Felietony

Boję się podróży części młodego pokolenia, która nie akceptuje inności

Przyszło nam żyć w czasach, kiedy powiedzieć można wszystko, nawet najbardziej obrzydliwe rzeczy.

Tu nie chodzi o politykę, nie chodzi o partię, nie chodzi o władzę, nie chodzi o tego posła czy tamtego senatora, nie chodzi o to, co teraz jest, a kiedyś, jak prawie wszystko, odejdzie w niepamięć. Chodzi o falę brunatnej młodości, która powoli wylewa się wszędzie i będzie trwać, jak kiedyś trwało moje pokolenie, którego dekada odchodzi na karty historii. To nowe pokolenie, jeśli nawet nie będzie pisać o podróżach, będzie o nich opowiadać, będzie mówić o świecie w sposób, jaki nie śnił się największym pesymistom. 

Ale mnie oni wkurwiają – szepnął jeden do drugiego, gdy mijałem ich wczoraj na krakowskim Kazimierzu – Patrz jak oni wyglądają. Drugi tylko lekko się skrzywił. I w sumie nic więcej poza tym, że im ich wygląd przeszkadzał. Gdyby zapytać obojga, kim są, odpowiedzieliby, że Żydkami. I na tym zapewne skończyłoby się ich rozpoznanie świata. Inni od nas, więc gorsi.

Usiadłszy nad Bosforem, jadł Kebab

Janek mnie namówił to poleciałem. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie napierdalali tych swoich piosenek pięć razy dziennie, do tego rano, jak wszyscy chcą spać! Tak poza tym to Stambuł fajny. Wszyscy najgorsi wyjechali do Niemiec, więc zostali tacy w sumie spoko. Ciapaci, ale jednak spoko goście, kebaby robią najlepsze na świecie! – Usłyszałem w tramwaju pomykającym przez centrum miasta. Młodzi, z notatkami w ręku, z opryszczką jeszcze nie do końca przebytą, ale ubrani jakby jutro mieli zostać posłami na Sejm Rzeczypospolitej. Na klapie marynarek przypinki jednej z naszych polskich partii. Młodzieżówka. Przyszłość narodu i przyszłość kraju. Obrońcy rasy i przedmurze wiary.

Równość kontra inność

Na studiach kulturoznawczych dekadę temu uczono mnie, że wszystkie kultury są równe. Ideologia multikulturalizmu była wtedy normą powszechnie obowiązującą, a wiara w różnorodny, otwarty świat, panowała wśród większości ludzi, których poznawałem na swojej drodze życia.  Choć bardzo chciałem, nigdy do końca nie uwierzyłem w to, że wszystkie kultury mogą być równe, natomiast bardzo szybko zrozumiałem, że są one po prostu inne. Mój brak wiary w akademickie definiowanie równości wynikał z raczej pragmatycznego pytania, które ciągle sobie zadawałem – jak kultura żydowska, którą wtedy zajmowałem się w kontekście wpływu na etykę biznesową, może równać się z pierwotną kulturą Papuasów, którą zajmowało się wielu znajomych. Gdzie naród wybrany rozrzucony po świecie, handlujący złotem i diamentami, odnoszący sukcesy na Wall Street, a gdzie zamknięte papuaskie społeczności? Z pewnością inne, ale czy na pewno równe?

Powiedz mi, co było u Was w Polsce trzy tysiące lat temu? – zapytał mnie pewnego dnia Pan Huang, mój chiński przyjaciel. Tego dnia debatowałem z nimi na temat wyższości zachodnich ustrojów demokratycznych – nas rozwijał się okres dynastii Zhou, wielka cywilizacja i zorganizowane państwo zajmowały już ogromny teren. Co się działo w Polsce? No właśnie, po puszczach chadzały sobie żubry. Nigdy nie zapomnę tej lekcji pokory, która wraz z dziesiątkami kolejnych rozmów, przedefiniowała moje spoglądanie na świat i jego różnorodność. Chiny, mimo, że ideologicznie komunistyczne, w gruncie rzeczy są krajem o wybitnie rozwiniętym nacjonalizmie i poczuciu kulturowej wyższości nad resztą świata, wyższości wspieranej przez historię sięgającą tysiące lat wstecz. Powódź, która zalała świat? Arka Noego? O niczym takim nie wspominają nasze kroniki – powiedział kiedyś z przekąsem Pan Chen, mój ówczesny szef.

Gdy wróciłem do Krakowa, nagle ujrzałem i usłyszałem coś, czego nigdy wcześniej nie zauważałem – bijące co chwilę dzwony kościołów, masy księży i sióstr zakonnych na ulicach, konserwatywnie ubrane starsze panie z ich oceniającym spojrzeniem. Wróciłem do konserwatywnego i religijnego kraju, i zupełnie nie oceniając, zrozumiałem, że mój kraj jest inny. Nie lepszy, nie gorszy, po prostu inny, tak samo jak inne są Chiny.

Wszystkiemu winni są imigranci

Kozły ofiarne współczesnych czasów. Jeśli Europa na kimś wyżyje swój gniew i rodzącą się agresję, to na nich właśnie. Imigranci. Nic nie przedefiniowało europejskiej i polskiej perspektywy na świat jak masa uchodźców zmierzających do wybrzeży Europy. Wszystkiemu winni są oni. Nie ważne kim są, ważne, że są muzułmanami.

Tak długo, jak „obcy” pozostaje poza obszarem naszego własnego poletka, tak długo „obcy” jest bezpiecznym elementem nieznanego świata, który odwiedzamy, oglądamy i o którym opowiadamy na spotkaniach towarzyskich wzbudzając podziw znajomych. W chwili, gdy „obcy” przekracza pewną barierę i pojawia się na naszym terytorium, znika ciekawość świata, a pojawia się postawa obronna, a wraz z nią brunatnieją nastroje społeczne.

Podsłuchaj, co w trawie piszczy

Czasami warto zostawić w kieszeni słuchawki i posłuchać ich w tramwajach, w kawiarniach, na chodnikach, na trawnikach, wszędzie, gdzie siedzą i dyskutują o sprawach ważnych i mniej ważnych. Warto podsłuchiwać, bo żyjąc w mieście, obracając się w towarzystwie ludzi o tych samych poglądach, zamykamy się w pewnej bańce nieświadomości, nie rozumiejąc, co się dzieje wokół nas. Otoczeni otwartymi umysłami, które przejechały świat wzdłuż i wszerz, ludźmi zdystansowanymi i często pełnymi pokory w stosunku do świata, zamykamy się na głos szerokich grup, które także podróżują i oglądają świat. Być może kiedyś zaczną o nim pisać.

Wokół nas rozwija się pokolenie nieufne, zamknięte na inność, przekonane o swojej wyższości. I nie mówię tutaj o swoich kolegach i koleżankach piszących o podróżach a będących młodszymi ode mnie, ale o tych, którzy jak większość społeczeństwa, podróżują i zamiast czerpać inspiracje garściami, zajmują się ocenianiem tego, co zobaczyli.

„Chania jest drugim co do wielkości miastem i widać to szczególnie w samym centrum, gdzie ruch uliczny jest namiastką Indii skutery z prawej i lewej, poobijane z każdej strony, ale my dzielnie szukamy jakiegoś miejsca parkingowego, aż tu nagle huk..no ładnie pomyślałem..pewnie mam odbicie którego z nich na tylnym zderzaku..wysiadam szybko z auta i zastanawiam się czy ciapaty będzie potrafił powiedzieć coś po angielsku?” [pisownia oryginalna] – czytam w relacji z podróży w społecznościowo-blogowej sekcji popularnego serwisu podróżniczego. W innej relacji na tejże stronie czytamy o Rzymie: „Miasto zaczęło pływać a grupki ciapatych wyskoczyły próbując wcisnąć każdemu przechodniowi płaszcz przeciwdeszczowy bądź parasolkę”.

Pamięć historyczna współczesnego, młodego pokolenia, jest ułomna. Gdyby zamiast powtarzania oklepanych komunałów swojego pokolenia, posłuchali ludzi od siebie dużo starszych, usłyszeliby, że „W latach osiemdziesiątych pojechaliśmy na handel do Berlina. Długa droga z Krakowa, na granicy męczące kontrole. Braliśmy ze sobą wszystko, co mogliśmy opchnąć, by kupić jakąkolwiek namiastkę zachodniego luksusu. Gdy pociąg wjechał na berliński dworzec główny, usłyszeliśmy zapowiedzi płynące z głośników: Uwaga, zaleca się ostrożność, na dworzec przyjechali Polacy. Po tym dniu nigdy więcej nie pojechałam już do Niemiec na handel” – opowiadała mi znajoma, która mogłaby być moją matką lub babcią.

Kiedyś byliśmy „ciapatymi” ówczesnej Europy, ale nikt z tych młodych już tego nie wie.

O co mi tak naprawdę chodzi?

O coś zupełnie banalnego. Świat jest różnorodny, pełen kontrastów, nierównomierny, zupełnie inny. Wyjeżdżając przed siebie, warto uzbroić się w otwartość na inność, w akceptację inności, bez wartościowania, co jest lepsze i gorsze. Oburzając się na świat islamu, który „chce islamizować Europę” pamiętajmy o Europie, która „europeizowała świat” w okresie kolonializmu. Bawiąc się w antysemickie komentarze, pamiętajmy, że bez Żydów nie byłoby kultury chrześcijańskiej. Śmiejąc się z Hindusów, ich śmiesznego angielskiego, ich ruszających się główek, gdy coś mówią, pamiętajmy, że są to przedstawiciele cywilizacji co najmniej cztery razy starszej od polskiej kultury. Nabijając się z Chińczyków, że wszyscy są tacy sami, wiedzmy, że dla Chińczyków my, biali z Zachodu, także jesteśmy tacy sami.

Wszystko sprowadza się do banału. Inność to cecha charakterystyczna naszego świata. Gdyby wszystko było takie samo, jaki byłby sens podróżowania i poznawania świata?

Doceńmy inność, bądźmy normalni.

Rocznik 1985. Hybryda czasów analogowych i cyfrowych, człowiek, który pamięta jak było przed internetem a w internecie czuje się jak ryba w wodzie. Urodzony w Krakowie, w nim wykształcony i z nim zawodowo związany. Po krótkim okresie życia w Chinach, na dobre zajął się normalnym życiem i intensywnym podróżowaniem. Zawodowo specjalista branży podróżniczej, hotelarskiej i rezerwacyjnej.

27 komentarzy dotyczących “Boję się podróży części młodego pokolenia, która nie akceptuje inności

  1. Czytam ten tekst z dwuletnim opóźnieniem, ale nadal nic się nie zmieniło, więc jest bardzo aktualny. Chociaż mam wrażenie, że to nie wiek jest tutaj wyznacznikiem tej nietolerancji i braku chęci poszerzania horyzontów. Jest masa ludzi, którym tak jest po prostu łatwiej postrzegać rzeczywistość – jest prosta, nieskomplikowana. „Podróżują” bardziej dla innych niż dla siebie. Chcą opowiadać, pokazywać zdjęcia, bardziej niż coś z tego wynosić. Ale poniekąd to chyba kwestia bardzo indywidualna. Teraz podróże stały się czymś czego pragnie większość, są też większe możliwości, wyjazdy są wszechobecne. Teraz po prostu bardziej rzuca się to w oczy i wygląda to jakby takich ludzi było coraz więcej.

  2. Spora część młodych ludzi jest właśnie dość nietolerancyjna i wyśmiewa się np. z Arabów (którzy byli już kilkaset lat przed tym, zanim Polska w ogóle powstała) czy Żydów, jednocześnie głosząc, że są „chrześcijanami” (a Jezus był Żydem + chrześcijaństwo powstało na bazie judaizmu)… jakby nie można było po prostu stwierdzić „inny, ale wcale nie gorszy”. Dlatego właśnie moim zdaniem w szkołach powinno być religioznawstwo, a nie religia

  3. Pingback: Rok 2016 był czasem wzlotów i upadków, ale głównie wzlotów | Wojażer

  4. Wydaje mi się że twoje diagnozy są nietrafne. Moim zdaniem to nie żadna zmiana pokoleniowa i wysyp ksenofobii. Po prostu więcej ludzi wyjeżdża do innych krajów. Pamiętajmy że ten blog przyciąga bardzo specyficznych ludzi o szerokich horyzontach myślowych. Zobaczyć żebraka w New Delhi i dostrzec kontekst kulturowy wymaga wielkiego wysiłku intelektualnego, a nie każdy ma zdolność do abstrakcyjnego myślenia. Wiekszośc ludzi ocenia innych swoją miarą bo tylko tyle potrafi. I nie ma co nad tym załamywać rąk, bo taka jest po prostu statystyka. To samo tyczy się poziomu intelektualnego studentów,. Wiele rozpraw już napisano o tym do czego prowadzi masowa edukacja wyższa.
    Przekornie powiem że z opisanego przez Ciebie zjawiska powinnismy się cieszyć, bo to znak że coraz więcej ludzi stać na dalekie wyjazdy (celowo nie piszę „podróże”). A fakt że kazdy dzierży iphonea podłączonego do fb, instagrama i blogosfery, w połączeniu z generalnym zbydlęceniem popkultury i języka, daje taki a nie inny efekt.

  5. Ogółem Polacy mają poszanowanie do innych kultur i tolerują je, dlatego nie ma rzeczywistości, która by temu zaprzeczala.

  6. Jakie konserwatywnie ubrane starsze panie i jakie państwo kościelne? To bzdura! Polska to nowoczesny, rozwinięty kraj Zachodu, Kościół się aż tak nie rzuca w oczy, by postrzegać Polskę przez ten pryzmat. Polska jest całkiem laicka, a katolików jest absolutnie nie więcej, niż 70 %.

  7. Marcin, czuję, że powtarzam za przedmówcami, ale doskonały tekst.
    Może dlatego, że bliżej mi do czterdziestki niż do dwudziestki, podobnie postrzegam sens podróżowania. Szukamy tego co inne, staramy się wyjść poza utarte szlaki. Tylko właśnie, czy aby na pewno wszyscy? I czy w ogóle można jeszcze wyjść poza utarte szlaki i co to właściwie znaczy?
    Jesteśmy aktualnie w Indiach i to o czym piszesz jest widoczne również tutaj – enklawy wyluzowanych, roznegliżowanych turystów, którzy patrzą z góry na to, co ich otacza. Interesuje ich „oblecenie” głównych atrakcji, wrzucenie fotek brudnych Indusów śpiących na ulicy (bo to przecież takie egzotyczne). Ich rytm dnia dyktowany jest fb i instagramem. Ale nie to jest najgorsze – najgorsza jest prepotencja, przekonanie o wyższości i łatwe ferowanie wyrokami. „Bo ci hindusi tacy brudni i tyle śmieci wszędzie”. Pewnie, że i nas kuje to w oczy. Ale czy rzeczywiście tak inaczej jest na naszym podwórku? Wystarczy wyjechać z Warszawy i rozejrzeć się na przykład w okolicy Puszczy Kampinoskiej – tony śmieci na poboczu, tony śmieci w lesie. Zapomniał wół jak cielęciem był. Wydaje mi się, że może trochę inaczej spoglądamy na świat, bo pamiętamy jak było kiedyś – pierwszy wyjazd na zachód – neony, pełne witryny sklepowe. To otumaniało i zachwycało. Teraz nie ma co zachwycać, bo żyjemy jak pączki w maśle.
    Z drugiej strony w podróżowaniu nie chodzi chyba o to, żeby bezkrytycznie się wszystkim zachwycać. Bo podróżowanie jest trudne na swój sposób, tylko, kurcze, szanujmy się nawzajem! Przecież różnice są super!

  8. erepetitio

    Wszystko, co Pan napisał to szczera prawda. Prócz jednego słówka: podróże 🙂 Fakt przemieszczenia się z bloku w Polsce do bloku/hotelu, a nawet z willi do willi nad Morzem Śródziemnym, a nawet Oceanem – nie jest podróżą. Jak pisał poeta (ten, co mówił, że z nim można tylko pójść na wrzosowisko i zapomnieć wszystko) przed każdą podróżą, do Patagonii, czy na Alaskę trzeba odbyć podróż w głąb siebie 🙂

  9. Manfred

    Ostatnie zdanie to meritum. Jeśli wszystko byłoby takie same po co podróżować. Wiec samemu jest to jakby swoisty auto nokaut. Bo jeśli ideologia multikulturalizmu która tak niektórzy uskuteczniaja, zabije różnorodność. Przenikające się kultury na masową skalę spowodują ze wszędzie będzie tak samo. Po co jechać do Chin będzie chińska dzielnica tam poznasz kulturę dalekiego wschodu, po co jechać do Arabii? Pojedzmy do Francji…meczet, meczet, religijny patrol, biurka itd. Jeśli wszędzie będą wszyscy z własną kultura, wymieszane jak w blenderze to po co gdzieś jechać jeśli wszędzie jest tak samo, wszędzie jeden kolorowy różny świat. Po co się ruszać kiedy na miejscu już wszystko jest. Podróże i poznawanie polega na zobaczeniu czegoś czego nie ma się u siebie, a jezelivwszedzie są wszyscy i jestvwszystko to po co?

  10. Artykuł świetny – niestety u mnie w pracy źle mówią o uchodźcach i są przeciwni aby ich ulokować u Nas w Polsce, nie da się z nimi dyskutować. Sporo podróżuję, ale wiele zawdzięczam rodzicom którzy od małego mi wpoili szacunku do kultury innych krajów. Tym bardziej w szkołach powinna obowiązywać szczególnie w podstawówce kulturoznawstwo i historia sztuki.

  11. W czasch PRL pojechalem do Berlina. W domu towarowym KaDeWe sprzedawczyni – kiedy zabrakło mi jakiegoś słowa -wywaliła mi prosto w oczy: Jak się przyjechało do Niemiec to trzeba mówić po niemiecku. Jakiś czas potem będąc na Mazurach zatrzymał się obok mnie „merol” a kierowca po niemiecku zapytał o drogę do Kętrzyna. Już chciałem grzecznie w jezyku Gethego wytłumaczyć gościowi którędy ma jechać ale przypomniawszy sobie odzywkę Frau Verkäuferin zemściłem się na niemieckim turyście i odpowiedziałem słowami sprzedawczyni.

  12. Musze przyznac, ze juz dawno nie czytalam czegos z czym zgadalabym sie tak bardzo. Sama podrozuje calkiem sporo i miszkam na stale w Berlinie – ciezko mi wyobrazic sobie bardzie uromaicone spoleczensto jak to tutaj. Rozumiem doskonale Twoje obawy. Zastanawiam sie tylko czy sama zawsze bylam tak otwarta jak teraz. Nie jestem pewna czy zawsze patrzylam na swiat w taki sam sposob, nie wiem czy to nie doswiadczenie i wiek sa tu kluczowe. Byc moze to mlode pokolenie za kilka lat nauczone doswiadczeniem zacznie akceptowac innosc jak my. Bycmoze do tego trzeba poprostu dojzec, dorosnac, bycmoze to jest poprostu cos co przychodzi z czasem.

  13. Bardzo dobry i ważny tekst Marcin. Więcej takich.

  14. zamiast komentarza

    i w Paryżu nie zrobiono z owsa ryżu

  15. Im dłużej się uczę (i nie chodzi mi tylko o studia, ale też o taką naukę „życia”, również poprzez podróże), tym bardziej uświadamiam sobie, tak jak Ty, że jesteśmy po prostu Inni. nie gorsi, nie lepsi, czy dziwniejsi, albo normalniejsi. Po prostu Inni. Ale wiesz Marcin, jaki jest problem, tych wszystkich brunatnych? Oni raczej nigdy nie wyszli ze swojej strefy komfortu, nie zaprzyjaźnili się z Panem Huangiem, ani nie poznali Pana Chena. I czy ich zachowanie (poprzez szerzenie takich opinii), nie jest współczesnym kolonializmem? Jak rozmawiam z Francuzami Francji metropolitalnej, którzy zdecydowali się przyjechać na Nową Kaledonię, najczęściej po to, „żeby się dorobić”, no bo przecież Nowa Kaledonia to Francja (???!!!!), to mam ochotę złapać się za głowę. To, co niektórzy 'Zoreils’ mówią o Kanakach, jak ich postrzegają, jest po prostu bardzo smutne i brak w tym jakiegokolwiek szacunku i respektu. Respektu wobec Inności właśnie. Jak strasznie nudny byłby świat, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami!

  16. Padłam na podsłuchanych rewelacjach.
    Pewnie w propagandy typu Ulica Antakia też nie wierzą? (http://ulicaantakia.com/)

    Drżę.

  17. Czasem jeżdżę blabla car na trasie Lublin-Warszawa. Obowiązkowym punktem jazdy jest zawsze (obok pytań o pracę i doświadczenia z blabla car): co sądzisz o imigrantach?

  18. Podróż rozumiana jako wyjazd nie uczy niczego, dlatego nie łudzę się, że ktoś tak po prostu od samego oglądania świata zmądrzeje, zrozumie go, nabierze szacunku i pokory. Nie znam się na malarstwie i od samego pójścia do galerii się nie poznam – tak to niestety nie działa. Poznanie, nie mówiąc już o zrozumieniu, wymaga pewnego zaangażowania. Ktoś, kto wierzy, że posiadł prawdę (a w to wierzą brunatni), nigdy nie otworzy się na coś, co może mu tę prawdę zburzyć. Nie wiem, co z tym można zrobić. Nie ma chyba dobrego klimatu do budowania przekonania, że to wątpienie, a nie pewność przybliża do prawdy.

  19. Tak zwana polityczna poprawność jest ostatnio szeroko krytykowana czy nawet wysmiewana. Może zrozumienie tej idei byłoby łatwiejsze gdybyśmy tłumaczyli to pojęcie nie dosłownie, a tak, by polskie brzmienie oddawalo sens i ducha tej konstrukcji. Proponuje wiec zamienić słowa 'polityczna poprawnosc’ na 'niebycie c*ujem dla innych’. Jest mała, maleńka szansa ze wtedy kilka osób ogarnie po co właściwie to wszystko.

    • Właśnie napisałem chwilę wcześniej poniżej, że nie przypuszczałem, że kiedyś zatęsknię za czasami poprawności politycznej. I owszem, zgadzam się z propozycją, jak można by to nazywać po polsku, właśnie „nie bycie ch**m dla innych” to dobra propozycja.

  20. Nie boj sie! 🙂
    Ja dlatego kocham podroze, jesli ktos mi powie ze w jakims kraju na swiecie jest tak i tak to odrazu urochamiam tryb organizaci bo chcial bym to zobaczyc na wlasne oczy. Nie mowie tu o krajach gdzie bez eskorty nie da sie rady poruszac ale o calej reszcie ze drogo, nie bezpiecznie itd. Po roku obserwowania swiata moj poglad sie zmienil i to o 180 stopni chodzac ulicami mego miasta patrze na inne kultury z usmiechem na twarzy bo kazda z tych twarzy przypomina mi o niezapomianych chwilach mojej pordrozy. I bardzo dobrze ze nasze kultury sie roznia! pozdrawiam Piotr

  21. Dobry tekst Marcin (jak zwykle).
    Nieodmiennie i coraz bardziej mnie zaskakuje jak podróże NIE kształcą i coraz częściej zastanawiam się jak to możliwe.
    (Inna sprawa, że mnie też nauczyły, że tolerancja ma granice i nie może działać w jedną stronę.)
    Często słyszę z ust bardzo młodych ludzi, którzy jeżdżą po świecie (Europie) mnóstwo niechęci do tego świata – jeżdżą, chcą jeździć, ale.. no właśnie co?

    • Dziękuję Monika.

      Jeżdżą, chcą jeździć i wracają z historiami o ciapatych, co im parasolki chcieli wcisnąć. Tu czasami tylko o język chodzi. Nigdy nie przypuszczałem, że będę tęsknić za poprawnością polityczną minionych lat.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading