Afryka Maroko Świat

Rabat. W stolicy Maroka

Rabat to fascynujące i często niedoceniane miasto, w którym można odnaleźć tak cenny w Maroku spokój

Zawsze zastanawiałem się, czy każdy wie, jak nazywa się stolica Maroka? Można się nad tym zastanawiać, skoro wielokrotnie przekonywałem się o tym, że nie każdy musi wiedzieć, iż stolicą Polski jest Warszawa. Tak się składa, że o istnieniu Rabatu wiedziałem od dawna, ale przyznam, zbyt wielka wiedza to nie była. Gdy wyjechaliśmy do Maroka miał to być punkt na naszej drodze z Fezu do Casablanki, jednak dzięki uprzejmości ludzi z tym krajem już zaznajomionych, udało nam się uniknąć zawodu. Bo Casablanka zawodzi. Nie o tym jednak dzisiaj! Dziś o Rabacie, czyli słowie, które wielu rodaków wręcz uwielbia. Szczególnie, gdy obok pojawiają się liczby, im wyższe, tym lepsze!

Podobnie jak ceny po rabacie, i nasze wspomnienia po Rabacie, należą do bardzo przyjemnych. Jest to bowiem miasto, do którego z miłą chęcią wrócilibyśmy choćby jutro!

A dziś, siedząc przy szklance marokańskiej herbaty z miętą, pamiętam jak wczoraj, dzień, gdy wsiadaliśmy do pociągu jadącego z prastarego Fezu do stolicy państwa. Jakież było moje zaskoczenie tego dnia, gdy zobaczyłem dworzec czysty i pachnący, pociągi nowoczesne, schludne i tanie, i współpasażerów jakoś tak bardziej kulturalnych, niż tych spotykanych w kraju nad Wisłą. Wiadomo, gdy jest się Polakiem, dobrych skojarzeń z koleją mieć się nie da! A jednak! A jednak to nie jest wcale na całym świecie tak samo! Nie śmierdzi, jedzie na czas, nie wlecze się jak skazaniec idący na ścięcie, po prostu jedzie! Przyznam, jechałem pierwszą klasą. Nie dlatego, że druga była jakoś bardzo przepełniona. Zupełnie nie dlatego. Po prostu w krajach, gdzie kolej jest tania jak barszcz, lubię sobie odbić te nasze polskie upokorzenia i sprawdzić, co to znaczy prawdziwa pierwsza klasa! I tak z klasą, za 30 złotych i w trzy godziny, dojechaliśmy do Rabatu.

Stolicę naprawdę łatwo można polubić. Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy to fakt, iż mało tam turystów. Nie mówię, że ich nie ma w ogóle, jednak w porównaniu z tabunami przeciskającymi się po ciasnych uliczkach Fezu, Rabat był powiewem świeżości. To taka cecha miast nadmorskich, a przecież stolica nie dosyć, że nad wielką wodą leży, to w dodatku spogląda na bezkres Oceanu Atlantyckiego, kąpie się w morskiej bryzie i przyjemnych wietrze. A ponad to wszystko są jeszcze ludzie. Jacyś tacy inni niż w Fezie. Nagle okazało się bowiem, że niekoniecznie jesteśmy jedynie chodzącymi dolarami. Nikt nas nie zagabywał, nikt nie męczył, żeby kupić to czy tamto. Po prostu istnieliśmy sobie jakoś między całym życiem toczącym się wokół.

Co ciekawe, Rabat jest stolicą dopiero od lat 50. ubiegłego wieku, kiedy państwo odzyskało niepodległość i przestało być francuskim protektoratem. Odczuwa się w nim atmosferę lekko prowincjonalną, szczególnie, jeśli wyskoczy się na chwilę do Casablanki, która przejęła rolę rozrastającej się we wszystkie strony metropolii.

Pierwsze kroki, zaraz po przybyciu na dworzec, skierowaliśmy w kierunku mediny, starego miasta na wzgórzu, za którym rozciągał się już tylko ocean. Chcieliśmy zostawić rzeczy w miejscu, które zarezerwowaliśmy na nasz pobyt. Po drodze mijaliśmy domki pomalowane na biało, zadbane okiennice i magiczne ogrody schowane między domami. Zachwyceni i pozytywnie naładowani, trafiliśmy do naszego, nazwijmy to, hotelu. Riad Marhaba to jedno z najprzyjemniejszych wspomnień podróżniczych dotyczących miejsc noclegowych. Zadbana i totalnie odnowiona przez parę Francuzów, kamienica wciśnięta w serce mediny, po prostu nas urzekła. Wszystkie szczegóły współgrały ze sobą idealnie, zaś cisza i spokój panujące na miejscu, uspokoiłyby niejednego choleryka! Raj – pomyślałem!

Rabat to spokojne miasto, przynajmniej według marokańskich standardów. Poruszać się po nim można na wiele sposobów, ale gdy człowiek się nie spieszy, warto po prostu ruszyć przed siebie i poznać je spacerując bez większego celu. To najlepsza recepta na oglądanie mediny, od czego zaczęliśmy nasz pobyt w stolicy Maroka. Medina, czyli stare miasto, to wszystko, co było tam przed 1912 rokiem, kiedy przyszli Francuzi. Ci z kolei rozbudowali miasto o nowe dzielnice, które teraz rozciągają się na wszystkie strony wokół. Najlepszy widok mieliśmy z dachu naszego riadu. Wspaniałe były te wieczory, kiedy się siadało przy herbacie z miętą i słuchało śpiewu muezzinów.

Następnego dnia po przybyciu postanowiliśmy wybrać się na długi spacer i odkryć miasto z buta. Najpierw błądziliśmy eleganckimi i czystymi uliczkami starego miasta. Nie opowiem Wam o żadnych zabytkach ukrytych w tych ulicach, gdyż w zasadzie nic tam nie ma. Nic, poza naprawdę zadbanymi domami i alejkami, na których toczy się życie. I właśnie to warto tam obserwować. Ludzie są przyjaźni, uśmiechają się, pozdrawiają. Byłoby wspaniale, jakby w całym świecie arabskim panował taki spokój i tak miła atmosfera jak tam właśnie. 

Kierowaliśmy się w stronę Oceanu Atlantyckiego, bo ze starego miasta nad wodę jest dosłownie kilka kroków. Gdy opuściliśmy mury mediny, od razu otworzyła się przed nami przestrzeń. Przecięliśmy szeroką arterię dzielącą medinę od Kazbah, ufortyfikowanej części miasta, do której wybieraliśmy się potem. Po przejściu przez drogę znaleźliśmy się na wzgórzu, które obniżało się w stronę wody. Na zielonej przestrzeni poniżej znajdował się muzułmański cmentarz wzdłuż którego prowadziła droga do położonych niżej falochronów.

Gdy w końcu doszliśmy nad wodę, okazało się, że życie toczy się tam swoim własnym rytmem. Pomimo listopadowej, znacznie chłodniejszej pogody, ktoś się jeszcze kąpał w morzu. Inni grali w piłkę, jeszcze inni po prostu spacerowali, a rybacy wyławiali swoje ryby. Obok był zaś starszy mężczyzna, który sprzedawał własnej produkcji chipsy z solą morską pakowane w gazetę. Swoją drogą, najlepsze chipsy, jakie jadłem w życiu! Weszliśmy na falochron i przeszliśmy się na jego koniec, aby popatrzeć na okolicę.

Gdy staliśmy nad wodą i obróciliśmy się twarzą w stronę miasta, po prawej stronie mieliśmy medinę, z którego dopiero przyszliśmy. Po lewej zaś, uwagę zwracały dwa miejsca. Oświetlone popołudniowym słońcem i oddalone Sale to swego czasu baza piratów operujących w tym regionie, obecnie zaś sypialnia Rabatu. Bliżej, na wzgórzu, zwracała na siebie uwagę Kasbah of the Udayas. Kasbah po arabsku oznacza typ mediny, czyli starego miasta, które tym się wyróżnia, iż przy okazji pełni funkcję cytadeli. Z zewnątrz miejsce to wygląda dosyć topornie, i wydawać by się mogło, że na miejscu zastaniemy nudę charakterystyczną dla większości fortec.

A jednak co mogło się wydawać ruinami mającymi prawie 900 lat, w środku okazało się być zamieszkałym małym miasteczkiem otoczonym murami. Pięknie zadbane domki pomalowane na biały i niebieski kolor trochę przypominały Grecję. Wszystko byłoby idealne, gdyby nie jeden człowiek napotkany na miejscu. Siedział sobie na zupełnie pustej uliczce mężczyzna, który non stop coś do nas nawijał. W międzyczasie pogrywał na swoim instrumencie. Zachęcał do zrobienia sobie z nim zdjęcia, co w końcu zrobiliśmy. I tutaj jego uprzejmość się skończyła. Wyciągnął rękę po kasę. Niby nic nowego, już w niejednym kraju nam się to przytrafiało, ale kwota jaką rzucił była kosmiczna. Kilkaset złotych za zdjęcie?! – no chyba Cię powaliło! – powiedziałem mu po polsku tracąc nerwy. Gość robił się coraz bardziej nerwowy, więc aby uspokoić sytuację, powiedziałem mu, że muszę iść do bankomatu. Choć nie chciał, uwierzył. I tyle nas widział.

Będąc w Rabacie, warto także oddalić się na chwilę od oceanu i mijając medinę, trafić do miejsca, gdzie znajdują się jeszcze dwie rzeczy warte uwagi. Wieża Hassana oraz Mauzoleum króla Mohammada V. 

Wieża Hassana to ciekawa konstrukcja. Stoi samotnie po środku gigantycznego placu, który kiedyś miał zostać meczetem. Budowa rozpoczęła się w 1195 roku. W owym czasie wieża miała być największym minaretem na świecie. Podobnie jak meczet, który miał przebić wszystko co dotychczas wybudowano. Niestety śmierć władcy cztery lata po rozpoczęciu budowy zatrzymała cały projekt i od tego czasu wieża Hassana stoi samotnie na wielkiej przestrzeni, która miała pomieścić tysiące modlących się ludzi.

Zaraz na wprost wieży Hassana znajduje się Mauzoleum sułtana Muhammada V ukończone w 1971 roku, wybudowane dla niego oraz jego dwóch synów. Muhammad V, sułtan, a następnie król Maroka z dynastii Alawitów to niezwykle poważana w kraju osoba. Z jego biografii w pamięć wbija się historia, gdy odmówił francuskiemu, kolaboracyjnemu rządowi Vichy, współpracy prze prześladowaniu Żydów. W latach pięćdziesiątych był symbolem walki z Francją i pierwszym władcą po obaleniu francuskiego protektoratu.

Przy wyjściu z Mauzoleum spotkaliśmy mężczyznę, który zaczął do nas zagadywać. O dziwo po angielsku. Zdziwiłem się, gdyż Maroko nadal pozostaje raczej w sferze wpływów języka francuskiego. Już byłem pewien, że to kolejny naciągacz, ale jak się okazało, chciał po prostu porozmawiać. Co ciekawa, cała rozmowa dotyczyła jednego tematu: Bońka, Lato i polskiej reprezentacji z lat 70. Jego pamięć konkretnych rozgrywek i nazwisk była po prostu zadziwiająca!

Usatysfakcjonowani długością spaceru postanowiliśmy wrócić do naszego riadu i odpocząć na dachu przy aromatycznej herbacie z mięta. Następnego dnia wybieraliśmy się bowiem do Casablanki…

Rocznik 1985. Hybryda czasów analogowych i cyfrowych, człowiek, który pamięta jak było przed internetem a w internecie czuje się jak ryba w wodzie. Urodzony w Krakowie, w nim wykształcony i z nim zawodowo związany. Po krótkim okresie życia w Chinach, na dobre zajął się normalnym życiem i intensywnym podróżowaniem. Zawodowo specjalista branży podróżniczej, hotelarskiej i rezerwacyjnej.

5 komentarzy dotyczących “Rabat. W stolicy Maroka

  1. Pingback: Marrakesz. Wielki przewodnik na mały city break w Maroku – wojażer

  2. Zgadzam się z tym, że Rabat jak na stolice jest niesamowitym miejscem. Co prawda byliśmy tam tylko chwilę (jak to bywa na wycieczkach objazdowych) ale spędziliśmy tam wystarczający kawałek czasu by tego doświadczyć. W całym Maroko byliśmy prawie 12 dni i prawdę powiedziawszy czuje niedosyt. Pomimo tego, że Wytwórnia Wyprawa ma całkiem fajny program na zwiedzanie to jednak chciałoby się więcej zobaczyć, bardziej doświadczyć.Piszesz o miastach w których byłeś a odwiedzałeś również takie miejsca jak kaniony Dades czy też Todra? Wodospad Cascades d’Ouzoud? Dolina Draa?

  3. Planuje wyjazd do Maroka. Moja wyobrażenie o tym kraju sprowadza się do kawałka ogromnej mapy Afryki, która wisi na ścianie w moim pokoju. Dlatego bardzo cennym źródłem informacji dla mnie jest Pański blog. Bardzo rzeczowy wpis, dużo praktycznej wiedzy. Bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam.

  4. Pingback: Maroko | Casablanka. Zawiedziesz się! | WOJAŻER

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading