Arktyka Europa Norwegia Świat

Svalbard. Wycieczka na Arktykę

Każdy, kto przybywa na daleką, arktyczną północ, z czasem zachorowuje na pewną przypadłość. Ciągle chce wracać.

Tę ciszę trudno opisać słowami. Ten dziwny stan dezorientuje tak samo, jak brak innych bodźców. Powietrze nie pachnie kwiatami, nie śmierdzi spalinami, jest czyste, zupełnie nowe dla każdego przyjezdnego. I jeszcze ta noc, która nocą jest tylko w teorii, gdyż słońce bez przerwy oświetla okolicę. To Svalbard, arktyczny archipelag na północnych krańcach Ziemi. Wielu podobnych do mnie przybywało na ten odległy zakątek naszego globu i pozostawało tam na dłużej, znacznie dłużej. Trudno jednoznacznie zdefiniować, co najbardziej przyciąga do tego miejsca – czy jest to fakt, iż ostatnie, zupełnie dzikie dla człowieka białe plamy na naszej planecie, Arktyka i Antarktyka, są miejscami na swój sposób najbardziej orientalnymi? A może po prostu człowiek odnajduje tam coś, o co trudno już we wszystkich innych miejscach – spokój duszy i izolację od normalnego życia, cokolwiek tym normalnym życiem jest?

Chyba żadne miejsce do którego dotarłem, nie zryło mi psychiki tak bardzo, jak Arktyka właśnie. Nie było jednego dnia w przeciągu ostatniego roku, podczas którego nie wróciłbym na chwilę do tej odległej krainy. Na swój sposób zaskakujące jest to, że w gruncie rzeczy nie ma tam praktycznie niczego – nie ma plaż z pocztówek, kolorowych drinków pod palmami, zabytków UNESCO też nie ma. Jest jedna wielka pustka i zaledwie ponad dwa tysiące ludzi, którzy zdecydowali się na życie w tym niezwykle trudnym dla człowieka miejscu. Ci, którzy jak ja powrócili, nie przestają myśleć o tym, by pojechać tam ponownie. Nagle Azja Południowo-Wschodnia staje się czymś odrobinę przeciętnym, Nowy Jork czymś fajnym w filmach, a podróżnicze priorytety przesuwają się na północ. Niejako walcząc ze swoją nową chorobą zaplanowałem na ten rok Islandię. Wszyscy tam teraz latają, bo miejsce jest tego zdecydowanie warte. Czy będzie przeżycie podobne do Svalbardu? Nie będzie. Islandia to kraj przepięknych krajobrazów i niesamowitej natury, ale jednak jest to kraj, część Zachodu, kraina asfaltowych dróg i miast rozrzuconych po nieziemsko pięknej krainie. Myślę o wyjeździe na Grenlandię, na Wyspy Owcze, do Laponii też z chęcią bym się wybrał, Syberią podobnie bym nie pogardził. Jednak najbardziej chciałbym wrócić na Svalbard.

Zapytacie po co w ogóle ludzie tam jeżdżą, a tym bardziej, w jakim celu się tam osiedlają? Badania, węgiel, turystyka, polityka – te cztery słowa w zasadzie odpowiadają na pytanie. Wielki budynek uniwersytetu polarnego dominuje nadbrzeżną część Longyearbyen, głównej osady arktycznego archipelagu. Co roku latem, ale także poza sezonem, do portu w Longyearbyen zawijają wielkie wycieczkowce, z których wytaczają się tysiące ludzi w sportowych, ciepłych strojach, by spędzić dzień a najbardziej północnej osadzie ludzkiej na Ziemi. Turystyka na Svalbardzie to wytwór ostatnich lat, gdyż przez dziesięciolecia od początku ubiegłego wieku, główną aktywnością na wyspie było wydobycie węgla. Ale skąd w ogóle węgiel na lądzie, gdzie nie wyrośnie żadne drzewo? Otóż miliony lat wstecz wyspy te porośnięte były bujną roślinnością i znajdowały się w okolicach równika, dopiero ruchy tektoniczne i wielkie przesunięcia kontynentów przemieściły je na daleką północ. Współcześnie to właśnie tam znajdują się główne i jedyne złoża norweskiego węgla. Norwegia lubi o tej ziemi mówić „norweski Svalbard” lub „nasz Svalbard”, jednak w rzeczywistości jest to prawdziwa, choć specyficzna, ziemia niczyja. Na mocy traktatu svalbardzkiego z 1920 roku, pozostaje ona pod administracją norweską, jednak wstęp do niej mają obywatele wszystkich państw sygnatariuszy, w tym Polacy.

Svalbard powraca do mnie większymi i mniejszymi falami. Czasami jest to szybkie spotkanie raz na ruski rok z Bartkiem, którego poznałem w Longyearbyen, a czasami jest to dłuższa chwila przy książce lub artykułach na temat tej krainy. Tak się akurat składa, że jedną z najlepszych współczesnych pozycji opowiadającej o norweskiej Arktyce, jest książka napisana przez Polkę – Ilonę Wiśniewską. Białe wydane przez wydawnictwo Czarne, to jedna z topowych pozycji na moich półkach z książkami. Wyszła krótko po tym, jak wróciliśmy z Arktyki, jednak postanowiłem odczekać kilka miesięcy po powrocie, i wrócić do niej dopiero, gdy wszystkie myśli i wspomnienia uporządkują się w głowie. Przeczytałem ją jednym tchem i osobiście uważam, że każdy, kto myśli o wyjeździe w tym kierunku, powinien tę książkę traktować jako pozycję obowiązkową. Wiśniewska nie trafiła tam na chwilę. Jako osoba mieszkająca tam od lat, ma wszelkie prawo, by pisać o tym miejscu z pozycji kogoś, kto coś o tym miejscu wie. Autorka wie naprawdę wiele i stojąc niejako w tle, opowiada historie niesamowitych ludzi, siebie usuwając niejako na bok, choć i  jej historia jest zupełnie niesamowita. Białe to reportaż jakich mało i warto sięgnąć po niego nawet gdy nie planujemy Arktyki w najbliższej przyszłości.

Aby zrozumieć, że na Arktykę naprawdę nie jest trudno dotrzeć, wystarczy, że zaglądniecie do tekstów, w których opisywałem nasz zeszłoroczny wyjazd na Spitsbergen.

Jakiś czas po naszej wizycie na dalekiej północy, na Svalbard zawitali wraz z ekipą naukowców dobrze znani większości czytelników Los Wiaheros, którzy, będąc bardziej „cyfrowi” niż ja jestem, przygotowali kilka krótkich i ciekawych filmów ze Svalbardu. W tym samym czasie co Los Wiaheros, na Svalbardzie przebywał także polski król youtube’a, Krzysztof Gonciarz, którego filmiki z tamtych stron również warto zobaczyć, aby poczuć atmosferę miejsca.

Wiele osób, z którymi rozmawiałem o Svalbardzie, mówiło „nie lubię zimna” w reakcji na zdjęcia i opowieści z tego miejsca. Aby rozgrzać atmosferę panującą wokół dalekiej północy skontaktowałem się z szwajcarskimi twórcami pięknego i głębokiego filmu The Living, który ukazuje życie ludzi w Longyearbyen, jednej z najbardziej wielokulturowej osady ludzkiej na Ziemi. Mam nadzieję, że kopia ich filmu dotrze do mnie do Krakowa, a wtedy, mam nadzieję, spotkamy się na projekcji i dyskusji o tej krainie, gdzie zachorowałem na nieuleczalną chorobę – arktycznego bakcyla, który nie pozwala mi zapomnieć o tych dniach spędzonych na miejscu i o tym, kiedy tam ponownie wrócę. 

39 komentarzy dotyczących “Svalbard. Wycieczka na Arktykę

  1. Pingback: Norwegia północna. Piękno surowego, arktycznego świata | Wojażer

  2. Pingback: Norwescy bohaterowie polarnego świata – wojażer

  3. Od początku – książkę „Białe” znam, pochłonęłam chyba w jeden wieczór. Od tamtej pory bardzo chciałabym odwiedzić Spitzbergen! koniecznie! Czy mógłbyś polecić, kiedy byłoby najlepiej? Wiem, ze każda pora niesie z sobą co innego, ale może na pierwszy raz miałbyś wskazówkę?

    • Cześć Joanna! Dzięki za komentarz! Rzeczywiście, „Białe” pochłania się niezwykle szybko, bo też książka jest po prostu świetnie napisana! Co do pory, zależy, co kto lubi. Ja osobiście nie polecałbym na pierwszy raz okresu, kiedy na niebie nie ma słońca. Fotograficznie bardzo trudny i też niewiele się uchwyci w wiecznych ciemnościach. Mi osobiście przypadł do gustu ten maj właśnie, czas między sezonami, a właściwie przed sezonem, kiedy przyjeżdżają turyści. Jest to taki „norweski miesiąc” – wtedy na miejsce przyjeżdża cała masa „swoich” a wokół Longyearbyen nadal zalegają masy śniegu, które tworzą „atmosferę Arktyki”, coś, czego nie ma w miesiącach letnich. Pozdrawiam!

  4. Pingback: Svalbard, czyli jak dolecieć na Arktykę. Przewodnik | Wojażer. Blog podróżniczy i życiowy

  5. Jeżeli myślisz o Wyspach Owczych to polecam jedyny w Polsce i pewnie na świecie reportaż „81:1. Opowieści z Wysp Owczych”. Co do „Białego” Wiśniewskiej w pełni się zgadzam. Zresztą najbardziej ufam właśnie takim książkom reporterskim: ludzi wrośniętych w miejsce.

  6. Jak byłam w liceum, byłam na wykładzie na temat Svalbardu. Od tamtej pory marzy mi się tam wyjazd. Bo moimi największymi marzeniami teraz są : Wschód (Iran, Kirgistan, Uzbekistan, Tadżykistan i Kazachstan), Islandia oraz Svalbard 🙂

  7. Piękna historia. Budzi we mnie identyczne uczucia. I choć my jesteśmy raczkującymi podróżnikami, to Svalbard zostawił w nas głęboki ślad. Już na zawsze pewnie. Różnica polega na tym, że ja od trzech lat w Norwegii mieszkam. Łatwiej mi było więc pewne rzeczy zrozumieć. Przed cztery laty, kiedy mój mąż (wtedy jeszcze chłopak) postanowił rozpocząć swoją przygodę w Norwegii, siedzieliśmy z mapą na kolanach i wtedy padło to magiczne jego zdanie „A pomyśl Marlena jak musi być TAM!” Wtedy brzmiało to tak nierealnie, jakbyśmy mieli polecieć w kosmos. A kiedy już się urządziliśmy w Norwegii i pokochaliśmy tak mocno jak Polskę, brakowało nam spełnienia tego marzenia z przed wyjazdu. Do tej pory wielu Norwegów śmieje się, że widzieliśmy więcej miejsc w Norwegii niż oni sami. Prawda! Dla samych Norwegów Norwegia jest droga i na wakacje wybierają najchętniej ciepłą Hiszpanię. Zapraszamy do Oslo, a przed nami Trolltunga za 37 dni! 🙂

    • Cześć Marlena! Dziękuję bardzo… z chęcią skorzystałbym z zaproszenia, bo też bardzo chciałbym wrócić do Oslo, mam niedosyt od ostatniego pobytu w 2012 roku! A i na skałę wspiąłbym się z największą przyjemnością!

  8. Nie wiedziałam, że byłeś na Arktyce:) Hej, te galerie zdjęć ustawiasz w wordpress czy robisz wcześniej w jakimś programie?

  9. Zaciekawiłeś mnie tym wpisem. Dla mnie już wyjazd na Islandię był czymś niesamowitym ale domyślam się, że faktycznie podróż na Svalbard zapada na bardzo długo w pamięć.
    Tak jak napisałeś, ta przestrzeń, pustka i ludzie, którzy zdecydowali się żyć w tak ciężkich warunkach powoduje, że człowiem ma wrażenie, że znalazł się na innej planecie. Mimo, że nie lubię zimna chętnie doświadczyłabym tego wszystkiego na własnej skórze.

  10. Pustka, cisza, prawie jak koniec świata, a do zimna można się przyzwyczaić. Kiedyś moje wyobrażenie o wakacjach było jednoznaczne: plaża, ciepłe morze i słońce. Od tamtej pory wyobrażenie zmieniło się na tyle, że zazwyczaj na wyjeździe chcę coś zobaczyć, coś poczuć, gdzieś przejść, doświadczyć, przekonać się itd. Podobają mi się te ośnieżone góry i lodowiec na Twoich zdjęciach. I zastanawiam się gdzie Ty trzymasz te wszystkie książki, które przeczytałeś, czytasz, polecasz 🙂 ?

    • Jeśli chodzi o książki, system wygląda tak: wszystkie książki obecnie czytane i do przeczytania mam w Krakowie zamknięte w biblioteczce, zaś wszystkie, które przeczytałem trafiają do mojego podkrakowskiego domu, gdzie zrobiła się już niezła biblioteka 😉 Nie zmieściłbym tego wszystkiego w Krakowie, książki leżałyby wszędzie 😉

  11. Tak, jak Ty piszesz, że Svalbard powraca do Ciebie falami, większymi i mniejszymi – tak do mnie powracają góry wysokie. Izolacja od świata, techniki, codziennej pogoni, by wyrwać dobie jeszcze jedną godzinę… za tym często się tęskni. Takie momenty potrafią zapaść w pamięć tak głęboko, że nie ważne ile czasu byśmy do danych miejsc nie wracali, to w głębi duszy czujemy, że są w jakiś sposób nasze, bliskie i, że kiedyś tam jeszcze zawitamy. Marzę o Svalbardzie, i choć na razie mi nie po drodze, to wiem, że kiedyś na pewno będzie. Dzięki za ten wpis, przeczytałam z zadumą. Pozdrawiam! A

    • Ja też tak mam z górami, tylko nie jest mi dane w nich za często bywać. Choć ten rok był super – najpierw na 3500 metrów, potem ponad 4000 metrów. Czuć podobną ciszę i potęgę natury, jakkolwiek to patetycznie brzmi, na niektórych działa. Na mnie przynajmniej tak. Pozdrawiam!

  12. Na myśl o Północy przejmuje mnei chłodem, ale jest coś fascynującego w tym co opisujesz. Chcialabym to poczuć.

  13. Co to za aparat wisi Ci na szyi? Rewelacja, trochę taki vintage;-)

  14. Szczerze Ci zazdroszczę tej podróży, poważnie 🙂

  15. moja pierwsza myśl jak zobaczyłam posta to: „przeczytaj „białe” czarnego” 😉 o ja naiwna, mysląc że nie czytałeś. też czytałam „białe”- nie wiem czy przeoczyłam te informacje w książce, czy tak miało być, ale dopiero na koniec zaskoczyłam czyją żona jest autorka książki i że to nie jest osoba ktora przyjechała tam niedawno i na krótko. zaskoczyło mnie też, że dzień polarny może tak męczyć. myślalam że koniec słońca to jest jakiś najsmutniejszy dzień w roku.
    strasznie jestem ciekawa, jak bym przeżyła taką noc polarną. bo własnie, przyjechac na jakiś czas latem – ok. ale spędzić tam te najczarniejsze miesiące, to jest dopiero doświadczenie.
    myślę, że kiedyś i tam dotrzemy. na razie stoję w rozkroku: kocham góry i im bardziej „północny” krajobraz tym bardziej mi zapada w serce; ale kocham też miasta, obserwowanie ludzi, mnogość sytuacji. pewnie z wiekiem środek ciężkości będzie sie przesuwał na krajobrazy.

    • No widzisz, tak się przyzwyczailiśmy już w tych czasach, że ktoś jedzie gdzieś na tydzień, dwa, albo miesiąc, wraca i pisze książkę. Takie mamy czasy. Dlatego mam szacunek do pozycji wydawanych przez Czarne w serii reportaż, bo też wiem, czego mogę się spodziewać, i czułem, że to nie będzie książka amatorki. Nie była. Czytało się ją dobrze, nawet bardzo dobrze. Na początku odrobinę żałowałem, że nie wyszła przed moim wyjazdem na Svalbard, ale potem zrozumiałem, że dobrze, iż tak się stało. Bo też wszystkich informacji o Svalbardzie musiałem się wtedy naszukać, a Ilona podaje to wszystko na talerzu, bardzo smakowitym talerzu!

      Co do nocy polarnej, rozmawiałem trochę o tym z Bartkiem, którego tam poznałem, i odniosłem ogólne wrażenie, nie tylko po rozmowach z nim, że noc polarna rypie psychikę dosyć mocno. Sam chciałbym zobaczyć jak to jest, bo wiem, że byłoby to jedno z najtrudniejszych wyzwań dla mnie.

      Krajobrazy są tam genialne, ludzie arcyciekawi, jedyne, co mi łazi po głowie to to, że nie chciałbym tam ponownie pojechać na krótko. Chciałbym na dłużej. W tym cały mój problem.

      • O tak, noc polarna musi być niesamowita! Byłam dwa razy po jednym tygodniu na kole podbiegunowym i choć tam było jednak kilka godzin półmroku, to wszystko wyglądało zupełnie inaczej. A „Białe” też czytałam i to w całkiem fajnych okolicznościach, bo właśnie na Dalekiej Północy 😉

  16. Jeszcze nie byłam na północy. Jednak wiele ludzi mówi, że miłość jest niezatarta. To właśnie nazywa się zew natury,ktoś jakby podświadomie rozdrgał jakąś strunę Twojej duszy. Piękna relacja i zdjęcia. Z chęcią sięgnę po inne komentarze i zaproponowane filmy.

  17. Północ uzależnia. Najgorsza (najlepsza?) jest ta cisza, która po bardzo krótkim czasie tak się wbija w człowieka. Nic nie dźwięczy w uszach, niczego nie słychać. Byłam dwa lata temu w lecie w Laponii i Finnmarku. Może i jest to kontynentalna Europa, może i jest stosunkowo blisko, ale wystarczy pobyć tam przez kilka dni i już się wie, że to zupełnie co innego. Pół roku wcześniej byłam po raz pierwszy za kołem podbiegunowym, w Rovaniemi. Kilka miesięcy temu wróciłam, nie mogłam wytrzymać w Warszawie, ani nigdzie indziej. Pomiędzy ostatnim wyjazdem a tym dwa lata temu nie mknęło aż tak dużo czasu, a udało mi się zobaczyć wiele miejsc, o zobaczeniu wielu marzyłam od dawna i zrobiły na mnie ogromne wrażenie – Rosja. Rumunia. Sztokholm. A i tak gdzieś podświadomie wyszukiwałem podobieństw do Północy.

    Jest w Finnmarku takie miasto, Vardø. To dla mnie całkowity koniec świata, koniec Europy, choć gdy się tam jest, ma się wrażenie, że Europa skończyła się już wiele wcześniej. Otacza je tundra i Morze Barentsa. Jest jeszcze wieś Hamningberg, którą opuścili kiedyś wszyscy mieszkańcy, dzisiaj nieśmiało powracający. Czytałam gdzieś, że są to miejsca zapomniane przez Boga, przez świat, przez wielką i piękną Norwegię, bo być w tam to jak być gdzieś pomiędzy istnieniem a nieistnieniem. Jak znikanie.

    • Jak dla mnie ta cisza była zdecydowanie najlepsza, bo mało jest jej w takim codziennym życiu. Wszystko jest przeładowane bodźcami, a tam jest ich mniej – dźwięków jest mniej, światła przez kilka miesięcy też, zapachów jest mniej. Tak jak mówisz – po powrocie z miejsc tego typu, miejsca jak Warszawa po prostu drażnią.

      Ja także mam nadzieję, że dotrę do dalekiej, kontynentalnej północy – do Finlandii i Szwecji. Zaglądnę wtedy także do Vardø!

      • Mogę Ci zatem polecić książkę „Znikająca Europa”, również wyd. Czarne. Zbiór osobistych historii o różnych miejscach, wśród nich jest też Vardo.

  18. Patrząc na te niesamowite zdjęcia to nie ma się co dziwić, że choroba zbiera żniwo 😉

  19. No widzisz, chorujemy na to samo. Jako studentka oceanografii pojechałam tam w 1997 roku na miesięczną wyprawę naukową. Byliśmy w piątkę, mieszkaliśmy w namiocie i mieliśmy konkretne zadania do wykonana. Arktyczne lato, więc non stop było jasno. W Longyearbyen był też pub i chyba najdziwniejszy był powrót z imprezy niby w nocy, a jednak w dzień. W czasie naszego pobytu zeszliśmy sporo, a próbek do badań przybywało. Wszyscy w mieście wiedzieli, że te dwa kolorowe namiociki na obrzeżach miasta to polscy studenci, więc nie brakowało życzliwości, podwózek i zaproszeń do domów miejscowych. Od tej pory ciągle chcę tam wrócić, ciągle rozpamiętuje, ciągle myślami wracam do krajobrazów. Obserwuję poczynania moich znajomych, którzy pozostali w zawodzie i bywają wciąż w okolicach.

    Ale ten wyjazd był początkiem czegoś nowego w moim życiu. Był z nami Włoch, dla niego musieliśmy zacząć się uczyć włoskiego, bo słabo mówił po angielsku. Język mi się spodobał i zaczęłam się uczyć. Rok później ten sam kolega załatwił mi robotę we Włoszech. Pojechałam na pół roku i poznałam świetnych ludzi, sporo podróżowałam po kraju. Po dwóch latach poznałam go z moją koleżanką, z którą do dziś są szczęśliwym małżeństwem. A ja w końcu zaczęłam pisać o Włoszech. I jak tu nie kochać Spitsbergenu:).

    • Kawał pięknej historii Magda! I super masz zawód, choć jak sama mówisz, już go nie wykonujesz. Mój niemiecki szwagier jest właśnie tego samego zawodu i właśnie ich też życie będziesz rzucać na drugi koniec świata, choć nie na Svalbard.

      To prawda – jak tu nie kochać Spitsbergenu! Zrozumieją tylko ci, którzy tam byli! 🙂

      • czytam tak cały czas o Svalbardzie,bo od pewnego czasu strasznie mnie fascynuje.Chciałbym tam popłynąć yachtem,okazuje sie że to nietakie proste

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading