Felietony

Podróżoholizm. Uzależnić można się także od podróży

Podróże, jak wiele innych rzeczy, potrafią poważne uzależnić. Uwaga, tylko dla dorosłych!

Kilka dni temu zamieściłem na blogu tekst o uzależnieniu od podróżowania. Po chwili postanowiłem go zdjąć, gdyż stwierdziłem, że średnio pasuje do pozytywnego obrazu rzeczywistości, który wyznaję. A jednak kilkanaście osób zdołało go przeczytać, zaś następnych kilka napisało do mnie z pytaniem o to, co się z nim stało. Kilka z nich powiedziało, że temat jest ciekawy, bo mówi o tym, o czym nieczęsto w naszym gronie się rozmawia. Postanowiłem więc do tej myśli wrócić, a także lekko ją rozwinąć.

Cześć, nazywam się M. i jestem podróżoholikiem.

Klub Anonimowych Podróżoholików.

**diagnoza**

Przyznanie się przed samym sobą, że ma się problem z jakimkolwiek uzależnieniem, jest pierwszym krokiem do walki z nim. Gorzej, jeśli ktoś tej walki nie chce podjąć. Lubi pić, to pije, lubi palić, to pali. Lubi podróżować, więc podróżuje. Dlaczego ma z tym walczyć, skoro nie ma w tym nic w tym złego? Lub też inaczej – czy jego uzależnienie w jakikolwiek sposób można porównać z innymi, prawdziwie destrukcyjnymi odchyleniami? Czy szkodzi komuś? A może cały ten problem to klasyka spod znaku #firstworldproblems?

W wielu opisach blogów podróżniczych pojawia się motyw pierwszego wyjazdu, który otwiera na świat i sprawia, że nie można już bez tego żyć. Istna metamfetamina. O wspaniałościach podróżowania pisze się  non stop. Kto nie podróżuje, czyta tylko jedną stronę książki. Podróże kształcą, rozwijają. Podróżować to żyć. Widziałem więcej niż pamiętam i pamiętam więcej niż widziałem. Takich cytatów podróżniczych znajdziecie wiele, obowiązkowo pod tytułem bloga, w miejscu widocznym albo w sekcji O Nas. Ale Ci dobrze, tyle podróżujesz! Wow, ale piękne zdjęcia! Ja też bym tak chciał! – słyszysz zachwyty znajomych lub czytelników. Skąd oni mają na to kasę? Skąd oni mają na to czas? Ciągle tylko piszą, gdzie jadą i zamieszczają te zdjęcia! – dodają niektórzy, gdy nie ma Cię obok. Czasami natraficie na wewnętrzne dysputy >podróżnik vs. turysta<, gdzie jedni udowadniają, że są tymi, a drudzy kontratakują i bronią się, że nie są tamtymi. To tak jak kłótnie między alkoholikiem, który pije jedno piwo codziennie wieczorem, a takim, który raz na jakiś czas upije się do nieprzytomności. Łączy ich jeden alkoholizm, odróżniają jedynie style realizacji. Tak samo jest z podróżoholizmem – różnią ich style, a łączy ciągła potrzeba podróżowania. Życie jest wspaniałe, kreacje własnego życia też – myślisz sobie. O co więc chodzi?

**jeden dzień**

Budzisz się rano, wstajesz z łóżka, wychodzisz z psem, albo jak nie masz psa, na fajkę wychodzisz. Otwierasz skrzynkę na telefonie, sprawdzasz newslettery, przeglądasz strony – może wyszła jakaś superpromocja lotnicza. Dopiero wróciłeś z jednego wyjazdu, jeszcze nie nacieszyłeś się obecnością czegokolwiek ci bliskiego, jeszcze nawet nie napiłeś się piwa z kumplem, i już myślisz o kolejnych. Nie tylko tych, które dopiero zaplanujesz, ale też o tych, które już zaplanowałeś i kupiłeś bilety i zaraz się wydarzą. Od pierwszej chwili po przebudzeniu – myślisz. A czasami ponoć warto wyłączyć myślenie. Przez dzień pracujesz i to chyba jedyny czas, kiedy jesteś w pełni skoncentrowany. Wracasz do domu. Otwierasz komputer, odpalasz mapy, przeglądasz fora, kładziesz na biurko książki. Pracujesz nad tym, co ma sprawić ci przyjemność. W końcu nie raz mówiłeś, że lubisz planować. Patrzysz na kalendarz i widzisz, że już niewiele zostało do kolejnego wypadu, czujesz ten dreszczyk podniecenia, tę wszechogarniającą ekscytację. Ze skrzynki latają maile, umawiasz spotkania, wybierasz miejsca, zakładasz czas i budżet. Do mieszkania wchodzi twoja miłość. Cześć! Jak minął dzień? Ok, wszystko super. Co robisz? Planuję nasz wyjazd do… Cisza, odcinasz się, bo przecież to jest takie ważne, to trzeba ustalić. Jesteś zwycięzcą! Opowiesz o tym znajomym.

**symptomy**

Nie opowiesz. Na zegarze już prawie północ, pies chciałby iść na spacer, a jeśli nie masz psa, to pasowałoby wypalić ostatnią fajkę, ale ty nie masz już na nic siły. Twoi koledzy już są po piwie, każdy myśli o jutrzejszym dniu w pracy. Opowiesz im w weekend. Piszesz do A z pytaniem, czy chcą iść na piwo. Nie mogą, bo zaplanowali odwiedziny u rodziców. Jasne, następnym razem. Piszesz do B, że może wspólny wypad na miasto? Nie mogą, bo dziecko im płacze i w sobotę też na pewno będzie płakać. Piszesz do C, że może wspólnie pobiegamy. Nie może, bo… no właśnie, po prostu nie może. Dziwisz się, o co chodzi, analizujesz, zastanawiasz się, kiedy właściwie ostatnio ich widziałeś i przypominasz sobie, że w maju mówiłeś, że będziesz mieć czas na spotkanie koło 16 sierpnia, ale wtedy się nie udało, bo weekend był długi i oni wyjechali, kiedy ty akurat siedziałeś w domu. Przeglądasz zdjęcia z podróży i wspominasz świetne rozmowy z tym Nowozelandczykiem, którego przypadkiem spotkałeś w dżungli. Pamiętasz tę Irankę, która zrobiła na Tobie wrażenie swoimi historiami z trekkingu w Himalajach. Fajne były te rozmowy – myślisz sobie. Taki jesteś genialny w interakcjach z ludźmi z innych kultur. A jednak ona czasami przychodzi. Samotność dopada nagle, w pokoju pełnym przewodników, map, pamiątek i wspomnień z najdalszych krańców ziemi. W chwilach, kiedy chwyta cię ochota na spotkanie ot tak, teraz, zaraz, dziś wieczorem, twoi znajomi nie mogą, nie dadzą rady.

Bo z podróżoholizmem jest trochę jak z alkoholizmem. Gdy pijesz, masz kolegów. Gdy jedziesz, masz kompanów. Gdy trzeźwiejesz, budzisz się sam w pustym pokoju. Gdy wracasz z podróży, budzisz się sam w świecie, którego nie ogarniasz. Bo ten świat codzienny jest inny, nieraz równie skomplikowany jak ten na drugiej półkuli, gdzie jeszcze niedawno siedziałeś. Rozumiesz, że może coś jest nie tak. Chcesz się leczyć, ale równocześnie pytasz samego siebie – z czego!? Przecież to moja pasja!

**skutki uboczne**

Wysoko rozwinięty egoizm to stan świadomości, który rozwija się powoli, by z czasem zdominować twój proces myślowy. Wszystko podporządkowujesz podróżom. Nie daj Bóg przyjdzie ci żyć w związku, gdzie twoja partnerka chciałaby mieć w miarę normalne życie: spotkać się z przyjaciółmi, ugotować coś w domu, zorganizować przyjęcie, mieć dom, miejsce, wokół którego koncentruje się życie, miejsce, do którego się wraca. Nie daj Bóg twoja partnerka ma zawód, który przymusza ją do życia w Polsce, albo też po prostu chce mieszkać w Polsce i tu mieć swoją bazę wypadową. Ale ty jedziesz, bo przecież były dobre bilety, bo przecież miałeś to na bucket list. Ona poczeka. Zawsze czeka. A pamiętasz w ogóle jeszcze, kiedy twoi przyjaciele mają urodziny? Miałeś odwiedzić A miesiąc temu, podarować kwiatki, życzyć zdrowia. Nie mogłeś, bo akurat byłeś gdzieś.

Chciałeś się dziś spotkać z przyjacielem i przechylić kielicha. Ale zanim na to wpadłeś, wpadł email od B. Udało się, dotrzesz na szczyt Elbrusa. Jutro też wpadniesz na pomysł, by spotkać się ze starymi znajomymi, ale przecież pojutrze rano masz kolejny wylot.

Takie życie.

**Koncepcja Podróżoholizmu**

To wszystko może wydawać się problemem wyssanym z palca, ale notoryczne i nałogowe podróżowanie jest czymś, co może stać się częścią każdego, bez względu na to, jakim typem podróżnika jest. Czymś, co działa czasami jak epidemia. Zarażająco.

**Zbieżność pierwszej litery imienia podróżoholika z moim lub jakimkolwiek innym, jest zupełnie przypadkowa.

61 komentarzy dotyczących “Podróżoholizm. Uzależnić można się także od podróży

  1. W punkt… pierwszy raz czytam wpis, którzy podchodzi do tego rzeczowo. Chyba będę do niego zaglądać żeby co jakiś czas z tym wszystkim wystopować : )

  2. Aleksandra

    A ze mną jest tak, że na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie takiego scenariusza, aby w najbliższym czasie gdzieś nie pojechać, czegoś nie zwiedzić itd. Na razie mam czas i pieniądze jako tako też, ale mam wewnętrzną obawę, że to minie i nie wiem co wtedy – tzn. wydaje mi się jakby miało tak być, że bez podróży moje życie nie będzie miało sensu. Chyba nie powinno tak być, że mam takie przemyślenia.

    Od niedawna jestem z facetem, który owszem lubi pojechać na wakacje, ale takie bardziej all inclusive bez zbędnego przemęczania się. Czyli odwrotnie niż ja. Ja też lubię od czasu do czasu totalnie odpocząć na wakacjach all in, ale na pierwszym miejscu kocham podróżować, zwiedzać, łazić, poznawać. I trochę mi z tym źle, że on tak nie ma i pewnie będzie taki dzień, że będę chciała jechać gdzieś a on nie koniecznie i przyjdzie ta kłótnia : ” ja chcę jechać, ty nie chcesz więc jadę sama. nic w tym złego” ….”nigdzie sama nie pojedziesz…” itd…

    Uwielbiam planować przed podróżą (prawie tak samo jak podróżować), ale czasami zachodzi to za daleko, bo nie mogę iść spać póki czegoś nie sprawdzę na mapie, nie dowiem się jak gdzieś dotrzeć, co będę robić wtedy, a wtedy …i tak nadchodzi 3,4 nad ranem… i to dość często.

    Więc zgadzam się z tym, że podróżowanie może być uzależniające ( w ten nie koniecznie dobry sposób) i chyba jestem uzależniona, trochę. Ale nie wiem czy chciałabym się „leczyć” … czas pokaże jak daleko to zabrnie. Mam 23 lata, a w podróżowanie wkręciłam się dopiero z 2-3 lata temu (wcześniej też lubiłam, ale to były bardziej wczasy z rodziną itp.)

    Pozdrawiam podróżoholików 🙂

  3. Oldżi

    Czuję jakby to było o mnie… Wszystko jest podporządkowane podróżom..NIc nie jest ważniejsze. Budzę się myślę o tym, kładę się i myślę gdzie bym jeszcze pojechała…Umiem maksymalnie wytrzymać miesiąc nie wyjeżdżając… jeśli czas jest dłuższy to popadam w melancholię 😉 takie życie. Pozdrawiam

  4. Natrafiłam na Twojego bloga zupełnie przypadkiem. Ten teks jest genialny! Trochę się z nim utożsamiam, bo jestem uzależniona od podróży, nie jestem w stanie usiedzieć w miejscu. Podróżowanie jest też częścią mojego życia, gdyż pracuję w zawodzie stewardessy i także piszę bloga z moich wojaży po świecie.
    Pozdrawiam!
    Magda

  5. Super oddałeś tą podróżniczą przypadłość. Faktycznie można to porównać do uzależnienia alkoholowego lub każdego innego. Też to odczuwam, chwilami jest to upierdliwe:)

  6. Nałóg nałogiem, uzależnienie uzależnieniem, ale za największy problem w tych częstych wyjazdach uważam właśnie trudności z utrzymaniem relacji. Chociaż myślę sobie, że przecież ważniejsza jest jakość, niż ilość, a dla przyjaciół zawsze znajdzie się czas i chyba o to chodzi 🙂

  7. A ja bym nie porównała ciągłego podróżowania do uzależnienia od alkoholu. Uzależnienie od alkoholu, czy innych środków odurzających jest destrukcyjne. Zaburza funkcjonowanie…nie tylko organizmu, ale również relacje z innymi ludźmi. Często doprowadza do niepełnosprawności fizycznej, umysłowej. A czy podróżowanie sieje takie samo spustoszenie w życiu jak uzależnienie od alkoholu? Chyba nie 🙂 Ja pojmuję chęć ciągłego podróżowania jako ciekawość! Ciekawość ludzi, miejsc, natury. Niekiedy jesteśmy w stanie w ciągu doby znaleźć się w dwóch państwach! Zwiedzać i niemalże zachłysnąć się kroplą wody, bo nie chcemy się zatrzymać. I właśnie wtedy tego pragniemy, być tu i teraz! Zwiedzać na wariata! Wracając do domu, mówić, że to ostatni raz 🙂 A kolejny wypad wygląda identycznie. Taką mamy potrzebę, więc nie warto niczego zmieniać! Jesteśmy ciekawi świata jak dzieci 🙂
    Ps. Czytając inne komentarze…zwróciłam uwagę na fakt, że istnieje w podróżowaniu pewna moda 🙂 Moda na styl zwiedzania 🙂 Kiedyś część osób zwiedzała właśnie na wariata…Hiszpania, Portugalia i wszystko w kilka dni. A teraz? Kilka tygodni Hiszpania, miesiąc Portugalia 🙂 Czy jest limit czasowy, który informuje nas… po jakim czasie poznamy kulturę danego regonu, bo nie państwa? Życzę sobie, aby kolejny wpis był na temat mody! Moda na styl podróżowania 🙂

  8. Gdzie ty ukrywałeś ten tekst Marcinie? 🙂 Jest sporo racji w tym co piszesz. Sami jesteśmy „ofiarami” tej choroby oraz skutków ubocznych. Nawet cytat na naszym blogu się zgadza 🙂 Uważam, że każdy musi przez to przejść sam, odchorować swoje i zdecydować czy faktycznie trzeba podjąć leczenie, bo nie w każdym przypadku to jest potrzebne.

    Ale muszę przyznać, że bardzo ciekawy tekst! pozdro

  9. iniezgodzka

    Dobrze, że mimo wszystko zdecydowałeś się opublikować i pozostawić na stronie ten tekst. Może i nie podróżuję aż tak dużo, jednak sporo tych sytuacji/cech dostrzegam także u siebie. Jeszcze dobrze nie zdążę się rozpakować, a już myślę o kolejnej podróży 😉 Cóż, myślę, że większość podróżników nie potrafi żyć inaczej. To są po prostu inne priorytety i inne cele… I tak salon miał być pomalowany miesiąc temu, ale nie ma czasu, bo trzeba jechać w miejsce X, zobaczyć Y… Ale nie ma co narzekać 🙂 Znajomych jeszcze mam, choć czasem dziwnie się na mnie patrzą, jak opowiadam jakieś „podróżnicze” przygody 😉

  10. ja jestem jednym z uzależnionych od podróżowania ludzi 😉 ale nie lubię czegoś takiego, żeby zwiedzać na szybko „bo szkoda urlopu” [z tego powodu co najmniej raz w roku mamy dłuższy wyjazd – w 2016 pewnie Rosja+Gruzja+Armenia na 3 tygodnie 🙂 – raczej wolę 3 tygodnie np. na Kaukazie za jednym zamachem niż 3x po tygodniu w tym miejscu] i polować na każdą możliwą promocję [też dlatego kiedy F4F wrzuciło składankę Włochy-Etiopia-Tanzania-Emiraty Arabskie-Indie-Tajlandia-Etiopia-Włochy, wszystko w 3 tygodnie, to ostatecznie się nie zdecydowaliśmy – nie lubimy mieć „bata” w postaci ciągłych stresów związanych z napiętym planem wyjazdu 😉 ]. Oczywiście, wchodzę codziennie na F4F, ale nie ma problemu, jak danego dnia na nie nie wejdę.

    A dzisiaj ruszamy na Lubelszczyznę/ukraińskie Polesie i chcemy zwiedzać te 2 regiony przez 4,5 dnia – nic na siłę; jakbym chciał „zaliczać” atrakcje, to bym pojechał z biurem turystycznym. A tak – pełna swoboda, kiedy uznam, że czas jechać dalej, to droga wolna. Jak chcę zostać w danym miejscu – to samo, w podróży nic nie muszę 🙂

  11. Pingback: Podróżnicze plany na 2015 rok | WOJAŻER | blog podróżniczy

  12. I znowu świetny tekst! Oj, chyba zostaniemy na Twoim blogu dłużej 🙂
    Ale ad rem: nasze podróżowanie zaczęło się od wycieczek typu 5 krajów w dwa tygodnie, ale szybko doszło do nas, że to tempo nas zabija i w sumie nie mamy czasu by przeżyć to co widzimy. I potem tak jak Twoja znajoma: raz na rok, półtora – jeden długi wyjazd na 6 tygodni i do jednego kraju. A tam nie przemieszczanie się z dnia na dzień, by jak najwięcej zobaczyć, tylko kilka miejsc, w których mieszkamy tydzień, dwa … i przeżywamy. Może nie zobaczymy wszystkich turystycznych atrakcji, ale to co przeżyjemy jest silniejsze, i to nas zmienia.
    Pozdrawiamy
    Dwugłowy Smok

    • Najważniejsze to czasami się zatrzymać i przemyśleć, czy to, co robimy, i jak robimy, jest dla nas właściwe. Po prostu od czasu do czasu trzeba sobie wszystko na nowo ułożyć! 🙂 Pozdrawiam!

  13. Pingback: T + (3 x i) = 2015 | podróżnicza recepta na nowy rok | WOJAŻER

  14. ciekawy tekst i dobrze ze zdecydowałeś się go pozostawić, szczerze mówiąc nie spojrzałbym chyba sam na podróżowanie przez pryzmat uzależnienia, ale myślę że coś w tym jest. Najważniejsze chyba to wyczuć granicę między hobby, pasją a obsesją. Pasja niesamowicie rozwija, dodaje życiu niezbędnych barw – praca, teczka, telewizorek to zdecydowanie za mało i to bez względu na wiek czy ilość wolnego czasu.
    Niedobrze jest gdy zaczyna się tracić kontrolę i to powoduje nie tylko alkohol ale także np. zakupy /promocja, karta rabatowa, obniżka, wyprzedaż i w szafie ląduje kolejny sweter ulubionej firmy bo „muszę go mieć”. Niedobrze jest gdy pasja pochłania znaczną część pieniędzy przez co zaczyna brakować na co innego / unikalna seria znaczków, trzeba kupić ostatni moment…/.
    Bardzo łatwo „popłynąć” na sto różnych sposobów – podróżowanie być może też takie jest, zwłaszcza jak się ma do tego predyspozycje – łatwość zawierania kontaktów, znajomość 3-4 języków, czy po prostu duszę włóczykija. My Polacy jesteśmy na ten podróżoholizm z pewnych powodów chyba szczególnie podatni.
    W każdym razie – jeśli dotychczasowe hobby zaczyna w naszym życiu dominować- warto na chwilę się zatrzymać i zastanowić – co jest dla mnie tak naprawdę najważniejsze. Zarazem – szczęśliwi co którzy zawodowo robią to co ich pasjonuje – do takich trudno się przyczepić „jestem w pracy, zarabiam”.

    • Dokładnie! Ja właśnie ostatnio miałem taki moment przesilenia, kiedy usiadłem i zacząłem myśleć nad tym i owym. Wydaje mi się, że niewiele czasu potrzebowałem, żeby zrozumieć, że maniakalne szukanie możliwości wyjazdu może szybko wpędzić mnie w stan, który nie uważam za naturalny.

      Rok 2015 zaplanowałem w taki sposób, by czas był zbilansowany, bez ciśnienia.

      Ale tak, masz rację, czasami po prostu warto się na chwilę zatrzymać.

  15. Pingback: Magdalena, czyli dlaczego warto podróżować z kimś | WOJAŻER

  16. wlasnie teraz jest modny minimalizm i ograniczenie liczby posiadanych przedmiotow i takie gadanie jak włoczykij z muminkow, ze „wolimy gromadzic wspomnienia zamiast rzeczy” – ale prawda jest taka, że jesteśmy konsumentami, tak samo naiwnymi i podatnymi na promocje lotnicze jak moja mama na znicze przed 1 listopada. serio, pod wzgledem checi kupowania niczym to sie nie różni od dziewczyny ktora ma fiola na punkcie butow i kupuje 50. parę.
    co za tym idzie, martwi mnie jakość tego podrózowania, wyciskanie jak najwiecej w jak najkrotszym czasie, bo szkoda urlopu, bo mozna pojechac jeszcze gdzies. ja przyznaję bez bicia, ze zawsze sobie obiecuję ile to nie poczytam o historii i kulturze, a konczy sie na miejscach z jedzeniem i oglądaniem street artu. to cale „gubienie sie w uliczkach” to pogoń za wrażeniami, nie idzie za tym nic głebszego. imo prawdziwie podrózuje ten kto poznaje ludzi. my nie poznajemy, albo bardzo rzadko, jeżdżenie we dwójke pod tym względem nas ogranicza, zwłaszcza że nie jestesmy jakoś bardzo otwarci.
    a moje uzależnienie jest inne, tez mnie nosi żeby jezdzic ale wiem że urlop ma skonczona liczbe dni u mnie w pracy, no i lubie wracac do domu, nie mam z tym problemu. ja jestem uzależniona od zdjęć, wlasciwie wszystko co robię robie z myślą że będą zdjęcia. niby krzywdy tym nikomu nie robię, ale to też niedobrze.

    uf, troche sie wygadałam bo od jakiegos czasu mi to na sercu lezało, miałam nawet o tym kiedyś napisać. może napiszę.

    • Jest wiele mądrej myśli w tym, co piszesz. Owszem, rzucając się na promocje lotnicze, upodabniamy się trochę do tych, którzy rzucają się na torebki Wittchena w Lidlu (czy Biedronce?). Konsumpcjonizm jest wszędzie wokół.

      Co do krótkich wypadów, które często mogą okazać się jedynie zaliczaniem, a nie prawdziwym poznawaniem, temat jest śliski, bo we współczesnych czasach, CZAS jest tak wartościową walutą, że ludzie mają go coraz mniej. I coraz mniej ludzi może rzeczywiście poświęcić długie chwile na poznawanie jakiegoś miejsca. Na szczęście w moim przypadku na sztukę i kulturę zawsze znajdzie się czas, ale za to popatrz, na street art czasu nigdy nie mam! To wszystko kwestia tego, co jest dla nas priorytetowe.

      Wspomniałaś jeszcze poznawanie ludzi – widzisz, ja mam trochę więcej szczęścia. Ja jestem człowiekiem, który szuka w podróży często świętego spokoju, za to moja żona to zwierze społeczne i bez ludzi usycha. I dzięki niej ciągle kogoś w tych podróżach poznajemy. Taka forma dopełniania się nawzajem.

      A jeśli chodzi o zdjęcia, to muszę przyznać, Twoje uzależnienie jest mega piękne, a właściwie, żeby wyrazić się bardziej klarownie – robisz piękne zdjęcia, bardzo lubię je oglądać! 🙂

  17. Rzeczywiście super miło nie jest. Ale jak najbardziej się z tym zgadzam. Sam też muszę przyznać, że jestem właśnie na etapie, o którym piszesz – życie od podróży, do podróży. Powroty zbytnio nie cieszą, bo zaraz chce się wyjechać znowu. Ale trzeba chyba wszystko przeżyć. Jak na razie nie żałuję tego, że jeżdżę. Oby tylko to co teraz robię nie rozrosło się do nie wiadomo jakich rozmiarów 🙂

    • Owszem, wszystko trzeba przeżyć! Jakbym był pijakiem, jaką bym napisał pijacką prozę, już to widzę! 🙂 Wszystko w życiu sprowadza się do odpowiednich proporcji, a każdy, kto szuka świadomego szczęścia, wiecznie podąża za tą proporcją najbardziej pożądaną – złotą! 🙂

  18. Dobrze wiedzieć, że jest więcej osób, które odczuwają podobną potrzebę złapania oddechu od ciągłego przemieszczania się, bycia w pogodni za światem i tym wszystkim co jest do odkrycia. Pozachwycanie się „nudną codziennością”, którą z drugiej strony można pokolorować, może być całkiem ciekawe, bo nagle na rzeczy, na które przez podróże nie starcza czasu, można spojrzeć z innej strony.

    • Wczoraj gościłem w swoim krakowskim mieszkaniu znajomych, sąsiadów, gości z Kanady, było nas wiele osób, patrzyłem na nich wszystkich i widziałem piękny obrazek, za którym trochę się stęskniłem. Śmiech, wino, jedzenie, wspólna radość. Zdecydowanie można kolorować sobie codzienność! 🙂

  19. dlatego nie uważam się za podróżniczkę:) za bardzo lubię te małe przyjemności typu gotowanie, pójście do kina, spacer przez miasto oraz cenię bardzo sobie swój „dom”, miejsce, do którego lubię wracać i czuję się tam dobrze. podróże wychodzą często tak same sobą, w ostatniej chwili, przez co często jest też ten element zaskoczenia oraz radość z przygotowywania się do nieznanego

    • Ja bardzo, ale to bardzo, polubiłem swój „dom”, kiedy przeprowadziliśmy się z Magdaleną do nowego miejsca. Krakowski Salwator to taki mały Paryż, piękne miejsce, gdzie wszyscy się znają, robią zakupy na placu, wyprowadzają psy. Piękne uroki życia, La dolce vita 🙂

      • 😀 nie mogę się nie zgodzić. Byliśmy raz na Salwatorze – mieliśmy pozwiedzać ale zauroczeni altanką w knajpce przesiedzieliśmy z 5 godzin gadając:) przeurocza dzielnica!

  20. Fajnie się wpasowałeś tym wpisem w moje przemyślenia z ostatnich tygodni. M.in. ze względu na nie napisałam, że nie planuję nic na przyszły rok, zobaczę co wyjdzie, ale wolałabym tym razem, żeby to były 2-3-4 wyjazdy tygodniowe + kilka weekendowych w Polskę w roku, zamiast miliona rozjazdów po 2-3 dni w każdym miesiącu. Po 1 – to, co napisałeś. Brak czasu dla ludzi „na miejscu”. Przekładane od miesięcy spotkania, informowanie, że mogę się spotkać za dwa miesiące, osoby, z którymi nie widziałam się od nie wiem jak dawna, nawalanie ze sprawami naprawdę ważnymi takimi jak terminowe badania kontrolne, wizyta u dentysty i inne. Poniekąd mam wrażenie, że z tego zabiegania i „rozjechania” ostatnich lat wynika fakt, że ciągle jestem sama, w sensie statusu związku. Nie mam z tym wielkiego problemu, ale świadomość, że lata lecą – jest. Nie miałam przez ostatnie lata czasu poznać nikogo lepiej, bo ciągle mnie nie było i kontakt szybko się urywał. Po 2 – postanowiłam zacząć inwestować trochę pieniędzy w siebie – w mieszkanie w którym się czuję jak w hotelu, w rozwój osobisty – kursy, na które ciągle brakowało mi kasy i czasu, rozważam też rozpoczęcie coachingu, bo czuję, że życie mi się trochę wymyka i tracę grunt pod nogami robiąc na co dzień to, w czym się nie spełniam. Uciekają mi wystawy w muzeach, które mnie ciekawią, wydarzenia w Warszawie, w których bym chciała wziąć udział, wycieczki rowerowe za miasto ze znajomymi. Żeby mieć kasę na wyjazdy często rezygnuję świadomie z wyjść ze znajomymi myśląc, ile wydam pieniędzy… Trochę to słabe i mnie zaczęło uwierać. Po powrocie z Bergamo w połowie października, powiedziałam – koniec. Do końca roku poza wyjazdem służbowym, tylko 1 weekend ruszam się z domu.

    • Nie chciałem, żeby zabrzmiało to jak wynurzenia malkontenta, w końcu robimy to z pasji. Podróżowanie jest częścią naszego życia, na to się zdecydowałem te kilka lat temu. Po prostu czasami mam wrażenie, że staram się w dekadę zrobić to, co wiele osób, które znam, robiło przez ćwierć wieku. A to chyba nie jest odpowiednia droga. Niektóre lata, jak na przykład rok 2012, były po prostu totalnie szalone. Owszem, mam z tego czasu przepiękne wspomnienia, ale nie ma się co oszukiwać – kilku dobrych znajomych się straciło. Na szczęście podróżuję praktycznie zawsze z Magdaleną, czasami jedynie decydując się na jakiś samotny wypad, więc jako taka samotność mi nie doskwiera. Nadal są przy mnie ci najbliżsi przyjaciele, ale czasami mam po prostu wrażenie, że nie poświęcam im wystarczająco dużo czasu. Podobnie jest, jak wspomniałaś, z życiem kulturalnym. Mieszkam w stolicy polskiej kultury, a ucieka mi wszystko, co się tutaj dzieje. Czasami odnoszę wrażenie, że zwiedzanie świata powinienem zacząć od poznania mojego własnego miasta. Wprawdzie mam już zaplanowane wyjazdu na praktycznie cały 2015 rok, ale wszystkie mają długość minimum tydzień, maksimum dwa tygodnie, więc powoli zauważam w sobie zmianę stylu. Pozdrawiam!

      • Nie odebrałam tego jako wynurzeń malkontenta 😉 Ja siebie za malkontenta też nie mam, po prostu mam wrażenie sama, że dzieje się w moim życiu za dużo a jednocześnie za mało w tym samym czasie. Brakuje równowagi, po prostu. Jeszcze rok temu byłabym wzburzona czytając Twój wpis, dziś się w dużej mierze z nim zgadzam. Nie żałuję niczego, ale trochę chcę pozmieniać. Tylko krowa nie zmienia zdania 😉

        • Nie mówię, że odebrałaś, wspominam tylko w kontekście całego posta i komentarzy pod 🙂 Haha, ja rok temu też bym się poirytował własnym tekstem, jeślibym go wtedy napisał 😉 Ale dwa lata temu byłem na innym etapie. To było coś w stylu „podróże to życie, życie to podróże, nie ma życia bez podróży” i tak dalej 😉

  21. Bardzo trafny wpis. Świetne pióro. Ładny blog. Będę tu zaglądać.
    Co do tematu podróżoholizmu to yallanatalia poruszyła ciekawą kwestię: żyjąc na końcu świata i jednocześnie sporo podróżując ja również czuję, że samoistnie wyklarowała się owa garstka prawdziwych przyjaciół, którzy zawsze są i ochoczo odbiorą telefon, nawet jeśli dzwoni raz na kilka miesięcy, i biegną na spotkanie. Bo przyjaciela poznaje się w biedzie i w podróżohilizmie 🙂

    • Dzięki wielkie. Oczywiście zapraszam i cieszę się, że będziesz wpadać. Coś jest z tą biedą, to akurat prawda! 🙂

      • Zażartowałam ostatnio do dobrego kumpla „o, widzisz stary, nie widzieliśmy się 7 miesięcy a jest tak jakbyśmy się nie widzieli 2 dni” i pomimo, że spotkanie było miłe, patrząc mi w oczy powiedział z pełną powagą „sorry Aga, ale nie do końca tak jest. wydarzyło się przez ten czas mnóstwo rzeczy u każdego z nas i nawet jakbyśmy spędzili razem 48h tego czasu się nie nadgoni”. Trochę chyba jest tak, że przyjaźń i ważne relacje buduje się na małych rzeczach, na mocnych fundamentach. „Raz na jakiś czas” to może być trochę za mało.

        • Wiem, o czym mówisz. Niby jest tak, że przyjaciół poznaje się w biedzie i ci najwierniejsi zawsze będą na ciebie czekać, ale z drugiej strony, to co powiedziałaś, życie składa się z małych rzeczy i z małych chwil. Z tych wspólnych wyjść, kaw, przechylonych kieliszków. Przynajmniej mogę powiedzieć, że te chwile cieszą mnie jak nic innego, bo jest ich czasem tak bardzo mało. Z drugiej strony moja ukochana żona twierdzi, że ja i tak jestem aspołeczny i nie potrzebuję towarzystwa ludzi w tak dużym wymiarze jak na przykład ona. Kiedyś sondowałem ją pod kątem przeprowadzki do innego kraju. Na samą myśl o byciu daleko od swoich ludzi, robiła się chora!

  22. Dopóki uzależnienie nie jest powoduje dyskomfortu u osoby, która je przejawia, jak i u ludzi z otoczenia, nie jest szkodliwe. Zgadzam się z większością, ale z jednym nie mogę. Faktycznie, z wieloma znajomymi ciężko się spotkać, gdy ja jestem w rozjazdach, a oni mają ustabilizowane życie. Ale dzięki tej sytuacji wyodrębniłam z tej pokaźnej grupy prawdziwych przyjaciół- możemy nie widzieć się wiele miesięcy, a potem wystarczy jeden telefon i pędzimy na spotkanie. Zawsze możemy na sobie polegać, nawet, gdy jesteśmy na dwóch końcach świata, to jest piękne!

    • Cześć! Zgadzam się z tym, co piszesz. Oczywiście ten tekst to autoprowokacja, nie mówię, że tak jest, bardziej zastanawiam się, czy tak może być. Podobnie jak u Ciebie, u mnie też wyodrębniła się mała grupa ludzi, z którymi mogę zobaczyć się raz na jakiś czas, ale zawsze czujemy się, jakbyśmy się widzieli wczoraj. Pozdrawiam!

  23. Sama prawda. Niestety.
    PS. Bardzo ciekawie piszesz, a Twój blog wygląda doskonale 🙂

  24. Gdy wychodzimy z domu spotkać się ze znajomymi to już jest podróż, przynajmniej dla nas 🙂

    • Tak sobie właśnie pomyślałem, że czuję się jak na terapii 🙂 Ale to dobrze, w sumie nie pomyślałem, że tak można to ująć – podróż do znajomych, podoba mi się! 🙂

  25. Powroty zawsze są najtrudniejsze. Ale poza podróżami jest przecież inne życie, któremu też trzeba sprostać 🙂

  26. To straszne jest 🙂 Ostatnio jak wracałam z Grecji przez Berlin to dotarłam pociągiem na Dworzec Centralny w Warszawie jakoś przed północą. Do domu rodziców – jakoś tuż po północy. Chwila rozmowy i poszłam spać. Obudziłam się następnego dnia rano, nie wstając z łóżka sięgnęłam po laptopa, odpaliłam go i kupiłam bilet do Kutaisi. Nałóg, nałóg…

  27. KołemSięToczy.pl

    Dobrze wiedzieć, ze nie tylko zemną jest coś nie tak. Ale dobrze mi z tym uzależnieniem! 😉

    • To tak jak z paleniem. Robię co roku na kolarce jakieś 3000km, ale zawsze, gdy wracam, odpadalam papierosa. Bo lubię 🙂

      • KołemSięToczy.pl

        To mnie akurat zawsze dziwi 😀 Sporo spotkaliśmy sakwiarzy w Pamirze, ludzi podrozujacych rowerami nawet 4 lata i jak się okazuje WIĘKSZOŚĆ z nich jara papierosy…. jakoś mi się to kupy nie trzyma…

        • Nie przejmuj się, jestem jednym z nich i większość, których znam, jak to ująłeś, jara fajki. Z mojej perspektywy mogę tylko powiedzieć, że nie wpływa to na wydolność tak, jak np. przy pływaniu, czy bieganiu. Choć przyznam Ci się szczerze, nigdy nie pedałowałem na takiej wysokości, więc nie wiem jak tam by było.

  28. Tak, najważniejsze to zrozumieć że problem JEST. I że coś jednak psuje w życiu, rozkłada relacje z bliskimi. I w czas się opamiętać. Fajny tekst Marcinie! U nas na szczęcie nie jest (jeszcze?) tak źle. Długie weekendy w domu są wciąż jak najbardziej mile widziane 🙂

    • Wydaje mi się, że jestem na etapie opamiętywania się. I zmiany strategii – od następnego roku mniej wyjazdów, ale na dłużej i tak rozłożone w czasie, aby między nimi można było żyć normalnie 🙂

  29. Bardzo dobry, szczery tekst, dzięki Marcin.
    Cóż, my też tak płynęliśmy niestety na fali uzależnienia. Strasznie bałam się, że niewykorzystany weekend, to życiowa strata. Że jak nie teraz to nigdy, że musze muszę muszę…. Nawet czasem nie chciałam zaglądać na strony z promocjami lotniczymi, bo wiedziałam, że znów wyląduję z kolejnym biletem a już było kilka wyjazdów na przód zaplanowanych…
    Teraz chyba się przesyciłam i trochę zmieniłam taktykę, jeździmy na dłużej i dalej. Ale tym samym rzadziej… Bałam się tego okrutnie, myślałam „emerytura”… Ale wiesz, nawet jest fajnie, że pies mnie poznaje, że mogę sobie kiełki posadzić, bo pierwszy raz od 5 lat jestem miesiąc ciągiem w domu.
    Tylko znajomi jak chcemy się spotkać, to jakoś nie wierzą… I ciągle powtarzają – „nie dzwoniliśmy do Was, bo i tak pewnie jesteście w świecie”. Ech… coś za coś.

    • Proszę. Asia, tak to jest niestety. Czasami nie zdajemy sobie sprawy z tego, że to po prostu jest silne uzależnienie. Ja, po tym, gdy kupiłem bilety na przyszły rok do Iranu, Izraela i na Islandię, wyłączyłem subskrypcje F4F oraz innych portali. Gdybym tego nie zrobił, ciągle widziałbym te promocje, ciągle myślałbym, zastanawiałbym się, kupowałbym, wciskałbym to w każdy wolny termin. Bo muszę! A sęk w tym, że nic nie muszę! Kiedyś spotkałem się z taką znajomą, która jest dużo starsza ode mnie. Cztery paszporty zapchane wizami i pieczątkami. Z tym, że ona robiła to zdecydowanie inaczej – jedna, dwie duże podróże na rok. A i tak się uzbierał z tego prawie cały świat! Ja odkryłem piękno „swojego miejsca”, gdy się przeprowadziliśmy tuż po Arktyce: świetni sąsiedzi, ludzie z psami, których spotykasz, jak idziesz ze swoim etc. I nawet znajomych się widzi częściej. Szukanie odpowiedniego balansu, tu chyba o to chodzi, prawda?

      • Tia, skąd ja to znam 🙂 Ja od kilku lat liczę dni w podróży. Któregoś razu po jednej takie analizie, która przekroczyła połowę roku doszłam do wstrząsającego wniosku – podróżuję praktycznie non stop, poświecam na to każdy wolny czas i co ja widziałam, co przeżyłam w porównaniu z tym co jeszcze mi zostało na świecie do zobaczenia… Planowałam sobie też w głowie podróż dookoła świata – może mogłabym poświęcić na to rok. A ile zobaczę w rok – 12 krajów? Przy założeniu, że nie będzie to Meksyk, Australia ani USA, bo na każde z nich potrzebowałabym po kilka miesięcy. I doszłam do wniosku, że nie tędy droga, że nie ma sensu gonić, że podróżuje się przecież dla tej radości, zaskoczeń, dla ludzi. Zeszło ze mnie ciśnienie na zabytki, na wyliczanki. Po prostu jadę, siadam w Vake parku w Tblisi i zamawiam kawę. Dosiadają się ludzie, gadamy sobie o życiu w stolicy Gruzji i jest cudownie 😉

  30. bardzo fajny artykul, potwierdza to ze jestem uzalezniony:/ ale niechce byc anonimowy.
    pozdrawiam

  31. Szczere. I to mi się bardzo podoba!

  32. Niestety trochę gorzko, ale prawdziwie. Ja swego czasu wpadłam w taki wir podróżowania. Powroty mnie zupełnie nie cieszyły, życie na miejscu wydawało się nie do przyjęcia, niewiele tu interesowało, kiedy czekało tyle „tam”. Wszystko przechodzi już po krótkim odwyku i przesunięciu skupienia i uwagi na inną dziedzinę życia. Warto przeżyć jeden weekend w domu, aby poczuć, że to wcale nie boli. Ale i tak jest to moje ulubione uzależnienie:)

    • Jak to bywa ze wszystkim w życiu, czasami jest gorzko. Dlatego też ważne jest to, aby w normalnym życiu znajdować te małe radości z najnormalniejszych rzeczy. Tym razem bardzo się cieszę z leniwego weekendu w Krakowie. Mam zamiar się wyspać, choć powtarzam to od lat 😉

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading