Europa Ukraina Świat

W pępku kijowskiego wszechświata. Sceny z Hotelu Ukraina

Opowieść o współczesnej, ciągle zmieniającej się Ukrainie oraz o Kijowie, stolicy niespokojnego kraju.

Czekała cierpliwie przed wejściem. Ubrana w krótką, kusą, momentami wyzywającą, czarną sukienkę, odpalała kolejnego papierosa nim skończyła pierwszego.

Zjadały ją nerwy, bo jak inaczej nazwać można ten stan, gdy ona wie, że on jest zupełnym nieznajomym, człowiekiem o nieznanych rysach twarzy, o nieznanym zapachu, o obcej fakturze skóry. Był dla niej kolejnym przypadkowym, zagubionym pionkiem męskiego, zagubionego świata. Wyszedł z windy i pewnym krokiem minął hotelowy hall, otworzył drzwi i wychodząc na zewnątrz, odpalił papierosa. Spojrzał w kierunku parkingu, na którym stała, jedna i biedna, zamówiona przez bogatego człowieka wciąż stabilnej, majętnej Europy. On, być może zupełnie niedostrzegany, zignorowany, może zawiedziony, może po prostu wiedziony namiętnością, gotów był kupić chwilę szczęścia, egoistycznego uczucia, na które stać go było właśnie tam, w Kijowie, w sercu ukraińskiej stolicy, na Majdanie Niezależności, w hotelu Ukraina. Stałem z boku paląc tego samego papierosa, trując się tym samym wymysłem ludzkości i spoglądałem jak chwyta ją udawaną czułością a ta, z udawanym uczuciem, podążała obok, w jego objęciach, do windy, która powoli wznieść ich miała ku niebu, choć niebo w jej przypadku zapewne było piekłem. Ej Wy! – krzyknął strażnik, gdy zauważył atrakcyjną dziewczynę niepasującą do hotelowego gościa – gdzie się wybieracie? Dawajcie swój paszport! Skulona i wystarczająco upokorzona wyciągnęła dokument, który potulnie sprezentowała groźnemu rodakowi. Ten spojrzał z pogardą i rzuciwszy nim na blat, machnął ręką. Winda zaskrzypiała jeszcze delikatnie po czym odjechała na hotelowe wyżyny dwunastego piętra.

Na Hotel Ukraina padło na długo przed przylotem do Kijowa. To miejsce legenda, w którym warto się zatrzymać, choć to „warto” odnosi się głównie do widoku, niepowtarzalnego rzutu okiem na miejsce, gdzie tyle razy działa się współczesna historia. Wkracza się do niego z wyimaginowanym wyobrażeniem o tym kolosalnym, górującym nad Majdanem, molochu. Jeszcze przed wejściem do środka można, oczyma wyobraźni, zobaczyć te imperialne korytarze i wielkie żyrandole zwisające z sufitów, ten przepych Wschodu, który tak bardzo chciałby być kiedyś Zachodem.

Magdalena spoglądała na trzy recepcjonistki z coraz większą niecierpliwością. Jedna z nich, kierowniczka do spraw rezerwacji, jeszcze we wcześniejszej korespondencji obiecywała spełnienie wszelkich fanaberii swojego polskiego gościa, dosyć prostych w gruncie rzeczy, ale dla niego ważnych: najwyższe możliwe piętro, balkon, widok na Majdan. Dobrze pisze się w  miejscach z widokiem, a gdzie o Ukrainie pisać lepiej aniżeli w miejscu, z którego widać każdy cal kijowskiego majdanu. Nie mogą znaleźć Twojej rezerwacji – skomentowała zniecierpliwiona Magdalena. Te leżały na wielkim wydrukowanym stosie zaś każda z nich konsumowała kilka płatów cennych drzew wycinanych na terenach od Indonezji po Amazonię. W tym stosie niezrozumiałej ilości wydruków znaleźliśmy się i my. Mijała już trzydziesta piąta minuta naszego pobytu przed trójką debatujących ze sobą kobiet, gdy jedna z nich spojrzała na swych gości i podając mi klucz powiedziała: To Państwa pokój, potem załatwimy płatność, bo nie wiemy ile będzie Pan płaci. Zmęczeni po długiej, nocnej drodze, machnęliśmy ręką na problemy z rachunkiem i ruszyliśmy w stroję naszego pokoju.

Winda. Droga na górę jest tak długa i ciężka jak droga Ukrainy do wolności. Usłana dźwiękami pełnymi skrzypienia i zapachem sowieckiego trupa. Reklamy wokół zapraszają do wykwintnych kulinarnych przygód na terenie hotelu, zaś w codziennym strip show, mężczyźni odwiedzający stolicę Ukrainy, mogli ugasić swoje zachodnie pragnienia bez szukania szemranych miejsc, gdzieś na mieście rozrzuconych, niebezpiecznych czasem i niepewnych. Ot, takie udogodnienie dla klientów. Klient nasz pan – czę we wschodzących gospodarkach.

Pokój. Od pierwszej sekundy w środku widać było, iż dokładnie było on tym, czym nie miał być. Nie najwyższe piętro, widok bardzo przeciętny i brak balkonu, czyli dokładnie to, o czym nie marzyli sobie goście, którzy właśnie dotarli, po długiej i męczącej podróży z sąsiedniej Polski. Ponownie winda. Wlecze się na dół jak powolny upadek człowieka rozciągając mękę do granic możliwości. W końcu dowozi mnie do recepcji, w której znużone Pani patrzą na mnie z już nabrzmiałą niechęcią.

  • Dzień dobry. Taka mała sprawa. Miałem mieć pokój na najwyższym piętrze, z widokiem na Majdan i balkonem.
  • Bardzo nam przykro – pracowała nad swoją angielszczyzną recepcjonistka – z balkonem został już tylko pokój, który ma widok na tyły hotelu. 
  • Rozumiem – odpowiadam grzecznie – ale miałem mieć pokój na najwyższym piętrze, z widokiem na Majdan i balkonem. 
  • Bardzo mi przykro, ale z widokiem na Majdan został nam tylko pokój bez balkonu – odpowiedziała kulturalna recepcjonistka
  • Rozumiem – odrzekłem ze stoickim spokojem – Taki właśnie dostałem. Ale miałem mieć pokój z na najwyższym piętrze z widokiem na Majdan i balkonem. Aha, i internet nie działa. Miałem mieć szybki internet, żeby móc prowadzić relację z Ukrainy.
  • Rozumiem – powiedziała recepcjonistka – ale szybki internet kosztuje dodatkowe sto hrywni.
  • Za szybki internet mogę zapłacić. Ale co z pokojem?
  • Bardzo mi przykro – wyszeptała coraz bardziej znudzona recepcjonistka – ale nie mamy pokoju na wysokim piętrze, z widokiem na Majdan i z balkonem.
  • Ja oczywiście rozumiem, że Pani jest przykro – zgodziłem się z niewyspaną recepcjonistką – jednak miałem mieć pokój na najwyższym piętrze z widokiem na Majdan i z balkonem.
  • Nadia! – krzyknęła nagle recepcjonistka.
  • Dzień dobry Pani – uśmiechnąłem się do nowo przybyłej towarzyszki
  • W czym jest problem? – zapytała bez emocji
  • Pani miłej koleżance jest przykro, że nie otrzymałem takiego pokoju, jaki miałem otrzymać. Jedyne, co chciałem i miałem mieć to pokój na najwyższym możliwym piętrze z widokiem na Majdan i balkonem. – odpowiedziałem wyuczoną już kwestią.
  • Proszę – spojrzała na mnie Nadia, gdy wręczała mi klucz do, jak się miało okazać, miejsca, o które tak bardzo błagalnie się dopominałem. Na najwyższym możliwym piętrze, z widokiem na Majdan i balkonem – dodała z przekąsem.

Winda trzeszczała, a klucze od jednego i drugiego pokoju obijały się w moich dłoniach, gdy przeczytałem ponownie – daily strip shows – zdjęcia pań zapraszają gustownie. Gdy drzwi windy otworzyły się na piętrze, gdzie chwilę wcześniej nas ulokowano, minęła mnie jeszcze dziewczyna, którą widziałem przed godziną na dole. Wzrok pewny siebie choć beznamiętny, uciekał przed jakąkolwiek formą kontaktu. Czerwoną szminką poprawiła swoje usta, wsiadła do skrzypiącej windy i odjechała pozostawiając po sobie zapach hotelowych kosmetyków.

Zmiana pokoju nie była skomplikowana. Zeszliśmy ze zmęczoną już Magdaleną schodami piętro niżej i po chwili staliśmy w pokoju prawie idealnym spoglądając przez chwilę na Majdan.  W sobotni poranek dopiero leniwie budził się do życia po piątkowej, gorącej zabawie. Magdalena zmęczona długą, nocną drogą i snem często przerywanym opadła na łóżko i zasnęła. I wszystko byłoby wtedy idealne, gdyby nie fakt, iż pokój przygotowano na jedną osobę. Zdarza się – pomyślałem, po czym wyszedłem w poszukiwaniu służby pięter. To przecież zawsze bardzo miłe i wyrozumiałe panie. W oddali, na końcu długiego korytarza skrzypiał wózek pełen ręczników i pościeli a za nim drobna dziewczyna, która ledwo go pchała, lecz nuciła przy tym piosenki, których słów nie znałem.

  • Przepraszam… – zacząłem nieśmiale po rosyjsku
  • Nie, nie, nie, nie, nie, nie!!! – wykrzyczała i uciekła z wózkiem za zakręt korytarza. Zbity z tropu podrapałem się po głowie i ruszyłem w stronę wind, gdzie inna młoda kobieta wycierała ściereczką ozdobne wazony
  • Przepraszam – zagaiłem po rosyjsku – w pokoju mamy jeden ręcznik jedną małą kołdrę, jeden zestaw kosmetyków a jest nas dwoje – grzecznie wytłumaczyłem
  • Nie, nie, nie, nie, ja tutaj nie pracuję – odpowiedziała młoda kobieta zbijając mnie zupełnie z tropu
  • A w takim razie co Pani tutaj robi i kto tutaj pracuje? – zapytałem nieśmiało
  • Tam proszę iść, tam jest Pani, ją zapytać – wskazała na zupełnie drugi kraniec korytarza. Podążyłem więc na koniec długiego hallu i znalazłem uchylone drzwi do pokoju a w nim panią ścielącą łóżko, niczym na filmach, sprawnie i zgrabnie.
  • Przepraszam – zapytałem nieśmiało i zanim zdążyłem cokolwiek więcej powiedzieć, ta spojrzała na mnie i trzasnęła drzwiami z całych sił a ja cieszyłem się, że zachowałem mój długi, posępny nos w całości.

Zrezygnowany stałem samotnie po środku korytarza i chcąc po prostu wziąć kąpiel, po prostu wytrzeć się swoim ręcznikiem, postanowiłem zjechać do recepcji skrzypiącą windą, w której podróż była długa jak droga od bolszewizmu do kapitalizmu. Gdy dotarłem ponownie do recepcji, zupełnie zrezygnowane Panie pozbyły się już tego niedawno wyuczonego uśmiechu, zaś a jedna z nich rzekła:

  • Już wiemy ile ma Pan zapłacić. Karta czy gotówka?
  • Bardzo się cieszę – opowiedziałem z zupełnym przekonaniem – jednak chciałem zgłosić, że…
  • …ale już Pan dostał pokój na wysokim piętrze, z widokiem na Majdan i balkonem – skwitowała szybko zanim mogłem cokolwiek powiedzieć.
  • Tak, za co jestem niezwykle wdzięczny, jednakże chciałem zauważyć, że przyjechaliśmy w dwójkę a w pokoju jest wszystko dla jednej osoby. Nadia, która miła była podać mi klucz do upragnionego pokoju, wykonała telefon i zapewniwszy, że wszystko będzie, ponownie zapytała – kartą czy gotówką? 
  • Kartą. 

Rozklekotana winda znów wiozła mnie na ponadmajdanowe wzniesienia i lekkim skrzypieniem wpędzała mnie w senny nastrój, który nasilił się, gdy szedłem długim, dopiero posprzątanym korytarzem o zapachu Ambi Puru. Natenczas ujrzałem podchodzącą pod pokój kobietę, która miała w hotelu nie pracować, ale zapewne czytając w moich lekko już zmęczonych myślach, pomyślała, by donieść brakujące elementy podwójnego pokoju. Ponad dwie godziny po przyjeździe do Hotelu Ukraina, zasiadłem na balkonie, popatrzyłem przed siebie, zapaliłem papierosa i oddałem się na chwilę błogiej, porannej, podróżniczej drzemce.

Śniadanie. Obudziliśmy się na jego końcówkę, jednak najważniejsze było to, że zdążyliśmy. Imperialna sala na drugim piętrze straszyła wielkimi żyrandolami, które wyobrażałem sobie, jak urywają się z zaniedbanych zawiasów i spadają na eleganckich Ukraińców zajadających się na sali. Śniadanie to dobry czas, by usiąść z boku, obserwować i słuchać tego, co człowieka otacza. Widać naród z aspiracjami, który na parking podjeżdża lepszymi samochodami niż te widywane w Krakowie. Widać naród biznesu, który miesza u siebie Wschód z Zachodem, naród ludzi, którzy dobrze czują się spotykając tak z Chińczykami jak i z Niemcami. Żeby tylko to jedzenie nie było takie okropne. Widać też naród pełen pasji do kobiet, naród mężczyzn ciągających po hotelach swoje matki, żony i kochanki. Głównie jednak kochanki. Widać w końcu naród, który szuka pracy dla tych wszystkich, którzy nie wyjechali jeszcze na Zachód, w tym do Polski. Widać to w ilości obsługi, która krąży po sali zajmując się czynnościami, które u nas wykonała była jedna piąta pracowników a w Japonii zapewne jeden robot. Widać w tym śniadaniu nas samych, Polaków, którzy sami z bólem wychodziliśmy ze świata Wschodu, by teraz jeździć na ten prawdziwy, najprawdziwszy Wschód, by doświadczyć czegoś, co kiedyś było częścią nas.

Kolacja. W tej samej imperialnej sali, gdzie rano budził się do życia świat kijowskich gości, wieczór zdawał się otulać niedobitki, które trafiły do tego zimnego sowieckiego muzeum. Gdy krótko przed zamknięciem, zupełnie zmęczeni intensywnym dniem, wpadliśmy, aby przekąsić coś małego zanim ruszymy w nocną podróż pociągiem, całe tłumy zatrudnionych tam pracowników zdawały się zniknąć. Poukrywani po wszelkich dostępnych kanciapach z nadzieją oglądali mecz Niemcy – Ukraina. Znużony kelner w końcu podszedł do nas i zapytał, czego sobie życzymy.

  • Kotlet po kijowsku – powiedziała Magdalena spoglądając na kartę pełną barokowych cen niczym z warszawskiego Mariotta.
  • Dla Pana? – zagaił.
  • To samo. Bardzo prosiłbym o możliwość zapłacenia kartą, gdyż nie mam już za wiele hrywien.
  • Terminal niestety dzisiaj nie działa – z powagą odpowiedział kelner.
  • Jak może w takim hotelu nie działać terminal? – zdziwiłem się na głos – W takim razie proszę doliczyć do pokoju.
  • Niestety nie ma możliwości doliczenia kolacji do pokoju – odpowiedział z tą samą powagą.
  • Jak może nie być możliwości doliczenia obiadu do pokoju, w takim hotelu? W takim razie czy mogę zapłacić dolarami? I jeśli tak, ile to wyniesie?
  • Tyle i tyle proszę Pana – wskazał na kalkulator o mało co nie powodując moje zadławienie powietrzem, który jako głodny człowiek, zachłannie konsumowałem.
  • To ja jednak zapłacę hrywnami – powiedziałem spoglądając w portfel i resztki waluty w nim pozostawione.

Jakież było moje zdziwienie wschodnią przedsiębiorczością, gdy na koniec otrzymałem rachunek, a na ostatniej pozycji znalazłem pięknie nabazgraną „opłatę za serwis” – dokładnie takiej sporej wysokości, jakiej chciałem uniknąć, gdybym miał zapłacić dolarami.

Cóż, pomyślałem, sami kiedyś byliśmy narodem, który słowo „kombinować” odmieniał na setki sposobów. Poczułem się jak w dawnej, prawie już przeze mnie zapomnianej Polsce, karnie zapłaciłem i mimo wszystko podziękowałem, po czym szybko opuściliśmy hotel Ukraina, miejsce, z którego miałem najpiękniejszy widok na Majdan, najpiękniejszy zachód słońca w Kijowie i największą podróż w przeszłość.

Tę mentalną oczywiście.

O Ukrainie przeczytacie także:

Rocznik 1985. Hybryda czasów analogowych i cyfrowych, człowiek, który pamięta jak było przed internetem a w internecie czuje się jak ryba w wodzie. Urodzony w Krakowie, w nim wykształcony i z nim zawodowo związany. Po krótkim okresie życia w Chinach, na dobre zajął się normalnym życiem i intensywnym podróżowaniem. Zawodowo specjalista branży podróżniczej, hotelarskiej i rezerwacyjnej.

35 komentarzy dotyczących “W pępku kijowskiego wszechświata. Sceny z Hotelu Ukraina

  1. Pingback: Rok 2016 był czasem wzlotów i upadków, ale głównie wzlotów | Wojażer

  2. Pingback: Sowiecki Kijów. Przewodnik po znikającej radzieckiej utopii | Wojażer

  3. Swojego czasu pracowałam ze studentami Ukrainy i pamiętam, jakież było moje zdziwienie tym, że braki w dostawach prądu i wody to dla nich codzienność. To był dzień, w którym polskie media w głównym wydaniu wiadomości czy innych faktów z dramatyzmem informowały, że przez Kijów przeszła nawałnica i sytuacja jest tragiczna, a „moi” Ukraińcy mówili beznamiętnym głosem: Takie przerwy w dostawach to normalne. O różnych godzinach, różne dzielnice nie mają prądu albo wody.

  4. Ładny widok z hotelu

  5. W sumie się uśmiałam czytając. A potem wróciłam do rzeczywistości – strasznie to smutne, szczególnie patrząc z perspektywy pracownika „turystyki”

  6. Brzmi jak wycięte z książki. Świetne! Kombinatorstwo mnie nie dziwi. Wystarczy pojechać do Zakopanego 😉

  7. Fajna ta Wasza historia i ciekawie napisana. Trochę mi się przypomniały chwile z podróży Koleją Transsyberyjską:). I też jadłam w ichniejszym Warsie..

  8. Takie relikty nie dla mnie, cierpliwości by mi nie starczyło przy samym meldowaniu się 🙂 Ale widok zaiste zacny!

    • Ja mam sentyment do reliktów, szczególnie w krajach szeroko pojętego Wschodu! Choć czasami brakuje mi cierpliwości, potem cieszę się, że wytrzymałem. Zawsze jest bowiem o czym pisać 😉

  9. Jak zwykle świetnie napisane, Marcin. Brzmi jak rozdział książki. Będzie taka? 🙂

  10. szczerze mówiąc nie jestem zaskoczona takimi przygodami w tym konkretnym hotelu, już z daleka prezentuje się jak relikt przeszłości 😉 ale i tak z chęcią sama bym się tam zatrzymała, nawet dla tego widoku!

    • Ja myślę, że chyba tylko dla tego widoku, bo nie potrafiłbym uzasadnić potrzeby zatrzymania się tam, no chyba, że dla historii 🙂 Tych na pewno znajdzie tam się wiele! 🙂

  11. Tak jak rozmawialiśmy ostatnio, hotel Ukraina to dla mnie miejsce klimatyczne, ostoja Związku Radzieckiego i mimo niedogodności fajnie jest liznąć tego tematu. Polecam jeszcze Hotel Turist w Czerniowcach… 😀

  12. Dobrze wiedzieć. Jak będę jechać to chyba daruję sobie ten widok na Majdan.
    Musiałabym najpierw rosyjski sobie przypomnieć trochę mocniej, żeby jakąś sensowną konwersację prowadzić 🙂

    • Znajomość rosyjskiego zawsze w cenie! Ale wiesz, zawsze powtarzam, że im więcej Polak wypije, tym lepiej po rosyjsku mówi, więc trzeba tylko zadbać o odpowiednią ilość procentów podczas wizyty na Ukrainie 😉

  13. Taa, „kiedyś”… Ten naturalny, bezwarunkowy odruch kombinowania nadal ma się w naszym narodzie całkiem dobrze 🙂

  14. ehh… czemu mnie ta historia w ogóle nie dziwi! Jak zwykle fabuła, postaci i tło świetnie zarysowane. proszę o więcej takich historii!

    PS. Czy zatrzymasz się jeszcze kiedykolwiek w Hotelu Ukraina?

    • Dzięki Kamila 🙂 Jeśli chodzi o ponowne zatrzymanie się w Hotelu Ukraina, swoje zrobiłem – przybyłem, zobaczyłem, opisałem. I zrobiłem ulubione zdjęcie zachodu słońca. Myślę, że to mi wystarczy i przy okazji następnej wizyty w Kijowie, wybiorę jakieś nowe, fajne miejsce! Z pewnością takie, gdzie będzie mi dobrze działać internet i nie będę musieć za niego płacić 🙂

  15. Genialny wpis, przeczytałam z zapartym tchem! Gratuluję 🙂

  16. Myślałam, że na koniec dołożysz jeszcze, że za pokój z karty zniknęło 2 razy tyle, ile powinno 😀

    • Aż sprawdziłem raz jeszcze kartę kredytową Aneta i na szczęście, uff, nie, nie ściągnęli dwa razy 🙂 Ale nawet jakby to zrobili to bank gwarantuje proces zwrotu za pomocą procedury chargeback, więc nie ma się co martwić 😉 Pozdrawiam!

  17. Ja tez w Hotelu Kozatskiy poprosilam o widok na Majdan….po przyjezdzie okazalo sie,ze owszem,mam ”widok” na Majdan ale zeby go zobaczyc to musialam sie wychilic przez okno tak,ze prawie z niego wypadlam 😉 pozdrawiam

    • Ach te ukraińskie historie! 🙂 Dobrze, że koniec końców nic się nie stało! Ja też dla widoków zrobiłbym prawie wszystko, więc trzeba uważać! 😀

  18. Świetne przeżycie musiało to być. Swoją drogą – rozumiem, że zakładasz, iż u nas już nie odmienia się słowa kombinować przez co najmniej połowę przypadków? 😉

    • Karol, nie, wcale tak nie jest, że u nas nie odmienia się już słowa „kombinować” na wszystkie sposoby. Odmienia się je na wszystkie. Aczkolwiek odnoszę wrażenie, że Polska stała się mimo wszystko bardziej „zachodnia” i sporo ludzi nie ma najmniejszej ochoty na kombinowanie, tylko chce jasno opisanych i zrozumiałych procedur, zachowań etc. Mimo to uważam, że tak długo, jak długo żyć będzie ostatnia osoba urodzona w PRL, homo sovieticus zawsze gdzieś w nas będzie! 🙂

  19. Ło matko! Serwis i obsługa klienta żywcem wyjęta z głębokiej komuny. 😉 My, Polacy, już pomału odzwyczajamy się od tego typu atrakcji, zwłaszcza w większych miastach. Hotel Ukraina to taka podróż w czasie. 😀 Gratuluję anielskiej cierpliwości.

    • Też mi się tak wydaje, że spora część Polaków po prostu nie akceptuje już takich zachowań i koniec. A anielska cierpliwość czasami się przydaje, to prawda! 🙂

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading