmiechem i żartem podejdzie do kolorowego tłumu, który zawitał do Krakowa. Cyrk się skończył – pomyślałem po pierwszych jego słowach w oknie papieskim w dniu przylotu do Polski. Tymi słowami – cyrk się skończył – poczęstował on księdza, który w dniu konklawe niósł w jego kierunku ozdobne szaty papieskie.

To jest Franciszek, którego zapamiętam, nie historie o tym, gdzie w młodości chodził na argentyńskie kremówki, nie żarty o tym, jak piękne jest tango, ale konkretne, czasami bardzo ciężkie przesłania na ciężkie czasy, w których przyszło nam żyć. Franciszek, nie będąc tak zwanym „naszym papieżem”, ma szansę być wysłuchanym, choćby przez niewielką grupę ludzi. Nie będąc „naszym” uwalnia się on bowiem od procesu „pomnikowania za życia”, który dotknął polskiego papieża, którego nikt nie słuchał, choć każdy go słyszał. Każdy pamięta kremówki, nikt nie pamięta, czego nauczał. A może po prostu nie chce pamiętać, bo jest to zbyt trudne, zbyt skomplikowane dla większości z nas, nie wyłączając niżej podpisanego.

Z Franciszkiem i jego właśnie zakończoną wizytą jest inaczej: albo słyszysz, co ma do powiedzenia, albo nie słyszysz lub nie chcesz słyszeć. Nie da się bowiem tego nie zrozumieć, gdyż Francesco mówi językiem, który pojmie każdy, nawet najbardziej oporny.

Człowieczeństwo.

Już wieczorem w środę, podczas pierwszego spokania w oknie papieskim powiedział: (…)prawda jest taka, że powinniśmy się przyzwyczaić do dobrych rzeczy i do złych rzeczy. Życie takie jest, kochani młodzi(…) Jego opowieść o młodym wolontariuszu ŚDM, który odpowiedzialny był za graficzną oprawę tego święta, a który, dręczony przez chorobę, nie dożył rozpoczęcia tych dni, poruszyła tych, którzy oczekiwali na pierwsze słowa papieża.

Ekologia, skromność, umiar, prostota, tramwaj. 

Niektórzy, celebrując swoją miłość do narzekania, już narzekają, że papież nie powiedział słowa na temat krakowskiego powietrza, na temat smogu, który nas zabija. Ale czy naprawdę musiał? Franciszek przemieszczał się VW Golfem, nie limuzyną palącą hektolitry paliwa. Wszędzie tam, gdzie było to możliwe, wybierał skromne auto zamiast śmigłowca. Uwierzcie, gdyby mógł, poszedłby pieszo albo pojechałby rowerem. Najpiękniejszym momentem dla Krakusa, i nie trzeba tutaj więcej słów, nie trzeba deklaracji papieża, była chwila, gdy wsiadł do Tram del Papa i przejechał nim spod Franciszkańskiej 3 na Błonia. Tym obrazkiem, tym prostym gestem, apelować będę do wszystkich mieszkańców, znajomych, przyjaciół i przyjezdnych – zostawcie swoje samochody i jeśli nie trzeba, nie używajcie ich. Nasze miasto naprawdę jest świetnie skomunikowane a jazda tramwajem jest naprawdę cool!

Nie bądźmy nudnymi ludźmi, nie poddawajmy się, róbmy swoje! 

Oficjalne, czwartkowe przywitanie na Błoniach było deszczowe i parne. Tak wyglądał praktycznie każdy dzień. Ten deszcz, który na nas spadał, był na swój sposób oczyszczający. Słowa, które powiedział Franciszek nie było zaś lekkie, uderzały z całą mocą i przemawiały do nas, ludzi młodych, ludzi często zagubionych w tym naszym rozpędzonym życiu:

„Chcę też wam wyznać coś innego, czego nauczyłem się przez te lata. Nie chcę nikogo obrazić. Napełnia mnie bólem, gdy spotykam ludzi młodych, którzy zdają się być przedwczesnymi „emerytami”. To mnie smuci. Młodzi, którzy w wieku 23, 24 czy 25 lat zachowują się jak emeryci. (…) Martwi mnie, gdy widzę ludzi młodych, którzy „rzucili ręcznik” przed rozpoczęciem walki. Którzy się „poddali”, nie rozpocząwszy nawet gry. Którzy idą ze smutną twarzą, jak gdyby ich życie nie miało żadnej wartości. Są to ludzie młodzi zasadniczo znudzeni… i nudni. I którzy zanudzają innych. I to też mnie zasmuca. (…) Zastanawiające jest, gdy widzisz młodych, którzy tracą piękne lata swego życia i swoje siły na uganianiu się za sprzedawcami fałszywych iluzji”

W tych słowach Franciszka widzę wezwanie do tego, by przeżyć życie prawdziwym życiem, aby robić rzeczy piękne i wielkie, aby realizować marzenia, rozwijać hobby, aby być dobrym dla innych. O tyle i aż tyle.

Życie z kimś, małżeństwo, rodzina. Uwierzcie, to nie jest zawsze kolorowe. 

Życie, szczególnie to przedstawiane publicznie, przekazywane w sieci na kolorowych fotografiach, uśmiechniętych zdjęciach z „la dolce vita”, to kreacja. Czy jeśli powiem, że życie Wojażera to jedna wielka impreza, przyjemność, lekkość i beztroska, to uwierzycie? Sam bym nie uwierzył. Życie, szczególnie życie z drugim człowiekiem, to wieczne pasmo wzlotów i upadków, to zmaganie, to kryzysy, to także piękne i radosne chwile, po których przychodzą te gorsze momenty. Tak jest też i u nas. Najważniejsze jest jednak to, by na drodze swoich życiowych wyborów nauczyć się, i postarać się, aby innych nie krzywdzić. Nie krzywdzić, ale ofiarować im dobro.

Podczas drugiego spotkania w oknie na Franciszkańskiej, w czwartek, Franciszek powiedział: Nie jest łatwo stworzyć rodzinę. Nie jest łatwo związać się na całe życie. Trzeba być odważnym.  Wspomniał potem o trzech słowach, które mogą pomóc w życiu dwójki ludzi, w życiu, które zawsze będzie pełne pewnych trudności. Te słowa to: „pozwól”, „dziękuję”, „wybacz”.

Pomoc innym, pomoc uciekającym, pomoc imigrantom. 

Droga Krzyżowa z Franciszkiem na krakowskich Błoniach. Przez ekstremalną prawicę ogłoszona największym lewackim zgromadzeniem w Polsce. Dlaczego? Dlatego, że poruszono, jak prawie każdego dnia tej wizyty, kwestię imigrantów. To jeden z tematów, który zostanie skrzętnie przemilczany przez większość naszych rodaków.

Zastanawiając się nad tematem współczesnej, gigantycznej imigracji do Europy, szukałem w głowie pewnego kompromisu, który być może otworzyłby nasze konserwatywne społeczeństwo na ten temat. Doszedłem do następującego wniosku. Skoro boimy się, co mnie specjalnie nie dziwi, wielkiej fali muzułmańskich uciekinierów, to może przynajmniej otworzylibyśmy się, jako konserwatywne, katolickie społeczeństwo, na naszych braci i siostry w wierze. Ich na Bliskim Wschodzie i w Afryce jest cała masa. Uciśnione społeczności chrześcijańskie Syrii, Egiptu, Sudanu, dlaczego nie moglibyśmy pomóc im? Skoro stosujemy klucz polegający na tym, że przyjmujemy zero osób, i nie mamy z tym moralnego problemu, to może lepiej będzie jeśli zastosujemy klucz wiary i zaprosimy do siebie tych, którzy dzielą z nami to samo wyznanie? Taki brak poprawności politycznej jest nadal lepszy aniżeli proste i uderzające w oczy…zero.

Franciszek mówił na Błoniach: Gdzie jest Bóg, jeśli na świecie istnieje zło, jeśli są ludzie głodni, spragnieni, bezdomni, wygnańcy, uchodźcy? Gdzie jest Bóg, gdy niewinni ludzie umierają z powodu przemocy, terroryzmu, wojen? Gdzie jest Bóg, kiedy bezlitosne choroby zrywają więzy życia i miłości? Albo, gdy dzieci są wyzyskiwane, poniżane i kiedy także one cierpią z powodu poważnych patologii? Gdzie jest Bóg w obliczu niepokoju wątpiących i dusz strapionych? Istnieją takie pytania, na które nie ma żadnych ludzkich odpowiedzi. Możemy tylko spojrzeć na Jezusa i Jego pytać. A odpowiedź Jezusa jest następująca: „Bóg jest w nich”

„Czasy w których żyjemy nie potrzebują młodych kanapowych” – najmocniejsze słowa, które usłyszałem. 

Najmocniejsze słowa wybrzmiały tam, gdzie fizycznie mnie nie było, ale śledziłem całą transmisję od początku do końca. Pośród pięknych pieśni, pewnej oprawy artystycznej, pośród pięknego zachodu słońca i rzeszy ludzi zgromadzonej w podkrakowskich Brzegach, najmocniej wybrzmiało to, co przy ołtarzu Campus Misericordiae powiedział papież:

Kiedy strach ukrywa się w zamknięciu, to zawsze idzie w parze ze swoim „bliźniakiem”, paraliżem; poczucie, że jest się sparaliżowanym. Jednym z najgorszych nieszczęść, jakie mogą się przydarzyć w życiu, jest poczucie, że w tym świecie, w naszych miastach, w naszych wspólnotach nie ma już przestrzeni, by wzrastać, marzyć, tworzyć, aby dostrzegać perspektywy, a ostatecznie, aby żyć. Paraliż sprawia, że tracimy smak cieszenia się spotkaniem, przyjaźnią, smak wspólnych marzeń, podążania razem z innymi. Ale jest też w życiu inny, jeszcze bardziej niebezpieczny paraliż, często trudny do rozpoznania, którego uznanie sporo nas kosztuje. Lubię nazywać go paraliżem rodzącym się wówczas, gdy mylimy szczęście z kanapą! Sądzimy, że abyśmy byli szczęśliwi, potrzebujemy dobrej kanapy. Kanapy, która pomoże nam żyć wygodnie, spokojnie, całkiem bezpiecznie. Kanapa – jak te, które są teraz, nowoczesne, łącznie z masażami usypiającymi – które gwarantują godziny spokoju, żeby nas przenieść w świat gier wideo i spędzania wielu godzin przed komputerem. Kanapa na wszelkie typy bólu i strachu. (…)„Kanapaszczęście” jest prawdopodobnie cichym paraliżem, który może nas zniszczyć najbardziej; bo po trochu, nie zdając sobie z tego sprawy, stajemy się ospali, ogłupiali, otumanieni, podczas gdy inni – może bardziej żywi, ale nie lepsi – decydują o naszej przyszłości. Z pewnością dla wielu łatwiej i korzystniej jest mieć młodych ludzi ogłupiałych i otumanionych, mylących szczęście z kanapą; dla wielu okazuje się to wygodniejsze, niż posiadanie młodych bystrych, pragnących odpowiedzieć na marzenie Boga i na wszystkie aspiracje serca.

Prawda jednak jest inna: kochani młodzi, nie przyszliśmy na świat, aby „wegetować”, aby wygodnie spędzić życie, żeby uczynić z życia kanapę, która nas uśpi; przeciwnie, przyszliśmy z innego powodu, aby zostawić ślad. To bardzo smutne, kiedy przechodzimy przez życie nie pozostawiając śladu. A gdy wybieramy wygodę, myląc szczęście z konsumpcją, wówczas cena, którą płacimy, jest bardzo i to bardzo wysoka: tracimy wolność.

Każdy z nas jest na tyle inteligentny, by zrozumieć te proste, ale jak bardzo prawdziwe słowa. Nie przyszliśmy na świat, aby wegetować. To bardzo smutne, kiedy przechodzimy przez życie nie pozostawiając śladu! Humanizm papieża Franciszka przemawia do każdego z nas. Każdy z nas jest ważny, każdy z nas może coś zrobić, każdy z nas może pozostawić po sobie ślad.

Niech każdy z nas wyniesie coś z tego spotkania i z tych dni.

Jak było w Krakowie podczas Światowych Dni Młodzieży?

Pamiętacie „Siedem kręgów krakowskiego piekła”? Wizyta Franciszka sprawiła, że jeden z nich wyparował na chwilę. Pierwszy cud Światowych Dni Młodzieży to zamknięcie klubu ze striptizem na Grodzkiej. Wprawdzie tymczasowe, bo tylko do jutra, ale jednak. Cycate naganiaczki, panowie i panie z różowymi parasolkami, po prostu znikli z krakowskich ulic. Jeszcze chwilę przed rozpoczęciem imprezy próbowali nagonić pielgrzymów do swojej jaskini, jednak po chwili odpuścili.

Kraków podczas tych dni był cudowny. Jak zauważył jeden z użytkowników twittera: „wszyscy się usmiechają. Ci, co marudzili, wyjechali z miasta”. Nie tylko ci. Władze apelowały, aby wakacje planować właśnie na ten okres i rzesza ludzi posłuchała. Część z nich żałowała, co nie zmienia faktu, że wyjazd 300-400 tysięcy mieszkańców grodu Kraka połączony z nieobecnością studentów, zrobił w mieście przestrzeń dla wszystkich tych, którzy postanowili tu przyjechać. Dla większości z nas zupełnie nieważne były chwilowe problemy z komunikacją. Po prostu wyciągnęliśmy nasze rowery albo ruszyliśmy pieszo. Każdy, dosłownie każdy, z kim rozmawiałem, był pod ogromnym wrażeniem pozytywnej, czasami wręcz imprezowej atmosfery, jaka panowała w mieście. Jest bowiem czas na modlitwę i czas na dobrą zabawę.

To, co miało miejsce przez ostatnie dni, widziałem jak na dłoni. Codziennie przemierzałem dystans z domu, który mieści się przy krakowskich Błoniach do biura na Rynku, gdzie od rana do późnej nocy, słychać było tańce, śpiewy i radosne okrzyki. Przychodziły też takie chwile, gdy stawałem z otwartymi ustami i nie mogłem poznać swojego miasta. To te poranki na starym mieście, gdy puste, pozbawione jakichkolwiek samochodów i często jakichkolwiek ludzi, ulice, czarowały i przypominały Kraków, którego nie mam prawa pamiętać, bo nigdy nie widziałem go pozbawionego pojazdów, odartego z tych wszystkich maszyn, które kopcą w naszym mieście.

Jak odkryłem w sobie duszę reportera.

Tak jak wspominałem na początku tego artykułu, byłem dosyć sceptyczny, jeśli chodzi o organizację ŚDM w Krakowie, jednak już pierwszego dnia, gdy zobaczyłem jak to wygląda, gdy poczułem atmosferę panującą w mieście, rzuciłem się w wir podwójnej pracy. Poza godzinami, które spędzałem w biurze, resztę dnia przeznaczałem na dokumentację tego, co się dzieje, w tym, na dokumentację „na żywo” za pomocą całkiem jeszcze nowego narzędzia, jakim jest transmisja LIVE za pomocą Facebooka. Wielu z Was oglądało moje relacje zamieszczane w większości na profilu prywatnym, jednego dnia zaś na profilu Wojażera. Postanowiłem zebrać je wszystkie w jednym miejscu, więc jeśli chcecie poczuć atmosferę Krakowa z ostatnich dni, zapraszam serdecznie. Filmy, ponieważ były nadawane na żywo, są długie, zdecydowanie dłuższe od Snapchata, więc zalecam przeskakiwanie między różnymi kadrami. Moje bardzo „mądre” komentarze gratis!

Dziękuję, że byliście ze mną, że byliście z nami w tym czasie. Teraz czas na powrót do normalności, jednocześnie mając nadzieję, że te spotkania wniosą w nasze życie coś nowego!

Rocznik 1985. Hybryda czasów analogowych i cyfrowych, człowiek, który pamięta jak było przed internetem a w internecie czuje się jak ryba w wodzie. Urodzony w Krakowie, w nim wykształcony i z nim zawodowo związany. Po krótkim okresie życia w Chinach, na dobre zajął się normalnym życiem i intensywnym podróżowaniem. Zawodowo specjalista branży podróżniczej, hotelarskiej i rezerwacyjnej.

28 komentarzy dotyczących “Co pozostawiły po sobie Światowe Dni Młodzieży w Krakowie?

  1. Pingback: Rok 2016 był czasem wzlotów i upadków, ale głównie wzlotów | Wojażer

  2. Za Kraków wypowiadać się nie mogę ale patrząc na resztę kraju mam wrażenie, że o ŚDM już zapomniano. Szczerze? Spodziewałem się większej debaty po zakończeniu „imprezy”, rozważania nad słowami papieża. Może i gdzieś coś mignęło ale tylko mignęło. Czy polski kościół wyciągnie jakieś wnioski… szczerze wątpię.

  3. Kurczę, naprawdę widać, że podobało Ci się na ŚDM! Po Twojej relacji zresztą rozumiem dlaczego – zwłaszcza to, o czym mówił Franciszek. Szczerze mówiąc, dzięki Tobie dowiedziałam się wiele o tych dniach, bo w ogóle nie czytałam informacji, a tylko widziałam Twoje posty na Facebooku i teraz ten post, dzięki!

  4. Nie tylko z Krakowa ludzie uciekli. Jechałam przez Częstochowę w dniu kiedy był tam papież – pusto, tylko policji i wojska było dużo 🙂

    Co do samego przesłania papieża – mam mieszane uczucia, bo coraz częściej mam wrażenie, że słucha się i raduje tylko w takim tłumie, bo tłum ma wpływ, a już niekoniecznie w codziennym życiu.

    • Co do przesłania, tak, można mieć mieszane uczucia, choć chyba bardziej powiedziałbym, że do „odbioru przesłania”. Tłum działa specyficznie na percepcję tego, co się dzieje, wiem to na swoim przykładzie. Mimo to jeśli nawet jeden procent z miliona zapamięta przesłanie i coś z nim zrobi, to już jest sukces!

  5. Przypomniałeś mi Dni Młodzieży z początku lat 90. Byłam widziałam. Wspomnienia na całe życie.

  6. Tekst świetny, choć mnie osobiście ŚDM przeszły koło nosa, a z racji, że nie było mi dane odczuć panującego tam klimatu nie wiem czy mam czego żałować. Cieszy mnie natomiast, że tak wielu młodych ludzi wróciło zachwyconych z Krakowa, osobiście byłam pod wrażeniem ilości uczestników 🙂

    • Wiesz Paulina, ci, którzy nie mogli tu być i nie poczuli „tej atmosfery” nie mają czego żałować, bo przecież z jakichś powodów ich tutaj nie było. W ogóle w życiu nie warto przejmować się za bardzo jakimiś żalami. I owszem, zgadzam się, że piękne jest to, że cała masa ludzi wróciła z Krakowa zupełnie zachwycona, tylko więcej takiej reklamy dla mojego pięknego miasta! 🙂 Pozdrawiam!

  7. Ano jestem tą, która wyjechała i żałuje. Wyjechała zresztą nieświadomie – jak kupowałam bilety do Włoch, to całkiem nie pamiętałam, że akurat wtedy jest ŚDM. Szkoda wielka. Chociaż nie jestem katoliczką to wielka wielka. Cieszę się, że się udało i mam nadzieję, że pozostawi to po sobie ślad na długo.

    • Ja też się cieszę, że się udało. Dziś rozmawiałem z pielgrzymami z Peru i Meksyku (bo akurat wpadła rodzina z USA, która mówi po hiszpańsku) i feedback na temat miasta i ludzi mam tak rewelacyjny, że aż banan mi się na twarzy maluje! To były piękne dni!

  8. Wielki rizpekt za tekst.

  9. Jak zwykle rewelacyjny wpis. Autentycznie jestem pod wrażeniem Twojego talentu pisarskiego.

  10. designdorota

    Nie mogłam być w Krakowie. Za to igląsałam wczoraj transmisję w zagranicznych mediach. Wraz z przyjaciółmi, których poznałam 5 lat temu na ŚDM w Madrycie. Też mam wspomnienia i rozumuem, co czujesz po ŚDM w Krakowie. Niektórzy byli naprawdę wzruszeni słowami Franciszka i całą oprawą wydarzenia. A najbardziej zapamiętali spektakl w wykonaniu młodych tancerzy i dziewczyną wcielającą się w postać siostry Faustyny. Papież ma charyzmę i potrafi dotrzeć do młodych. Komentator powiedział mniej więcej tak: „Wielu nauczycielom trudno utrzymać spokój w 30-osobowej klasie. A Ojcu Świętemu udało się zapanować nad 1,5mln tłumem gdy były mimenty ciszy i modlitwy w skupieniu”. Pozdrawiam

    • Powyższy komentarz jest mój. Pisałam go z telefonu stad pojawiły się literówki (jak możesz moderować, popraw) i zalogowałam się nie na to konto więc uzupełnię go z konta właściwego.
      To oczywiste, że Papież podjął się tematu uchodźców i wojny. Świadectwo dziewczyny z Syrii też należało do wzruszających.
      Choć moim zdaniem szkoda, że nie nawiązano do kontrowersyjnych stanowisk Franciszka w kwestiach właśnie uważanych za lewicowe, czyli pieniędzy, pracy, wyzysku, nierówności i co za tym idzie szans dla młodych na godną pracę. Bo mają ich coraz mniej zwłaszcza w Polsce, przez to tracą nadzieję, wiarę, popadaja w depresję, uciekają w wirtualny świat i narkotyki. Niestety jesteśmy zniewoleni finansowo w obecnym systemie i ci, którzy za tym stoją są współodpowiedzialni za wojny, ofiary i dramaty. Mam jednak nadzieję, że Franciszek będzie dalej kontynuował ten temat przy innych okazjach. Aż przestanie być kojarzony z obciachem i lewactwem aż stanie pierwszorzędnym problemem naprzeciw któremu młodzi powstaną z kanapy.

  11. Dzięki za relację, bo nie śledziłam na bieżąco. Cieszę się, że się myliłeś i nie zdarzyło się nic, co mogłoby zakłócić spokój podczas ŚDM.
    Obawiam się niestety, że słowa poruszają ludzi na krótko, nawet jeśli się nad nimi zastanowią. Może nawet ktoś podejmie jakieś działania, żeby coś zmienić w swoim życiu, ale w większości przypadków ta zmiana potrwa tydzień, dwa, może miesiąc, a potem wróci do swojego starego życia.
    Franciszek poruszył ważne tematy, ale też trudne. Prawda jest taka, że te słowa zostaną potraktowane jako sugestia, a nie jako wskazanie drogi, którą powinno się iść. Ilu chrześcijan zmieni swoje nastawienie do uchodźców? Ilu księży zlikwiduje cenniki w swoich parafiach? Ilu młodych zejdzie z wygodnych kanap?
    Mimo wszystko, dobrze że ŚDM się odbywają, bo przyjeżdżają na nie Ci, którzy nie zasiedzieli się na kanapach i jak widać, jest ich sporo 🙂

  12. Nie zgodzę się z opinią określającą działalność Jana Pawła II, że nikt go nie rozumiał, każdy słyszał, ale nie wiedział o czym Papież – Polak mówi, że nikt nic z jego nauk nie pamięta. Ja pamiętam.

    • Beato, oczywiście możesz się nie zgadzać, to tylko moja bardzo subiektywna opinia. Bardzo się cieszę, że Ty pamiętasz, ale spore grono ludzi pamięta właśnie: kremówki, barka, moje miasto wadowice i tak dalej. Ale oczywiście to tylko moja opinia. Pozdrawiam!

  13. Bardzo dobry tekst! Aż żałuję, że zostałam na swojej kanapie i nie dotarłam na te dni do Krakowa…

  14. Sama mam masę przemysleń po tych kilku dniach. Nie było papieskiego klepania po pleckach, było za to dużo mądrych słów i pięknej nauki szczęśliwego życia. Najprostszy wniosek nasuwa się sam: dobro rodzi dobro i nasza w tym głowa, żeby go robić jak najwiecej 🙂

    • Najpiękniejszy w tych dniach Natalia, są właśnie te słowa, bo kurcze, co jak co, ale prowokują do myślenia. Czasami po prostu potrzebujemy, żeby ktoś powiedział nam kilka zdań, które pchną nas do tego, aby żyć. Żyć w sposób piękny! Czekam na Twoje przemyślenia! Spokojnej drogi z Brzegów do domu!

      • Długi i trudny był powrót z Brzegów, teraz walczę z gorączką. I tak, zgadzam się, że to właśnie te trudne słowa były najpiękniejsze i bardzo, ale bardzo potrzebne! Śmiać mi się chce, bo moja przygoda z obecnością na ŚDM rozpoczęła się własnie w momencie, w którym pomyślałam: „Nic nie ruszy mnie z tej kanapy przez najbliższe 3 dni” 😉

        • Myślałem o Tobie i innych znajomych, którzy tam byli, gdy oglądałem relację z Brzegów – mam nadzieję, że mieliście wystarczająco wody wszyscy!

          Pamiętam tę Twoją opowieść o kanapie i rzeczywiście, pięknie się złożyło! A teraz, kilka dni po, mam taką myśl – nie zapomnijmy tego, co w te dni usłyszeliśmy! Pozdrawiam! 🙂

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading