Azja Iran Świat

Jacy są Irańczycy? Myśli z Isfahanu, najpiękniejszego miasta Iranu

Do niedawna Irańczyków postrzegano tylko i wyłącznie przez pryzmat politycznych generalizacji. Jacy są naprawdę?

Dziedziniec hotelu Abbasi to oaza absolutnego spokoju. Pracownicy techniczni leniwie krzątali się między kwitnącymi krzewami powoli przygotowując dekoracje na nadchodzący perski nowy rok – Nowruz. Przy wewnętrznych murach od czasu do czasu pojawiała się ubrana w czador pani sprzątająca, która uchylając na czas sprzątania okna pokoju wychodzącego na dziedziniec, pozwalała rzucić okiem na kunszt wnętrz najlepszego hotelu w Isfahanie. Kiedyś będzie mnie stać na nocleg w tym miejscu – pomyślałem. Do tej ekskluzywnej oazy w sercu miasta wpadliśmy na herbatę, by po prostu porozmawiać z Alim o życiu w Iranie i niespiesznie posiedzieć w promieniach wiosennego słońca . W miejscach tego typu nie płaci się za herbatę, a raczej za wszystko poza nią. Ona, aromatyczna, wzbogacona miętą, okraszona cukrem szafranowym w krystalicznej formie, była najlepszą, jaką piłem w Iranie. To jednak wygodne fotele, ćwierkające w ogrodzie ptaki, cisza panująca wokół i kelner nienagannie ubrany, sprawiły, że była to najdroższa herbata jaką piliśmy w tym kraju. Warto jednak tutaj przyjść popołudniu i usiąść w promieniach zachodzącego słońca, które powoli chowa się za kopułą należącą do jednej z najważniejszych medres w mieście. Za murami szczelnie odgradzającymi tę oazę od gwaru miasta, ruch powoli zamierał. W czwartek wieczorem rozpoczynał się bowiem muzułmański weekend.

Ali Taheri

Wiecie, tak sobie myślę, że dobrze zrobiłem zostając w Iranie – zwierzył się Ali słodząc swoją herbatę cynamonową – Kto wie co robiłbym teraz w Stanach, kim bym tam był? Co z tego, że byłem pilotem myśliwców za Szaha? Szah uciekł, jego oficerowie też, różne są ich losy. Z naszej piątki, która latała na szkoleniowych myśliwcach została dwójka: jeden w Teksasie, z jednym pijecie herbatę, a pozostała trójka została w lotnictwie po rewolucji i zginęła w wojnie iracko – irańskiej. Mam dużo szczęścia, Bóg mnie chyba lubi! Alego poznaliśmy na krótko przed wylotem do Iranu. Wszystko już w zasadzie mieliśmy zaplanowane, wszystko rozpisane, autobusy, pociągi, samolot powrotny do Teheranu. Aż pewnego dnia napisałem do jednego z pierwszych irańskich przewodników, których wspomina Lonely Planet. Napisałem z pytaniem o wypad w góry, zaś skończyło się na tym, iż spędziliśmy ze sobą prawie dwa tygodnie przemierzając wspólnie prawie dwa i pół tysiąca kilometrów. Ali sprawił, że osobnym rozdziałem naszych wspomnień z tego kraju są jego mieszkańcy, zaś kilkadziesiąt stron tych wspomnień to tylko i wyłącznie jego historia.

Przez kilka lat przed 1979 rokiem latał nad Arizoną i Teksasem, rozpędzał wojskowe myśliwce do maksymalnych prędkości, nurkował, celował, stawał się coraz lepszy. Kadra oficerska armii Szaha Rezy Pahlawiego szkoliła się w Stanach, u swojego najważniejszego sojusznika. Bogaty w ropę Iran mógł kupić każdy rodzaj broni, wyszkolić każdą ilość żołnierzy, zapewnić im sprzęt i amunicje. I to też robił, zbroił się na potęgę. Gdy na przełomie lat 1978/79  w kraju robiło się coraz bardziej niespokojnie, szkolonych w USA pilotów zawrócono do kraju. Wkrótce, po ponad dwóch tysiącach lat, monarchia w Iranie upadła, Szah uciekł poza kraj, a w Iranie władzę przejęli ajatollahowie. Ali postanowił zostać, w końcu na miejscy była cała rodzina. Powtarzali sobie, że jakoś przeczekają, że pewnie potrwa to pół roku. Po sześciu miesiącach myślał, że może to kwestia roku lub dwóch lat, potem zapewne wszystko wróci do normy. Nie wróciło. Ali nigdy nie był wielkim fanem teokratycznych rządów, jednak ciężko pracował na to, aby jego życie było dobre i pełne radości, i przede wszystkim, by było to życie w Iranie. Bo dla Irańczyka nie ma chyba nic ważniejszego ponad swoją ojczyznę, rodzinę, ziemię, kulturę. Po rewolucji zaproponowane mi pracę w cywilnych liniach lotniczych, jednak odmówiłem, bo prosili, czy mogę pracować bez wypłaty przez rok. Ja za darmo nic dla nich robić nie będę, pomyślałem!  – opowiadał Ali przy herbatce – Zająłem się czymś zupełnie innym. Najpierw jakiś handel, potem przez kilka dobrych lat pracowałem w ambasadzie Japonii w Teheranie. Zawsze lubiłem kontakt z obcokrajowcami. A niecałe dziesięć lat temu postanowiłem zostać jednym z pierwszych przewodników turystycznych w Iranie. Wiesz ile osób mnie zna? W Chinach przynajmniej 100 milionów – zażartował.

Ali ma jakieś pozytywne zboczenie jeśli chodzi o Chińczyków. Albo może po prostu jest to dobry nos biznesu, w końcu relacje chińsko-irańskie należą do strategicznych między oboma krajami. Także ruch turystyczny mieszkańców Państwa Środka w kierunku Iranu, jest mocno zauważalny. Ali nie przesadza, gdy mówi, że znają go w Chinach miliony. Pisały o nim bowiem niejedne lokalne gazety. Najlepszy przykład tego mieliśmy, gdy czekaliśmy na Alego w hallu hotelu w Isfahanie. Gdy ten zszedł na dół, siedzący obok Chińczyk trzymający w dłoni chińską wersję przewodnika Lonely Planet, spojrzał w jego kierunku i zapytał – Ali Taheri? Rozpoznał go bez mrugnięcia okiem.

Wyjazd do Iranu to nie pierwszy raz, gdy zdecydowaliśmy się na usługi lokalnego kierowcy, ale przede wszystkim przewodnika. Zrobiliśmy to też podczas ostatniej wizyty w Indiach, podobnie jak niedawno w Malezji i wcześniej w Gruzji. Podróżowanie z drukowanym przewodnikiem LP to jedno, zaś podróżowanie z najprawdziwszym obywatelem odwiedzanego kraju, z kimś, kto zna ten kraj lepiej niż najlepsza książka, to zupełnie inna jakość. Gdy podróżujemy do różnych krajów, zawsze poznajemy mniej lub bardziej ciekawych ludzi, jednak jeżdżąc z kimś takim jak Ali, poznajemy ich ogromną ilość, a wraz z nimi ich historie, o wiele bardziej pasjonujące niż zapiski na kartkach czytanych książek.

Skąd jesteście? Lahestan!

Nawet w tym najbardziej turystycznym mieście Iranu, jakim jest Isfahan, nawet w jego najbardziej centralnym punkcie, jakim jest plac Imama, trudno uniknąć tego, że jest się widzianym, niczym na talerzu. Inność, fizyczna lub stylistyczna, rzuca się w oczy i sprawia, że chwilę po wejściu na ten niezwykle malowniczy plac, ktoś się po prostu uśmiechnie. Kilka metrów dalej ktoś rzuci zwykłym „hello” lub po persku powie „salam”. Spacerując przez całą długość tego bajecznego miejsca, w końcu ktoś podejdzie i zapyta – Skąd jesteście!? Poland – odpowiadaliśmy na początku, lecz po pięćdziesiątym razie, gdy usłyszeliśmy, że Holland is a beautiful country, bardzo chcąc uniknąć ciągłego brania nas za Holendrów, zaczęliśmy odpowiadać z dumą w głosie – Lahestan! Bo tak też w języku farsi brzmi nazwa naszego kraju i od razu przypomina czasy, kiedy pierwsza Rzeczypospolita była świetnie rozpoznawanym chrześcijańskim imperium opierającym się prącemu ku Europie islamowi. Do Iranu trafiliśmy w jakimś dziwnym czasie, pomyślałem. W większości przypadków, gdy ktoś pytał skąd jesteśmy, sam odpowiadał na swoje pytanie i stwierdzał – Aleman? Niemcy? Przez cały pobyt w tym kraju, nie spotkaliśmy praktycznie żadnej innej narodowości. Nawet sami Niemcy dziwili się, że spotykają kogoś, kto nie jest Niemcem.

Pomimo tego, iż niejeden napotkany przez nas Irańczyk spotkał kiedyś jakiegoś podróżnika znad Wisły, o Polsce w Iranie wiadomo niewiele. Jeśli nasz kraj wzbudza jakiekolwiek emocje, to głównie przez to, że zdziesiątkowaliśmy Iran w zeszłorocznym meczu siatkówki. Nienawidzę Polaków – zażartował policjant, który zatrzymał nasz samochód do kontroli, gdy lekko przekroczyliśmy prędkość w drodze do Isfahanu – Następnym razem Was pobijemy! – powiedział wręczając nam minimalnej wielkości mandat. 

Co myślicie o Iranie?

Irańczycy są głodni kontaktu ze światem i z najzwyklejszymi personifikacjami świata zewnętrznego, czyli z nami, ludźmi, którzy przybywają do ich krainy, chcą mieć jakikolwiek kontakt. I o ile nikt nie zawracał sobie nami głowy w wiecznie zabieganym Teheranie, o tyle w Isfahanie, mieście mniejszym, raz po raz spotykaliśmy sympatycznych mieszkańców, którzy z zainteresowaniem zaczynali rozmowę. Głównym pytaniem otwierającym nie było wcale to, skąd jesteśmy albo jak się mamy. Nawet jeśli padały, rozmówca i tak czekał na możliwość zapytania o to, co go najbardziej interesowało. Najważniejszy zaś było to, co myślimy o Iranie?

Mieszkańcy tego kraju doskonale zdają sobie sprawę z tego, jak maluje się ich na Zachodzie: terroryści, fanatycy religijni, antysemici nienawidzący Izraela, ludzie tylko czekający na irańską bombę atomową, by móc ją użyć przeciwko nam, wygodnym społeczeństwom zgniłego Zachodu. Papka medialna, którą karmią nas media, tylko szerzy stereotypowe myślenie o ludziach z Iranu, co potem skutkuje niesamowitym zdziwieniem, gdy ci, którzy wracając z tych stron, opowiadają o niesamowitej gościnności i życzliwości Irańczyków. Pytanie, co się myśli o Iranie, jest wynikiem bardzo typowego dla tego kraju kompleksu wyższości-niższości. Ci sami, dumni z siebie i swojego kraju Persowie, świadomi swojej niezwykle długiej państwowości, lubiący często stawiać się ponad otaczającymi ich narodami, szczególnie Arabami, których szczerze nie lubią, z drugiej strony są pełni kompleksów wobec świata globalnego. Mają aspiracje bycia częścią globalnej wioski, jednak póki co myślą o sobie jako co najwyżej obywatelach drugiej kategorii. Co myślisz o Iranie? -pytają – Myślę, że to niesamowity kraj wspaniałych ludzi i wspaniałej kultury! Bardzo nam się podoba! – ta odpowiedź to z reguły wstęp do dalszych rozmów.

Wśród młodych Irańczyków, którzy do nas zagadywali, dominowali mężczyźni. Kobiety nieśmiało się uśmiechały, z chęcią pozowały do zdjęć, czasami lekko odsłaniały swoje włosy przykryte chustami, ale prawie zawsze pozostawały na uboczu, niczym bierne obserwatorki otaczającej rzeczywistości.

Bazar. W sercu Iranu na chwilę przed weekendem. 

Wystarczy wejść pod arkady okalające rynek, albo na bazar, jeden z najpiękniejszych w Iranie. Handel kwitnie na każdym rogu. Wciąż pamiętam wizytę w ogromnym centrum handlowym w Teheranie. Największe centrum handlowe w stolicy – głosił baner. Ten sam baner nie ostrzegał jednak tych, którzy planowali odwiedziny, że w środku nic nie ma. W tym samym czasie, o tej samej porze, miliony Irańczyków zmierzały w kierunku bazarów, by zrobić zakupy. A to w Iranie rzecz zgoła inna niż u nas. W Isfahanie nie zrobiliśmy większości zakupów. Ali poradził, by ich piękne wyroby z miedzi, malowane na niebiesko, robione ręcznie, po prostu niezwykle piękne, zakupić w Shiraz, gdzie ceny są o wiele niższe aniżeli w obleganym przez turystów Isfahanie.

Nawet nie robiąc zakupów, warto przejść się po bazarze tylko po to, by poczuć miejsce, gdzie naprawdę bije irańskie serce. Na bazarze nie tylko odbywa się handel, ale także często produkcja przedmiotów, które od razu trafiają do sprzedaży. Już dawno nie byliśmy w miejscu, gdzie stwierdzenie, iż coś jest ręcznie zrobione, było prawdą niepodważalną, czymś zupełnie namacalnym. W warsztatach znajdujących się na tyłach sklepów słychać było trzask młotków uderzających w świeżo wytopioną miedź, gdzieś dalej mężczyzna tkał wycieraczki, a w innym miejscu ktoś malował płytki. Najciekawszy jednak okazał się warsztat, gdzie wytwarzano obrusy starą metodą farbowania drewnianymi wzornikami.

Z handlu na bazarach żyją dziesiątki tysięcy ludzi. To oni głównie są siłą wspierającą reżim ajatollahów. Pobożni, przedsiębiorczy ludzie robiący od zawsze to samo, specjaliści w swoim fachu, ostoja tradycji i handlu, któremu zagrozić może nasza zgniła, zachodnia, globalizacja. Abstrahując jednak od sympatii politycznych panujących pod zadaszonymi bazarami Iranu, trzeba przyznać, że trudno tutaj znaleźć tak zwany chiński szajs. Nie mówię, że go nie ma, ale mimo wszystko towary sprzedawane na miejscu prezentują określoną jakość. I ku zmartwieniu zbieraczy pamiątek, powiem szczerze, za jakość się w Iranie płaci. To nie jest kraj tanich pamiątek za kilka złotych, które wylądują na komodzie i zbierać będą kurz aż do chwili, gdy postanowimy je schować w pudełku. Kupowanie na bazarze to wyprawa, która wymaga czasu. Szczególnie w przypadku ich słynnych wyrobów z miedzi o pięknym, perskim, niebieskim kolorze, są to rzeczy, którym warto poświęcić odrobinę negocjacji i rozmowy, a cena dla obu stron stanie się bardziej satysfakcjonująca.

 Gdy przychodzi weekend. Rodzina i świeże powietrze.

W czwartek pracuje się tylko do połowy dnia. Potem rozpoczyna się weekend, którego najważniejszym dniem jest piątek – dzień wolny od pracy. Większość sklepów pozostaje zamknięta, bazary także. Irańczycy skupiają się na tym, co dla nich najważniejsze – na rodzinie. Miasta pustoszeją, bo kto może wyjeżdża gdziekolwiek, by przez chwilę nacieszyć się naturą i świeżym powietrzem. Weekend poznać można po braku korków na głównych arteriach miasta, po spokoju panującym wokół.

W Isfahanie wielkie święto. Władze postanowiły po raz pierwszy od kilku miesięcy otworzyć tamę, dzięki której przekierowują wodę w kierunku pustynnego południa kraju. Od dłuższego czasu w mieście nie widziano rzeki Zayande, która wypływa z niedalekich gór Zagros i przecina miasta przepływając przez historyczne, niezwykle stare mosty. W kierunku jednego z nich, mostu Khaju, wybraliśmy się z Magdaleną, by poobserwować życie normalnych ludzi, którzy wylegli nad brzegi rzeki, by nacieszyć się bryzą świeżej wody, której nie widziano od miesięcy. Salam! Skąd jesteście? – padają pytania, gdy tylko zjawiamy się przy moście –  Czy możemy z Wami porozmawiać po angielsku? Jak Wam się podoba w Iranie? – naprawdę nietrudno nawiązać tutaj znajomości.

Liczący dwadzieścia cztery łuki most Khaju od zawsze był czymś więcej, aniżeli tylko mostem. Ta jedna z najwspanialszych budowli z czasów shaha Abbasa II w końcach XVII wieku spełniała przede wszystkim funkcje społeczne. Nie był to zwykły most, czy też zwykła mała tama. Było to przede wszystkim miejsce pełne herbaciarni, gdzie spotykano się na rozmowy oraz by podziwiać piękno rzeki, bez której nie byłoby tego miasta. Dziś most spełnia w zasadzie te same funkcje co przed wiekami. Jest miejscem spotkań mieszkańców Isfahanu, którzy umiłowali sobie te okolice tak bardzo, iż władze zmuszone były ulokować posterunek policji obyczajowej tuż przy wejściu do parku nad rzeką, aby móc w pełni kontrolować poziom szczęścia swoich mieszkańców.

Ludzie przychodzą tutaj całymi rodzinami. Siadają nad brzegiem rzeki i rozkładają swoje małe dywany, na których kładą jedzenie, które zabrali na piknik. Ktoś stawia obok piecyk i gotuje wodę na herbatę. Kilka metrów dalej mężczyzna relaksuje się przy dymku z sziszy. Pomiędzy arkadami mostu dziewczyny spacerują w swoich grupkach obserwując stojących między kolumnami chłopaków, którzy spoglądają w kierunku raz po raz opadających chust. Ten most to idealne miejsce, by flirtować – pomyślałem. Konstrukcja dolnej części mostu to bowiem architektoniczny majstersztyk. Wystarczy, że jedna osoba szepce do jednego rogu filara, by druga osoba po przekątnej idealnie słyszała, co mówi.

Herbata

W Iranie alkohol jest nielegalny. To nie znaczy, że go tam nie ma i że absolutnie nikt go nie pije, jednak na co dzień Irańczycy nie spotykają się przy piwie albo na wódeczkę. Bardziej na herbatę. W słoneczny dzień warto wybrać się do pałacu Chehel Sotoon, by zobaczyć miejsce, w którym odbywały się ceremonie państwowe i religijne w czasie, gdy Isfahan był stolicą imperium Perskiego. Pałac czterdziestu kolumn, a tak naprawdę dwudziestu, gdyż pozostałe dwadzieścia to refleksy na wodzie stawu, który zdobi park przed pałacem, to miejsce pełne historycznych malunków przedstawiających wzloty i upadki imperium.

Będąc na miejscu warto wpaść do herbaciarni mieszczącej się na uboczu kompleksu pałacowego. Miejsce dosłownie napakowane historią, gości kilku starszych Irańczyków popijających aromatyczny napój. Zamówiliśmy herbatę z miętą podawaną z cukrem szafranowym w towarzystwie lokalnych słodyczy. Ponownie, na długie chwile, zatopiliśmy się w rozmowach o Iranie i jego mieszkańcach planując kolejne miejsca, które odwiedzimy w Iranie.

Przed nami kolejna długa droga, na południe, do miasta poetów, do prowincji, z której wywodzi się nazwa tego kraju.

Rocznik 1985. Hybryda czasów analogowych i cyfrowych, człowiek, który pamięta jak było przed internetem a w internecie czuje się jak ryba w wodzie. Urodzony w Krakowie, w nim wykształcony i z nim zawodowo związany. Po krótkim okresie życia w Chinach, na dobre zajął się normalnym życiem i intensywnym podróżowaniem. Zawodowo specjalista branży podróżniczej, hotelarskiej i rezerwacyjnej.

41 komentarzy dotyczących “Jacy są Irańczycy? Myśli z Isfahanu, najpiękniejszego miasta Iranu

  1. Bardzo przyjemny i kolejny otwierający oczy wpis. A Ali… Sama bym chciała poznać tego człowieka.

  2. Witam!
    Doczytałem się, że byłeś w Iranie w okresie ichniego Nowego Roku. Mamy zamiar w przyszłym roku pojechać na przełomie marca i kwietnia. Mam pytanie: czy są problemy ze znalezieniem miejsca i hostelu, hotelu?
    Troszkę podróżowaliśmy. Jesteśmy niskobudżetowcy. Przy okazji, zapraszam do siebie: http://www.plecakowcy.pl/
    Służę informacjami, jeżeli będziesz się w rejony odwiedzone przeze mnie wybierał.
    Pozdrawiam – Piotr

    • Cześć Piotr! Przepraszam za późną odpowiedź – nadrabiam ostatnie tygodnia, które były bardzo intensywne! Co do ichniejszego Nowego Roku, ponoć jest wtedy jedna wielka masakra i generalnie wszyscy odradzają podróżowania w tym czasie, chyba, że chcesz odwiedzić Teheran, który wtedy pustoszeje i ma czyste powietrze. Ogólnie wiele miejsc jest zamkniętych, hotele i wszelkie miejsca noclegowe są pełne, nie jeżdżą kierowcy / taksówkarze a ludzie rozbijają się wszędzie z namiotami. Jeśli masz inną opcję co do terminu, wybierz inny czas. Większość tak mówi i chyba ma jednak rację. Pozdrawiam i dzięki za link!

  3. Pingback: Iran. Praktyczny przewodnik oraz informacje o kraju | WOJAŻER

  4. Pingback: Sziraz. W mieście Hafeza, poezji i udanych zakupów | WOJAŻER

  5. Pingback: Persepolis. Wśród ruin stolicy antycznej Persji | WOJAŻER

  6. Piękny wpis – świat jest podzielony na ten herbaciany i na ten kawowy. Nigdy nie będę mogła się zdecydować, który wolę.

    A Ali… Poznałam w Diyarbakir – w sumie nie tak daleko Iranu – na ulicy mężczyznę. Trudno było ukryć, że jestem turystką – sama blondyna z aparatem na miejskiej starówce, która kiedyś będzie chciała być turystyczna, a na razie jest slumsowa. Zaprosił mnie do swojego sklepu na herbatę, do swojej restauracji na obiad. Opowiadał, że jest w Lonely Planet i że jest tam napisane, by się z nim – Mustafą – umówić, to on pomoże w mieście. Był dawnym dziennikarzem wojskowym, który nie tak dawno temu wrócił z Iraku (też przecież jakże bliskiego). Potem sprawdziłam – faktycznie w tym Lonely Planet był.

    • Niesamowite potrafią być te historie opowiadane przez ludzi, których spotykamy w podróży. Jak dla mnie, Ali był materiałem na książkę sam w sobie, dlatego też mam nadzieję, że tam wrócę i jeszcze trochę czasu z nim spędzę!

  7. Ja naiwny z Iranem czekam, aż się w Pakistanie uspokoi żeby można było lądem przejechać z PL do Indii bub Karakorum do Cin. Im dłużej czekam tym słabiej to wygląda:/
    pzdr

    • Też mi się wydaje, że im dłużej się na to czeka, tym tylko gorzej. Jak dla mnie Pakistan to tykająca bomba. Jak w tym kraju kiedyś talibowie przejmą władzę i położą łapy na broni nuklearnej, to będzie słabo. Swoją drogą, kto by pomyślał, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu, Polak, Ryszard Sługocki, przejechał sobie Warszawą z Polski do Chin. Polecam przy okazji jego książkę, niesamowita lektura! Pozdrawiam!

  8. Bardzo fajne te Twoje opowieści z podróży 🙂 Zdjęcia super a architektura rewelacyjna!

  9. Najlepszy wpis, bardzo dziękuję, bo przyjemnie mi się spędziło część tego późnego nazwijmy to poranka:) Z nieba mi spadła możliwość wyjazdu do Iranu jeszcze w sierpniu, ale za chwilę z tego samego nieba spadła mi możliwość wyjazdu w jeszcze inne miejsce. Jeszcze otwarta sprawa:) a że herbatę piją tak namiętnie, to dla mnie teraz raj dla duszy i ciała, bo dla wyższych potrzeb, oczywiście podróżniczych, czasowo nie zalewam krwioobiegu procentami;) pozdrowienia!

    • Wiesz jak to jest – nie udało się teraz, uda się następnym razem! Ja w Iranie miałem być już 3 lata temu. Na szczęście Iran tam był, jest i będzie, więc na pewno tam trafisz! A tak swoją drogą, co to za inna możliwość, która była fajniejsza od Iranu? 🙂

      • Niekoniecznie idzie o to, czy fajniejsza, ciężko porównywać. Iran to byłaby dla mnie wyprawa obecnie na max. 3 tygodnie, a w zamian prawdopodobnie będę miała 2 lub 3 miesiące relaksu w Hiszpanii- potrzebuję w niedługim czasie podszlifować język, mam też nadzieję na codzienny surfing i pracę w jakimś b&b czy innym odjechanym barze:) sprawa otwarta, zresztą tak samo jak to, co po tej Hiszpanii!

  10. Też lubię lokalnych przewodników, chociaż nigdy jeszcze nie miałam takiego na cały wyjazd (no chyba, że wyjazd był 4-dniowy, jak w Armenii 🙂 ) – też muszę kiedyś spróbować.

  11. Co tu dużo gadać, miałem takie same wrażenia jak Ty będąc tam 🙂
    Chociaż w jednym na pewno się różnimy. Ja nie trawię bazarów, omijam je szerokim łukiem, nie znoszą zakupów, nie trawię oglądania całej tej otoczki targowania się i rozmowy przy pkazji. Rozmowa to rozmowa, a zakup lubię prosty: cena mi odpowiada kupuję, nie odpowiada, nie bedę ie targował. Taki już jestem.
    I pod tym względem bardzo mi się podobało obok mostów i na placu, gdzie wiodłem długie i niezobowiązujące rozmowy. Chociaż z drugiej strony deczko nużące było po raz 20 tego samego dnia odpowiadać na te same pytania. Pewnie też tak miałeś:) Skąd, a co myślisz, a co w twoim kraju się myśli, powiedz w swoim kraju, że… ito itd.
    I wciąż z uśmiechem wygłaszałem te same odpowiedzi, do rożnych ludzi, bo czy ich winą jest, żę wszystkich Irańczyków na początku rozmowy interesuje to samo?
    Najmilej jednak wspominam wizytę w Babolsar nad morzem. Tam spędziłem kilka bitych godzin rozmawiając z weteranami wojny iracko-irańskiej. Nawet nie wiem, kiedy mi minęło kilka godzin. Jedna herbata, druga, piąta, potem obiad, potem rozmowy, plaża…
    Działo się 🙂

    • Hej! 🙂 To może tak brzmieć, jakbym był jakimś wielkim fanem zakupów, ale w rzeczywistości jest odrobinę inaczej. Owszem, wpadam na bazary, targi, do galerii sztuki i tym podobnych, ale nie mam ciśnienia, by coś kupić. Spokojnie i cierpliwie poluję na perły i od czasu do czasu mam do tego spore szczęście. W kilku miejscach na świecie udało mi się znaleźć rzeczy absolutnie niesamowite, które zapewne na starość przypominać mi będą o tych fajnych chwilach. A widzisz, z targowaniem to jest jeszcze zupełnie inna sprawa. Mieszkałem w Chinach, tam targowanie to podstawa i to w wersji totalnie hardkorowej w porównaniu z Iranem. W jakiś sposób przywykłem do tego, chyba też dlatego, iż w Krakowie też się targuje, w mniejszym stopniu, ale jednak. Ja zawsze negocjuję ceny, wszystkiego co się da. Jedyne, czego nienawidzę negocjować to jedzenie.
      Wiesz, co do rozmów, owszem, trudno uniknąć tych samych pytań i po jakimś czasie zaczyna to nawet irytować, ale ja nie lubię marnować czasu – jak widzę, że żadnej ciekawej rozmowy nie będzie, to odbębniam swoje trzy grosze i idę dalej. Co innego gdy poznaję kogoś naprawdę ciekawego, wtedy czasu znajdzie się wystarczająco dużo!
      Tak swoją drogą, musimy wymienić uwagi przy okazji Cieszyna! 🙂 Pozdrawiam!

  12. Dzięki za ten artykuł, super się czyta i ogląda! Może kiedyś będzie mi dane porozmawiać z Irańczykami w ich kraju przy herbacie cynamonowej…

  13. Iran będzie mi się niedługo śnił przez Ciebie po nocach, Marcin 😉

  14. Niezwykła podróż. Poczułam się jakbym tam była! A most niezwykły!

  15. Zatęskniłem za Iranem, kiedy czytałem. Byłem równo rok temu w Isfahanie, razem ze znajomymi świętowaliśmy Nowruz:) Z tymi przewodnikami, których wszyscy rozpoznają, to podobnie miałem w Jazdzie, niestety już nie pamiętam jak się delikwent nazywał. Czekam na więcej!

    • Całkiem możliwe, że to był Ali. Uwielbia towarzystwo ludzi i zawsze zagaduje! No i jak się podobał Nowy Rok? Pozdrawiam i oczywiście zapraszam do dalszych relacji, jeszcze trochę ich będzie!

  16. Świetny tekst i zdjęcia. W zasadzie gotowy reportaż do druku.
    Marcin, Magda – tworzycie naprawdę rewelacyjny duet.

    • Asia, dziękujemy bardzo, jest nam niezwykle miło to słyszeć! Do reportażu drukowanego jeszcze trochę muszę popracować nad sobą, ale kiedyś, przyznam, chciałbym teksty wydać! Pozdrawiam!

  17. Herbata w krysztale otulona promieniami słońca zachęca najbardziej. Bardzo dobry tekst.

  18. Piekne zdjecia, bardzo ciekawy tekst, ucze sie wlasnie perskiego i teraz tymbardziej nie moge sie doczekac wyjazdu do Iranu 🙂 pozdrawiam z Rzymu

    • Dziękujemy! 🙂 Przyznam, że znajomość farsi bardzo Ci się tam przyda! Jednak z językiem to jest zupełnie inne doświadczenie. Tak jak wtedy, gdy mieszkałem w Chinach i mówiłem po chińsku – na zupełnie inne poziomy poznania można wtedy wejść. Pozdrawiam!

  19. KołemSięToczy.pl

    mega! super sie wspomina 😉

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading