Europa Felietony Ukraina Świat

Weekend w Kijowie. Sceny z miasta, gdzie wygrała rewolucja

Historia ze stolicy Ukrainy, w której bywałem wielokrotnie na przestrzeni ostatnich lat

Tylko co to za wygrana? Rewolucje mają to do siebie, że burzą coś starego z nadzieję na zbudowanie czegoś nowego, lepszego. Pomarańczowa rewolucja, która zdaje się być teraz odległa o lata świetlne, obiecywała nową Ukrainę tak Ukraińcom jak i Europie. Nadzieje na lepsze tak samo szybko zmarnowano, jak szybko je rozbudzono. Jednak raz spróbowana wolność pozostaje i trudno ją odebrać. Wygrana Janukowycza jakiś czas po Pomarańczowej Rewolucji, była policzkiem dla Ukrainy i Europy. Zamaskowany zbir kreował się na człowieka, który chce poprowadzić Ukrainę na dalszą ścieżkę rozwoju i integracji ze światem Zachodu. Jedyne, czego tak naprawdę pragnął, to pozostanie w rosyjskiej strefie wpływów oraz zapewnienie sobie i swojej rodzinie dostatniego, jeśli nie pełnego przepychu, życia w luksusie, życia dla władzy, czegoś, co pociąga bardziej niż pieniądze. Dobrze dla niego, że uciekł – mówi Wasyl – w przeciwnym wypadku skończyłby jak Ceausescu w Rumunii, z kilogramem kul w klatce piersiowej – dokończył zaciągając się papierosem. Pomarańczowa rewolucja to polityczna prehistoria. Prawdziwa historia współczesnej Ukrainy rozegrała się na przełomie 2013 i 2014, w czasie, kiedy początkowo pokojowe protesty Euromajdanu, ludzi wkurzonych policzkiem, jaki zafundowałam im Janukowycz, prezydent, który postanowił, że żadnej integracji z Europą nie będzie, przerodził się w konflikt, który chyba na zawsze odmienił naszego wschodniego sąsiada.

Do Kijowa wyruszyłem spontanicznie. Pojechałem na chwilę, dosłownie na kilka godzin. Nie po to, by zwiedzać, gdyż bywałem w tym mieście wielokrotnie, ale po to, by zastanowić się jak je opisać. Często spoglądałem na moje zdjęcia ze stolicy Ukrainy i nie mogłem się do niczego zebrać z prostej przyczyny – tak wiele się tam wydarzyło, że czułem, iż tekst będzie niepełny bez choćby krótkiej wizyty. Kijowa nie musiałem poznawać, bo znałem go już jak dobrego przyjaciela. Chciałem za to zrozumieć, jak zmienił się on od naszego ostatniego spotkania.

Lotnisko Katowice

Ilekroć przekraczam polsko ukraińską granicę, jest to albo Medyka nieopodal Przemyśla, albo lotnisko – we Lwowie lub Kijowie. Do Kijowa zawsze latałem z Katowic, bo to połączenie najbardziej wygodne, a przy tym zupełnie inne niż to oswojone przez lata przejście piesze. Nie ma mrówek stojących na parkingu z dwiema paczkami papierosów i butelką wódki, nie ma depresji wyludnionych wiosek pogranicza. Jest śmiech, są iphony, są wymuskane Ukrainki, zawsze szczupłe  i w najlepszych kreacjach. W niewielkim sklepie bezcłowym kobieta w eleganckim kapeluszu kupuje dwie butelki perfum na prezent. Tysiąc sto złotych poproszę – mówi kasjer. Z pliku studolarówek wyciąga trzy banknoty i płaci. W lotniskowej kawiarni tuż obok nie słychać rozmów, nikt nie narzeka, nie dyskutuje o police. Są za to obiektywy złotych iPhonów skierowane na poranną kawę. Snapchat: piję kawę na lotnisku. Instagram: morning coffee at #katowice. Facebook: w podróży z Katowice do Kijów.

Lotnisko Kijów Zhuliany

Zawsze lądowałem na lotnisku Kijów Borispol, kawał drogi od miasta. Centralne lotnisko Zhuliany było w tym czasie sowieckim barakiem, który nie nadawał się do przyjmowania lotów międzynarodowych. Jedyny powód dla którego warto było tam zajrzeć to skansen radzieckich samolotów, które można było z bliska oglądać, a do niektórych nawet wejść i usiąść za sterami. Wszystko zmieniło się od czasu Euro 2012 i tak Kijów dorobił się niewielkiego, aczkolwiek nowego terminala w centrum miasta. Lądując na Zhulianach warto siedzieć po prawej stronie, bo widoki na złote kopuły Ławry Pieczerskiej robi wrażenie. Spoglądając na to ogromne miasto z tej do tej pory nieznanej mi perspektywy, zrozumiałem, że warto było wpaść, choćby na chwilę.

Panie – mówi taksówkarz, z którym jadę do centrum – wiele dobrego się dzieje w Kijowie! Nie będę mówić za inne regiony, ale tu naprawdę czuć zmiany. Może i ceny poszły w górę, może inflacja jest wysoka, ale wyobraź sobie – ciągnie Wołodia – mamy policję zamiast milicji! Nie mają już tych wielkich ruskich kapeluszy tylko zwykle czapeczki. Ubrani na czarno z odznaką na piersi wyglądają jakby wrócili z Ameryki. Ale wyobraź sobie, chodzą po mieście, pomagają, kierują, są pomocni! – emocjonuje się zmianą, która weszła w życie z początkiem lipca tego roku.

Sobór św. Włodzimierza

Na ławkach wokół świątyni rozsiadły się kobiety w chustach pozwalając, by słońce lekko tylko muskało ich twarze. Pośród gęstej zabudowy malutki park przy soborze stanowi oazę, do której zachodzą mieszkańcy, by na chwilę odpocząć od gwaru miasta i nagrzanego betonu, którego wokół wylano pod dostatkiem. Zawsze zadziwiało mnie jak wiele osób, niezależnie od wieku, odwiedza cerkwie. Spoglądałem na raz po raz wchodzące i wychodzące osoby, które odwiedzały świątynie. Czasami tylko na chwilę, przeżegnać się, zapalić świeczkę, postać moment w skupieniu, a potem ruszyć dalej swoją drogą. A może to charakterystyczne dla miejsc skonfliktowanych, których mieszkańcy w świątyniach szukają jakiegoś ukojenia?

Dzień w Kijowie zaczynam od tego, dotychczas zapomnianego przeze mnie, miejsca. Jest to główny kościół ukraińskiego kościoła prawosławnego patriarchatu kijowskiego. Tak się składa, że część wyznawców prawosławia na Ukrainie podlega patriarchatowi moskiewskiemu, co w obecnej sytuacji politycznej wygląda tak, jakby część polskich katolików podlegała kurii berlińskiej zaraz po zakończeniu wojny. Co wyróżnia to miejsce od innych soborów to fakt, że wszystkie nabożeństwa odprawia się tutaj po ukraińsku, w języku, który nieczęsto słyszałem w stolicy ukraińskiego państwa. Gdy lata temu po raz pierwszy podróżowałem po Ukrainie, zaczynałem od Odessy, potem jechałem w kierunku Kijowa, w żadnym z tych miejsc nie słyszałem języka innego niż rosyjski, dopiero w swojskim Lwowie, bastionie ukraińskich prawicowców, usłyszałem, jak brzmi ten język naprawdę. W postmajdanowym Kijowie drugiej generacji ukraiński słuchać coraz bardziej, co nie zmienia faktu, iż ulica nadal mówi językiem, już nie tak bratniego, rosyjskiego narodu.

Spoglądam na piękną, do bólu żółtą świątynie, po czym ruszam utartymi szlakami, po których chodziłem już wielokrotnie.

Sobór Mądrości Bożej

Ukraina nie ma się dobrze, ta korupcja ją kiedyś zabije – często słyszę to zdanie, gdy rozmawiam na temat Ukrainy lub z Ukraińcami. Korupcja to prawdziwy rak, który trawi to społeczeństwo i póki co, zdaje skę nieuleczalny. Na drzwiach soboru wisiała kartka, że tego właśnie dnia zwiedzanie kończy się o 15:00. Jest kilka minut po, więc już w zasadzie akceptuję fakt, iż nie zrobię sentymentalnej wizyty w jednym z moich ulubionych budynków sakralnych, w cerkwi wpisanej na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jednak strażnik, którego niewątpliwie zainteresował mój profesjonalny aparat, zwęszywszy okazję, bez zbędnych ceregieli chwycił mnie na bok i stwierdził, że mnie wpuści. Minął ze mną bramę, zaprosił  do środka i dodał – czterdzieści hrywni, sześć złotych z lekkim hakiem, przeliczyłem szybko. Niespecjalnie sprawę przemyślawszy, niczym klasyczny homo sovieticus, dałem w łapę bez wahania. I choć sobór miałem dla siebie na własność, czułem pewien niesmak dołożywszy się do ukraińskiej, odwiecznej, korupcyjnej rzeczywistości.  Jak przy poprzednich wizytach wszedłem wysoko na dzwonnicę, by z góry popatrzeć na majestatyczne, złote kopuły położonego nieopodal, błękitnego monastyru św. Michała Archanioła.

Sobór Sofijski to miejsce, które będąc w Kijowie, odwiedzam zawsze. Należy do najstarszych zabytków Ukrainy i całej Rusi Kijowskiej, a jego początki sięgają ponad tysiąc lat wstecz do czasów, gdy Rusią władał Włodzimierz I Wielki. Niewiele brakowało, a na miejscu tego monastyru oglądalibyśmy dziś jakiś radziecki pałac – powiedział lekko wstawiony tygrys, który podszedł do mnie na placu przed soborem i zaprosił do pokazania środkowego palca Putinowi – Radziecka hołota chciała to wysadzić w powietrze tuż przed nadejściem Niemców, dopiero oni rozminowali kompleks. Jestem Michaił – przedstawił się szybko – dasz jakiegoś grosza? Tygrys miał rację, rzeczywiście sowiecka władza pierwszych lat komunizmu chciała całkowicie wyplewić religię z życia  społeczeństwa i tylko utworzenie muzeum na miejsce ośrodka kultu, uchroniło je od bolszewickich zapędów.

A co do podchmielonego, aczkolwiek sympatycznego zwierzaka, takich tygrysów zagadujących do każdego turysty-przychodnia w Kijowie zrobiło się sporo. Każdy szuka swojej szansy na zarobienie jakiegokolwiek grosza w tych totalnie niepewnych czasach. Częstuję go polskim papierosem, wręczam dwuzłotówkę i ruszam przed siebie.

Monaster św. Michała Archanioła o złotych kopułach

Jeśli gdzieś w tym ogromnym i ruchliwym mieście można odnaleźć spokój, to właśnie w monastyrze św. Michała, miejscu ślubnych sesji fotograficznych, które widywałem za każdym razem, gdy odwiedzałem to miejsce. Pomimo swojego niesamowitego piękna, to, co można dziś obserwować, to pieczołowicie odbudowana budowla, którą fanatycznie antyreligijne władze sowieckie w całości zniszczyły w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Za pomocą dynamitu zrównano z ziemią jeden z najbogatszych klasztorów Rosji czasów przed-radzieckich. Destrukcyjna rola Rosji już dawno odcisnęła swoje piętno na tym wiecznie uciśnionym narodzie, który przez wieki żył pod butem czy to wielkiej Rzeczypospolitej, czy też jeszcze większej Rosji.

Siedząc na ławkach wokół monastyru odnalazłem ten sam spokój i ciszę, jaka zawsze towarzyszła mi w tym miejscu, jednak coś się wyraźnie zmieniło. Na murach okalających kompleks wiszą teraz zdjęcia ludzi,  ofiar, zaginionych, prawdziwe twarze prawdziwych ludzi, których straciły rodziny przychodzące teraz z kwiatami i zniczami. W lutym 2014 roku, w czasie apogeum walk na Majdanie, w monastyrze urządzono szpital polowy dla rannych w ulicznych walkach z oddziałami reżimowego Berkutu bezwzględnie strzelającego do obywateli swojego własnego państwa. To pierwsze miejsce tego dnia, które najmocniej pokazało mi, że wróciłem do Ukrainy innej niż ta, którą pozostawiłem w e wspomnieniach ze swoich częstych wizyt.

Tuż obok monastyru, na budynku mieszkaniowym ukrytym za drzewami parkowymi wzdłuż ulicy Michailowskiej, spoglądała na mnie twarz. Alexandre Farto, portugalski artysta bardziej znany jako Vhils, przyjechał do Kijowa, by wykonać mural przedstawiający jedną z pierwszych ofiar Euromajdanu – Siergieja Nihoyana. Między Vhilsem a nowymi ukraińskimi władzami jest pewna zbieżność poglądów na świat – Czasami – wieżą obie strony – trzeba coś zniszczyć, by zbudować coś nowego. Vhils zniszczył wcześniej zamurowaną ścianę budynku, by utworzyć ten mural, Ukraińcy zniszczyli system, by utworzyć nowe państwo. A ja, jak w przypadku Pomarańczowej Rewolucji, z rezerwą podchodzę do tego, co z tego wyjdzie. W Kijowie jest lepiej – mówią ludzie. Ale Kijów to nie cała Ukraina – myślę sobie. Nie ma już Krymu, Donbas jest stracony, w większości regionów nie ma pracy, Nic, jak by to rzekł Pan Kononowicz, nie ma.

Andrijewski Uzwiz, Padół i Funicular

Jeszcze chyba nie byłem mentalnie gotowy na spotkanie z tą niedawną, krwawą historią. Spacerując po słoneczny Kijowie skierowałem się na chwilę do miejsca, po którym zawsze lubiłem chodzić. Brukowana, kręta i stroma, spadająca w dół ulica Andrijewskij Uzwiz, to jedno z ulubionych miejsc Kijowian, którzy tłumnie przybywają w okolicę na weekendowe włóczenie się bez specjalnego celu. To tam znajdowałem zawsze urokliwy i raczej intymny Kijów, miasto bardziej z czasów carskich aniżeli radzieckich, miejsce uwiecznione przez Bułhakowa i opisane w niezwykłym muzeum Jednej Ulicy.

Niskie, lekko przekrzywione budynki, nierównomierny bruk i zapchane straganami chodniki są domem artystycznego Kijowa, gdzie kicz pamiątkowych straganów miesza się z próbami autentycznej twórczości oraz historią nazwisk wielkich, którym przyszło tutaj żyć i tworzyć. Początek zejścia Andrijewskiego wyznacza wybijająca się z krajobrazu cerkiew św. Andrzeja, od której wywodzi się nazwa ulicy. Schodząc w dół mijam muzeum Bułhakowa oraz wspomniane muzeum Jednej Ulicy, zaś metalowymi schodami wspinającymi się w różnych miejscach w górę, mogłem dotrzeć do punktów, skąd roztaczają się widoki na dalsze części miasta.

We wszystkich tego typu miejscach, gdzie ludzie przychodzą, aby spokojnie spędzać swój wolny czas, pospacerować, spotkać się ze znajomymi, napić się razem, odnoszę wrażenie, iż życie toczy się po prostu normalnie, jak wtedy, gdy bywałem tam regularnie, na długo przed Euromajdanem.  Piękne kobiety paradują w pięknych strojach, starsze kobiety siedzą przy swoich straganach, artyści malują swoje obrazy, tylko mężczyźni jakoś zmężniali. To jedna z tych rzeczy, które rzucają się w oczy.

Ukraińcy przy swoich paniach zawsze wyglądali trochę tak, jakby się z drzewa urwali, z ociosaną fryzurą, z wiecznie niedopasowanymi ubraniami, sprawiali wrażenie oderwanych od otaczającej ich rzeczywistości atrakcyjnych kobiet. Teraz jest inaczej, bo prawie każdy mężczyzna, którego widziałem, wyglądał  jakby dopiero wrócił z frontu, albo miał zaraz do niego pojechać. Nawet licealiści sprawiali wrażenie, jakby dorosłość dopadała ich odrobinę za wcześnie. Ci starsi, powiedzmy z mojego pokolenia, nabrali ogłady, zapuścili brody, ubierają się trochę jak reporterzy wojenni, a trochę jak pustynne oddziały Afrika Korps. Momentami czułem się przy nich jak członek opasłego, nażartego, ignoranckiego Zachodu, gdzie chwytanie za broń należy do jednych z najbardziej abstrakcyjnych rzeczy, jakie można zrobić w życiu. Z drugiej jednak strony czy chciałbym się czuć jak oni? Raczej nie. Nasza Europa to nadal niedoścignione marzenie Ukraińców, ludzi skazanych na bycie buforem między bogatą Europą a zachłanną Rosją.

Dochodząc do końca zejścia Andrijewskiego traiłem na Padół, do dolnej części kijowskiej starego miasta. To tutaj kursował pierwszy w imperium rosyjskim tramwaj elektryczny i tutaj działało pierwsze kino tego miasta. Obecnie toczy się tam życie knajpiano-kulturalne i to właśnie w tych okolicach, szczególnie na ulicy prowadzącej do kolejki, najczęściej jadałem swe obiady, gdy przebywam w Kijowie. Także tym razem zatrzymałem się właśnie tu, ponownie nie mogąc wyjść z  wrażeniem, jak spadek lokalnej waluty uczynił Ukrainę miejscem, gdzie będąc Polakiem, naprawdę na wiele można sobie pozwolić. Czas płynął jednak szybko i nadszedł moment na konfrontację z miejscem, którego w jakiś podskórny sposób, lekko się obawiałem.

Funicularem, kolejką łączącą Podół w okolicach stacji metra Posztowa Płoszcza, wjechałem na górę tuż przy monastyrze św. Michała Archanioła, skąd powolnym spacerem udałem się do miejsca-symbolu, na plac, który odmienił Ukrainę.

Majdan – Plac Niepodległości

Sława Ukrainie, bohaterom słowa! – mówi gigantyczny baner rozwieszony na zniszczonym podczas Euromajdanu budynku związków. Trwa sobota, dzień wolny, jak zawsze Chreszczatyk, główna arteria wpadająca na Plac Niepodległości, zamknięta na weekend, zapełnia się masami ludzi, którzy przybywają wszystkimi liniami metra do centrum swojego miasta. Niby trwa zabawa, niby wszystko jest normalnie, niby życie jak w każdej europejskiej stolicy toczy się swoim naturalnym biegiem, ale jednak w powietrzu wisi coś dziwnego i przyciska człowieka do ziemi jak nic innego. W jednej chwili wydarzenia takie jak Tienanmen w Pekinie, jak dławione protesty w niedemokratycznych krajach, stają się jakoś bardziej zrozumiałe. Nie można tylko zrozumieć tych krzyży porozstawianych w różnych punktach placu i na ulicach od niego wybiegających, tych ofiar z prawdziwych ludzi z prawdziwymi historiami, z rodzinami czekającymi w domu.

Na Instytuckiej zdjęcie obok zdjęcia, płonące znicze, kwiaty wpięte w kostkę brukową wyrywaną podczas ostatniego Majdanu. Mieszkańcy na własną rękę zmienili nazwę tej arterii tu i ówdzie przypinając znaki z jej nową nazwą – ulica bohaterów Niebiańskiej Sotni. Sotnia, podstawowa jednostka organizacyjna oddziałów kozackich a potem UPA, sto osób, sto pierwszych ofiar reżimu, zastrzelonych przez snajperów, bestialsko zamordowanych przez reżim, dla którego, zdawałoby się, nie ma już miejsca w Europie. A za nimi kolejni, którzy zasilają panteon bohaterów narodowych, ofiary powracające z ATO – antyterrorystycznej operacji, jak się nazywa wojnę w Donbasie.

Przy jednym ze zdjęć klęczy płaczące kobieta, na oko całkiem jeszcze młoda, lecz kompletnie siwa. Nie miałem odwagi zrobić jej zdjęcia. Stałem nieruchomo po drugiej stronie ulicy i widziałem człowieka, kobietę, matkę, która w jednym z tych tragicznych dni początku minionego roku, w czasie, kiedy ja włóczyłem się gdzieś po Azji, straciła swojego syna. Nie wiem ile razy przychodzi ona w to miejsce, ale widzę, że przychodzi często, że jest to chyba jej drugi dom, po świeżych kwiatach i świecach wnioskuję. Klęczy przed wyblakłym czarno-białym portretem i płacze chyba resztkami łez. Obok zatrzymują się żołnierze, każdy w innym, chyba zakupionym na własną rękę, mundurze. Kwestują na armię walczącą z terrorystami w Donbasie. Puszka z hrywniami ląduje na chwilę na chodniku, a oni chwytają ją pod rękę i sadzają w  jakimś wygodnym miejscu. Odpalają papierosa i rozmawiają. Z mojej odległości nie mogłem słyszeć tej rozmowy, ale słowa były kompletnie niepotrzebne, gdyż emocje mówiły same za siebie. Kijów to miasto okaleczone, zbryzgane krwią, miejsce, gdzie swoi strzelali do swoich, co w sercu naszego kontynentu, wydawałoby się kompletnie surrealistyczne.

Na samym placu, arterii kiedyś, zupełnie jeszcze niedawno, zupełniej zapełnionej imprezowiczami i turystami, panuje pewien rodzaj ciszy. Rozstawione wszędzie wokół, ogromnej wielkości fotografie, przypominają te wydarzenia przełomu końca i połowy kwietnia minionego roku. Na innym końcu placu nadal działa stanowisko Poczty Majdanu, jakieś trzysta metrów dalej oddziały samoobrony Majdanu nadal patrolują okolice.

20 lutego 2014 roku był dniem apogeum. Politycy partii rządzącej oraz przywódcy ruchu opozycyjnego negocjowali zmiany z rządzącym nadal Janukowyczem. Jednocześnie od kul snajperów i milicji ginęli ludzie, najwięcej na Instytuckiej. Gdy do zgromadzonego na placu ludu dotarła informacja o liczbie ofiar, o siedemdziesięciu pięciu osobach brutalnie zabitych na centralnych ulicach miasta, Majdan odrzucił podpisane porozumienie poświadczone dodatkowo przez ministrów spraw zagranicznych Polski, Niemiec i Francji. Jeden z aktywistów, Wołodymyr Parasiuk, wykrzyczał wtedy – my, prości ludzie, mówimy naszym politykom, że Janukowycz nie będzie prezydentem jeszcze przez rok. Jutro do godziny 10 rano ma zniknąć. Hańba! Rzeczywiście Janukowycz uciekł, zapewne uratował sobie tym swoje nędzne życie. W maju 2014 r. przeprowadzono wybory prezydenckie, a w październiku, wybory parlamentarne. Władzę przejęli politycy Majdanu, którzy od razu obiecali całkowitą zmianę państwa. Prawda jest jednak taka, że do dziś zrobiono jednak niewiele. Trudno bowiem zreformować kraj, który stracił niedawno Krym, a którego Wschód to kraina jednego wielkiego chaosu i bezprawia. Ukraina chce żyć normalnie, jednak skazana na obojętność zajętej innymi sprawami Europy, zupełnie nieważna dla tych w Brukseli, popada w stagnację i beznadzieję, którą pragnie ukryć w stolicy chcącej żyć normalnie.

O Ukrainie napiszę jeszcze zapewne niejedno, ale jak w przypadku mojej ostatniej relacji ze Lwowa, przypomnę, że Kijów, to miasto, gdzie nie ma wojny. Będąc częścią garstki ludzi, którzy zdecydowali się odwiedzić to niezwykle piękne miasto, chcę teraz powiedzieć, podobnie jak mówiłem w marcu, gdy pisałem z zachodniej Ukrainy – warto pojechać, warto odwiedzić, Kijów to nie Donbas, Kijów to stolica, która potrzebuje nadziei.

Więcej praktycznych informacji o tym, jak zwiedzić Kijów w jeden dzień i co warto zobaczyć, znajdziecie u Mateusza.

58 komentarzy dotyczących “Weekend w Kijowie. Sceny z miasta, gdzie wygrała rewolucja

  1. Pingback: Iran | Orbis Iter – Podróż po świecie

  2. Pingback: Gdzie jechać na wakacje za granicę w 2016 roku? Wg polskich blogerów - Zależna w podróży - blog podróżniczy z sensem

  3. Pingback: Kijów w cieniu złotych kopuł. Przewodnik po najpiękniejszych soborach stolicy Ukrainy – wojażer

  4. Pingback: Sowiecki Kijów. Przewodnik po znikającej radzieckiej utopii | Wojażer

  5. Pingback: W pępku kijowskiego wszechświata. Sceny z Hotelu Ukraina | Wojażer. Blog podróżniczy i życiowy

  6. Czytam z przyjemnością. Tekst lekki bez bufonady. Odpoczywam czytając.W Kijowie bywałam. Potem wydarzenia spowodowały mój strach przed wyjazdem, ale po przeczytaniu zamierzam tam się wybrac. W tekście jest info, że nt.wyjazdu można więcej informacji otrzymać od Mateusza. Ale jaki jest kontakt. Proszę o ścięzkę dostępu 🙂 Pozdrawiam serdecznie

  7. Pingback: Gdzie jechać na wakacje za granicę w 2016 roku? Wg polskich blogerów | Zależna w podróży | Gdzie jechać w 2015

  8. Raz napisałeś Padół, a potem Podół, więc już nie wiem, ale rzucił mi się w oczy ten wyraz. Nie znam rosyjskiego ani ukraińskiego, ale pamiętam takie przysłowie, czy może to z jakiegoś wiersza było albo pieśni kościelnej: na tym ziemskim padole. Czy to ma może mieć ze sobą coś wspólnego?

  9. Naczytałam się u Ciebie (i chociażby u Mateusza) tyle dobrego o Ukrainie, że głupotą byłoby myślenie, że nie powinno się tam jechać. Bardzo chciałam odwiedzić w tym roku chociaż Lwów – nie udało się. Mam jednak nadzieję, że będzie to konkretny plan na 2016 🙂

  10. Z tymi łapówkami to nigdy nie wiadomo. Dawać skoro miejscowi też dają czy nie dawać, bo to przecież kolejny jakby krok w rozwoju kraju. Nie wiem, czasami mam wrażenie, że nie da się pewnych rzeczy uniknąć.

  11. To jednak są w Tobie jakieś zalążki spontaniczności 😉 Byłeś właśnie w lipcu? Fajne, nostalgiczne zdjęcia z tego już uporządkowanego Majdanu. Ja pamiętam inne obrazki…

  12. Ciekawy wpis. Zgadzam się, trzeba się solidaryzować i pomagać sobie. Biorąc pod uwagę ich sytuację polityczną i ekonomiczną to jesteśmy im potrzebni i jadąc tam robimy im wielką przysługę. Mimo wszystko jestem w stanie uwierzyć, że ludzie się boją, chociaż warto trochę poszperać w internecie i zobaczyć gdzie faktycznie jest niebezpiecznie, a gdzie to media wszystko rozdmuchują.

  13. Pingback: Czego nauczył i co mi podarował rok 2015 | Wojażer | relacje i reportaże ze świata

  14. Nie zgadzam się jednak z tym, żeby „solidarnością” motywować jakąkolwiek podróż. Nie porównywałbym też wakacji w Egipcie z wycieczką na Ukrainę.

    „Majdan (…) zdecydowanie skłania do refleksji i warto tam być, aby pojąć, co nas otacza” to taki truizm, że w sumie nie wiadomo, co miałoby to zdanie oznaczać.

    Natomiast jestem pod wielkim wrażeniem zdjęć i opisów miejsc! Super robota! Moje ulubione miejsce w Kijowie to z kolei Ławra Peczerska – zdecydowanie ciekawsza niż Majdan: http://www.masaperlowa.pl/lawra-peczerska-najwieksza-atrakcja-kijowa/

  15. Dokładnie tak. Trzeba im pomóc się podnieść. Jesteśmy tam potrzebni. Bardzo interesujący wpis!

  16. fajny tekst.
    a z innej beczki – pewnym paradoksem historii jest to że Ukraińcy przeważnie na co dzień mówią w języku rosyjskim – języku sąsiada który zabrał im właśnie Krym, chroni skorumpowanego exPrezydenta i sieje zamęt na wschodzie kraju. To sprawia że i tak dość skomplikowane relacje w tym regionie staja się jeszcze bardziej zamotane.
    Stosunki zaś polsko ukraińskie nie są niestety zbyt nadzwyczajne, nasi politycy obiecywali im wiele a co z tego wyszło widzimy. Wspólna bardzo trudna historia niestety nie ułatwia dialogu. Trochę podobnie jest z Litwą z którą stosunki są również delikatnie mówiąc średnie.

    • Dzięki Grzegorz. Rzeczywiście, w Kijowie zawsze bardziej słyszałem rosyjski niż ukraiński, ale mam wrażenie, że to się zmienia. A co do naszych stosunków z Ukrainą, sam nie wiem, dlaczego zawsze przewalamy bycie „adwokatem Ukrainy”. Być może dlatego, że jako adwokat jesteśmy nie do przyjęcia dla strony konfliktu, czyli Rosji? A o Litwie to już całkiem inny temat… Ja nie nazwałbym ich nawet średnimi. Jak dla mnie, są one najgorsze, gorsze nawet o relacji z Rosją.

    • Jakiś czas temu czytałem „Barszcz Ukraiński” gdzie autor podawał wiele przykładów na to jak Ukraińcy mocno używają języka rosyjskiego. Praktycznie cała kultura prezentowana w radio i telewizji jest po rosyjsku, gdyż autorzy, którzy tworzą w języku ukraińskim mają bardzo mały rynek zbytu, a chcąc zarobić używają tylko rosyjskiego. Smutne to, ale aspekt ekonomiczny wszędzie jest istotny 🙁

  17. Bardzo dobrze, że zachęcasz do odwiedzenia Ukrainy słowami, że turyści dają im nadzieję. Przez to, że temat Ukrainy ucichł w Polsce, ale daleki jest od rozwiązania, ludzie nie bardzo mają pojęcie, jak to tak naprawdę tam jest. A jak widać po zdjęciach/tekście w Kijowie jest wystarczająco bezpiecznie, aby pojechać, a jednocześnie widać, że na wschodzie cały czas dzieje się historia. To samo z Lwowem w sumie – ludzie się boją, jeszcze niektórzy prócz Rosjan/separatystów to i banderowców, a tam życie toczy się swoim rytmem. Ja niedługo jadę do Lwowa, Sum, Charkowa i być może Kijowa to przybiję im piątkę, żeby się trzymali.

    • Punktujesz tutaj dosyć ważną rzecz – o Ukrainie się już praktycznie nie mówi, bo temat jest już dla masowego odbiorcy nudny. Zakodował więc naród, że jest za miedzą wojna i koniec, tak już zostało. Przybij im piątkę i baw się dobrze! Pozdrawiam!

  18. Zdjęcia z placu niepodległości zdecydowanie robią największe wrażenie. Wrażliwa relacja.

  19. obserwatore.eu

    Najwięsze wrażenie robi tablica z nazwiskami ofiar.

  20. Krótko i na temat – warto jechać! Byłem na Ukrainie co prawda tylko raz (Lwów na sylwestra), ale czuję, że trzeba wrócić (i jechać dalej niż do Lwowa). To, że ludzie nie chcą jechać na Ukrainę ma też dobrą stronę – jest po prostu taniej i mniej turystycznie. I ciekawiej 🙂

    A co do połączenia – to był WizzAir? 😉

    • W jakimś sensie oczywiście, fakt, że ludzie nie jeżdżą na Ukrainę teraz, sprawia, że ma się wrażenie jedynego turysty w mieście. Jeśli chodzi o połączenie, tak, to był Wizzair, na Ukrainę latam praktycznie tylko Wizzem, no i raz (do i z Iranu) Pegasusem. Pozdrawiam!

  21. jak zwykle świetna relacja – idealnie udało Ci się przedstawić ulotność beztroskich chwil z przeszłości i pokazać fatalizm obecnej kijowskiej sytuacji. mimo, że to wszystko nie nastraja optymistycznie, to przekonałeś mnie, że warto się tam teraz wybrać – będę polować na bilety na jakiś weekend!

    • Dziękuję bardzo 🙂 W tej opowieści niepotrzebne było jakiekolwiek koloryzowanie, trzeba pisać jak jest, na pewno kilka osób, jak Ty, przekona się i pojedzie sprawdzić, jak tam jest. Oby się udało! 🙂

  22. Byłam na Ukrainie kilka razy i wyobraź sobie nigdy nie w Kijowie. Czego do dziś żałuję, szczególnie, gdy oglądam Twoje zdjęcia i czytam tak ciekawe opisy. Fajnie, że mówisz wprost o tych sprawach, mam wrażenie trochę przez Europę zamiatanych pod dywan. Bardzo mnie martwi aktualna sytuacja na wschodzie Ukrainy oraz odebrany im siłą Krym, a właściwie martwi mnie nasza bezczynność. Jakoś tak jako Europa patrzymy na te wydarzenia, mówimy, że „be”, ale nic się nie dzieje, a oni tam przecież walczą o swoją Ojczyznę. Nawet nie ma już jakichś informacji stamtąd na bieżąco. Zabrali, trudno? Tam się biją – nic nowego po co znów o tym? A może wiesz coś więcej na temat aktualnych wydarzeń w okolicy Doniecka? Pozdrawiam!

    • Też mam taką samą obserwację, że temat Ukrainy przestał istnieć w mediach. Zawsze tak jest, ludzie się znudzili, trzeba zmienić temat. Jeśli chodzi o Donbas, powiem Ci szczerze, że toczę batalię z Magdaleną i z rodziną, bo chciałem pojechać do Donbasu napisać reportaż i mam jeden wielki opór na swojej drodze w to miejsce. Jak na razie śledzę Vice News na youtube, dla mnie to najlepsze źródło informacji obecnie, polecam! Pozdrawiam i życzę, żeby się udało do Kijowa wpaść wkrótce!

  23. uwielbiam Kijów! To tak bardzo niedoceniona stolica,a do tego tak piękna i pełna historii! Byłam tam w 2012 i się zakochałam, a po ostatnich wydarzeniach tym bardziej chcę wrócic i zobaczyć na własne oczy jak bardzo się zmieniła (chociaz pewnie jakiejś schizy się nabawię, bo przeważnie tak mam w podobnych miejscach, ludobójstwa i ciężkie tematy mnie z jakiegoś powodu fascynują i przerażają). Musze się w końcu ogarnąć i iść w Twoje ślady, nawet na weekend! A, no i prace Vhilsa tez uwielbiam! w Lizbonie widziałam kilka – mega1

    • Byłaś przed czy po Euro? Czy może w czasie? Musiała tam być niesamowita atmosfera wtedy! Czekam zatem na Twój powrót do stolicy Ukrainy i na odczucia, jakie będziesz miała, tak wiele się zmieniło przecież przez te 3 lata od ostatniej Twojej wizyty!

  24. Marcin szkoda że to nie Ty napisałeś szkolne podręczniki z historii i wiedzy o społeczeństwie dla liceów. Pewnie dzisiaj miałabym o wiele lepsze wspomnienia z tamtych czasów, a wiedza nie rozpłynęła by się tak szybko po zdanej maturze. Ukraina nie jest niestety krajem, który jakoś szczególnie mnie zachwyca (prawdopodobnie musiałabym tam pojechać, aby – być może – zmienić zdanie) , ale przeczytałam z zaciekawieniem, do końca i lubię! 🙂

    • Hahaha, dzięki Eva! A to mnie zaskoczyłaś, bo o pisaniu owszem, myślę i planuję, ale podręcznik mi nie wpadł do głowy! Dla mnie Ukraina też nie była w ogóle ciekawy krajem, do chwili, gdy tam pojechałem, a potem się zaczęła i tak w kółko, kilkanaście razy. Jeszcze za mną Czarnobyl chodzi, to już może wkrótce!

      • No to chyba warto o tym w końcu pomyśleć! 🙂
        W dniu eksplozji reaktora w Czarnobylu miałam dokładnie 5 dni. Chętnie poczytam jak to wszystko tam teraz wygląda…

  25. Ciekawy i pełen szczegółów artykuł. To, że podkreślasz, że do Kijowa warto pojechać choćby i teraz sprawia, że chęć odwiedzenia tego miasta wzbiera we mnie jeszcze bardziej. To bardzo piękne i niezwykle historyczne miejsce. Dzięki za ten wpis!

  26. Widać (nie tylko w tym tekście), że Ukrainę darzysz szczególnym uczuciem.

  27. obserwatore.eu

    Czyli coś jednak zostało pozytywnego i użytecznego po EXPO. Ja znam tylko to duże lotnisko i to przelotem do Chin. Ciekawe czy lotnisko w mieście go ożywiło, teoretycznie powinni.

    • obserwatore.eu

      „Powinno”, przepraszam za literówkę. Widzę, że WP nie daje możliwości edycji komentarza. Chyba za bardzo się do Disqusa przywiązałam 😉

      • Tak, wiele miejsc po Euro zmieniło swój wygląd totalnie. Wydaje mi się, że posiadanie centralnego lotniska z tanią linią lotniczą zawsze pozytywnie wpływa na miasto i ruch turystyczny!

  28. jak zwykle świetny artykuł, przeczytałam ( a nie tylko przeskanowałam, jak to często robię) My chyba faktycznie,choć narzekamy,żyjemy na bogatym, bezpiecznym Zachodzie. I nie zdajemy sobie sprawy,co się dzieje tak blisko nas…Koło Majdanu i zdjęć upamiętniających zabitych chyba nikt nie może przejść obojętnie….I tym bardziej poruszające jest odwiedzenie tego miejsca po całym dniu zwiedzania pięknego,kolorowego miasta ( które bardzo zachęcająco przedstawiłeś)
    A z bardziej lekkich rzeczy – nie ma to jak dyskusja o polityce z podpitym tygrysem 😀

    • Dzięki Kasia, bardzo mi miło. Ja zawsze powtarzam, że narzekając (a w tym Polacy są mistrzami), należy mieć minimum przyzwoitości, i zdawać sobie sprawę z tego, że nie jest u nas najgorzej. Ja wiem, że wielu ludziom jest trudno, wiem, że trzeba zawsze patrzeć na tych i aspirować do tych, którym jest lepiej, ale za nami jest cała kolejka tych, którym jest naprawdę, cholernie źle: Ukraina, Syria, Libia, Egipt, Grecja.. można by tak wymieniać.

      Tak czy inaczej, myślę, że warto było pokazać tą piękną twarz Kijowa by dopiero na koniec opowiedzieć tę historię trudną. Wyłącznie trudne historie odpychają ludzi.

  29. Bardzo ciekawy i szczegółowy wpis. Cieszę się, że podkreślasz, iż warto wybrać się do Kijowa nawet, a może wręcz przede wszystkim, teraz. Ze zdjęć i opisu wynika, że to naprawdę piękne miasto. Na Ukrainie byłam jedynie ponad 10 lat temu, pamiętam, że zachwycił mnie Lwów i Krym, ale wtedy wszystko wyglądało inaczej, poza tym sama byłam dzieciakiem, więc zwracałam uwagę na inne rzeczy (nie zapomnę jak wynajęliśmy domek na kilka dni w górach i na strychu odnaleźliśmy małe kociaki!).
    A co do FB, Insta, Snapa. Z jednej strony fajnie, że wszystko się tak rozkręca i cały czas wymyślane jest coś nowego, a z drugiej trochę mnie to smuci. Kiedyś więcej się ze sobą rozmawiało, nawet z obcymi ludźmi. Gadam trochę jak stara babcia, ale lubiłam takie pogaduchy w pociągach czy poczekalniach. Obecnie każdy wpatruje się w swój smartfon czy tablet. Ciekawe co będzie za 10, 30 lat…

    • Wiesz Kinga, takie czasy mamy, że wszyscy patrzą się w te ekrany, łącznie ze mną zresztą. Dlatego wydaje mi się, że coraz modniejsze (i dobrze!) będzie uciekanie do analogowej rzeczywistości, odwyk od netu, spotykanie ze znajomymi i rzeczywiście stawiania telefonów jeden na drugim, tak jak robią to goście z IT w Dolinie Krzemowej – kto pierwszy się złamie, płaci za rachunek!

  30. Cholernie lubię czytać Twoje wpisy. Umiejętnie przeplatasz historię miejsc, opisy zabytków i chyba jako jedyny bloger ze znanych mi wrzucasz wypowiedzi osób. Czyta się jak książkę.
    Co do samego Kijowa, to mnie przekonaliście. Będę przy najbliższej okazji chciał się wybrać i poczuć miasto na własnej skórze.

    • Dzięki wielkie! Zawsze wydawało mi się, że dopuszczenie do głosu ludzi napotkanych w drodze, to rzecz ważna. Chciałbym ten kierunek rozwinąć. Powodzenia z wyjazdem do Kijowa, na pewno się spodoba!

  31. Niektóre murale są naprawdę ciekawe i ujmujące. Czy będziesz mieć może oddzielny wpis poświęcony temu?

  32. Karolina

    Po pierwsze, dziękuję bardzo za ten porządny i niesamowicie interesujący wpis. Nie wiem o Ukrainie zbyt wiele i przyznam szczerze, że gdzieś we mnie jest jakiś strach przed pojechaniem na przykład do Kijowa. Dlatego dziękuję za pokazanie, że Kijów to miasto piękne i tętniące życiem, nawet jeśli da się w nim odczuć cień ostatnich wydarzeń. Słyszałam już od kilku osób wspaniałe słowa na temat Kijowa i mam nadzieję, że uda mi się tam kiedyś dotrzeć.
    A tak trochę z innej strony, przypomniała mi się moja wizyta we Lwowie sprzed lat i moje zdziwienie kontrastem między ukraińskimi mężczyznami a kobietami. Trafiłeś w sedno z opisem: „Ukraińcy przy swoich paniach zawsze wyglądali trochę tak, jakby się z drzewa urwali, z ociosaną fryzurą, z wiecznie niedopasowanymi ubraniami, sprawiali wrażenie oderwanych od otaczającej ich rzeczywistości atrakcyjnych kobiet.” Wygląda na to, że to się zmieniło, ale niekoniecznie tak, jak powinno.
    Trzymam kciuki za Ukrainę. Świetnie, że o niej piszesz, bo ja też często się w tym gubię. W mediach Ukraina opisywana jest jako kraj objęty wojną albo się ją w ogóle ignoruje, bo po co się tym przejmować. Tak jak napisałeś w komentarzu powyżej – media mainstreamowe rzadko tworzą obiektywne i porządne relacje, więc oby takich wpisów o Ukrainie w podróżniczej blogosferze było coraz więcej 🙂

    • Dzięki Karolina, bardzo mi miło! Cieszy mnie właśnie to, że mogę przełamać choć odrobinę sposób, w jaki ludzie myślą o tym miejscu.

      A co do kobiet, wydaje mi się, że napisałem to, co każdy myśli po wizycie w tym kraju 😉 Ale to zdaje się być już melodią przeszłości. Zmienili się, to fakt.

      Mam naprawdę nadzieję, że głosy niezależnych podróżujących będą przebijać się do ludzkiej świadomości, bo szkoda by było uczynić z tego kraju czarną plamę na mapie Europy.
      Pozdrawiam!

  33. Wyprzedzasz mnie. Byłam w Kijowie raz – trzy lata temu, na krótko po Euro – i miasto było dla mnie niesamowitym zaskoczeniem. Pokochałam je od razu. Majdan i to co potem, jak wielu Polaków, oglądałam ze złamanym sercem. Za miesiąc mam w Kijowie przesiadkę i ponad 12 godzin na obejście miasta. Czekam na to z większym niepokojem, niż na miesiąc w Kazachstanie.

    A z innej beki:
    „Są za to obiektywy złotych iPhonów skierowane na poranną kawę. Snapchat: piję kawę na lotnisku. Instagram: morning coffee at #katowice. Facebook: w podróży z Katowice do Kijów.” –> <3 (na mnie wciąż patrzą, jak na idiotkę, jak robię snapy na ulicy i gadam do siebie 😉 )

    • Miałem to samo, bardzo szybko wpadłem w zachwyt i odwiedzałem je we wszystkie pory roku, nawet podczas słynnej, choć zapomnianej już, epidemii ptasiej grypy, albo świńskiej, nie pamiętam.

      A co do snapa, z chęcią bym pooglądał te filmiki, ale usunąłem to cholerstwo, bo wydało mi się zbędne, nie zaprzyjaźniliśmy się jakoś 😉

      I na koniec jedno słowo o tym Kazachstanie…już czekam na zdjęcia! 🙂

  34. Nie ma to jak zacząć nowy tydzień od tak porządnej lektury. Z Andrijevskim mam dokładnie to samo skojarzenie, tam życie toczy się, jak gdyby nigdy nic. Ale Majdan jest obecnie przeżyciem naprawdę skłaniającym do refleksji.
    Najbardziej cieszy mnie to, że pisząc czy o Lwowie, czy Kijowie podkreślasz, że nie ma tam wojny. Trzeba uświadamiać, ze Kijów, już nie mówiąc o zachodzie kraju, to nie Donbas. Ba, nawet uważam, że my, niech będzie – turyści, jesteśmy im teraz bardzo potrzebni.
    A nam, niech będzie – turystom, potrzebna jest od czasu do czasu chwila refleksji na Majdanie.

    • Dzięki Mateusz. Rozmawiałem w drodze powrotnej z moim amerykańskim profesorem i promotorem mojej pracy magisterskiej, którego przypadkiem spotkałem w pociągu jadącym z Przemyśla, i doszliśmy do wniosku, że blogerzy podróżniczy w jakiś sposób zastępują media mainstreamowe jeśli chodzi o porządne relacje z miejsc trudnych. Niestety, ale papka medialna robi swoje i na Ukrainę nikt po prostu nie chce jeździć. Masy Polaków walą do naprawdę niebezpiecznego Egiptu, gdzie groźba zamachu jest naprawdę spora, zaś nikt nie pojedzie do naszego wschodniego sąsiada, który jest drugim największym krajem Europy, gdzie regionalny konflikt w Donbasie, jest naprawdę daleko od głównych miast turystycznych – Lwowa i Kijowa. Jeśli tym naszym pisaniem uda się skłonić kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt osób, do pojechania na Ukrainę, możemy mówić o małym sukcesie. To miejsce naprawdę warte odwiedzenia, a Majdan z kolei, zdecydowania skłania do refleksji i warto tam być, aby pojąć, co nas otacza. Pozdrawiam!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading