Azja Iran Świat

Góra Damavand. Pod najwyższym szczytem Iranu

Wiesz, ostatnio jeden Polak przeszedł całe góry Zagros – powiedziałem do Alego, gdy powoli przebijaliśmy się przez północne dzielnice Teheranu, aby skręcić na wschód, w kierunku drogi, która miała nas zabrać pod najwyższy szczyt Iranu, górę Damavand. Pieszo!? – zdziwił się mocno – po co on szedł tymi górami pieszo? Niedawna wyprawa Łukasza Supergana robiła wrażenie na irańskich znajomych. On sporo chodzi. Rusza w jakąś wyprawę i idzie, poznaje miejsca, ludzi, jest sam z tym wszystkim, co go otacza. A potem pisze o tym i opowiada – tłumaczę. Ali spogląda na mnie lekko kiwając głową – Wielu Polaków nie poznałem, ale wiem, że jesteście szalonymi ludźmi, szczególnie jeśli chodzi o góry! Kiedyś wiozłem parę Polaków w kierunku Damavand. On masywny, porządnie zbudowany, ona niewiele gorsza, sportowcy jacyś. Poprosili mnie, żebym ich zawiózł jednego dnia na początek trasy w kierunku szczytu, i potem żebym wrócił po nich za tydzień – kontynuował Ali – wyobraź sobie, że plecaki mieli tak ciężkie, że nawet nie mogłem ich wyciągnać z bagażnika! A ona po prostu hop, podniosła i już go miała na sobie! Poszli w kierunku szczytu i tam lekko poniżej, w strefie wolnej od siarki i wyziewów z krateru, mieli swoją bazę przez te wszystkie dni. Mówili potem, że chcieli odpocząć od wszystkiego z dala od wszystkich! Szaleni! – skwitował historię, choć widać było, że zrobili na nim niemałe wrażenie.

Bliskości gór w Teheranie nie da się nie zauważyć. Stolica Iranu dosłownie wspina się w ich kierunku, by w końcu oprzeć się na granicy, która jest nie do przekroczenia – na ścianie masywu Elburs, który wytycza granicę północnego, bogatego Teheranu. Wjeżdżając do miasta od południa, najpierw wkracza się w biedne dzielnice położone na wysokości 1200 metrów nad poziomem morza. Mijając centrum, czyli tak zwany Stary Teheran, zaczyna się solidna samochodowa wspinaczka szerokimi arteriami, które docierają na wysokość 1800 metrów, do miejsca, gdzie powietrze, zarezerwowane dla bogatych, zdaje się być bardziej łaskawe i dosyć świeże jak na teherańskie standardy. Momentami może zadziwić, z jakimi mikroklimatami ma się do czynienia na terenie jednego miasta. Po chwili opuściliśmy miasto przebijając się przez szkaradne przedmieścia, by w końcu znaleźć się w spartańskich krajobrazach przypominających zimową pustynię. Roślinność ustępowała stertom głazów, temperatura na wskaźniku w samochodzie pokazywała coraz mniej, z każdą chwilą wspinaliśmy się coraz wyżej. Wiosna została w Teheranie, zima wróciła do nas na własne życzenie.

Iran to kraj wspaniałych widoków, niesamowitych miast i cudownych ludzi. Po co więc zawracać sobie głowę górami, skoro można by od razu ruszyć do Isfahanu, Persepolis czy innych miejsc pełnych pasjonującej kultury? Cóż, prawda jest taka, że większość powierzchni kraju pokrywają góry, więc towarzyszą one każdemu podróżnemu przez większość pobytu w Iranie. Miłością do gór zaraziłem się już dawno. Właściwie wyssałem ją z mlekiem matki. Matki góralki. Bliskość Krakowa do gór jedynie wzmaga mój sentyment. Niestety nigdy w górach nie mieszkałem, nie uprawiałem nawet żadnych sportów zimowych. Nie jestem alpinistą, nigdy nie chciałem nim zostać. Nie mam ciśnienia, by zdobywać najwyższe szczyty świata. A jednak nieprzerwanie onieśmiela mnie ich majestat, ciekawi to, jaki widok rozpościera się ze szczytu. Lubię spoglądać w ich kierunku i czuć ich obecność. Czasami lubię po prostu na nie wejść, jeśli tylko potrafię i mam wystarczająco siły.

Widzisz te wzgórza? – pokazał Ali przed siebie – To jedna z naszych instalacji atomowych. Miniemy jeszcze jedną za kilka dni. W każdym bądź razie, robi się coraz zimniej, musimy się zatrzymać na harbatkę! – urwał temat atomu i znalazł miejsce, gdzie mogliśmy delektować się smakiem rozgrzewającego napoju podziwiając jednocześnie wspaniałe widoki.

Kilkadziesiąt minut jazdy dalej, dotarliśmy w końcu do niewielkiej miejscowości Polur, która stanowi punkt wypadowy większości wypraw trekkingowych na Damavand. O tym fakcie świadczyć ma posąg ustawiony tuż przy głównej drodze. Przedstawia on alpinistę wskazującego kierunek ścieżki wiodącej do następnej bazy, z której ruszają wyprawy idące na szczyt najwyższej góry Iranu.

W wiosce Polur wjechaliśmy w lokalną drogę, która stromo wspina się na coraz większe wysokości kierując się do jeziora Lar, wielkiego rezerwuaru wody stworzonego na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. W związku z coraz większym rozrostem populacji stolicy, problem zaopatrzenia w wodę stał się niezwykle ważną kwestią, która zaowocowała decyzję o budowie tamy oraz, przy okazji, elektrowni, tuż u podnóża góry Damavand.

Samochód zaparkowaliśmy jakieś dwa kilometry od jeziora Lar na wystarczająco dużej wysokości, by stwierdzić, że oddycha się trudno. Magdalena została na miejscu z lokalnym strażnikiem, zaś my wraz z Alim ruszyliśmy przed siebie na trekking, który miał nas doprowadzić do miejsca, z którego roztacza się niesamowity i majestatyczny widok góry Damavand.

Początek spaceru był trudny. Bardzo chciałem kontynuować ciekawe rozmowy z Alim, jednak im wyżej się przemieszczaliśmy, tym bardziej doskwierało mi przerzedzone powietrze i płytki oddech. Mój sześćdziesięcioletni kompan radził sobie zdecydowanie lepiej. Od czasu do czasu znikał gdzieś daleko z przodu, by potem poczekać na wyraźnie zmęczonego, młodszego o połowę, człowieka. Tak, nie popisałem się kondycją, ale przyznam też, niespecjalnie się na cokolwiek przygotowałem. Wierzyłem, że po prostu ruszę przed siebie i dojdę, a co! Gdy minęliśmy magiczną granicę największej wysokości, na jakiej dotychczas byłem, czyli 3500 metrów, poczułem, że chyba nie ma to sensu. Chmury zasłoniły wszystko wokół, z oddali zbliżała się mała śnieżyca, a wiatr zawiewał coraz mocniej. Ali twierdził jednak, że z pewnością się przejaśni.

Nadzieja pojawiła się znienacka, gdy wielka niebieska wyrwa pojawiła się na zachmurzonym niebie. Przemieszczała się w kierunku szczytu, więc przyspieszaliśmy coraz bardziej, by dotrzeć na najbliższy samotny szczyt i nacieszyć wzrok niesamowitym widokiem góry Damavand będącej na wyciągnięcie ręki, przynajmniej optycznie. Nadzieja daje wielką siłę, więc nie zwracając uwagi na coraz płytszy oddech i postępujące zmęczenie, parłem do przodu za moim wiecznie niestrudzonym przewodnikiem. Czego się nie zrobi dla swoich czytelników – zażartowałem do Alego!

 

Niestety nadzieja, podobnie jak fizyczne siły, umarły, gdy błękitna luka w niebie bezpowrotnie znikła, a całą okolicę powiły chmury, z których coraz mocniej sypał śnieg. Ali parł do przodu mając jeszcze odrobinę nadziei, jednak ja, swoimi zmęczonymi oczami, widziałem już tylko czarną kropkę na białym horyzoncie, na którym powierzchnia ziemi zlewała się z niebem tworząc jedną białą papkę. Ali odwrócił się w moim kierunku i krzyknął – Marcin, cholera, bardzo chciałem, ale chyba nic z tego! Do tego idzie zamieć śnieżna. Wracamy!

Zejście było gorsze od wspinaczki. Droga powrotna długa, śnieg jakiś bardziej mokry, i przede wszystkim nie zobaczyłem góry Damavand, pięknego wulkanu o kształcie podobnym do japońskiej góry Fuji. Ali nie dawał jednak za wygraną – Słuchaj, pojedziemy trochę dookoła i być może się nam poszczęści. Gdy wróciliśmy do samochodu postanowiliśmy ruszyć dalej w poszukiwaniu miejsca na obiad.

W wybitnie ładny, bezchmurny dzień, góra Damavand jest widoczna praktycznie z wielu punktów na drodze wiodącej z Teheranu do obozów wspinaczkowych. W bezchmurny dzień wolny od zanieczyszczeń, widać ją także między filarami wieży Azadi, jednak dni tego typu zdarzają się niezwykle rzadko. Gdyby nie zanieczyszczenie powietrza nad stolicą, góra ta jest widoczna z ponad dwustu kilometrów. Damavand jest jednym z siedmiu najwyższych wulkanów świata i najwyższym wulkanem Azji o wysokości 5,610 metrów. Wejście na szczyt jest możliwe między czerwcem a październikiem, zaś najłatwiej jest w lipcu, w szczycie lata, gdy nie jest wymagany specjalny sprzęt, aby zdobyć górę.

Zjeżdżając w kierunku miejscowości o tej samej nazwie – Damavand, gdzie planowaliśmy zjeść obiad, zauważyliśmy na niebie kolejny niebieski prześwit, który w końcu, po godzinach poszukiwań, pozwolił nam choć na chwilę ujrzeć górę, w której poszukiwaniu przejechaliśmy tego dnia kilkadziesiąt kilometrów.

 

Do Teheranu wracaliśmy malowniczą trasą wciśniętą w dolinę między strzelistymi górami. Wyobrażaliśmy sobie, jak pięknie musi być w tym miejscu latem. Według Alego wszystko się wtedy wokół zieleni, a na łąkach otaczających Damavand, rosną miliony czerwonych maków. W spartańskich zimowych warunkach, na jednodniowej wycieczce z Teheranu, przemówiło to do naszej wyobraźni i sprawiło, że zapragnęliśmy kiedyś tam wrócić, choćby po to, by móc latem wybrać się na trekking w kierunku szczytu. Jak zdrowie i Bóg pozwoli. Inszallah!

 

28 komentarzy dotyczących “Góra Damavand. Pod najwyższym szczytem Iranu

  1. Droga powrotna wygląda najpiękniej! Chociaż zamieć na górze też musiała być niesamowitym przeżyciem! Na jaką wysokość ostatecznie weszliście?

    • Z tego co pamiętam to 3800 metrów, ale trudno było poczuć, że jest się na takiej wysokości, bo wokół nic nie było widać a teren nie był też jakiś wybitnie trudny. Gdy doszedłem na Krzyżne miałem wrażenie, że jestem na pięciu tysiącach, a tutaj miałem wrażenie, że wszedłem na jakąś górkę w Beskidzie. No oczywiście ciężki oddech mi tylko przypominał, że jest wysoko.

  2. Czytając Twój wpis czułam się jakbyśmy siedzieli obok siebie i z każdym zdaniem chciałbyś mnie przekonać, że warto tam kiedyś pojechać! I wspaniale bo nigdy Iranu nie brałam pod uwagę a może czasami trzeba wziąć pod uwagę również te mniej oczywiste kierunki? 🙂

  3. Zawsze, jak widzę śnieg w Iranie, muszę sobie przypomnieć, że tam są góry 🙂

  4. Miałam swego czasu w pracy dwóch Irańczyków i oni zawsze mówili, jak piękne są góry w Iranie. Teraz, po zobaczeniu twoich zdjęć już ich rozumiem

  5. Dzielny chłopak!! Podziwiam! No ale warto się pomęczyć żeby zobaczyć inne oblicze Iranu. Super!

  6. Pingback: Iran. Praktyczny przewodnik oraz informacje o kraju | WOJAŻER

  7. Ładne zdjęcia, zupełnie nieirańskie… ale i tak fajne, trzeba będzie kiedyś pojechać 😉

  8. Pingback: Poznajcie Irańczyków. Sceny z Isfahanu. Cz.II | WOJAŻER

  9. A zdjęci drukuj, publikuj i się chwal bo są MEGA MEGA klimatyczne! Love it!

  10. Pingback: Sceny z placu Imama. Isfahan, najpiękniejsze miasto Iranu. Cz.I | WOJAŻER

  11. ewatraveller

    Podziwiam, że tak długo wyczekiwaliście warunków i że w ogóle chciało Wam się fatygować w góry. Chociaż może i nie, bo mają w sobie unikalne piękno. Chciałabym się tam kiedyś pojawić o cieplejszej porze roku.

  12. Dobrze napisany tekst, fajnie się czytało. Zdjęcia oczywiście też. No, czyli w Iranie też znają, kojarzą Polaków 🙂

  13. ania ostrowska

    Świetne zdjęcia! Szczególnie te ostatnie – bardziej przypominają Islandię niż Iran 🙂

  14. Mówiłam już kiedyś, że dobrze piszesz? 😉 zwłaszcza wstępy wymiatają

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading