Europa Felietony Ukraina

Lecisz z Ukrainy? Przecież tam jest wojna!

Czasami nie wiem, co ludzi bardziej przeraża – fakt, że lecę do Iranu, czy to, że lecę tam z Ukrainy? I nie myślę tutaj o tych, którzy dobrze wiedzą o gościnności Irańczyków i wspaniałościach ich kultury. Nie myślę też o tych, którzy wiedzą, że ukraiński front wojny domowej jest kilkaset kilometrów od Lwowa. Bardziej na myśli mam przerażonych, niezorientowanych i niezainteresowanych ludzi – przyjaciół, znajomych, nieznajomych, którzy nie wnikając w zagmatwane relacje międzynarodowe, porządkują swój świat według łatek przyklejanych na elementy otaczającej ich rzeczywistości. Nie czynię im z tego zarzutu. Niezainteresowanie światem zewnętrznym nie jest bowiem niczym złym. Niektórym izolacja od szumu komunikacyjnego wychodzi w zasadzie na zdrowie. Mogą żyć szczęśliwie, nieświadomi problemów zewnętrznych, skoncentrowani na swoich małych ojczyznach, na swoich rodzinach, na bliskich, z dala od tego, co przeraża.

Ci, którzy o Iranie myślą w kategoriach osi zła, a o Ukrainie w kategoriach wojennych, stanowią zasadniczą większość. Bo większość ludzi w Polsce ma inne problemy niż problemy Ukraińców, czy wolność kobiet w dyktaturze Ajatollahów. Wśród większości zawsze znajdzie się jednak jakaś czarna owca, która stwierdzi, że odwiedzi Afganistan; jakiś typ, który akurat chciałby wybrać się do Sudanu; jakiś wariat, który pojedzie z pomocą humanitarną na wschodnią Ukrainę, ktoś, kto pcha się tam, gdzie większość pchać się nie chce. A gdy o tym powie, staje przed ścianą niezrozumienia i gradem pytań – po co Ty tam jedziesz? Nie boisz się? Czasami po ludzku ktoś się zamartwi i powie – uważaj na siebie!

Tak, Szanowni Państwo, do Iranu lecę z Ukrainy. Niecałe dwa lata temu nie byłaby to żadna sensacja, jednak dziś nic już nie jest takie samo. Na dwa tygodnie przed wyjazdem do Lwowa i wylotem do Teheranu, postanowiłem zmierzyć się z tematem Ukrainy, tematem dla mnie trudnym, aczkolwiek niezwykle ważnym.

Na kartach tej strony nigdy nie zostało to szczególnie uwidocznione czy też opisane lub opowiedziane, ale Ukraina to kraj dla mnie bardzo szczególny. Kilka stron w moim paszporcie to pomarańczowe pieczątki z przejść samochodowych, kolejowych i lotniczych – wszystkie z Ukrainy. Na przestrzeni 2009-2012 bywałem u naszego wschodniego sąsiada wielokrotnie, tak turystycznie jak i biznesowo. Był to drugi kraj po Chinach, w którym spędziłem naprawdę dużo czasu i rozmawiałem z naprawdę sporą ilością osób. I choć każdego miesiąca wiedziałem o tym miejscu coraz więcej, nigdy nie byłem w stanie konstruktywnie zebrać myśli i napisać, co tam się naprawdę dzieje.

10 kwietnia 2010 roku obudziliśmy się z Magdaleną w naszym lwowskim apartamencie. Dzień jak co dzień, trochę mgliście, odrobinę cieplej też by mogło być, ale w gruncie rzeczy było super, jak zawsze, gdy jechałem do Lwowa. Do Lwowa zabierałem na przestrzeni ostatnich lat wszystkich znajomych, którzy tylko chcieli tam ze mną pojechać.  10 kwietnia tego słynnego roku, byliśmy tam z Magdaleną sami. Słyszałeś o tupolewie? – Powiedziała, gdy wyszedłem z łazienki. Wszędzie ten sam news. Na początku nie wiedzieliśmy o co chodzi, a gdy już do nas dotarło, siedzieliśmy przed ekranem długo, naprawdę długo. Z perspektywy lat, szczególnie po festiwalu totalnych oskarżeń i walki politycznej na naszym polskim poletku, sprawa Smoleńska przyprawia o mdłości, ale tamtego jednego dnia nie zapomnę i do końca pamiętać będę jedno – każdy, ale to każdy Ukrainiec składał nam kondolencje. Jak brat bratu, siostra siostrze, jak słowiański naród drugiem słowiańskiemu narodowi. A wieczorem na deskach lwowskiej opery pojawił się jej dyrektor, który wyszedł na środek i poprosił wszystkich by wstali, aby uczcić pamięć poległych w katastrofie braci Polaków. Wszyscy stali w ciszy.

Jednak z tym, czy Ukraińcy to nasi bracia, zawsze miałem problem. Natury historycznej. Wiele nas przez wieki łączyło, podobnie jak wiele dzieliło. Rzeczpospolita ciemiężyła te ziemie przez wieki, zaś Ukraińcy wzięli odwet w najgorszych historycznych warunkach – współpracując z Hitlerem i tworząc nacjonalistyczne bataliony SS znane ze swej okrutnej brutalności. Nie wspominając już o UPA, ukraińskiej powstańczej armii, która będąc symbolem bohaterstwa dla Ukraińców, jest jednocześnie zadrą na stosunkach z Polską, która UPA traktuje jak organizację zbrodniczą. Pamięć o UPA ma się szczególnie dobrze, ot choćby dla przykładu, w jednym niezwykle popularnym lokalu we Lwowie – Kryjivce. Miejsce to urządzone w stylu koszar tętni życiem i czasem po prostu trudno znaleźć tam dla siebie miejsce. Jednak żeby w ogóle dostać się do środka, należy znać tajemne hasło, które przy wejściu podajemy żołnierzowi, no właśnie, Ukraińskiej Powstańczej Armii. Dziadek niejednego znajomego ze wschodu Polski, gdyby się dowiedział, że jego wnuk idzie pić do UPowskiej knajpy, zwykle, po ludzki, złoiłby mu skórę.

Pomimo zawirowań historycznych i politycznych, z każdym pobytem na Ukrainie przekonywałem się, że to kraj niesamowitych ludzi. To przy tym kraj, który jako jedyny, który znam na świecie, wielokrotnie za przykład stawiał sobie Polskę. Cóż, prawie każdy w naszej części Europy chciałby mieć u siebie Republikę Federalną Niemiec z ich prawami, uporządkowaniem, zarobkami i rozwojem gospodarczym, jednak Ukraińcy, przynajmniej w wielu rozmowach, które tam odbywałem, chcieliby coś bardziej realistycznego – chcieliby Polskę mieć u siebie. Bo w Polsce jest super – mówili mi wszyscy. Co ciekawe, gdy opowiadali o naszym kraju, zdarzało się, że mówili o nim po polsku. Zdziwić może fakt jak wiele osób mówi w naszym języku, nie tylko we Lwowie. W Kijowie polskiego uczy się biznes, bo połączenia gospodarcze między stolicą Ukrainy a Warszawą, są niezwykle mocne. Przy całej ułomności Ukrainy po pomarańczowej rewolucji i potem w czasie rządów Partii Regionów i Wiktora Janukowicza, byłem pod wrażeniem ich dążenia do tego, czego pragnie każdy człowiek – nowego, lepszego życia.

W wakacje roku 2013 pojechaliśmy z Magdaleną na Ukrainę po raz ostatni. Zabraliśmy naszych przyjaciół z Warszawy, którym obiecaliśmy dobrą zabawę we Lwowie i słowa dotrzymaliśmy. Wyjeżdżając z tego miasta po raz n-ty, wiedzieliśmy, że wkrótce wrócimy. A jednak nie było nam to dane. Musiało upłynąć ponad półtora roku, by wrócić do miasta, które jest mi bardzo dobrze znane i do kraju, który wydawało mi się, że znam bardzo dobrze. Do kraju, o którym nigdy wcześniej nie myślałem, że może być areną prawdziwej wojny domowej.

Ale od Euromajdanu nic już nie jest jak dawniej.

Trzy miesiące po naszym ostatnim pobycie na Ukrainie, społeczeństwo naszego wschodniego sąsiada powstało ponownie i jak nigdy wcześniej, wywróciło współczesną historię Europy do góry nogami. Przebieg znają wszyscy. Masowe protesty, pragnienie Europy, chęć zmian, milicja na ulicach. Wystąpienia opozycji, płomienne przemówienia, wola przemiany w narodzie, chęć ostatecznego zrzucenia sowieckiej mentalności, chęć biegu na Zachód. Janukowycz i jego banda, brutalny Berkut, krew na ulicach. Broń, którą Ukraińcy wyciągają z piwnic, by walczyć ze świetnie uzbrojonymi oddziałami specjalnymi. Snajperzy na dachach, martwi na ulicach. Polscy i zachodni politycy na majdanie. Więcej krwi, więcej Berkutu. Pęknięcie. Janukowycz ucieka, uciekają funkcjonariusze Berkutu, w kraju euforia. Pęd na Zachód rozpoczęty. Stop. Do gry wkracza Władimir Władimirowicz. Putin, Hitler naszych czasów. Koniec Bajki.

W marcu 2014 roku Ukraina traci Krym. Ot tak po prostu. Turystyczna mekka narodu, miejsce wymarzonych wakacji mieszkańców Federacji Rosyjskiej, miejsce, do którego docierała masa Polaków i innych europejskich nacji. Wakacyjna imprezownia zamiera, zaś turystyczny przemysł na półwyspie pada. Nikt specjalnie nie zwraca na to uwagi, świat macha ręką. Putin czuje krew, a gdy rekin poczuje krew, pędzi w kierunku ofiary. Na Ukrainie coraz więcej zielonych ludzików zmienia historię i nagle świat martwi się ludowymi republikami – doniecką i ługańską. W Doniecku z pięknego lotniska zbudowanego na Euro pozostają gruzy.

Tak, Szanowni Państwo, na Ukrainie trwa wojna. To nie jest, jak mówią media, konflikt lokalny. To jest wojna, którą jednak trudno zdefiniować, bo nie wiadomo, czy to domowa, czy też międzypaństwowa. Nowa forma hybrydy, nowa Jugosławia u bram Polski. Z tą tylko różnicą, że w czasach wojen na Bałkanach, świat chciał coś zrobić i w końcu zrobił – NATO-wskie myśliwce, głównie amerykańskie, bądźmy szczerzy, posadziły na kolana dumną Serbię, o czym Belgrad nie może zapomnieć po dziś dzień. Nic takiego się nie stanie z Ukrainą, bo nikt o to tak naprawdę nie dba i wszyscy mają to równo w nosie. Gdyby nasz zachodni, cywilizowany świat, naprawdę pragnął zrobić tam porządek, nałożyłby na Rosję Putina identyczne sankcje jak na Iran. Brak możliwości transakcji bankowych, używania kart, odcięcie od światowego systemu finansowego sprawiłyby, że niedźwiedź padłby na kolana. Jednak niedźwiedź to nie to samo co pustynne stworzenia Persji. Zapędzone przez agresora uciekną i jakoś sobie poradzą. Zapędzony w róg niedźwiedź nie ucieknie, wręcz przeciwnie, zaatakuje z największą siłą i na wszystkie sposoby. Tego właśnie boi się Europa.

Jest jednak coś, co możemy zrobić my, ludzie podróżujący, ludzie mieszkający tuż obok. Bo rzeczy robione w skali mikro, odbijają się na makro. Robienie pikiet przeciwko Putinowi przed rosyjskim konsulatem to nie żadne bohaterstwo, to też naprawdę nic nie zmieni. Zmieni zaś wyjazd na Ukrainę, choć na chwilę, choć do tego naprawdę bezpiecznego Lwowa, który od konfliktu oddalony jest o setki kilometrów i odgrodzony od Donbasu potężną osłoną, jaką jest Kijów, stolica Ukrainy. Choćby nie wiem jak szybko mknęły na zachód rosyjskie tanki, zdążycie ze Lwowa uciec i wrócić do swojej bezpiecznej Polski. A w międzyczasie jedźcie na Ukrainę i wspierajcie Ukraińców Waszymi pieniędzmi. Przez kłopoty ukraińskiej waluty jest to obecnie kraj dla Polaków niezwykle atrakcyjny cenowo, zaś dla ludzi, którzy prowadzą tam hotele, restauracje, knajpki, sklepy, firmy wycieczkowe, nasza obecność jest jak wybawienie. I to właśnie, nasza obecność, jest dla nich namacalnym dowodem naszego wsparcia w tych trudnych czasach.

Tak, lecimy do Iranu ze Lwowa. Za 450 złotych w dwie strony polecielibyśmy nawet z Kijowa. I dla tych, którzy na myśl o jakimkolwiek starcie i lądowaniu z terytorium tego kraju, mają (poniekąd uzasadnione) obawy, chciałbym przypomnieć, że od tragicznej katastrofy malezyjskiego samolotu nad Donbasem, żaden ruch pasażerski nie odbywa się nad obszarem konfliktu, zaś nasz samolot ze Lwowa kieruje się od razu na południe, w kierunku Stambułu, gdzie będziemy mieć przesiadkę.

PS: Stalin nadal żyje, mieszka we Lwowie, widziałem go na własne oczy. We Lwowie w ogóle można wiele zobaczyć. Kto nie był, niech jedzie. Koniecznie!

zdjęcie: Magdalena Garbacz-Wesołowska

Rocznik 1985. Hybryda czasów analogowych i cyfrowych, człowiek, który pamięta jak było przed internetem a w internecie czuje się jak ryba w wodzie. Urodzony w Krakowie, w nim wykształcony i z nim zawodowo związany. Po krótkim okresie życia w Chinach, na dobre zajął się normalnym życiem i intensywnym podróżowaniem. Zawodowo specjalista branży podróżniczej, hotelarskiej i rezerwacyjnej.

27 komentarzy dotyczących “Lecisz z Ukrainy? Przecież tam jest wojna!

  1. Wybieram sie na Ukraine w celach sentymentalnych, w poszukiwaniu korzeni, czy jak to tam nazwac. Wiem, ze tekst sprzed roku, ale ciagle prawdziwy. Dla mnie Ukraina to nieznajoma 🙂

  2. Pingback: W pępku kijowskiego wszechświata. Sceny z Hotelu Ukraina | Wojażer. Blog podróżniczy i życiowy

  3. Pingback: Ceny na Ukrainie | Zależna w podróży | Ukraina

  4. Pingback: Wsiąść do pociągu byle jakiego | Zależna w podróży | kolej

  5. Hej, też leciałam do Teheranu ze Lwowa we wrześniu 2014 (też Pegasusem? 🙂 i też większość znajomych pytała czy życie nam niemiłe. Zwłaszcza ci, którzy na wakacje jeżdżą na all inclusive do rzekomo super bezpiecznej Tunezji! :/

    • Też Pegasusem, oczywiście 🙂 Niestety, taka gorzka prawda, niewiedza na temat Iranu jest porażająca! A to w sumie chyba najbezpieczniejszy kraj w regionie, bo kto miałby odwagę go tknąć (no może poza Izraelem) 😉

  6. Pingback: Lwów. Krótka relacja z miasta, gdzie nie ma wojny | WOJAŻER

  7. Grzegorz

    Witaj,
    mądry wyważony tekst.
    Jeśli chodzi o obawy znajomych o wyjazd do kraju ogarniętego wojną – jest o tyle coś na rzeczy że konflikty lubią się niespodziewanie rozprzestrzeniać czasem „z niczego” – vide Gruzja i po prostu może nagle nie być jak wrócić. Teren dawnego ZSRR chyba już zawsze będzie niestety nieobliczalny. Warto rozważyć czy mamy ochotę nagle znaleźć się w centrum niepokojów społecznych i chaosu, aczkolwiek generalnie większe ryzyko i prawdopodobieństwo jest dostać w mordę w Łebie.
    Na Putina i jego otoczenie Zachód przymykał oko, ale teraz się go zwyczajnie boi. Niedobrze mi się robi gdy słysze wypowiedzi niemieckich czy szwedzkich polityków narzekających że ich armie są słabe, że mają popsute czołgi itp. Nie miejmy złudzen – to asekuracja gdyby rosyjskie wojsko wkroczylo na teren „NATO” czyli na Łotwę Litwę czy Estonię. Zachód nie kiwnie palcem, będzie apelował, będzie wyrażał zaniepokojenie itd. W pewnym sensie to rozumiem, nikt nie ma ochoty na 3-ą wojnę światową w imię obrony kilkumilionowych Państw. Wszystko jednak można było tolerować dopóki nie ginęli zwykli ludzie tak jak jest teraz – a świat się na to patrzy bezradny i nikt nic nie może zrobić, właśnie dlatego że Rosji trzeba się niestety obawiać, bo w odróżnieniu od sytego i rozleniwionego zachodu nie mają oporów przed użyciem wojska.

    • Cześć Grzegorz, dzięki za komentarz. Rzeczywiście obecne podejście Zachodu do Putina jest po prostu niezwykle irytujące. Putinowi nie chodzi bowiem o Krym czy tak zwane republiki – Doniecką i Ługańską. Jemu chodzi o podzielenia i tak niejednolitej Europy i wykruszenie NATO, które wiecznie go uwierało. Najgorsze jest to, że masz absolutną rację, że w przypadku jakiejkolwiek napaści na państwa bałtyckie, nikt nie kiwnie palcem, tak samo jak nie kiwnęli w ’39. I to będzie koniec NATO oraz UE. Najgorsze jest to, że Zachód mógłby powalić Rosję na kolana sankcjami, które zafundowano Iranowi. Odcięcie Rosji od światowego systemu bankowego rozwaliłoby im gospodarkę, jednak mocne więzi wielu państw wspólnoty, uzależnienie od rosyjskich dostaw i inne partykularne interesy, nigdy nie pozwolą na to, by takie sankcje wdrożyć. A szkoda. Bo niedźwiedź by się potrzepał, może by nawet kogoś mocno pochlastał, ale w końcu by padł.

      • Wszyscy psiocza na Rosję. Ale tam żyją tacy sami ludzie jak wszędzie. Zresztą życzliwi gościnni Słowianie. Szkoda ze ta wojna jest między Ukrainą. My powinniśmy żyć z wszystkimi sąsiadami w zgodzie. Także z Rosją. Kiedyś miałem firmę i codziennie czekały ciężarówki z Rosji. Płacili b dobrze walutą. Jak zamki granicę z Rosją to firma padła i 60 ludzi straciło pracę.

  8. Dziękuję. Każdy trzeźwy głos przybliża nas do normalności. We Lwowie teraz jest wprost nieprzyzwoicie tanio.

    Pozdrawiam ze Lwowa,
    Artur Grossman
    http://www.grossman.pl

  9. Życzę wspaniałej podróży – dobry tekst, zgadzam się w 100%; ja się wybrałem ostatnio na sylwestra do Lwowa, ale musiałem wszystkim przez parę dni pokazywać, gdzie Lwów, a gdzie Donbas… tym bardziej, że według MSZ jakieś 70% Ukrainy jest bezpiecznym terenem. To, co mówią w TV, trzeba dzielić przez co najmniej 5 – ale wiadomo, media wyolbrzymiają… potrafią odstraszać podróżników. A tymczasem we Lwowie spokojnie, życie toczy się normalnie i (dla nas) jest atrakcyjnie cenowo (hrywna bardzo ostatnio spadła). Więc lepiej wierzyć własnemu rozsądkowi i intuicji niż mediom 😉

    • Jedno jest pewne – media przemawiają do masowej wyobraźni masowego odbiorcy i nie są najlepszym źródłem prawdziwych informacji. Rozumiem ludzi strach przed nieznanym i przed konfliktami, ale Lwów, tak tak wspominasz, jest tuż za miedzą. Jeśliby tam coś się działo, nikt nie przyjeżdżałbym do Krakowa, Warszawy, Wrocławia, bo przecież gród Kraka jest bliżej niż Donbas.

      Dziękuję bardzo! Jestem pewien, że to będzie niesamowita podróż! 🙂

  10. Jak już wcześniej pisalam, z zapartym tchem przeczytałam cały tekst. Od razu przypomniała mi się reakcja wszystkich, kiedy 5 lat temu jechalam na pół roku na wymianę do Sarajewa. – Dlaczego chcesz tam jechać? Przecież tam jest wojna! Koniec końców stolica Bośni okazała się najbezpieczniejszym miastem, w którym przyszło mi mieszkać. W stu procentach rozumiem Twoje rozgoryczenie i pewnie znużenie powtarzaniem czegoś, co jest dla nas oczywiste. Myślę, że po prostu możemy sobie pogratulować otwartych, ciekawych świata umysłów 🙂

    • Tak przy okazji dodam tylko, że ja, broń Panie Boże, nie wytykam ludziom, którzy nie są zorientowani w tematach międzynarodowych, tego, że reagują tak jak reagują. Raczej staram się ciągle tłumaczyć wszystkie niuanse, i tak na przykład, zaczyna już do ludzi docierać, że Pers to Araba, szyita to nie sunnita, Iran to nie Irak, a Ukraina to nie Afganistan. Wydaje mi się, że sporo takich reakcji wynika po prostu ze strachu. Bo ludzie po prostu myślą, że żyjemy w bardzo niespokojnych czasach. Powtarza to w zasadzie każdy krakowski taksówkarz, powtarza to rodzina, powtarzają znajomi. A świat, jak dobrze wiemy, ma oprócz wielu problemów, także wiele piękna do zaoferowania.

  11. My to samo mieliśmy w Stanach z Meksykiem – Meksyk jest be, całe zło tego świata skupiło się właśnie tam itp. Aż strach jechać! A potem się okazuje, że to wszystko jest mocno nadmuchane, a Meksyk to kraj jak wszystkie inne. Pewnie to samo się do Ukrainy odnosi, a o Iranie nie wspomnimy, bo akurat należymy do tych, którzy wiedzą, że Iran jest wspaniały!

    • Cóż, wystarczy zdrowy rozsądek i wszystko można przejechać bezpiecznie i nie narazić się na żadne ryzyko. Ale zgadzam się, Meksyk wzbudza podobne odczucia u wielu osób!

  12. „Bo rzeczy robione w skali mikro, odbijają się na makro” – dokładnie tak jest. Niestety ludzie często nie wierzą w to, że ich małe gesty mogą coś zmienić i… nie robią nic. A to jest najgorsze.

    Btw, Marcin, życzę Ci wspaniałej podróży!

    • W 100% się z tym zgadzam. I często słucham, że robię coś bez sensu, bo co tam ja jedna sama zdziałam. Ale takich jak ja przecież jest więcej! 🙂 Kropla drąży skałę. Bardzo fajny wpis Marcinie. Trafne uwagi, ciekawe przemyślenia. Na Ukrainie byłam parę razy i na pewno tam jeszcze wrócę.

    • Jakbyśmy wszyscy robili małe rzeczy to można by zmieniać świat. Tylko ludziom brakuje myślenia na większą skalę, takiego, że jesteśmy częścią ogromnego organizmu. Dziękuję bardzo, jestem pewien, że będzie niesamowita! Zawsze tak jest, gdy człowiek czeka na coś latami!

  13. Mocny, dobry tekst. Ja mam doświadczenia z ubiegłoroczną podróżą do Grecji przez Serbię tuż po powodzi. Obawialiśmy się nieprzejezdnych dróg, odradzano nam przejazd przez ten kraj, a my mimo to zdecydowaliśmy się na nocleg w Serbii. Sami Serbowie mówili, że tego im właśnie potrzeba, by choć trochę odbić się po ataku żywiołu. Był nocleg, obiad w serbskiej restauracji i jeszcze tankowanie do pełna. I żadnej wielkiej wody.

    • Dziękuję. Pamiętam te wieści w mediach o powodzi. Moja mama była w tym samym czasie na Bałkanach i rzeczywiście, tego właśnie im wtedy trzeba było! Pozdrawiam!

  14. ]Właśnie się wybieramy na Ukrainę do Lwowa samochodem w lipcu 🙂 Też jesteśmy spokojni i ze zdziwieniem słuchamy osób, które nas ostrzegają przed wojną. Kurcze, gdzie Donbas a gdzie Lwów! Niestety ludzie lubią panikować jak się naoglądają telewizji…

    • Telewizja odmóżdża, to niestety fakt. My nie mamy TV od niezłych kilku lat i przyznam, dobrze to działa na człowieka! 🙂

      • Dopowiem tylko, że wystarczą niewielkie zamieszki w danym państwie, nagłaśniane i wałkowane przez TV non stop, tak do obrzydzenia, aby skutecznie odstraszać turystów. Ale tak teraz niestety wyglądają wszystkie newsy. Pamiętam, jak ludzie po prostu bali się jechać na wakacje do Turcji, czy Tunezji. Co do Ukrainy, to właśnie wybieramy się w tym roku do Lwowa (kolejny raz). A co!

        • Dokładnie taki sam przypadek mieliśmy jadąc z Kambodży do Tajlandii. Mówili – stan wojenny w Bangkoku, paraliż miasta, niebezpiecznie, MSZ odradza podróży. Mielili tak długo, że znajomi, którzy byli z nami, zaczynali się bać. Ja mówiłem, spokojnie, to co słyszycie podzielcie przez dziesięć. Gdy dotarliśmy na miejsce zastaliśmy jedną wielką imprezę, a protesty były daleko od miasta i w ogóle nie przeszkadzały odwiedzającym miasto. Ja w tym roku chcę, oprócz tej krótkiej wizyty w drodze do Iranu, wpaść do Kijowa także, ale to pewnie jesienią dopiero. Udanego czasu we Lwowie!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading