Felietony Mój Kraków Polska

Siedem kręgów krakowskiego piekła

Kraków można kochać miłością wszechogarniającą, można go także bardzo szybko znienawidzić. Za co? Przekonajcie się sami.

Krąg I – Krakowskie kluby gogo

Hello –  zagaduje przeciętnej urody promotorka – maybe a strip club, gogo? – kiedyś były ładniejsze, ale te ładne znalazły sobie normalną pracę. Potem przyszły jeszcze Ukrainki, gdy ruszyła do Polski fala ukraińskiej imigracji. Postały trochę na Grodzkiej, wymuszonym uśmiechem i tymi swoimi pięknymi, dużymi oczyma, ściągnęły klientów w zasadzkę, ale i one znalazły normalną pracę. Lata wykorzystywania kobiecej urody jako jedynego atutu, najwyraźniej je zmęczyły. Przyjechały do Polski szukać czegoś lepszego, a nie tego samego, szowinistycznego stanu rzeczy. Przyszedł więc czas na te średnio atrakcyjne, które z każdej siły próbują zagnać zagranicznych mężczyzn w objęcia erotycznego kokonu, a właściwie cocomo. Minus piętnaście, oddychać się nie da, smog krakowski zieje siarą – Hi, maybe some drinks? Nice girls, only for you! On idzie przed siebie, zagryza zęby, odpowiada po włosku, że nie mówi po polsku, choć na czole ma wyrysowaną tę polskość tak zupełnie jednoznaczną. Swój swojego zawsze pozna. Ona się nie poddaje, wyskakuje z płynną włoszczyzną – Pani! – nie wytrzymuje mężczyzna – Dziesięc razy dziennie pytacie się mnie, czy chcę na to pieprzone gołgoł! Nie chcę, k**a, nie chcę! – Patrzy groźnie, po czym znika w Pasażu Hetmańskim. Następne ofiary nadchodzą, krakowskie życie toczy się dalej.

Krąg II – Kraków, ulica Szewska

Mordor jest na Szewskiej. Trudno uwierzyć, że kiedyś tam jeszcze ludzie mieszkali. Największy alkoholik nie przeżyłby tych oparów wieczorem a tym bardziej rano. Na Szewskiej kończy się humanizm, jaki kochają ludzie a zaczyna się marzenie o eksterminacji. Na początku, po lewej idąc od Rynku sączy się żółte logo fastfooda przeplatane oparami kebabu z drugiego końca ulicy. Czeeeeeeść – jęczy nędznym angielskim kobieta o wschodniej urodzie. Jej koleżanka tylko się uśmiecha, jednak jemu to nie przeszkadza, przyjechał po przygodę – Skąd przyjechałeś? Ooo, z Anglii! A ja przyjechałam z Rosji – przymila się do niego. Rozmowa trwa może minutę, może pięć, ale on już wie, że jest mężczyzną – Idziemy na drinka? – proponuje dziewczyna. Idzie, choć jeszcze nie wie, że zmierza na stracenie. Hard Candy, miejsce, do którego największemu wrogowi nie życzy się, by tam trafił. W środku z reguły barczysty barman a przy drzwiach barczysty ochroniarz. I dwie dziewczyny zachwycone zupełnie przeciętnej urody mężczyzną. Kupuje drinki, najpierw paniom, później sobie. I potem jeszcze jedna kolejka, po której postanawia pójść dalej. 10,000 złotych. Ileeeeee? – krzyczy, denerwuje się, nie dowierza, chce wyjść a najlepiej uciec, trzeźwieje w sekundzie. Pytałeś o cennik? Płacisz, albo… Nie ma albo. Płacisz.

Krąg III – kantory w Krakowie

Dzień dobry, chciałbym wymienić 500 Euro – uśmiecha się przemiła Niemka, która dopiero przyleciała na swój wymarzony „city break”. Niebieski kantor gdzieś w centrum, pan pod krawatem, piękne oświetlenie, wszystko czyste, jak w banku, wzbudza zaufanie. Mężczyzna liczy złotówki i wykłada kobiecie 1700 złotych – Przecież to o 400 mniej niż miałam dostać! – pokazuje na szyld! Ale droga Pani – wskazuje na tablicę z drobnymi literami – przecież tu jest napisane, że ta stawka ma zastosowanie na kwoty od 10,000 euro wzwyż! – uśmiecha się perfidnie nie zważając na płacze, krzyki i grożenie policją.

Krąg IV – taksówki w Krakowie

Pamiętaj – mawiał już w prastarych czasach Szewczyk Dratewka – idąc z Rynku Grodzką w dół, na pierwszym skrzyżowaniu, po prawej znajdziesz taksówki prawe, po lewej lewe. Stoją ci po lewej niczym sępy spoglądające na spasione turystyczne gołębie. Zawsze któryś gołąb padnie ze zmęczenia i będzie uczta, zasada to złota i równie stara jak lewe taksówki po lewej stronie. Ile za przejazd do Muzeum Fabryki Schindlera? – zagaduje Amerykanka z wielką, rozkładaną mapą Krakowa. Kierowca wpierw wyrzuca peta, wypuszcza dym i z wielkim namysłem spogląda na plan miasta. To zależy od ruchu, tam zawsze są korki. Spogląda w niebo, jakby się bał czegoś, albo resztki sumienia go gryzły. Pięćdziesiąt złotych. To jakieś 12 dolarów – przelicza szybko mąż kobiety, strasznie tanio. Po chwili silnik odpala i spod kościoła Dominikanów ruszają Amerykanie w trasę, za którą mieszkańcy czcigodnego miasta płacą piętnaście, góra dwadzieścia złotych.

Krąg V – Kraków, Izba Wytrzeźwień

Zgubiłem swoją żonę – mamrocze w hotelowej recepcji przerażony mężczyzna z Londynu. Drapie się po swojej siwej brodzie i nie wierzy chyba swoim własnym słowom. Recepcjonistka spogląda na niego ze spokojem i prosi go, by się uspokoił. Byliśmy na kolacji – mówi spanikowanym głosem – potem wyszliśmy na piwo a po piwie na drinka. Potem jeszcze była..nie pamiętam..była jeszcze wódka na tej, na tej no..na ulicy niedaleko, niedaleko od Rynku. Nie pamiętam za bardzo. Nie ma jej w pokoju, nie ma jej ze mną. Nie odbiera telefonu. Zgubiłem żonę! Recepcjonistka prosi, by się uspokoił i wykręca numer telefonu. Rozrywki 1, dla niektórych przyjezdnych ostatni krąg krakowskiego piekła, jeden z droższych hoteli w mieście – Izba wytrzeźwień, słucham? Dzień dobry – odpowiada dziewczyna – dzwonię z hotelu X. Chciałam sprawdzić, czy nie ma u Państwa żony naszego gościa hotelowego, Pani Y X? Chwilowa cisza po drugiej stronie, słychać stukanie w klawiaturę – Tak, mamy panią, przywieziona półtorej godziny temu, prawie nieprzytomna, zupełnie pijana. Recepcjonistka spogląda na mężczyznę i mówi – Jutro po 18:00 może Pan odebrać żonę pod tym adresem. Jest na izbie wytrzeźwień. 

Krąg VI – Krakowski smog

Strasznie się źle czuję – narzekała kobieta z Norwegii. Gdzieś na dalekiej północy, w okolicach Tromso na kole podbiegunowym, powietrze jest przeraźliwie czyste. Prawdopodobnie tak czyste, iż mieszkaniec Krakowie mógłby dostać przepowietrzenia – Chyba muszę iść do lekarza, nie wytrzymam tego bólu głowy, nawet leki nie pomagają. Krakowska prywatna przychodnia, do której wysyłani są goście hotelowi. W jasnym, nowoczesnym gabinecie lekarka przeprowadza badania, skrzętnie przegląda wyniki, nasłuchuje serce i płuca. Jak długo to trwa? – pyta. W zasadzie odkąd przylecieliśmy. Lekarka otwiera aplikację na smartfonie, potem przeglądarkę internetową, sprawdza jakieś wskaźniki i z satysfakcją z odkrycia problemu, stanowczo mówi – Musi pani wyjechać z Krakowa. Najlepiej wrócić do Norwegii. Wszystkie wskaźniki zanieczyszczenia powietrza przekraczają od kilku dni normy od 200 do 400 procent. Tromso, daleka północ Norwegii, cztery dni później: ból mija całkowicie. Każdego roku z powodu smogu umiera w Krakowie przedwcześnie 400 osób.

Krąg VII – Imprezy w Krakowie

3 w nocy to nie jest godzina Szatana. Nie w Krakowie. Godzina Szatana w Krakowie to 6:00 rano w sobotę i niedzielę. Idziesz przez miasto, które jakby wymarło, jakby przeszedł przez nie gniew boży, pozostawiając jedynie niedobitki przytulone do ścian kamienic. Wiatr lekko unosi papierki i złotka po kebabie a koty wylizują ostatnie krople wódki z porzuconych wszędzie butelek. Nad miastem, im cieplej, tym bardziej, unosi się cierpki zapach uryny i wymiocin. Pani Jadzia zamiatająca chodnik pod Frantikiem nie wierzy już w ludzkość. Ludzkość upadła tak jak upadł ten Portugalczyk pod koszem obok McDonalda, upadła jak ta blond Irlandka w za krótkiej spódnicy pod Pijalnią Czekolady albo jak ten Anglik bez spodni leżący w głowie Mitoraja. W oddali siedzą jeszcze długowłosi mężczyźni z gitarą w skórzanych portkach wyśpiewując w kierunku Pani Jadzi: Płyniemy przez wielki Babilon / Dopóki miłość nie złowi nas / W korowodzie zmysłów możemy trwać / Niepokonani / Nim się ogień w nas wypali / Nim ocean naszych snów / Łyżeczką się odmierzyć da / Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść / Niepokonanym

Processed with VSCOcam with hb2 preset

Jeśli podobał Ci się tekst, wpadnij na fejsa lub na stronę główną bloga i poznaj inne, ciekawe historie z Polski i ze Świata. Może coś Cię zainteresuje?

194 komentarze dotyczące “Siedem kręgów krakowskiego piekła

  1. Pingback: 5 przekrętów, które musisz znać - Finanse od Podstaw | Blog o finansach i własnej firmie

  2. Pingback: 5 przekrętów, które musisz znać – Finanse od Podstaw

  3. Jeszcze przydaoby się wspomnieć o smogu. Chociaż w niektórych miasteczkach Małopolski jest jeszcze gorzej

  4. Pingback: Podróż do Galicji, czyli sto lat wstecz w jeden weekendowy dzień – wojażer

  5. Klaudia

    Drinki za 10000zł7 w Hard Candy na szewskiej!

  6. Pingback: Nowa idea bogactwa i luksusu, która zmienia centra naszych miast – wojażer

  7. Pingback: Rok 2016 był czasem wzlotów i upadków, ale głównie wzlotów | Wojażer

  8. Krakus z podobnymi odczuciami pozdrawia Krakusa. W Krakowie można zrobić zasadniczo tylko trzy rzeczy – upić się, zaspać do pracy lub umrzeć 😉 Kochałam to miasto, ale z jadem w powietrzu zdecydowanie mu nie do twarzy i jakoś tak się odkochałam. Przeczytałam też trochę komentarzy i dostałam od niektórych raka. A może to od smogu?
    Pozdrawiam!

    • Także pozdrawiam 🙂 Hehe, trudno powiedzieć, czy to od komentarzy czy od smogu, ale taka można się nabawić, to fakt. A jednak osobiście uważam, że ja, niżej podpisany, mieszkać w innym mieście bym nie potrafił. Ba, nie chciałbym. Gwoli ścisłości, mieszkałem kiedyś w Chinach, było super, nie tęskniłem, ale w granicach RP po prostu nie wyobrażam sobie mieszkania w innym mieście. Poza granicami RP owszem 🙂

  9. Nad obejściem Jakuba Wędrowycza jak zwykle roznosił się aż do nieba a i na pewno parę metrów w głąb ziemi , wszechobecny smród parszywego bimbru z brukwii. W tym buroszarym polskim , podkrakowskim dniu listopadowym, błoto na obejściu wyjątkowo obrzydliwie mlaskało wymiocinami Wędrowycza, gnojem od świniaka , którego wczoraj zarżnął…Wokół leżały jeszcze resztki jego wnętrzności przemieszane z kawałkami jednego z Bardaków , który wrócił niedawno ze zmywaka w Anglii i zbyt długo chwalił się stoma zarobionymi funtami machając banknotem przed oczyma Wędrowycza. Nie namachał się długo… Ale najgorsze, …najgorsze stało się , gdy Jakub ściągnął swoje sławne gumofilce jeszcze z carskiej Rygi…Żółta , trująca mgła poszła krwawą chmurą w stronę Krakowa…a i hen w stronę gór i turni. Krakowianie dostrzelili trębacza na wieży, zaś górale przestali dodawać waty do swetrów …Nawet dziwki na Rynku ściągnęły przepocone, dziurawe pończochy i przestały wabić pijanych Anglików do wszechobecnych i stanowiących główną gałąź przemysłu turystycznego Krakowa , melin go-go…Kraków umarł z braku dopływu angielskich funtów….Smok zdechł …Żałoba opanowała Wawel…

  10. Teraz o wiele lepiej jest mieszkać w Nowej Hucie dawniej można było jak to się mówi zarobić kosę pod żebra a teraz już normalnie i bezpiecznie jest i ta wszechobecna u nas w Hucie zieleń (no pomijając te nowe więzienne ogrodzone osiedla gdzie bloki są 5m od siebie)

    • Przyznaję szczerze i bez bicia, że na Hucie bywam średnio co 7 lat, po prostu nie mam po co tam jechać. Jednocześnie absolutnie rozumiem tych, którzy tam mieszkają, gdyż:
      1. ceny mieszkań są tam jednak niższe niż w szeroko pojętym centrum Krakowa
      2. udogodnienia poprawiły się
      3. patologia znikła lub ograniczyła się, czytaj: kosy raczej się już nie dostanie, to chyba bardziej w centrum
      4. za PRL urbaniści budowali osiedla według pewnej logiki – przewiew miasta, tereny wspólne i zielone etc etc, teraz developerzy nie myślą ani o przewiewie miasta, ani o terenach zielonych, tylko żeby napieprzyć wszystkiego jak najwięcej na jak najmniejszym obszarze.

      Pozdrawiam!

      • Jessu ! Jak można pisać „jestem na Hucie” Na jakiej Hucie, bywam w Hucie…..trza się dużoo uczyć….

        • No zdarza się najlepszym nawet 🙂 Swoją drogą, używanie wyrażenia „na”, np. „na Ukrainie, na Białorusi” świadczy o poczuciu wyższości w stosunku do miejsca, bo na przykład nie jeździmy „na Niemcy”, ale „do Niemiec”, nie „na Rosję”, ale „do Rosji”, jednak już „na Słowacją” a przy tym „do Czech” a nie „na Czechy”. Stąd też „na Hutę”, a nie „do Huty”, ot zwykłe krakowskie poczucie wyższości 😉 tak się drażnię… 😉

          • A otóż Panie Marcinie wcale nie takie jest pochodzenie tego zróżnicowania. Wyrażenia typu „na Ukrainę”, czy „na Litwę” wynikają z prostego faktu, iż dawniej były to najzwyczajniej w świecie części Polski (tak samo jak mówi się „na Mazowsze”, oraz „na Śląsk”). Pewnym wyjątkiem są tutaj Węgry i Słowacja, jednak warto zauważyć, że kiedyś mieliśmy także unię personalną z Królestwem Węgier, które obejmowało tereny Słowacji, a zatem może wtedy tak już nam się w mowie utarło i zostało tak po dziś dzień.

            Taki sam schemat przynależności stosuje się do dzielnic miasta. Przecież jedzie się „na Bieżanów”, a nie „do Bieżanowa”. Jedynie nowe dzielnice, które nie zdążyły się wgryźć w świadomość mieszkańców, jako integralne części miasta pozostają przy starych formach (koronnym przykładem są tu chyba Łagiewniki, DO których a nie NA które ludzie się wciąż wyprawiają). Nie jestem pewien, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa powiem, że mieszkańcy Nowej Huty w latach 50′ i 60′ musieli używać głównie tej właśnie formy „DO”, a znane nam obecnie „NA” pojawiło się w tym kontekście stosunkowo później.

            Pozdrowienia

        • Prosze sprawdzić w poradni pwn kiedy o dzielnicach piszemy „w”, a kiedy „na”. Jest na to reguła.

        • Jeśli ma na myśli hutę jako osiedle, to nie popełnia błędu. Idąc tą logiką powinnaś mówić że jesteś w Bronowicach a nie na Bronowicach, w Piaskach a nie na Piaskach, w Azorach a nie na Azorach. Głupi bezsensowny i niewłaściwy puryzm. W hucie możesz bywać jeśli jesteś pracownikiem huty. Pozdrawiam.

        • Hucianka

          Jak dla mnie zwrot „na Hucie” można zaliczyć do pewnej gwary (?). Większość ludzi mówi, że jedzie na Hutę lub jest na Hucie..

          • Anonim

            Nie można. Ta większość jest spoza Krakowa i powinna się dosyosować: DO.

  11. Super tekst ubawiłam się czytają go 😉

  12. A po co ta mizoginia w pierwszych linijkach tekstu? Chcial Pan byc zabawny? Moze to osmy krag krakowskiego piekla, o ktorym zapomnial Pan wspomniec w tekscie?

  13. „…kiedyś były ładniejsze, ale te ładne znalazły sobie normalną pracę.”
    Oj, bo się poprawne politycznie obrażą…

  14. Największa zaleta Krakowa? To że chlanie jest tu zdrowsze niż oddychanie. 😉
    Faktycznie Kraków nadaje się do imprezowania znacznie lepiej niż do mieszkania.
    Pytanie tylko czy kiedy na Kazimierzu łatwiej było dostać kosę pod żebro niż dziś browara to było lepiej czy też gorzej?

  15. Na Szewskiej to nie kebaby są najgorsze, ani nawet wyziewy alkoholowe. Najgorsze jest bezustanne latrynizowanie czego popadnie: brama wejściowa, ściana kamienicy na rogu Jagiellońskiej, klamka mojego samochodu… Wszystko można z przeproszeniem olać. Albo nawet gorzej.
    Proszę mi wierzyć. Mieszkałem tam 10 lat. A rodzice mieszkają nadal

  16. Pingback: „Czasy w których żyjemy nie potrzebują młodych kanapowych” – myśli na zakończenie ŚDM Kraków 2016 | Wojażer. Blog podróżniczy i życiowy

  17. Pingback: Pięć kroków do krakowskiego raju. Myśli z dachu Akademii Muzycznej | Wojażer. Blog podróżniczy i życiowy

  18. Turyzm bywa okrutny. Najsmutniejsze w tym wszystkim to, że dotyka zwłaszcza tych ładnych miejsc.

  19. Pingback: Dlaczego się dziwisz, że boimy się Światowych Dni Młodzieży w Krakowie? | Wojażer | relacje i reportaże ze świata

  20. Jako urodzony krakowianin ze smutkiem muszę przyznać, że obecnie w tym mieście nie da się żyć:( Jest piękne, ma klimat, ale dla mieszkańców przez ostatnie lata zrobiło się tragiczne. Wycieli wszystkie drzewa, zabetonowali co się dało, a teraz wszyscy się dziwią, że jest smog i nie da się oddychać.

    • To wszystko, co wyżej wymienione to prawda, ale ten tekst byłby jeszcze dłuższy, gdybym pisał go teraz. Cała historia wokół organizacji ŚDM to jest jakiś żart. Ja się pytam, gdzie są foldery informacyjne dla mieszkańców miasta? Nikt nic nie wie!

  21. Absolutnie jeden z najlepszych blogowych tekstów jakie w ogóle czytałam. Nie znam dobrze Krakowa i tym bardziej od tej strony, ale jestem rodowitą warszawianką, grochowianką i mogę podobne klimaty z łatwością sobie wyobrazić. Marcin gratuluję stylu!

  22. Każdy medal choćby nie wiem jak złoty, ma swój rewers. Podoba mi się, że zauważasz w swoim mieście nie tylko „Rynek”,”Wawel” i „Kopiec”, ale zdajesz sobie sprawę z tego jak wygląda życie na co dzień. To życie, w którym turyści nie uczestniczą, co najwyżej Ci bystrzejsi je zauważają jednym okiem; drugie przy tym mocno przymykając.
    W Łodzi też są takie kręgi, może nieznacznie inne, ale ich charakter zgadza się Twoimi… dobrze, że ciągle mówimy o Krakowie czy Łodzi, a nie o Boskiej Komedii w jednym z polskich miast 😉

    • Oczywiście, że każdy medal, podobnie jak każde miasto, ma tę swoją drugą stronę, którą każdy w miarę ogarnięty człowiek, zauważy.

      Wypunktowałem te kilka złych rzeczy, ale ciągle i niezmiennie, nie wyobrażam sobie mieszkania w innym miejscu niż w Krakowie 🙂 Pozdrawiam!

  23. Ja mam chyba nieco bardziej idealistyczny obraz Krakowa. Ale to może kwestia, że nigdy nie mieszkałam w nim na stałe, a jedynie marzyłam o tym, by w nim zamieszkać (tak się wszystko poukładało, że ostatecznie wywiało mnie do Warszawy, a nie bardziej na południe Polski). Z racji tego, że przez ponad 18 lat życia mieszkałam w Kielcach, to do Krakowa zaglądałam często i zawsze lubiłam tam wracać – mimo smogu, korku i tłumów na starówce. Teraz wciąż lubię tam wracać, aczkolwiek obecnie może nieco częściej dostrzegam różne krakowskie wady, choć zazwyczaj przymykam na nie oko. Bo jednak Kraków, to wciąż moje ulubione (po Kielcach oczywiście) miasto w Polsce.

    • Nie ma się co dziwić, że masz taki obraz Krakowa. Wśród osób, które do niego przyjeżdżają albo, które w nim bywają, jest to image dominujący. A ja znów wróciłem do domu, zapytany dziś 4 razy, czy chcę iść na go-go, i znów zastanawiam się nad kondycją ludzkości, co jeszcze bardziej wzmógł dialog, który zechcę zacytować:

      Pan: Może klub ze striptizem?
      Ja: Nie, dziękuję.
      Pan: Podziękuje mi Pan jak Pan wyjdzie.
      Ja: Spie….j

      Nawet spokojni i flegmatyczni ludzie czasami nie wytrzymują :/

      Ale tak, dla mnie to też nadal ulubione miasto, bo w końcu moje 🙂

    • Przepraszam ze poprawiam ale autor nie doczytał twojej wypowiedzi a powinien wiedzieć że my krakusi nie posiadamy starówki 😉 jak juz coś to stare miasto😉zadłużonych w wawa bo tam jest starówka 😉

    • W KrK nie ma starówki…😉

    • Błagam!!! „Starym mieście” 😀 „Starówka to w Warszawie 😀
      Pozdrawiam 🙂

    • Jezus tylko nie starówce 😂😊

  24. Wow faktycznie piekielne kregi, mieszkam w Krakowie od dawna i nigdy tak tego miasta nie odebralam, przynajmniej nie wszystkie 7kregow . Ale tekst czyta sie genialnie jakby byl czescia dluzszej powiesci.

    • Ja mieszkam od zawsze i zawsze idealizowałem to miasto, chwaliłem, unosiłem się dumą, wiadomo. Ale przyszedł moment, kiedy w jednej chwili coś pękło. Przypomniałem sobie Kraków sprzed 25, sprzed 15 i sprzed 5 lat i jakoś trendy w nim panujące, średnio mi się podobają. Ale to życie i nic na to nie poradzę. Poza tym, że wyniosłem się z Szewskiej na Salwator 🙂

  25. proponowałem opisać funkcjonowanie clubu Ciemnia – ul. krowoderska 31. to jest materiał na książkę

    • A czemu, co tam się dzieje?

      • Właśnie – więcej szczegółów prosimy, zaintrygowało mnie to! 🙂

        • Ciemnia to mocno undergroundowy klub gejowski, okazjonalnie wpuszczają heteryków i dziewczyny. Brama otwierana dopiero po zajrzeniu w wideofon. Ciemnia słynie z afterparty – w weekendy otwierana jest nie wcześniej niż o północy, za to bywa otwarta aż do niedzielnego wieczoru. W środku darkroomy, filmy porno z rzutnika, często dragi. Miłe miejsce!

  26. No proszę. Tego to ja się po Krakowie nie spodziewałam. Myślałam, że to wymarzone miasto każdego Polaka. Brzmi jak film zgrozy. Co mi najbardziej przeszkadzało podczas ostatniej wizyty? Chyba tłumy turystów. Wolałabym, żeby było bardziej kameralnie, romantycznie. Chyba każde duże miasto ma swoje ciemne strony, zakątki, sekrety…

    • Oczywiście to tylko jedna strona Krakowa i jest tu też pięknie, cudownie, wspaniale, artystycznie, ale jak każde miasto, też Kraków ma swoje, czasami bardzo duże, minusy. Cóż… gdyby nie było tłumów to Kraków nie byłbym Krakowem, najbardziej turystycznym miastem Polski 🙂

  27. Doskonały tekst! I wszystko takie prawdziwe 🙂

  28. Niestety właśnie dla mnie taki jest Kraków. Jeździłem tam przez kilka lat na zajęcia więc dobrze znam sobotnie ranki, zarzygane chodniki i pijanych angoli. Mówią, że miasto studentów. Serio? Dla mnie miasto taksówkarzy naciągaczy i dumnych ludzi. Zbyt dumnych.

    • W punkt z tą dumą – ja sam muszę, czy też musiałem z tym intensywnie walczyć. Inni mają nas za zaścianek (piję tu do Warszawy), a my sami z kolei zachowujemy się, jakbyśmy byli szlachtą ponad szlachtami 😉 „Uroki” Krakowa… 🙂

  29. Hmm wiele z tych opisanych tu sytuacji i problemow zdarza sie tez w innych miejscach, Kraków wcale nie jest najgorszy. Ale strasznie nie lubię jak ktoś jest tak zapatrzony w jakies miejsce, że nie dostrzega jego wad. Trzeba zdjąć klapki z oczu i spojrzeć prawdzie w oczy! Nie bójmy się tego…

    • To prawda – można by to przyłożyć do wielu miejsc, ale niestety, te minusy powtarzają się w moim mieście, jak w wielu innych miastach świata. Nie uniknęliśmy tego, a mogliśmy, szkoda! PS: nastąpiła zmiana – nie ma już Pań z różowymi parasolkami, teraz są panowie z zielonymi! 😀 Pozdrawiam!

  30. Taki szkolny ten tekst, trąci lichością. Lovella by poczytał autor. Ale pozdrawiam. Nice try.

  31. I to są mniej więcej powody, przez które do Krakowa nie wróciliśmy mieszkać po powrocie z podróży! Świetny tekst Marcin!

  32. sekulada.com

    Matko, historie 1 i 7 są takie prawdziwe i zarazem uniwersalne. Najgorsze, że można odnieść je nie tylko do samego Krakowa w którym dzieję się akcja, ale i wielu innych miast w Polsce. Krąg III podbił jednak moje serce haha!

  33. Pingback: Siedem kręgów krakowskiego piekła - Buzzujemy | Magazyn ludzi kreatywnych

  34. Dobrze się czytało:-) zastanawiam się, jak się uchowałam w Krakowie bez uszczerbku na zdrowiu fizycznym i psychicznym;-) szumna młodość między miasteczkiem studenckim a Rynkiem, jeszcze szumniejszy młodości schyłek na Kazimierzu i podczas nocno/porannych powrotównieoświetlonymi bulwarami z tegoż Kazimierza na Salwator i tylko jeden przestraszony niemiecki młodzieniec (ja go przestraszyłam zapytując czy mogę pójść moment w jego towarzystwie bo mi przyszło do głowy ze jednak 4 nad ranem i most Grunwaldzki od spodu to moze nie taka przednia idea;-) i kurczę – nie mam szans na nagabywanie;-) – jestem tu dopiero 25 lat – widać wszystko przede mną:-)))

  35. Najbardziej rozbawiła mnie historia o pijanym angliku, który szukał żony. Skąd się biorą tacy ludzie… 🙂

    • Tak, jakkolwiek strasznie musiało to wyglądać z jego perspektywy, z naszej brzmi totalnie śmiesznie! 🙂 Ja nie pytałbym skąd się biorą tacy ludzie, tylko skąd przychodzi im do głowy tak pić, skoro pić ewidentnie nie potrafią! 🙂

  36. Ja bym dodał jeszcze podpunkt: rynek wynajmu/mieszkań. Ceny jak w Londynie, jakość jak na Ukrainie. A ogólnie, nie rozpisując się. Jeżeli jest się „stąd”, ma się utarte ścieżki, sieć znajomości i kontaktów odziedziczonych po rodzicach to myślę, że całkiem fajnie można się tu zakręcić i w pełni czerpać z „uroczego Krakowa”. Jeżeli jest się „spoza” – musisz być po prostu odporny psychicznie, przede wszystkim na mentalny beton ludzi, których tu się spotyka. W żadnym miejscu (a sporo już zwiedziłem i pomieszkałem, również za granicą) nie spotkało mnie tyle zła, sytuacji, złych ludzi i historii. Mówię o życiu tutaj a nie o turystyce. Jak mieszkałem za granicą, przyjazd do Krakowa i czas tutaj spędzony był fantastyczny za każdym razem.

    • Zgadzam się, że najem u nas do najtańszych nie należy. Wynika to z pewnością z tego, że w Krakowie przebywa około 300 tysięcy osób, które gdzieś mieszkać muszą, więc właściciele wykorzystują to i dyktują ceny, to ich rynek. Im bliżej centrum, tym gorzej, a im dalej od centrum, tym gorzej kulturalno-społecznie.

      Ja akurat należę do tych, którzy stąd są i rzeczywiście, przy dobrych kontaktach społecznych (bo przecież wszyscy się tutaj znają), życie w tym mieście jest naprawdę cudowne. Najgorzej jest do niego przyjechać i liczyć na to, że to miasto go/ją zaakceptuje. Cóż, pięć generacji wstecz, albo zawsze się będzie tym obcym. Taka specyfika, ale co się dziwić, gdy przyjezdni zawsze wychodzą „na dwór” od razu zdradzając swoje niekrakowskie pochodzenie 😉 Przesadzam oczywiście teraz i droczę się odrobinę, ale masz rację Krzysztof, tak tu jest. To nie Warszawa, gdzie rdzenni mieszkańcy to mniejszość. Pozdrawiam!

  37. Jakoś tak jeszcze do kompletu skojarzył mi się odcinek Pitu Pitu „Wykład o żulu miejskim”. Wiem wiem, styl zupełnie nie ten i może nawet nie przystoi przy takim piórze, ale musiałam się podzielić tą błyskotliwą myślą 😉

  38. Mówiąc szczerze t nie rozumiem wpisów o tym jaki to Kraków jest niebezpieczny, jak to ludzie go nienawidzą. Trochę nad wyrost wydaje się to stwierdzenie.
    Mieszkam w Krakowie od urodzenia ( mam jedynie 22 lata, więc niedużo czasu minęło od tego urodzenia 😛 ) i od 17 roku życia naprawdę często bywam na „mieście”, spędzało się czas w Jazz Rocku, Imbirze ( jak jeszcze istniał ), Towerze i wielu innych nie do końca kulturalnych miejscach. Jakoś nigdy mi się nic nie stało, a sytuacji niebezpiecznych było niewiele. Trzeba się oczywiście pilnować, ale to taki urok nocnego Krakowa, trochę ułańskiej fantazji i nieokiełznania.
    Zgadzam się oczywiście z autorem w kwestiach naganiaczy czy to do klubów, czy do strip clubów, nie pasują zupełnie do klimatu Rynku i okolic. Trzeba jednak wziąć też poprawkę na to, że powstały niestety z racji turystyki „imprezowej” Anglików, Niemców, Hiszpan i obywateli innych krajów Europy Zachodniej – czysta odpowiedź podażą na popyt.
    Nie zapominajmy jednak o lepszej części kawiarni i knajp na Rynku – stamtąd przecież wylewa si ten osławiony klimat Krakowa. Jest Piwnica pod Baranami, Nowa Prowincja i na przykład cafe Zakątek. Powstają różnego rodzaju knajpy z craftowym piwem, którego z racji na ceny wypić dużo się nie da ( czy też nie opłaca 😉 ).
    Nie demonizujmy aż tak Krakowa! Ma swoje mankamenty, ale przyćmiewa je swoją oryginalnością, pięknem i urokiem.

    • Zgadzam się z autorem komentarza, że powstanie tych pewnych trendów, które, jak powyżej, średnio lubię, jest czystą odpowiedzią na potrzeby rynku turystycznego. Jednocześnie, w mieście, które dla turystów robi wiele, niewiele dzieje się w materii poprawy warunków mieszkańców. Miasta, które nie dbają o żywą tkankę, swoich mieszkańców, to szopki, skanseny dla przyjezdnych, miejsca nieautentyczne.

      Chciałbym zaznaczyć, że nie demonizuję Krakowa, bo chyba na każdym kroku zaznaczam, że jako osoba stąd, nie wyobrażam sobie mieszkania w innym polskim mieście. Jedyne, co chciałem przekazać to pewne ostrzeżenie. Niech Kraków nie stanie się skansenem dla turystów, miastem bez prawdziwego życia w centrum, z bankowymi ulicami, kebabami i klubami. Pozdrawiam! 🙂

  39. Niestety sporo prawdy. Dla mnie osoby wychowanej na rynku, i brackiej szczególnie przykra obserwacja postępującej degrengolady centrum. Ale i tak kocham Kraków, i na szczęście jest tu nadal wiele wspaniałych miejsc.

    • Witaj Bronisławie! Miło porozmawiać z przedstawicielem garstki z wewnątrz Plant 🙂 Też kiedyś nim byłem. I powiem Ci tak – wyobrażasz sobie, jak piękne byłoby centrum, gdyby nie było skansenem, tylko miejscem, gdzie każda kamienica ma swoich mieszkańców i życie wokół po prostu tętni! Odzyskiwanie centrum miast to trend w Europie Zachodniej i mam nadzieję, że kiedyś dotrze do Polski, w przeciwnym razie grozi nam to, co stało się w USA z „downtown”, czyli centrami miast, gdzie kiedyś tętniło życie a teraz tętni przestępczość. Pozdrawiam!

  40. Ciekawe:) Umarłam ze śmiechu czytając krąg V:)
    A ten smog jeszcze bardziej odstrasza mnie od Krakowa;)

  41. Do tej pory takie scenki jednoznacznie kojarzyły mi się z Azją, jak czytam, że w Polsce też się od naganiaczy opędzić nie można, tęskno mi mniej.

    Ciekawostka – miałam tu u siebie na Jawie gości z Krakowa. Mi na co dzień wydaje się, że powietrze tu w mieście jest przesiąknięte smrodem i paskudnie zanieczyszczone spalinami od tych wszystkich motorów, trującym dymem z palenia śmieci na ulicach itepe.. Oni z zachwytem mówili, jaka tu widoczność dobra!
    P.S. W Tromso faktycznie oddycha się nieziemsko, potwierdzam, ale wystarczy przecież wpaść na polskie Pomorze! 🙂

    • Mi też kojarzyły się raczej z wszystkim innym a nie Krakowem, ale nie bez powodu mowa jest o „tajlandyzacji” Krakowa. A co do ciekawostki, w ogóle mnie to nie dziwi. Przeżyłem okrutne smogi w różnych krajach świata, ale do tej pory zwalił mnie z nóg (i to tak naprawdę zwalił), tylko jeden – ten w Teheranie.

  42. Prawie 20 lat temu próbowałam pokochać Kraków. Przez rok dawałam mu sposobność do pokochania mnie – dziewczyny z sudeckiego uzdrowiska do szaleństwa zakochanej w wyjątkowym Krakusie. Nigdy wcześniej ani później nie spotkało mnie w życiu tak wiele przykrych i niebezpiecznych sytuacji. W pewnym momencie poczułam, że to miasto mnie nie chce – toleruje mnie jedynie jako gościa. Teraz – z mojego ukochanego Wrocławia – przyjeżdżam do Krakowa jedynie na chwilkę, aby zapalić świeczkę na salwatorskim cmentrzu na grobie pewnego wyjątkowego Krakusa. I tak, choć Kraków ledwie mnie toleruje, noszę w sercu jego obraz.

  43. Ecie Pecie

    Oprócz klubów go go brakuje jeszcze słynnych krakowskih melexiarzy którzy namawiaja na wycieczke po Krakowie, to o wiele większa plaga niz go-go

    • Ich w dużej mierze wyeliminowano z przestrzeni. Namawiają, ale nie czuć tego bardzo, są pochowani i jest ich mniej niż dawniej. A ma być jeszcze mniej, bo miasto się za nich wzięło. Kiedyś to była plaga, jak szarańcza!

      • Ecie Pecie

        Tak się za nich wzieli że Prezydent wprowadził martwy przepis który już został zniesiony a sprawa wraca do normy. Wieć w tym roku czeka nas kolejny ich wysyp.

    • krakowiaczek

      jak brakuje jak sa, nawet przy -15 zapieprzaja tymi swoimi elektrycznymi wozidelkami

      • W takim razie mam nadzieję, że wprowadzą takie regulacje, że zrobią z tym porządek. Nadal upieram się jednak przy tym, że jest lepiej, bo to, co było kilka lat wstecz, to był jakiś Bangladesz! Moim zdaniem większym problemem niż meleksy są w tej chwili te cholerne dostawy of 23 do 10:00 rano. Gdy idę przed 9:00 do biura to boję się, że mnie na Grodzkiej coś rozjedzie, taki ruch!

  44. haha… mocno przerysowane, ale to bardzo dobry tekst 😉

  45. Boicie się Krakowa? W sensie centrum? Zapraszam na hute, wtedy wasze obawy przed okolicami rynku znikną jak ręką odjoł 🙂

    • Nie swiruj. Nie swiruj… Mieszkam tu od urodzenia, przereklamowane. Gorzej na prokocimiu i biezanowie 🙂

    • Anonim numer 1 – nie ma się co dziwić, że ludzie boją się centrum Krakowa, skoro to tam jakiś szmaciarz zamordował gościa, który stanął w obronie dziewczyny. Kraków, miasto maczet polskich, w większości nawiązuje do centrum jednak. A poza centrum cóż, Wisła – Cracovia problem…

  46. wiesz nie wszystkie promotorki są takie srednie musisz tez zrozumiec ze kazdy ma swoje zycie i nie zawsze jest ono idealne wiec sa zmuszone do pracy w takim charakterze a kasa z tego jest naprawde sowita 😉

    • Ale ja nie oceniam tutaj promotorek! Wiem, one tylko wykonują tylko swoją robotę, ale są jednocześnie personifikacją tego problemu, jakim są te wszędobylskie kluby.

      PS: dziś po pracy znów mnie zapraszały, ale za to 3 godziny później, gdy przechodziłem z psem na spacer, jedna z nich zagadała na temat rasy i pytała, gdzie takiego można znaleźć. Ot, zwykła rozmowa z drugim człowiekiem.

  47. Prawdziwe i takie smutne. Pamiętam, jak cudownie wyglądało miasto jakieś 30 lat temu, natomiast współczesny Kraków po prostu mnie przeraża i czasami boję się, że za kilka lat utraci cały swój czar. Myślę, że winę ponoszą nie tylko niektórzy turyści, ale też część mieszkańców Krakowa.

    • Ja tutaj chyba nie ryzykowałbym zapędzania się w aż taką ocenę, gdyż 30 lat temu to najwyżej mogę pamiętać porodówkę w Narutowiczu, ale pamiętam już Kraków 20 lat temu i fakt, że Kazimierz to były slumsy. Naprawdę nie wiem, co było lepsze. Myślę, że teraz mogłoby być najlepiej, gdyby obywatele miasta naprawdę odebrali to miasto, zabrali je dla siebie, w swoje ręce. Wszystko sprowadza się do świadomego społeczeństwa obywatelskiego i do lokalnego patriotyzmu. Dla mnie idea Heimatu, małej ojczyzny, jest o wiele bardziej bliższa, niż jakiś narodowy patriotyzm, bo w podzielonych narodach wielkie patriotyzm z reguły prowadzi do wielkiego pieprznięcia, za przeproszeniem. Kraków i Małopolska to mój Heimat, w który wierzę i mam nadzieję, że w końcu znajdzie swój złoty środek dla dalszego rozwoju.

  48. Nauczcie się drodzy czytelnicy głosować lub zwalczać rządy i mowa tu o szanownym panisku prezydencie Jacku Majchrowskim (nie wiem po co tu duże litery bo na żaden szacunek nie zasługuje, ale mniejsza z tym). To właśnie on doprowadził Kraków do stania się najbardziej popularnym „Burdelem Europy”. Życzę wytrwałości, może kiedyś znowu ujrzymy słońce rozświetlające czyste niebo nad Krakowem i jego zadowolonych mieszkańców.

    • Nie chcę iść za bardzo w rozmowy polityczne, bo wiadomo, w tych czasach dzielą jak nic innego, ale fakt – ja nawet nie pamiętam nazwisk innych prezydentów Krakowa oprócz tych z czasów Cesarstwa 😉 Prezydent Majchrowski jest niczym Król Krakowa i taki też nimb go otacza. Może warto, by w końcu do miasta weszła nowa krew, jednak jeśli w następnych wyborach na przeciw siebie stanie partia X i partia Y, i wszyscy wiedzą o kim tu mówię, to wiadomo, że znów wygra Król, bo gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta.

      • Jednak politycznie: Najciekawsze jest to, że kogo byś się nie zapytał, to on nie głosował na Majchrowskiego. Normalnie nikt. Nikt. Nikt na niego nie głosował. Zrób eksperyment, zapytaj 20 losowych znajomych/ludzi na ulicy.
        A jednak wygrał.
        Sądzę, że kryje się za tym tzw. tajemnica poliszynela. Ale to już teoria spiskowa.

        • Krakowianka1972

          Kontrkandydatem dla majchrowskiego był Kracik ,były burmistrz Niepołomic, nikt nie patrzył na to ile i jak zmienił na lepsze Niepołomice.
          Niestety nie miał kolesiowatego poparcia łapówkarzy którym się marzą galerie handlowe nawet na środku Rynku gdyby to było możliwe.

  49. Prawda, prawda i jeszcze raz smutna prawda. Świetnie napisane!

  50. Kapitalnie się czytało – jest moc. Ale mimo wszystko, i tak Kraków ma to „coś”.

  51. Ja się niestety brzydzę Krakowem (czasami-przez ludzi) ale i tez uwielbiam to miasto i jestem dumny z grodu Kraka . Chodzi mi przedewszystkim o bogate zaplecze kulturalne.. Jednakże ogromnie tez sie boje Krakowa niestety. Każdy powrot autobusem choc rzadki doprowadza mnie do szalu. Na przystanku czekając na nocny jakas grupka młodych szczyli usilowala sie dostać do jakiejs klatki. Szarpal coś niewiem. . Moze zapomnieli klucza ale dziwnie to wygladalo. Potem odeszli w nieznane. Pyty jechały i jakoś sie nie zainteresowały. Zawsze jakieś zakazane dziwne gęby jezdza autobusem. Przejście z przystanku do domu.. o zgrozoo. Tlumaczyc nie musze.. knajpy niebezpieczne. Niby wszędzie w wielkich miastach tak jest ale jednak tu… jakby wydajniej niestety ) i ogromnie boje Krakowa niestety. Każdy powrot autobusem z pracy ok 1 , 2 w nocy (gastronomia ) nie rzadko doprowadza mnie do szalu. Na przystanku czekając na nocny jakas grupka młodych szczyli usilowala sie dostać do jakiejs klatki. Szarpal coś zamkiem niewiem. . Kaptury na glowach.. Moze zapomnieli klucza ale dziwnie to wygladalo. Potem odeszli w nieznane. Policja jechała i jakoś sie nie zainteresowała przy ulicy Pawiej. Zawsze jakieś zakazane dziwne gęby jezdza autobusem. Przejście z przystanku do domu.. o zgrozoo. Tlumaczyc nie musze.. knajpy niebezpieczne. Niby wszędzie w wielkich miastach tak jest ale jednak tu… jakby niechlubnie wydajniej niestety….pracuję na Florianskiej. W…. barwnej meksykanskiej knajpie a ponoć Florianska najbardziej niebezpieczna nocami u lepiej nie szukac tam zbyt wiele w godzinach po późnej dobranocce… artykuł genialny. Gratuluję. Pozdrawiam 🙂

  52. Nienawidzę tego miasta, a jestem urodzoną krakowianką, tu uczyłam się, tu studiowałam i po prostu … nienawidzę cię Krakowie. Wolę Wrocław !

  53. Każde miasto ma kilka twarzy, i taką szpetną też.

  54. Świetnie napisane. „Zgubiona żona” zmiotła wszystko.
    Pozostaje tylko pytanie, czy jak się już w końcu do Krakowa wybiorę, to czy wrócę bez uszczerbku na ciele i umyśle. 😉

    • Dziękuję 🙂 Zgubiona żona to historia prawdziwa, nie mogę jej wymazać z pamięci. Myślę jednak, że gdy w końcu wybierzesz się do Krakowa, wrócisz z cudownymi wspomnieniami. Wiele zależy, moim zdaniem, od pogody oczywiście, bo inaczej odbiera się to miasto w styczniowe popołudnie, a inaczej w czerwcowy wieczór 🙂

  55. Typowe scenki z miasta, których na co dzień za bardzo nie chcemy zauważać.
    I chyba też cecha charakterystyczna centrów miast, bo im dalej tym bardziej można o tym zapomnieć 😉

    • Ja się założę, że wielu znajomych, którzy mieszkają dalej od centrum, pomyśli, że mnie, delikatnie ujmując, coś w głowę walnęło. Ale kilka lat mieszkania na tej słynnej Szewskiej (na szczęście od dwóch lat już poza) zrobiły mojej głowie wyłom, którego nie da się załatać 😉 Nigdy nie zapomnę, lecę na spotkanie z Szewskiej na Floriańską, czas przelotu: 5 minut, ilość zaproszeń do go-go: siedem. Dalej od centrum jest spokojnie. Obecnie mieszkam kilometr od Rynku, na Salwatorze, jednej z najprzyjemniejszych sypialni w centrum miasta i generalnie życie po 19 tutaj zamiera. Pozostają jedynie psy na spacerach i ich zmarznięci właściciele 🙂

  56. W punkt Panie Marcinie, w punkt 😉

  57. „Hello –  zagaduje przeciętnej urody promotorka – maybe a strip club, gogo? – kiedyś były ładniejsze, ale te ładne znalazły sobie normalną pracę. Potem przyszły jeszcze Ukrainki, gdy ruszyła do Polski fala ukraińskiej imigracji. Postały trochę na Grodzkiej, wymuszonym uśmiechem i tymi swoimi pięknymi, dużymi oczyma, ściągnęły klientów w zasadzkę, ale i one znalazły normalną pracę. ”
    twoja mentalnosc jest buracka, nie „cesarska”.

    • Dziękuję za opinię. Zdecydowanie cesarzem Krakowa nie jestem.

    • Prawda w oczy kole? To widocznie moja też jest buracka i wszystkich moich znajomych. Twarzą krakowskiego rynku są pijackie knajpy, sexshopy i kluby gogo… ciężko uświadczyć coś jeszcze, miejsca normalniejsze, dla ludzi, a nie oblechów. Tj przykre, trzeba znać Kraków, żeby skorzystać z przyjemnych miejsc w rynku, ale te przyjemne już nie są jego twarzą, a tylko jego duszą głęboko schowaną, którą ciężko odkryć.
      A promotorki nocnych klubów wzbudzają niesmak w całym moim środowisku, a jest ono bogate w różne charaktery i każdy ma ich dosyć.

  58. Dobrze, że mieszkam w Warszawie…

    • Dobrze, że mieszkam w Krakowie… 🙂
      PS: Najbardziej lubię w Warszawie weekendy. Wiesz dlaczego? Bo wszyscy z Warszawy wyjechali do Krakowa – hotele tanie, można przyjechać, odpocząć od zabytkowych budynków i napatrzyć się na wielki świat 🙂

      • Ojjj, to musisz chyba jeszcze raz przyjechać, zobaczyć tych „wszystkich, którzy wyjechali” 🙂

        Dzięki za tekst, mocna inspiracja do napisania o nocnej Warszawie.

        • @kjube – szczerze mówiąc, ja tam Warszawę bardzo lubię i cenię. Lubię w niej od czasu do czasu bywać, dla odświeżenia umysłu. Przespać się na jakimś 30 piętrze (bo u nas tylu nie ma!), popatrzeć na zabiegane miasto, zjeść w dobrej restauracji, spotkać super ludzi. Ale mieszkać bym nie mógł 🙂 Po prostu, krakowska rzecz genetyczna 😉

    • W Warszawie to dopiero się dzieje. Wracając z nadbałtyckiego tripa nockę musiałem przeczekać w okolicach Stacji Metra Wilanowska. To, co się tam działo przeraża. Jakaś menelowania, w której całą noc gruba ukraińska czy rosyjska biba się dbywała. Pełno Ukraińców, bitki, itp. Dziękuję Warszawo. Wolę Kraków 🙂

      • Ja za to ostatnio czekałem na Lux Express z W-wy do Krakowa na stacji Metro Marymont, i szczerze, nie wiem nawet gdzie na mapie stolicy to było, ale nie działo się tam kompletnie nic. Jakby miasto wymarło 🙂

  59. Nic dodać, nic ująć (mieszkam kilometr od rynku wiec widzę to na codzień). Oczywiście wymienione te „złe” cechy Krakowa. Napisz o tych za które kochasz to miasto. Pozdrawiam

  60. Hej Marcin 🙂 świetny wpis! znamy, znamy, niektóre przemyślenia podobne… Ale zapisujemy się z Tobą na to zwiedzanie, które obiecałeś Kamili 🙂 Przy najbliższej możliwej okazji 🙂 Pozdrawiam z wietrznego i nasiąkniętego jodem Trójmiasta! 🙂

    • Hej Kasia, dziękuję! 🙂 W takim razie muszę zdecydowanie pomyśleć o jakimś dniu na wycieczkę dla znajomych zainteresowanych takim zwiedzaniem! Ale wiadomo, najfajniej jest wiosną i latem, więc wtedy najlepiej! Zapraszam oczywiście i pozdrawiam z nasiąkniętego drobinkami smogu Krakowa 🙂

      • Dziękujemy, na pewno skorzystamy 🙂 Może po Cieszynie? 🙂 stamtąd to już do Krakowa dla nas „rzut beretem”. Ale tak tylko piszę, bez zaglądania w kalendarz, za co mnie Maciek pewnie przechrzci 😛

  61. i już wiesz teraz dlaczego tak mi ciężko do Krakowa się wybrać. Nie takie miasto pokochałam ze 20 lat temu, nie takie pamiętam i nie takie chcę widzieć… ale w końcu przyjadę choćby na szybkie piwo 😉

    • Niby tak, ale wiesz, masz ten komfort, że oprowadziłbym Cię po tym mieście ja, a co za tym idzie w ogóle byś Rynku nie widziała, bo są tu inne równie ciekawe miejsca. Nawet industrial i street art jest! 🙂

      • ale ja nie potrzebuję oprowadzania, ja Kraków doskonale znam, mam tam bliską bardzo rodzine i ogrom przyjaciół (sto lat przed blogowaniem ;)). Chodzi mi o całokształt, co się z tak fantastycznym miastem porobiło. i to w sumie w tak krótkim czasie…

        • A to chyba, że tak. Nie wiedziałem o krakowskiej rodzinie i znajomych. Trudno mi ocenić, co się porobiło z Krakowem, bo ogólnie nie jest źle, ale wiem, że czasami wraz z postępem, miejsca tracą swoja „duszę”. Z drugiej strony dusza bez postępu pchnęłaby Kraków w jakąś niszę co najwyżej, a tak stał się on jedną z Top Destinations. Trudny i długi temat… idealnie na rozmowę przy piwie! 🙂

        • Fakt, ostatnie -20-15 lat to już nie to. Niby wszystko ładniejsze, dopucowane ale jakoś tak wolałam ten stary Kraków gdzie na wet przy rynku mieszkali jeszcze ludzie, Kazimierz był obdrapany a Planty nie tak czyste. No i Smok stał pod Wawelem a nie ten z „g” wisiał nad miastem i dusił tak niemiłosiernie alergików i astmatyków. Zresztą co tu kryć, Kraków zawsze miał dwa oblicza to tubylcze – do bólu „naturalne” i pocztówkowe. Do starego jednak mam sentyment a ten współczesny…no cóż…teraz patrzę na niego już perspektywy gościa nie tubylca.
          Marcin – świetnie napisane 🙂

          • A ja przyznam szczerze, że nie wiem co wolę. Pamiętam Kazimierz z dzieciństwa – cegły spadały mi na głowę a w kamienicach mieszkał absolutny „element”. Kazimierz był jak slamsy Krakowa. Na Rynku owszem, ludzie mieszkali, ale też bardzo często, wchodząc w bramy, można było nieźle oberwać. Z drugiej strony mieszkali tam też naprawdę niesamowici ludzie. Moim zdaniem miasto poszło po prostu najłatwiejszą drogą historycznego skansenu bez pomysłu na centrum, na tą najpiękniejszą tkankę miasta. Dziękuję i pozdrawiam! 🙂

  62. Witam. Mieszkam w centrum Krakowa i cieszę się,że nie tylko ja zaobserwowałem „piekielne kręgi”. Dobrze napisane,ale może dla odmiany poszukać „kręgów zbliżonych do anielskich” :).Pozdrawiam.

    • Cześć Fabian, taki jest też plan, na anioły i inne dobre rzeczy, też przyjdzie czas. Ale zima, smog, szaro, buro, to i o złych rzeczach pisze się jakby łatwiej 😉 Pozdrawiam!

  63. Zajebisty wpis! Niektóre opisy mogą się wydawać…absurdalne, ale mega prawdziwe. I kiedy wlokę się o 5 rano do pracy myśląc, że przegrałam życie, to widzę całe to pobojowisko i stwierdzam, że chyba nie jest ze mną aż tak źle…
    Miałam się wybrać do Norwegii, ale mnie nastraszyłeś z tym przepowietrzeniem ;p

  64. Myślę, że każde miasto ma takie swoje piekiełka, takie czasy. Z drugiej strony, dobrze że jeszcze nie wszyscy traktują to jako normalny stan rzeczy:-). Z Krakowa nie jestem, ale jako kibic piłkarski pewnie mógłbym wspomnieć o jeszcze jednym piekiełku… Tak poza tym gratuluję kolejnego dobrego tekstu – super się to czyta:-).

    • Dziękuję bardzo 🙂 Co do piekiełek, wiele osób macha na to ręką, bo po prostu tego jakoś nie zauważa, często ich to po prostu nie dotyczy. Ale siedząc w branży turystycznej nie da się tego nie zauważać.

  65. fajnie się czytało ale oczywiście obraz jest wykrzywiony i przerysowany .. pewnie podobny można by napisać o Barcelonie czy Pradze .. zależy ile ktoś się napije i gdzie chodzi :^) .. no i kto w dzisiejszych czasach wymienia w kantorze jak ma bankomaty wszędzie .. a nawet Amerykańscy turyści wiedzą co jest taksometr i czytają Lonely Planet :^))) … no a zanieczyszczenie jest głównie w zimie i nie jest domeną tylko Krakowa ale to dzięki pazernemu lobby węglowemu i beznadziejnych władz jednych po drugich, których to lobby węglowe szantażuje różnymi sposobami … ale ja i tak kocham Kraków bo wiem gdzie szukać jego magicznych miejsc no i jest 'prawie’ mój :^)

    • Karol Werner

      Pewnie, że takie obrazki mozna znaleźć wszędzie indziej na świecie. Nie zmienia to faktu, że nie należy przechodzić obok nich obojętnie, bagatelizować. Marcin, świetny tekst!

    • @peregrino – oczywiście, że jest to obraz przerysowany może odrobinę, taka konwencja. I tak, można to napisać o wielu miastach na świecie, co nie zmienia faktu, że to są historie prawdziwe i powtarzające. To moje miasto, które bardzo lubię i cenię, i jak każdy Krakus, ciarki mnie przechodzą na myśl o przeprowadzeniu się np. do Warszawy, co nie umniejsza temu, że problemów w tym mieście mamy sporo i czasami, podobnie jak o dobrych rzeczach, warto też napisać o rzeczach złych. Pozdrawiam 🙂

      • rozumiem żartobliwą konwencję :^) .. oczywiście, że takie sytuacje mają miejsce w turystycznych miastach nie tylko nad Wisełką :^) … ale prawdę mówiąc odwiedzajac Kraków za każdym razem kiedy jestem w Polsce jakoś nie jestem nagabywany na 'goł goł’ czy takie tam (a nie sposób się było odpędzić np w Rydze czy Buenos Aires ) .. może dlatego, że ja wolę Bracką od Grodzkiej … moim skromnym zdaniem nie ma co rozdzierać szat .. Kraków jest często w pierwszej 10 miast Europy do zobaczenia publkowanych w NYT choćby … inne miasta mogą pozazdrościć .. ja akurat bardzo lubię i Kraków i Waw każde z nich na inny sposób :^) ..i już wyglądam kiedy odwiedzę jak tylko będę mógł . Pozdrowienia!

        • Ale żeby nie było – ja naprawdę, przez większość roku, bardzo lubię to miasto. Ono jest moje, kocham je i czasami jednocześnie nienawidzę. Zapewniam jednak, że będzie także o tym co dobre, fajne i miłe, ale to w dalszych odcinkach krakowskiej serii! 🙂 Pozdrawiam! PS: a daleko masz do Krakowa teraz?

          • :^) dokładnie 9,179 km od Rynku … ale od niedawna mam też swój adres w Krakowie czyli może 1 km od Rynku :^) .. chciałbym w tym roku zobaczyć ten nowy terminal na Balicach i dojazd pociągiem z Głównego

            • No to kawałek od Rynku 😉

            • Tak a propos – nowy terminal jest ok, ale nadal go rozbudowują, co znaczy, że nie jest to jeszcze miejsce kompletne według jakichkolwiek standardów. Nadawania bagażu odbywa się w starej części lotniska, do której idzie się otwartym przejściem „przez pole” 😉 i nie wygląda to jakoś bosko. Postęp jednak jest i to duży, szczególnie szybkie proste przejście do kolejki do centrum, która nie jest już droga. Jest dobrze!

  66. Galicjanin

    Jest taki Kraków! Żałosny, blichtrowy, pijacki i wewnętrznie pusty. Jest lub bywa…. Zależy czego szukasz.

    Znajdziesz też inne. Ten po galicyjsku mieszczański, lajkonikowo-kawiarniany, co bajgle od obwarzanków niezmiennie odróżnia.

    Jest profesorsko usztywniony tytułami, publikacjami i woluminami słów ważnych i ważkich.

    Jest poetyczno-artystowski, zapatrzony w siebie.

    Jest codzienny, zabiegany, zapracowany, który tamtych nie zna, nie widzi, nie czuje.

    Czego szukasz – znajdziesz. Bo to miasto wielkie, europejskie, żywe i kolorowe: bywa uciążliwe, bywa euforyczne. I choćbyś świat przemierzył, drugiego nie ma.

    • To prawda, Kraków to miasto, gdzie znajdziesz, co chcesz. Pisząc ten tekst akurat jednak nie szukałem. To mnie znalazło i kazało mi napisać, co napisałem 😉

      PS: kocham to miasto miłością toksyczną! 🙂

  67. Nie wiem jak to jest z tymi „paniami” które zaczepiają pod lokalami, ale widocznie kompletnie nie wyglądam na tego rodzaju klienta, bo nigdy jeszcze nie byłem przez nie zaczepiony. Teraz zastanawiam się czy to dobrze czy źle 🙂

    • Hmm, to ciekawe. Ja i większość moich kolegów, stajemy już na głowie. Ja np. latem, codziennie, wychodząc z pracy o 17:00, byłem zapraszamy do lokalu. I nieważne, że mijałem się z tymi dziewczynami kilka razy dzienni, dziesiątki razy w miesiącu… Ale cóż, nie dałem się skusić 🙂

  68. Turystyczny koszmar mojego miasta ☺ brakuje tylko wieczorów kawalerskich brytyjskich gentlemanów. Ale Krakowa nie da się nie lubić, mimo wszystko…

  69. Krąg V powalił. Na bank zapamiętają tripa do Krakowa 🙂

  70. „Ale w knajpie dorożkarskiej,
    róg Kpiarskiej i Kominiarskiej,
    idzie walc „Zalany słoń”;
    ogórki w słojach się kiszą,
    wąsy nad kuflami wiszą,
    bo w tych kuflach miła woń.
    I przemawia mistrz Onoszko:
    — Póki dorożka dorożką,
    a koń koniem, dyszel dyszlem,
    póki woda płynie w Wiśle,
    jak tutaj wszyscy jesteście,
    zawsze będzie w każdym mieście,
    zawsze będzie choćby jedna,
    chćby nie wiem jaka biedna:
    ZACZAROWANA DOROŻKA
    ZACZAROWANY DOROŻKARZ
    ZACZAROWANY KOŃ. ”

    🙂

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading