Polska

Rybnik, krótka notatka spod wielkich kominów

Rybnik nie jest punktem na turystycznej mapie. Warto czasami zatrzymać się jednak w cieniu wielkich kominów.

Już od samego początku, gdy człowiek opuszcza Kraków w kierunku zachodnim, wiadomo, iż jedzie tam, gdzie cała Polska nie jedzie. Bo cała Polska jedzie do Krakowa, albo do Zakopanego, albo w góry, albo nad morze. Jeszcze dalej jadą, nawet do Budapesztu albo do Wiednia, nawet na Chorwację lub Słowenię. Jadą, by uciec od normalności dnia codziennego, jadą, bo niekoniecznie lubią swąd grilla u sąsiadów. Jadą, bo jedzie cała Polska. Często jadąc stoją w korku, jak ten, który każdorazowo mija człowiek wyruszający z Krakowa w kierunku przeciwnym do narodowej fali. Kilkukilometrowy sznur samochodów stojących do bramek w podkrakowskich Balicach to standard w każdy piątek od maja do końca wakacji. Widać go często, gdy wyjeżdża się na Śląsk, region Polski zadziwiająca słabo rozreklamowany w sąsiedniej Małopolsce. Szczególnie widać go na początku każdej majówki. 

Rybnik, początek majówki. Wokół domu przyjęć Castoria brzmią szlagiery z lat dziewięćdziesiątych. Panie na wysokich szpilkach raz po raz wypadają na parking przed budynek, by zapalić papierosa. Przechodzący obok mieszkańcy miasta wydają się być podzieleni na trzy grupy, każda równa i każda zupełnie inna. Jedni pędzą rowerami nad jezioro, drudzy pędzą pieszo na odbywający się nieopodal festyn, którego szlagiery z początkowych lat dwutysięcznych unoszą się po tafli wody. Trzeci pędzą zaś na grilla do znajomych, u których przekrój muzycznych szlagierów rozciąga się na całe minione półwiecze. Miasto pachnie grillem i brzmi muzyką. Wszystko się zmieniło, wszystko odżyło, przyszła wiosna. Tylko dwie masywne rybnickie wieże stoją dumnie i niezmiennie.

Nie znam osobiście nikogo, kto kiedykolwiek powiedział, iż na weekend wybiera się do Rybnika. Być może dlatego, że wspomnieni rozmówcy nie mają tam znajomych bądź przyjaciół, być może dlatego, że nie łowią ryb. Być może dlatego, że nie oglądają zawodów żużlowych. Albo też dlatego, że nie jeżdżą na wystawy psów rasowych. Rybnik, jak wiele miast w Polsce, raczej nigdy nie zostanie celem masowych wycieczek ludzi, którzy nie wchodzą w wymienione powyżej grupy, jednak jak wiele mniej znanych miast w Polsce, nie jest miejscem bez charakteru. Wręcz przeciwnie, to miasto pełne ikry. Choć nie ukrywam, początki były trudne!

Podczas pierwszej wizyty w tym mieście o mało co nie udusiliśmy się pod rybnicką bazyliką. Tak, to jesienny sezon grzewczy rozpoczynał morderczą walkę o pierwszeństwo w poziomie duszenia mieszkańców swojego miasta. Rybnik w tej konkurencji idzie z Krakowem łeb w łeb. Na szczęście centrum miasta z majestatyczną katedrą, ze swoim przyjemnym deptakiem oraz bardzo przyjemnym rynkiem, to nie wszystko, a Śląsk, który w większości kojarzy się z hałdami węgla, to obszar zaskakująco zielony i pełen bogactw przyrodniczych i kulturowych. Szybko przekonaliśmy się o tym, gdy dotarliśmy na swoją pierwszą wystawę psów rasowych w Rybniku – Kamieniu, zielonej i zalesionej części miasta. Wróćmy jednak do centrum.

W centrum Rybnika życie płynie leniwie. Szczególnie w weekendy, gdy bez problemu zaparkować można samochód na niewielkim parkingu tuż przy bazylice św. Antoniego. Nie warto rozpędzać się za nadto w dół przyjemnego deptaka wyłącznie dla pieszych, bo zaraz po minięciu niedawno stworzonej fontanny na skwerze Jana Pawła II (z papieskim pomnikiem równie brzydkim jak wszystkie w całej Polsce), znajdziemy miejsce, które w Rybniku uważamy za szczególne. Dla nas szczególne, bo też niezwykle smaczne. To Gateau, paryska chwila przyjemności. Nie do końca wiemy, gdzie Paryż a gdzie Rybnik, ale to miejsce, które utrzymuje się wyłącznie z bez, jest warte grzechu. Nietrudno nam sobie wyobrazić scenariusz, w którym przejeżdżamy przez okolicę wracając z Czech i zatrzymujemy się na chwilę, by przywieźć do Krakowa pudełko idealnych chwil przyjemności.

Dopiero po chwili dla słodkości, wyruszamy na spacer w dół ulicy Powstańców Śląskich, odnowionego deptaku wyłączonego z ruchu kołowego, którym dochodzi się na rybnicki rynek. Trzy języki słychać bez przerwy, gdy spędza się miłe i leniwe popołudnie w tym miejscu: polski, śląski i włoski, mieszanka niezwykle ciekawa dla tych, którzy lubią podsłuchiwać uliczne rozmowy. Szczególnie ciekawa dla tych, dla których Śląsk od zawsze był miejscem raczej osobliwym i niezwykle orientalnym, choć przecież położonym tuż za małopolskim płotem. To jedna z tych przywar współczesnych ludzi, którzy znając dobrze świat, kompletnie nie wiedzą, co mają pod nosem.

Nie generalizując w ogóle i nie wystawiając laurki całemu Śląskowi, uważamy, iż w Rybniku żyje cała masa niezwykle pozytywnych ludzi. Być może to życie na styku kultur, życie w czymś innym niż Polska-Polska, może to bliskości Czech, niech mnie oświeci, kto wie, ale tak wielu uśmiechniętych, pozytywnych i otwartych ludzi, dawno nie widziałem w jednym miejscu. A może to Polska po prostu i zmieniająca się mentalność? Może idzie po prostu czas, gdy spotykając się na drodze, będziemy się do siebie uśmiechać bez powodu?

Spacerując po Rybniku wpadaliśmy co chwilę do małych sklepików położonych na deptaku i co chwila poznawaliśmy właścicieli małych biznesów, którzy opuściwszy kiedyś Polskę, zdobyli doświadczenie na Zachodzie i potem wrócili do swojego miejsca tworząc małe, ciekawe butiki będące niejako opowieścią o ich życiu, tułaczce i wyborach. Jak jeden z włoskimi i polskimi ubraniami nieopodal bazyliki. Rozmawialiśmy z właścicielką na ulicy, już nie pamiętam nawet o co poszło, chyba o psa naszego, buldoga francuskiego, co to otwiera innych na rozmowy i uśmiechy, gdy zaprosiła nas do środka. I nie ważne, że już zamknięte, przecież można jeszcze otworzyć. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, a wyszliśmy z czymś, ot, przyjemne z pożytecznym.

Trochę podobnie było z naszymi dobrymi znajomymi, których poznaliśmy dzięki temu, że oni robią rzeczy fajne, a my rzeczy fajne kupujemy. Magdę i Marka poznaliśmy właśnie przez ich sklep, który sprzedaje naturalne gryzaki dla psów. Najpierw poznaliśmy ich produkt, potem poznaliśmy ich, a dzięki nim poznaliśmy ich Rybnik.

W tym ich Rybniku najbardziej lubię ich dzielnicę, tą daleką, położoną kilka kilometrów od centrum, oddzieloną lasem, za którym kryje się wielki zalew a na jego brzegu wielka elektrownia – elektrownia Rybnik. Gdy ludzie z Rybnika wyjeżdżają gdzieś nad jezioro i nie ma nad tym jeziorem dymiących kominów, to czują się dziwnie – powiedział kiedyś Marek. I rzeczywiście, dziwnie wyglądałoby to miejsce bez tej olbrzymiej industrialnej konstrukcji. I choć w większości za smogowy smród w centrum miasta odpowiadają, opalane węglem, prywatne domy, sama elektrownia nie pozostaje bez wpływu na środowisko. Według ekologów jest jedną z tych, która wypuszcza do atmosfery największe ilości gazów cieplarnianych w Polsce.

Robi jeszcze jedną rzecz, która czyni jezioro rybnickie niezwykle wyjątkowym – podgrzewa akwen to takiego stopnia, że woda nigdy nie zamarza. Przez cały rok odbywa się w nim wegetacja, a dzięki zwiększonej temperaturze, przesiadujący na brzegu wędkarze, mogą liczyć na trofea tak wielkie, jakby zostały złowione w wodach Amazonki.

W tych rybnickich spotkaniach największym skarbem są rozmowy z ludźmi, którzy mają pasje i je realizują. Ludźmi, którzy nie tylko opowiedzą Wam o Śląsku i rzeczach, których nigdzie się nie przeczyta, ale także o swoich projektach, które konsekwentnie realizują. I tak z Markiem bardzo długo rozmawiać można o designie, fotografii, targach, o reportażach czy o estetyce. W rozmowach z Magdą zrozumieć można lepiej psychologię psów, ich sposób postrzegania świata, ich świat uczuć. Dla takich rozmów i dla takich ludzi, od czasu do czasu warto zwolnić i zobaczyć, co mamy za miedzą, tuż obok nas, zupełnie niedaleko.

Poznajcie projekty Magdy i Marka, ludzi z Rybnika, ludzi z pasją, naszych znajomych.

A Wy kogo znacie ze Śląska, kto ma super pasję i z którym można spędzić godziny na rozmowach o życiu, świecie i ich małych ojczyznach?

RogiDogi

Marek Swoboda Photography

Rocznik 1985. Hybryda czasów analogowych i cyfrowych, człowiek, który pamięta jak było przed internetem a w internecie czuje się jak ryba w wodzie. Urodzony w Krakowie, w nim wykształcony i z nim zawodowo związany. Po krótkim okresie życia w Chinach, na dobre zajął się normalnym życiem i intensywnym podróżowaniem. Zawodowo specjalista branży podróżniczej, hotelarskiej i rezerwacyjnej.

35 komentarzy dotyczących “Rybnik, krótka notatka spod wielkich kominów

  1. Dlatego nie wiem co ludzie widzą w Mazurach jeśli Rybnik bije je na łeb. A co do zamarzania też nie do końca prawda w 2017 przynajmniej część była zamarznieta.

  2. Pingback: Rok 2016 był czasem wzlotów i upadków, ale głównie wzlotów | Wojażer

  3. O widzisz jak to milo, ze ktos wspomnial o Rybniku. Ja tam jezdzilam latami na weekend 🙂
    i wyglada na to, ze niebawem znow zaczne 🙂 Pozdrowienia z RPA!

    • Dzięki za komentarz! Można nabrać swoistego sentymentu do Rybnika, szczególnie, gdy ma się tam super znajomych! Pozdrawiam! 🙂 PS: jak tam obecnie życie w RPA? 🙂

  4. Pingback: Olsztyn. Myśli znad jeziora i słodkie, warmińskie la dolce vita | Wojażer. Blog podróżniczy i życiowy

  5. Właśnie mi przypomniałeś, że od 3 lat wybieram się na zaporę do Rybnika na weekendowy kurs windsurfingu 😀 !!!!! Uwielbiam to miejsce. Zaraz za końcem zapory jest cudowne idyliczne miejsce na wynajęcie domku w głuchej ciszy. Polecam!!!!!

  6. Nie lubię bardzo słodkich rzeczy i nie lubię bez. Myślisz drogi Marcienie, że po wizycie w Rybniku może się to zmienić? 🙂

  7. A ten Rybnik to skąd się tak nazywa? Czy ze względu na liczne występowanie ryb morskich w tym regionie? Krótka nota historyczna czasem kręci mnie bardziej niż promocja na hamburgera z chrupką bułką sezamową w McDonald’s.

    • Pozwolę sobie za Wikipedią: „Nazwa miasta nawiązuje do okresu przedindustrialnego kiedy mieszkańcy Rybnika utrzymywali się głównie z rybactwa, a w miejscu dzisiejszego rynku znajdował się spory staw hodowlany Rybnik”.

      Ja też lubię noty historyczne, ale nie lubię też wyręczać Wikipedii 🙂

      • Z tą wikipedią byłbym uważny – to wręcz ostateczne źródło wiedzy. Nazwa „Rybnik” wywodzi się z nazw kulturowych (czyli nazwy nadane od wywtorów m.in kultury materialnej, społecznej), a dokładniej od Rybnick/Rybnich – co oznaczało staw w którym hodowano ryby. Takie nazwy są pierwszymi, które zostały zapisane w dokumentach z XIII wieku.

      • Małe rozwinięcie mieszkańca Rybnika:
        W średniowieczu miasto było znane z bardzo dużej liczby stawów hodowlanych. Pierwsze osady na terenie miasta powstawały za czasów rządów Wielkich Moraw i Czech. W języku czeskim „rybnik” oznacza staw, stąd też nazwa.

  8. Katarzyna

    Świetne miejsce z tymi bezami! Kilka razy przejezdzałam przez Rybnik i o nim nie wiedziałam!

  9. W Rybniku słychać język włoski? Ciekawe :p

  10. No i tutaj nie mogę się zgodzić że kierunek na zachód od Krakowa to kierunek w który cała Polska nie jedzie. Chyba że chodzi konkretnie o Rybnik.

    Zdarzało mi się w Rybniku kilkukrotnie bywać kilka lat temu, bo mam tam znajomych, może się zmieniło bo jak wspomniałem było to kilka lat temu, ale wspominam je strasznie i chyba niestety w życiu nie widziałem takiego miasta bez wyrazu. Jedyne co mogę dobrego powiedzieć to ludzie o czym wspomniałeś, Ci których tam spotykałem okazywali się naprawdę super. Może uda mi się je jeszcze odwiedzić i stwierdzić ile się zmieniło.

    • Cześć Piotr. Z tym przemieszczaniem się na zachód oczywiście przesadzam, ale akurat to jest fakt. Każdy weekend – 5-10 kilometrów korka do bramek do Krakowa, w przeciwnym kierunku pusto. Ale to osobny temat i o niczym nie świadczący w zasadzie 😉

      Co do Rybnika, widzisz, ja w nim nie bywałem nigdy, do zeszłego roku. A gdy przyjechałem, okazało się bardzo przyjemnym miejscem. Wiadomo, że Kraków to nie jest (sorry, ale Krakowem w Polsce nic nie jest 😉 ), ale trzeba doceniać małe rzeczy w takich mniejszych miastach. Szczególnie ludzi, bo ci są fajni.

  11. Dni Rybnika: w ramach nich wioska rycerska, koncerty i taka oto nowość http://www.rybnik.com.pl/wiadomosci,kabaryjton-ryjek-wychodzi-w-miasto-,wia5-3267-29972.html ps. a bulwy to jest to 😉

  12. sylwiaakaminskaa

    Jak miło jest czytać o mieście, w którym się wychowałam, z którego uciekłam i do którego wróciłam. Rybnik-Kamień, dzielnica z której pochodzę słynęła niegdyś z obleganego przez wielu basenu. Jednak coś się popsuło, ale chcą to naprawić. To dobrze. Wystawy psów rasowych, zjazd zabytkowych samochodów …
    Rybnik, jak każde miasto ma też swoje mroczniejsze strony, ale o wiele więcej jest tych dobrych. Pozytywnych. Wspaniali i uśmiechnięci ludzie. Chyba jesteśmy dosyć otwarci i tolerancyjni (przynajmniej Ci, którymi się otaczam). I choć mieszkam już poza granicą Kamienia (na szczęście nie zbyt daleko), nigdy o Rybniku złego słowa nie powiem. Urokliwe i tajemnicze, a zarazem „zaczadzone” i mgliste miejsce.
    Aż łezka się w oku kręci po tych słowach, które tu zobaczyłam.
    Jestem dumna!

  13. Chciałam tylko powiedzieć, że ja takie atrakcje kominowe mam na co dzień w pracy. Nawet z większą mocą energetyczną bloków ;p

  14. Może tam kiedyś zawitam, skusiłeś mnie tymi bezami ;), a na poważnie to jeszcze nigdy tam nie byłam i chyba trzeba pomyśleć o jakimś wypadzie weekendowym w te rejony.

    • Wystarczy wpaść nawet na chwilę, po drodze gdzieś dalej. Na bezy i mały spacer, tak na początek 🙂 Ale w okolicy jest co robić, ja polecałbym bardzo, znów przy okazji, Pszczynę. Niesamowite miejsce!

  15. Rybnik bogaty jest w wiele ciekawych i uroczych miejsc – nie koniecznie mam tutaj na myśli te mainstreamowe. Przy okazji fajny wpis i ciekawy blog. Pozdrawiam.

  16. Dziękujemy za dobre słowo. A przy okazji – następny tak bogaty w wydarzenia weekend będzie w czerwcu

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading