Europa Felietony Ukraina Świat

Czarnobyl. W krainie promieniotwórczego spektaklu

Czarnobyl to już bardziej teatr aniżeli skażona strefa. Warto jednak ją odwiedzić, aby zrozumieć jedną z największych katastrof ludzkości.

Milion dolarów. Jakieś trzy i pół miliona złotych. Tyle obrotu w zeszłym roku wyrobiła czarnobylska zona. Niewiele, jeśli porówna się ją do biznesu okołooświęcimskiego, który przyciągnął na teren obozu milion siedemset tysięcy turystów w zeszłym roku. Czarnobyl w tym czasie odwiedziło zaledwie dziesięć tysięcy osób. Dziesięć tysięcy ludzi spragnionych niepowtarzalnych przeżyć i apokaliptycznych widoków. W czasach kapitalnego rozwoju turystyki, w chwilach, gdy słońce i piasek to za mało, miejsca posiadające łatkę ekstremalnych, przychodzą z pomocą znudzonym i szukającym alternatyw, współczesnym podróżnikom. Problem w tym, że ani to miejsce nie jest specjalnie ekstremalne, ani też specjalnie niebezpieczne, przynajmniej w kontekście zorganizowanej i kontrolowanej turystyki masowej. Jest wyjątkowe w swoim rodzaju, bo kryje się za nim historia największej katastrofy atomowej w historii człowieka, jednak tragiczna opowieść sprzed trzydziestu lat powoli już płowieje, zaciera się i oddala, pozostawiając po sobie nie tyle promieniowanie, co przyciąganie. Czarnobyl przyciąga coraz większe masy, choć nadal większość potencjalnych odwiedzających skutecznie odstrasza.

Dziś nie będzie opowieści o katastrofie, nie będzie o bohaterskich ludziach, którzy poświęcając swoje życie, uratowali prawdopodobnie całe miliony żyjące w ościennych krajach. Nie będzie też ciemnej i groźnej, apokaliptycznej fotografii. Będzie kilka myśli wolnych i ulotnych, spisanych na gorąco, choć potem dwa razy przemyślanych.

Piękna i słoneczna czerwcowa niedziela. Dzień prawie tak piękny jak wtedy, gdy wszystko się zaczęło, może odrobinę cieplejszy, przyjemniejszy. Lekko po dziesiątej rano, zaledwie po dwóch godzinach jazdy samochodem z Kijowa, biały bus kijowskiej firmy wycieczkowej przytula się do pozostałych kilku, które oczekują na kontrolę przy wjeździe do czarnobylskiej strefy wykluczenia. Na oko osiem busów przewozi łącznie około setkę turystów. Niewiele. Przed wpuszczeniem kogokolwiek na teren strefy wykluczenia, odbywa się kontrola paszportowa podczas której sprawdzane są, uprzednio podane firmom wycieczkowym, dane. Po wkroczeniu w zonę nie ma ścisku, nikt za nikim nie biega, nie ustawiają się kolejki, ludzka masa po prostu znika gdzieś w wyludnionym i przejętym przez naturę mieście. Każdy bus zmierza jakby swoimi ścieżkami nie przeszkadzając przy tym innym. Jednocześnie nasza niewielka grupa dosłownie z prędkością światła przemieszcza się po obszarze, w którym idealny byłby powolny spacer w ciszy i zadumie. Na zadumę czas, Szanowni Państwo, przychodzi później. A teraz, do następnego miejsca – motywuje nas przewodnik, który dzięki swojemu tempu gubi część grupy w okolicach późniejszego popołudnia.

Czarnobyl

Moi Drodzy! Nie możemy wchodzić do budynków, gdyż jest to zabronione – mówi z wielkim przejęciem przewodniczka, która zatrzymała się przed jedną z zarośniętych konstrukcji  – i pamiętajcie proszę, nie zamieszczajcie nigdzie zdjęć ze mną, aby nikt się nie dowiedział. Te słowa podzieliły już i tak podzieloną grupę na pół. Dwójka naukowców, ona z Kanady, on z USA oraz Francuz, który jakimś cudem nie został na mecze Euro w swoim kraju, stanęli po naszej stronie skonsternowanego odbiorcy, podczas gdy pozostała część grupy z wielką ekscytacją przeżywała jedną z największych przygód życia. Przecież wszystkie te ujęcia dostępne są na instagramie – powiedział Amerykanin – więc albo wszyscy przewodnicy łamią prawo i wchodzą do budynków, albo to jedna wielka ściema.

W rzeczywistości wszystko, co odbywa się na wyznaczonych ścieżkach zwiedzania, zatwierdzone jest przez rząd oraz rządowe agencje odpowiedzialne za zarządzanie czarnobylską zoną. Każdy plan wycieczki, każde pozwolenie, każdy krok uzgodniony jest pomiędzy władzą a prywatnymi operatorami, których pracownicy, z chwilą przekroczenia granicy strefy, stają się pracownikami rządowymi. W zasadzie każdy pracujący na terenie zony jest pracownikiem państwowym, gdyż Ukraina wierzy, iż tylko w ten może w zupełności zapanować nad sytuacją na miejscu.

Spacerując po różnych zakątkach strefy, zapamiętywaliśmy pewne szczegóły, które były po prostu aż za bardzo wyraziste, aż za bardzo bezpośrednio wypowiedziane, tak jakby ktoś podłożył je na miejsce, by spełniały swoje aktorskie role. Front samochodu transportowego porzucony w trawie dwa metry przy szosie. Dwa koła, brak tylnego podwozia. W którym momencie zjechał on w tą trawę? Kilkadziesiąt godzin po feralnej katastrofie, Prypeć, opuszczone, apokaliptyczne miasto, nie było ewakuowane w panice. Była to  uporządkowana, choć mocno spóźniona, zaplanowana, logistycznie akcja. Zabawka położona na drzewie przed sierocińcem. Kto zostawia zabawki na drzewie? Lalka w masce siedząca na krześle w szkole? Kto, ewakuując się, układa lalkę na krześle i ubiera jej maskę? Pootwierane książki w rozwalonej sali szkolnej. Kto zostawia taki bajzel, skoro w chwili ewakuacji, ludziom nie mówiono, że to tak raz na zawsze, miało być tylko na 3 dni. Wszystkie kłamstwa po to, by uniknąć paniki.

Starannie zaplanowana scenografia, niczym w teatrze, ma działać na odbiorców i pobudzać wyobraźnie. Prypeć, największe miasto leżące tuż obok reaktora, owszem, przejęte zostało przez naturę, ale nadal potrzebne jest symboliczne przedstawienie świata postapokaliptycznego, zamkniętego w środku budynków. To gra w pewną grę z odbiorcą. Coś, co widzą oczy odwiedzających, to starannie przygotowana scenografia z pozoru chaotycznie porzuconych przedmiotów. W rzeczywistości te prawdziwe rozkradziono lub zniszczono na długo przed otwarciem zony dla turystów.

Trudno oprzeć się wrażeniu, iż Ukraińcy, wychodząc na przeciw wymaganiom rynku oraz zasadzie „klient nasz pan”, postanowili odrobinę przepisać i przerobić historię ofiar czarnobylskiej tragedii. Temu służą owe tragiczne, czasami naiwnie wyglądające, porzucone lalki ze zniszczonymi twarzami, jakby przebiły je kule niewidzialnego najeźdźcy.

Dużym problemem są dla nas nielegalni turyści – mówi zmartwiona przewodniczka – przedzierają się na teren strefy wykluczenia. Chodzą gdzie chcą, śpią gdzie chcą, nie mają pojęcia o tym, że nadal są tutaj miejsca, w których jest ekstremalnie niebezpiecznie. Gdy zostają złapani, dostają karę finansową. Gdy złapie się ich drugi raz, kara jest jeszcze wyższa. Za trzecim razem dostają wyrok w zawiasach. To zdecydowanie za mało. Oni nie wiedzą, jak bardzo ryzykują swoje zdrowie, ale także zdrowie innych – Daria kończy swój wykład. Tego dnia żadnych nielegalnych podróżników-włamywaczy nie spotkaliśmy.

Równie niebezpiecznymi dla tego miejsca typami odwiedzających są jednak zwykli turyści, tacy jak pewien Chińczyk, który był członkiem naszej grupy. Dla uchwycenia idealnej kompozycji, gotów był przesuwać do woli artefakty rozrzucone po przestrzeni dawnej szkoły. W chwili, gdy zaczął deptać część przedmiotów po to, by uchwycić idealny moment oraz idealny kadr, Kanadyjka, z którą wymienialiśmy nasze poglądy na ten typ wycieczek, nie wytrzymała i wybucha: Ale czy możesz proszę nie deptać po tych maskach i nie przesuwać tych rzeczy! Bardzo łatwo wyobrazić sobie kilka procent z tych dziesiątek tysięcy, które postanawiają ingerować w to, co tam pozostało, bądź też w to, co tam podrzucono dla prawdziwszego, bardziej idealnego turystycznego przeżycia.

Najpiękniejsze chwile podniecenia rozpoczynają się, gdy piszczy licznik Geigera. Oj, tylko 3 siwerty, zapiszczał przez moment, ale zaraz dojdziemy do tak zwanego „hot spotu”, słyszycie, o, już, bliżej, zobaczcie jak dźwięk szaleje, dziesięć siwertów, a w Kijowie było 0,14! – opowiadała przewodniczka, zaś wspomniana druga, bardziej podekscytowana grupa, podbiegała ze swoimi licznikami i nagrywała swoje filmiki, którymi potem straszyć będą następne grupy, które kiedyś rozważały odwiedziny w tej części Ukrainy.

O wiele większe wrażenie na mnie robi chwila, gdy człowiek staje dwieście metrów od reaktora atomowego numer cztery. To monstrum o mało co nie uniemożliwiło życia na znacznym obszarze Europy. Naprawdę niewiele brakowało. Historia tak zwanych likwidatorów, którzy poświęcając swoje zdrowie, a bardzo często także życie, aby uratować sporą część ludzkości żyjącą na naszym kontynencie, zasługuje na hollywodzki film.

Za każdym razem, gdy wiatr zawiewa odrobinę mocniej i przynosi dawkę promieniowania tak dużą, że licznik Geigera-Millera wariuje, przypominam sobie o tym, jak bardzo człowiek zależny jest od sił natury i jak bardzo destrukcyjny może być dla samego siebie. Reaktor to miejsce prawdziwej refleksji, miejsce, o wiele bardziej porażające aniżeli opuszczona Prypeć.

Przy okazji każdego podmuchu wiatru spoglądam w stronę Kijowa, z którego właśnie przyjechałem i myślę, że wtedy, trzydzieści lat temu, wystarczyło, żeby wiatr zawiał z północy na południe i cała stolica ówczesnej radzieckiej Ukrainy musiałaby być ewakuowana. Przez długi czas po takiej ekspozycji pozostałaby opuszczonym miastem, czymś na kształt Czarnobyla czy Prypeci, ale na o wiele większą skalę. To przez ten wiatr wiejący feralnego dnia na północ, Ukraina posiada obecnie strefę wykluczenia mającą średnicę trzydziestu kilometrów, podczas gdy granicząca z nią Białoruś straciła w efekcie skażenia dwadzieścia procent swojego niezwykle żyznego terytorium.

W kolejnej odsłonie z Czarnobyla znajdziecie odpowiedź na bardzo proste pytanie, które często zadają sobie ci, którym przychodzi do głowy pomysł wyjazdu w to miejsce – Czy wyjazd do Czarnobyla jest bezpieczny? Przekonajcie się klikając w poniższy obrazek:

Czarnobyl bezpiecznie

Rocznik 1985. Hybryda czasów analogowych i cyfrowych, człowiek, który pamięta jak było przed internetem a w internecie czuje się jak ryba w wodzie. Urodzony w Krakowie, w nim wykształcony i z nim zawodowo związany. Po krótkim okresie życia w Chinach, na dobre zajął się normalnym życiem i intensywnym podróżowaniem. Zawodowo specjalista branży podróżniczej, hotelarskiej i rezerwacyjnej.

43 komentarze dotyczące “Czarnobyl. W krainie promieniotwórczego spektaklu

  1. zaleznawpodrozy

    Znam ten tekst bardzo dobrze – czytałam chyba z dwa razy przed moim wyjazdem do Kijowa. Niestety okradli mnie tam i kasa, która miała iść na Czarnobyl poszła na nowe buty, kurtkę i dostanie się do samochodu (bo ukradli kluczyki).
    Następnym razem.

  2. Fascynujące i przerażające miejsce zarazem… Tak z ciekawości – napotkaliście (lub czy myślisz że jest możliwe napotkanie) jakiegoś dzikiego zwierzęcia (z tych większych zagrażających życiu) np. w jakimś domu itp.?

  3. Bede chyba jedyna wypowiadajaca sie tutaj, ktora nie ma zamiaru tam pojechac, dlatego ciezko jest mi sie odniesc do (nota bene ciekawego) tekstu, jednak wytlumacz mi prosze jedno- dlaczego uwazasz, ze porownanie Prypeci do Auschwitz jest trafne? Bardzo zdziwil mnie ten komentarz i Twoja odpowiedz.

  4. Od mniej więcej roku planuję wizytę w Czarnobylu i mam nadzieję, że wreszcie w 2018 roku uda się tam wybrać 🙂 To miejsce jest niesamowite pod bardzo wieloma względami. Na pewno jest tam coś mistycznego. To co piszesz o turyście, który próbował przesunąć przedmioty żeby zrobić odpowiednie zdjęcie to niestety straszna rzeczywistość. Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu Czarnobyl jest poniekąd komercyjnym miejscem. Jednak mimo tego wszystkiego na pewno warto się tam pojawić…:)

  5. Kiedy byłem w Kijowie, chciałem się tam wybrać – ale to, że to miejsce (jak i wiele innych) niestety zmienia się w skansen masowej turystyki dość skutecznie mnie zniechęciło. już nawet nie chodzi o to, że legalne wejście jest tylko z przewodnikiem – ale o to, że całość właściwie jest inscenizacją (co średnio mi odpowiada), jak w większości tego typu znanych obiektów

  6. To nie Ukraińcy jako tacy (tj. jako „gospodarze”) zaaranżowali te miejsca, lecz zawodowi fotoreporterzy. Ale jest tam też trochę miejsc bez tego teatralnego sztafażu. Zapraszam do moich relacji – napisałam kilka tekstów o Czarnobylu. Tu ostatni: https://pasjamilubiebycwpodrozy.blogspot.com/2016/11/przerazajacy-krajobraz-nuklearny-prypec.html

  7. Pingback: Rok 2016 był czasem wzlotów i upadków, ale głównie wzlotów | Wojażer

  8. Pingback: Sowiecki Kijów. Przewodnik po znikającej radzieckiej utopii | Wojażer

  9. Pingback: Prypeć miała zapach miłości i smak młodości. Potem przyszła katastrofa | Wojażer. Blog podróżniczy i życiowy

  10. Kiedyś chcialabym tam pojechać, ale właściwie zdaję sobie sprawę, że mogę się strasznie rozczarować taką wycieczką do zony. O Czarnobylu słyszałam od dzieciństwa i mam pewne oczekiwania co do tego miejsca, oczekiwania, które zapewne ciężko jest spełnić.

  11. Z Kijowa to faktycznie niedaleko 🙂 Byłam ostatnio w stolicy, ale nie udało się wyjechać poza. Chociaż czytając Twoją historię to musi być ciekawe miejsce.

    PS. Czarnobyl kojarzy mi się tylko z jednym – moimi urodzinami, które były dzień przed wybuchem. Z opowiadań rodziców słyszałam o faszerowaniu i mnie, i mamy mnóstwem leków, które miały być „lekiem na całe zło” 🙂 Pozdrowienia!

    • Oj tak, panika była wtedy w Polsce przednia a i sektor medyczny miał wtedy pracy co nie miara! A propos Kijowa… za pięć dni wybieram się ponownie, po raz (chyba już) szesnasty. Nigdy za mało!

  12. katarzynatutko

    Będę tam w sierpniu, już nie mogę się doczekać 🙂
    Widziałam sporo zdjrc, które pokazywały ze ludzie przestawiaja przedmioty tak, aby uzyskać ciekawy kadr.
    Może i miejsce jest trochę przełamane, ale wierzę, że jest niesamowite.

  13. Uwielbiam takie post-apo klimaty, Czarnobyl mam na celowniku co najmniej od dekady 🙂 W Polsce też jest kilka podobnych miejsc, na przykład słynny Hotel Kozubnik niedaleko Bielska – polecam!

  14. Odwiedzenie Czarnobyla chodzi mi po głowie już od jakiegoś czasu. Ciekawe co piszesz o tej scenografii, przygotowanej specjalnie na ten turystyczny spektakl. Zastanawia mnie, czy ukraińscy turyści wybierają się w to miejsce i jakie mają zdanie o tym, co się tam dzieje.

    • Wybierają się, choć w zdecydowanie mniejszej ilości. Jeżdżą też innymi wycieczkami, gdyż organizatorzy tych najbardziej popularnych wożą praktycznie tylko obcokrajowców.

  15. Pingback: W pępku kijowskiego wszechświata. Sceny z Hotelu Ukraina | Wojażer. Blog podróżniczy i życiowy

  16. Marcin Ty to jednak jesteś mistrzem – tak pięknie jak Ty nie opowiada żaden z blogerow podróżniczych. Dziękuję Ci, że zabrales mnie do Czarnobyla, sama nie miałabym aż tyle odwagi żeby się tam wybrać. Przerażają mnie lekko takie miejsca. Mam wrazenie, że zło czai się w tych opuszczonych budynkach w każdym rogu:-)

    • Dziękuję Anita, zarumieniłem się! 🙂

      O dziwo, odnośnie tego jeszcze, co napisałaś, chodząc po tych miejscach nie miałem wrażenia, że zło czai się na każdym miejscu. Bardziej czuć tam jakiś dziwny spokój i ciszę, coś, co nie jest naturalnym elementem naszego życia.

  17. Scenografie przynajmniej dobrze prezentują się zdjęciach 😉 A niektórzy potrzebują scenografii, żeby sobie móc wyobrazić „spektakl”. Odczucia chyba podobne jak w Oświęcimiu?

    • Oj tak, jakkolwiek okropnie to brzmi, to bardzo trafione porównanie. Ja zresztą od dawna mówię, że z KL Auschwitz zrobił się jakiś przedziwny Disneyland, a z pewnością masowy obiekt masowej turystyki.

  18. Ten turystyczny spektakl, scenografie, to dość częsty chwyt… laleczka w masce – popularne zdjęcie z tego miejsca – jest tego niemal flagowym przykładem. Nie zawsze to jest złe, ale na pewno refleksyjne. Ważne, by być świadomym turystą [i nie deptać wszystkiego!], ale z tym, jak widzę, nie macie problemu. 😉

  19. Widok takiego reaktora na pewno robi wrażenie. A Chińczycy bywają irytujący – sama się o tym nie raz przekonałam… Nie ciągnie mnie aż tak bardzo do Czarnobyla, chociaż z drugiej strony jest to ważna część naszej historii, więc warto odwiedzić to miejsce raz w życiu… Znajomi byli niedawno, wrócili z mieszanymi uczuciami i wspominali, że mnóstwo przedmiotów typu lalki są celowo zostawione w niektórych miejscach, co również zauważyłeś.

    • Tak, to prawda, te przedmioty są wszędzie. Najbardziej chyba rozśmieszyła mnie pobrudzona wizytówka jakiegoś handlowca z Poznania położona na szkolnym biurku koło otwartego podręcznika z epoki 😉 Nazwa firmy, choć jej teraz nie pamietam, było typowo polska. Coś w rodzaju Wiesiex 😀

  20. Pingback: Czy wyjazd do Czarnobyla jest bezpieczny? Rozprawka o promieniowaniu dla laików | Wojażer. Blog podróżniczy i życiowy

  21. Poukładane pod publiczkę rzeczy, czy nie poukładane, w tym miejscu naprawdę wydarzyła się tragedia i zgineli ludzie i chyba tylko o tym bym myślała tam będąc. Chyba takiego Chińczyka fotografa to bym rozszarpała za takie zachowanie. Tak jakoś mam, że działają na mnie takie miejsca. Nie brałam pod uwagę wycieczki do czarnobyla, ale po twoim artykule zaczęłam się zastanawiać.

    • To zależy, jeśli chodzi o te myśli. Bo jeśli przygotowujesz się do wyjazdu, czytasz dużo o tym, oglądasz filmy, to tak naprawdę sporo myślisz o tym miejscu, o jego ofiarach, szczególnie o bohaterach, którzy brali udział w akcji ratowniczej. Potem przyjeżdżasz na miejsce, oddajesz im hołd pod pomnikiem, ale chodząc po zonie już nie myślisz o tym co było, ale bardziej o tym, co z tego pozostało, co jest teraz. Taki przynajmniej był mój odbiór, ale to oczywiście rzecz zupełnie subiektywna. Tak czy inaczej, chyba kilka osób chciało tego Chińczyka w pewnym momencie rozerwać, ale zwinny chłopak był i udawał, że nie rozumie, co się do niego mówi 😉

      Czarnobyl polecam, mimo wszystko jest to miejsce warte odwiedzenia.

  22. Słyszałam od kilku osób, że te wszystkie „przypadkowe” przedmioty są rzeczywiście układane pod publiczkę i nawet nie śmiałabym wątpić w to, że może być inaczej. Biznes. Sensacja. Gra na emocjach. Hajs się musi zgadzać.

    Swoją drogą, można powiedzieć, że i ja w zeszły piątek odwiedziłam Czarnobyl. Byłam na wydarzeniu podczas którego można było przejść się na wirtualną wycieczkę do Czarnobyla i Prypeci przy pomocy Oculusa i technologii VR. Nagranie oczywiście było prawdziwe i bardzo rzeczywiste, wzbogacone o wywiady z ludźmi, którzy kiedyś (lub obecnie) zamieszkiwali okolice skażonej strefy. Ciekawa wyprawa bez potrzeby ruszania się z miasta 😉

    • Hajs bardzo się tam zgadza, tylko naiwni tego nie widzą.

      Bardzo ciekawe jest to co mówisz! Jak się wybiera na taką wirtualną wycieczkę? Gdzie to można zobaczyć?

  23. Spektal? Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego, że rzeczy, które tam zostały są tak naprawdę wyreżyserowane. Jesteś o tym absolutnie przekonany?

    • Kinga, znajomy znajomego zostawił tam kaczkę, taką gumową, odpowiednio ubrudzoną. Teraz turyści to fotografują. Oczywiście masa rzeczy, które tam leżą, to prawdziwe rzeczy pochodzące sprzed 30 lat, ale w zgodnej opinii wielu, zostały odpowiednio poukładane, by dodać dramatyzmu sytuacji.

      Tak czy inaczej – zona rozkradana była na długo przed otwarciem dla masowej turystyki, potem rozkradana była przez pierwszych uczestników masowej turystyki, a teraz praktycznie nie ma już czego kraść 🙂

      Smutna prawda.

  24. MARCIN <3 BARDZO DOBRY TEKST. Dziękuję :* (i o to mi chodziło na fb :))) )

  25. Czy Podczas tej wycieczki przewodnicy opowiadają cała historię jak wyglądała awaria, ewakuacja i te bohaterskie czyny, o których wspominasz?? Bardzo ciekawie to brzmi! Aż muszę poszukać informacji na ten temat 🙂
    Po drugie – rzeczywiście, historia się nadaje do sfilmowania przez wielkie wytwórnie. Dlaczego oni zwlekają?
    Po 3 – zysk można czerpać ze wszystkiego, a najlepiej się sprzedaje właśnie tragedia.
    Dobry, interesujący artykuł! 🙂

    • Hej! W czasie drogi na wycieczkę puszczane są filmy a na miejscu jest opowiadanych sporo historii, jednak zalecam dokładne przestudiowanie lektur przed wyjazdem, sporo to daje, dla przykładu: Czarnobylska Modlitwa.
      Co do pytania drugiego – no ja się dziwię, że nie powstał jeszcze z tego film, bo historia jest pasjonująca. 30 lat zwlekania, nie wiem, może temat jest mało atrakcyjny? Powstał za to horror, który dzieje się w zonie i jest beznadziejny (Chernobyl diaries), nie polecam.
      Co do trzeciego – tak, ludzkość lubi ciężkie tematy (Auschwitz, Pola Śmierci, różne więzienia, czy w końcu Czarnobyl), to wszystko dobrze i łatwo się sprzedaje.

      Pozdrawiam serdecznie i dziękuję! 🙂

  26. bardzo chodzi za mną ostatnio wycieczka do Kijowa, no i, kto wie, może do Prypeć też udałoby się zajrzeć? choć smutno czytać o tym, że wygląda to jak wyreżyserowany spektakl – spodziewałam się raczej, że to jedno z tych „hipsterskich” miejsc, które faktycznie nie są jeszcze skażone turystyką.

    • Autopogoń – tak naprawdę, ciężko to jednoznacznie ocenić. Z jednej strony uważam, że warto odwiedzić to miejsce, z drugiej strony widzę tam ogromny potencjał dla masowej turystyki, która powoli raczkuje i w mojej opinii rozwijać się będzie na całego. Na Twoim miejscu poleciałbym przed listopadem, przed nasunięciem sarkofagu na reaktor czwarty.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading