Arktyka Europa Norwegia Przewodniki Świat

Longyearbyen 78°13′N. Przewodnik po stolicy Svalbardu

Najważniejsze informacja na temat najbardziej na północ wysuniętej osady ludzkiej typu miejskiego

Jeśli wybierzecie się kiedykolwiek do najbardziej północnego miejsca, do którego w swoim życiu dotrzecie, będzie to zapewne Longyearbyen. O tym jak tu dotrzeć, pisałem niedawno na blogu.

Niewielu stać na to, by wybrać się na wyprawę dalej – do miejsca, gdzie wbity w wieczną zmarzlinę pal wyznacza punkt bieguna północnego. Jednak jeśli ktoś naprawdę chce zobaczyć coś niezwykłego lub doświadczyć prawdziwych arktycznych doznań, powinien przybyć właśnie tutaj.

Longyearbyen 78°13′N – siedemdziesiąty ósmy równoleżnik. Już równoleżnik ziemski o szerokości geograficznej 66° wyznacza koło podbiegunowe. Przybywając na Svalbard, postawisz stopę na prawdziwym przedsionku Arktyki.

Tutaj wszystko jest najbardziej północne.

Część 1 – Mała Historia

Krążące wokół niedźwiedzie będące zagrożeniem dla życia ludzi, ludzie spacerujący z bronią w ręku, niezwykła mała społeczność zamknięta na niewielkim skrawku ziemi – spodziewaliśmy się tego wszystkiego przed przybyciem tutaj, jednak to, co zastaliśmy, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Jak to Madzia raz ujęła – it’s awesome! 

Historia arktycznego Svalbardu ma swoje korzenie w dawnych czasach skandynawskich. Pierwsi ludzie mogli tutaj dopłynąć już w XII wieku, jednak właściwego „odkrycia” dokonał w XVI wieku Holender – Willem Barentsz, który życiem przepłacił odkrycie północnych rubieży ziemi. Najstarszą istniejącą osadą na Svalbardzie jest Longyearbyen, które swoją nazwę zawdzięcza Amerykaninowi. W 1906 roku John Munro Longyear rozpoczął tutaj wydobycie węgla. Arctic Coal Company było de facto absolutnym właścicielem miasteczka. W latach 20 XX wieku uregulowano kwestie prawne Svalbardu, zaś Longyearbyen przez następne dziesięciolecia powoli przechodziło z rąk korporacyjnych pod jurysdykcję norweską.

Operacje wydobywcze węgla odbywały się pod szyldem norweskiej kompanii Store Norske. Jednak w latach 70. ubiegłego wieku spadające ceny węgla i panujący na tym rynku kryzys, sprawiły, że w społeczności Longyearbyen pojawiły się poważne problemy społeczne. Dlatego też od tego czasu władze norweskie zaczęły bardziej inwestować w rozwój społeczny miasta, aby znormalizować nienormalną sytuację w nim panującą.

Co było takiego nienormalnego w tych czasach? Po pierwsze – w zdominowanej przez mężczyzn społeczności wybuchały akty agresji. Dlatego też władze doszły to wniosku, iż trzeba wspierać osadnictwo całych rodzin, upewnić się, że na miejscu osiądą także kobiety, a pary będą posiadać dzieci. Spadające ceny węgla sprawiły, że w 1976 roku państwo musiało wykupić praktycznie wszystkie udziały w Store Norske. Najlepszym rozwiązaniem byłoby „zamknięcie” miasta i zaprzestanie jakichkolwiek operacji, jednak w środku zimnej wojny ostatnią rzeczą, na którą Norwegia mogła sobie pozwolić, to strata kontroli nad arktycznymi terytoriami, nad którymi sprawowała jurysdykcję. Dlatego też kontynuowano dopłacanie do biznesu i wspierano rozwój tej najbardziej północnej osady na Ziemi.

W 1976 roku Longyearbyen przestało być miastem „firmowym” i stało się normalną częścią składową norweskiego terytorium. Postanowiono wybudować szkoły oraz dobrze wyposażony szpital, ponadto rozpoczęto proces podpinania tego obszaru do ogólnego obiegu informacji, aby nie było to już wyizolowane przez kilka miesięcy miejsce.

Jednak tym, co naprawdę zrewolucjonizowało Longyearbyen, było wybudowanie lotniska. Svalbard Longyearbyen Airport (LYR), najbardziej na północ położone lotnisko cywilne świata, było dla mieszkających tutaj ludzi prawdziwym zbawieniem. Do roku 1974 Longyearbyen było odcinane od świata na okres zimy. Jedynym sposobem, by do niego dotrzeć, było przypłynięcie statkiem. To stawało się jednak niemożliwe przez kilka miesięcy w roku, ponieważ wejście do portu zamarzało. Wraz z otwarciem lotniska na miejsce zaczęły docierać regularne dostawy żywności, prasy, zapasów, gazety, kasety wideo, praktycznie wszystko, co człowiek potrzebował do normalnego funkcjonowania. Dlatego też ten właśnie moment w nowożytnej historii miasta uważany jest za największy krok do jego modernizacji.

Wraz z upływem czasu górnictwo odgrywało coraz mniejszą rolę. I tak Longyearbyen rozpoczęło swoją drogę w nową erę poczynając od lat 90. ubiegłego wieku.

Obecnie gigantyczną rolę w życiu miasteczka odbywa przemysł turystyczny. Pomimo tego, iż przybywa tutaj znacznie mniej podróżnych niż do innych miejsc na ziemi, jest to jednocześnie jedyne tak bardzo na północ położone miejsce, do którego można całkiem łatwo dotrzeć. Poza turystyką rozwinął się także przemysł naukowo-badawczy. W centrum miasteczka znajduje się ogromny budynek uniwersytetu, który powstał tutaj także w latach 90. Oprócz wspomnianej szkoły wyższej, na miejscu mają swoje stacje badawcze różne państwa. Dlatego też osoby, które będziecie mijać w mieście to albo lokalni, albo turyści, albo naukowcy. Oczywiście możecie także spotkać niedźwiedzia!

Części następne – czyli kilka interesujących faktów o Longyearbyen

Longyearbyen to niezwykle zaskakujące miejsce, które zadziwia na każdym kroku, dlatego wybrałem dla Was kilka najciekawszych faktów o tym miejscu:

2. Miasto zbudowane jest na palach.

Coś, co mieszkańcy powtarzają non stop – mamy tutaj „permafrost”, czyli ziemia na archipelagu nie odmarza przez cały rok. Tylko aktywna warstwa na samej górze topnieje w ciepłe miesiące. Pale chronią budynki od zalań i zniszczeń. Jedynym budynkiem , który w Longyearbyen posiada fundamenty jest oddalony od centrum biały dom, w którym mieści się obecnie słynna restauracja – Huset.

3. Jest zwyczajem, aby ściągać buty, gdy wchodzi się do środka.

W mieście i jego okolicach albo wala się śnieg, albo błoto. Buty, który z reguły się tu nosi to masywne buty trekkingowe. Dlatego też przy wejściu do większości przybytków, znajduje się miejsce, gdzie należy pozostawić obuwie. Często  miejsca te zapewniają kapcie. Dotyczy to kościoła, muzeum Svalbardu, informacji turystycznej, urzędów, domów prywatnych a nawet hoteli.

4. Nie wolno wnosić broni do środka.

Na Svalbardzie żyje ponad 3000 niedźwiedzi polarnych i tylko lekko ponad 2000 ludzi. Wymaga się by każdy, kto opuszcza osadę (a nie jest ona wielka), miał ze sobą broń ostrą na wypadek zagrożenia życia ze strony wygłodniałego niedźwiedzia. Nie jest niczym dziwnym, że widuje się ludzi spacerujących po mieście z bronią, jednak nie wolno z nią wchodzić do żadnych lokali. Każdy z nich zapewnia odpowiednią skrytkę na broń, gdzie powinno się ją pozostawić.

5. Jest to jedyne miejsce na Ziemi, gdzie człowiek z bronią bez problemu złapie stopa.

Gdy wyjdziesz daleko poza osadę (oczywiście z bronią) i wrócisz ze swojego trekkingu, zawsze możesz wystawić kciuka i w zasadzie każdy, kto przejeżdża obok i ma miejsce w samochodzie, zabierze Cię do osady i podwiezie dokładnie do miejsca, gdzie chcesz dotrzeć. Co ciekawe, wsiadając do auta ze swoją bronią, na tylnym siedzeniu zastaniesz inną broń, która należy do kierowcy.

6. Głównym środkiem transportu są skutery śnieżne.

Nie mogliśmy tego doświadczyć, gdyż na miejsce dotarliśmy na początku svalbardzkiej wiosny, jednak walająca się po całym mieście, ogromna ilość zaparkowanych skuterów śnieżnych, dowodzi tego, iż jest to ulubiony środek transportu na archipelagu. Na lekko ponad 2000 mieszkańców w Longyearbyen przypada prawie 4000 skuterów. Gdy drogi są przejezdne, jak chociażby w czasie, kiedy my bawiliśmy na miejscu, w ruch idą samochody.

7. Słońce nie wschodzi tutaj przez ponad 4 miesiące.

I na odwrót – nie zachodzi w ogóle przez podobną ilość miesięcy. Noce polarne to chyba najtrudniejsza rzecz do zniesienia w tych arktycznych warunkach. Słońce po raz ostatni zachodzi 25 października, aby ponownie powrócić dopiero 8 marca. Soltefstuka to święto, kiedy mieszkańcy gromadzą się przy schodach starego szpitala, aby dokładnie o 12:15 przywitać pierwsze promienie słoneczne po kilku miesięcach ich braku. Noc polarna to niezwykle trudny czas dla każdego człowieka. Wielu popada w senność i depresję, wielu po prostu przestaje działać normalny zegar biologiczny. Dzieci zaś wysyłane są na naświetlanie promieniami UV, aby ich skóra nie straciła swoich normalnych właściwości.

My trafiliśmy na Svalbard w czasie, który znacznie bardziej nam odpowiadał, czyli podczas trwania dnia polarnego. Znaczy to po prostu tyle, że słońce nie zachodzi w ogóle. To niezwykle ciekawe doświadczenie. Po północy, gdy zasłony w pokoju były nadal odsłonięte, w ogóle nie czułem się senny, jedynie lekko zmęczony. Jednak od razu, gdy zasłanialiśmy dostęp światła do pokoju, robiłem się senny i w ciągu krótkiej chwili najnormalniej w świecie zasypiałem.

Longyearbyen, w pół do pierwszej w nocy
Longyearbyen, w pół do pierwszej w nocy

8. Oczywiście… najbardziej północne:

Lotnisko cywilne. Bankomat. Poczta. Supermarket, restauracja z piwnicą na wina. Uniwersytet. Kościół. Można by tak wyliczać…

najbardziej północne
najbardziej północne

9. Ulice nie mają nazwa, a jedynie numery. 

Jak ktoś kiedyś powiedział – dorośli mężczyźni nie budują domów na ulicy Misia Polarnego lub Porzeczkowej.

10. Nie można posiadać kota.

Na Svalbardzie nie uświadczysz tych słodkich stworzeń. Dlaczego? Stanowią one zagrożenie dla delikatnej populacji ptaków mieszkających na archipelagu.

ptaki Svalbardu
ptaki Svalbardu

11. W mieście mijasz renifery. 

Na Svalbardzie jest ich sporo. Nie ma tam dla nich żadnego naturalnego zagrożenia, żadnego predatora, który by na nie polował. O dziwo, niedźwiedzie polarne nie są zainteresowane reniferami, dlatego też podczas fotograficznego safari można zobaczyć scenkę, gdy jeden zwierzak przechodzi obok drugiego i kompletnie na siebie nie reagują.

Mieszkańcy nazywają je z kolei świniami Svalbardu. Mieszkające tutaj renifery wyglądają bowiem odrobinę inaczej niż te, które znamy z innych miejsc. Mają krótsze szyje, są bardziej utuczone oraz białe. Przy okazji stanowią główny przysmak mięsny dla mieszkających tam ludzi.

12. Umieranie na Svalbardzie jest nielegalne!

Tak, podobnie jak rodzenie się tutaj. Jest bardzo mała garstka ludzi, którzy mieszkają tutaj długie lata. Statystycznie człowiek sprowadza się na Svalbard na okres sześciu, maksymalnie 7 lat. Będąc człowiekiem starym i schorowanym, masz pewność, iż gubernator Svalbardu odeśle Cię na ląd, czyli do głównej Norwegii, albo do Twojego kraju. Miasto wprawdzie posiada szpital, ale służy on głównie do tego, by w nagłym wypadku kogoś podratować, przygotować do podróży i gdy tylko będzie gotowy, odesłać do domu.

13. Nie ma obywatelstwa Svalbardu i zameldowania w Longyearbyen.

Pomimo tego, iż jest garstka ludzi, którzy w Longyearbyen mieszkają naprawdę długo, wszyscy, którzy tam przyjechali, mają gdzieś swój pierwszy dom, mieszkanie, swoje miejsce. Ostatnie Twoje miejsce zamieszkania jest Twoim adresem. Jeśli poważnie zachorujesz a pochodzisz z Oslo, gubernator odeśle Cię do Oslo. Jeśli jakimś przypadkiem umrzesz, a pochodzisz z Chin, Twoje ciało zostanie przetransportowane do Chin.

14. Populacja Longyearbyen to 42 narodowości mieszkające obok siebie.

Chyba tylko Nowy Jork i Londyn przebijają Longyearbyen pod względem większego kosmopolityzmu. Na miejscu słychać masę różnych języków świata, ale co było dla nas najbardziej zaskakujące to fakt, że drugą najbardziej liczną społecznością po Norwegach są… Tajowie!

Gdyby zamknąć oczy, pominąć fakt, że jest chłodno, i wsłuchać się w rozmowy mijających Cię ludzi, można się było poczuć jak w Bangkoku! Skąd tylu Tajów? Otóż w czasach, kiedy Norwegia inwestowała w rozwój rodzinnego osadnictwa na archipelagu, pracujący tam górnicy latali do Tajlandii, by znaleźć swoje szczęście w miłości. Przywozili ze sobą Tajskie żony, które zostawały z nimi na miejscu, a następnie sprowadzały tam innych członków swoich rodzin.

Madzia przed tajskim sklepem
Madzia przed tajskim sklepem

15. W Longyearbyen poziom bezrobocia wynosi: 0%

Jeśli nie jesteś turystą, naukowcem lub mieszkańcem, nie możesz legalnie przebywać w mieście. Nie możesz tak  po prostu przyjechać i grać sobie na gitarze na ulicy. Nie możesz żebrać. Nie możesz być bezrobotny. W każdym z tych przypadków gubernator (sysselman) nakaże Ci opuszczenie archipelagu i upewni się, że cały proces przeprowadzony zostanie sprawnie i na Twój koszt. Tu nie można tak po prostu przyjechać i szukać pracy. Lokalni wolą zdecydowanie zatrudniać lokalnych, dlatego też nie jest niczym dziwnym, że ludzie mają tutaj po 4 różne prace.

16. Zarabiasz dużo, wydajesz dużo.

Średnia płaca ma archipelagu to ponad 20,000 koron na miesiąc, czyli ponad 10,000 złotych na miesiąc. Bardzo dużo osób zarabia tutaj jeszcze więcej. Sporo też wydają, ponieważ Svalbard jest 2-3 razy droższym miejscem niż wystarczająco już droga Norwegia. Najdroższe są owce i warzywa. Ogólnie wszystko, co kupujesz w jedynym w mieście supermarkecie, przyleciało lub przypłynęło tutaj, a więc koszt transportu podbija i tak już wysoką cenę.

Co ważne, podatek dochodowy na Svalbardzie wynosi tylko 15%. Piszę „tylko”, ponieważ w Norwegii wynosi on 40%. Sporo pieniędzy zostaje więc w kieszeniach pracujących tutaj ludzi.

17. TAX FREE zone!

Svalbard ma status strefy wolnocłowej. Dlatego też najtańsze są tutaj papierosy i alkohole. Papierosy są 2 razy tańsze niż w Polsce i jakieś 10 razy tańsze niż z Norwegii. Dlatego też w zasadzie każdy Norweg w dzień przed wylotem idzie do supermarketu i kupuje całe siaty papierosów i mocnych trunków.

Jeśli chodzi o alkohol, mieszkańcy Longyearbyen mają reglamentowane ilości, które mogą zakupić co miesiąc. Jeśli chodzi o przyjezdnych, gdy kupuje się mocny alkohol, należy okazać bilet powrotny. O dziwo, regulacjom tym nie podlega wino, które można sobie kupować do woli. Ceny dobrych win jak w Polsce albo taniej.

Jeśli ktoś nie ma na przykład Go Pro 3, a bardzo chciałbym je mieć, może także zakupić je za cenę niższą o około 700 złotych w porównaniu do Polski.

O zwiedzaniu miasteczka, ciekawych miejscach oraz tym, co można tutaj robić, już w następnych historiach! Zapraszam!

45 komentarzy dotyczących “Longyearbyen 78°13′N. Przewodnik po stolicy Svalbardu

  1. Pingback: Norwegia północna. Piękno surowego, arktycznego świata - Wojażer

  2. zaciekawił mnie ten 12 punkt czyli, że umieranie jest nielegalne… a jak ktoś spadnie z dachu i się zabije? to jak go ukarzą?

  3. zawsze mnie fascynuje jak wygląda codzienność tutejszych ludzi! chętnie pojadę na spotkanie reniferów! niesamowita kraina i kontrast przyrody z industrialem

  4. Ty piszesz o najbardziej wysuniętym na północ, a ja byłam na najbardziej wysniętym na południe (w Chile) 🙂 To ciekawe, że klimat tych dwóch końców świata jest podobny 🙂

  5. Przeczytałam z niekłamaną ciekawością! Niesamowicie intrygują mnie takie małe społeczności i sposób ich funkcjonowania w czasem skrajnych warunkach…Jedynie te niedźwiedzie mnie jakoś nie przekonują do wizyty 😀

  6. Jeszcze parę lat temu napisałbym – eeee to nie dla mnie, nie lubię północnych klimatów i zimna. Ale od pewnego czasu naprawdę lubię zimę, więc może i Longyearbyen przypadłoby mi do gustu, nawet zimą 😉

  7. To jedno z takich miejsc, które mnie interesują, ale których raczej nie odwiedzę. No i żeby kotów nie było to już dla mnie za dużo ;p

  8. podobno te białe/długie noce (i dni/noce polarne) są bardzo męczące dla mieszkańców… jak byliśmy w Petersburgu (60 N), to słyszeliśmy, że już to męczy – a co dopiero, jak słońce nie zachodzi/nie wschodzi przez 4 miesiące

  9. Właśnie idę na spacer w Longyerbeen 🙂

  10. Wow!!! Musze jutro pokazac Twoje zdjecia mojej corce, tydzien temu wrocilysmy z Rovaniemi, wiec arktyczne tematy sa nam bardzo bliskie! Ale „nasza” Arktyka to nic w porownaniu z Twoja!!! Niesamowite miejsce!!! Zgadzam sie, ze zimno wciaga, po glowie chodzi mi Islandia 🙂

  11. Do zwiedzenia super miejsce ale żyć tam?:D masakra chyba :d pół roku depresji z powodu braku słońca ^^ Ehhh każde miejsce ma swoje uroki, ale co chciałabym zobaczyć w takim miejscu to zorza polarna!:)

    • Oczywiście do życia jest to miejsce dosyć trudne. Rozmawiałem z ludźmi, którzy tam mieszkali i potwierdzają, najgorsza jest ta wieczna noc, która pewnego dnia przychodzi i nie chce odejść. A co do zorzy polarnej, z tego co wiem, znacznie łatwiej na nią polować na Islandii oraz w północnej, kontynentalnej Norwegii. Svalbard jest po prostu za wysoko i zorza nie jest tak częsta jak w wymienionych wcześniej miejscach. Pozdrawiam! 🙂

  12. Kiedyś na pewno się tam pojawię – pewnie nie na długo, żeby tylko zakosztować trochę tej dalekiej północy, ale na 100% – niestety jeszcze nie wiem kiedy, bo wyjazd do tanich nie należy.
    Fajne zestawienie

    PS. nie wiem czy czytałeś, a ja właśnie jestem w połowie, książkę „Białe. Zimna wyspa Spitsbergen” Ilony Wiśniewskiej? Powinna ci się spodobać 🙂

  13. Pamiętam jak w zeszłe wakacje pracowałam w Oslo i marzyłam o jakiejś dalszej podróży. Zbierałam wówczas na podróż dookoła świata, ale nie potrafiłam wysiedzieć na miejscu… I tak trafiłam na ten artykuł. Zamiast Svalbardu wybrałam objazdówkę po norweskich fiordach, bo łatwiej było znaleźć kompanów do podróży. Dziś znowu trafiłam na Twój wpis, chyba z tęsknoty za śnieżnym krajobrazem. Świetna porcja informacji dla odwiedzających to miejsce. Kciuk w górę :).

  14. bszympruch

    Matko, podziwiam ludzi, którzy tam jeżdżą… A jeszcze bardziej tych, którzy tam mieszkają. Jak zawsze przeczytane z zainteresowaniem, choć akurat tym razem nie widziałam się w myślach na waszym miejscu (chyba nadal byłam na Mauritiusie, o którym czytałam przed chwilą, taki dziś wieczór z Wojażerem)

  15. Pingback: Akureyri, w urokliwej stolicy północnej Islandii | Wojażer | relacje i reportaże ze świata

  16. Pingback: Choroba Svalbardzka, czyli na co zachorowałem na Arktyce | WOJAŻER

  17. Pingback: Podróż na koniec świata już od £223.60 w dwie strony. - Tanie Latanie UK

  18. Pingback: 2014. Rok niesamowitości | WOJAŻER

  19. Niesamowity wpis, aż czyta się jednym tchem. Jaka tam musi być pustka i cisza. Przepięknie

  20. Powiem tylko: how awesom is that?! 🙂 Świetny wpis, świetne zdjęcia i świetne miejsce! Norwegię mamy w planach w przyszłym roku, ale pewnie aż tak daleko nie uda nam się dotrzeć. Ale! Co się odwlecze, na pewno nam nie umknie! Apetyt zdecydowanie nam się zaostrzył po lekturze Waszych postów! Pozdrawiamy!

  21. Świetna relacja! Bardzo wciągająca i merytoryczna!

    Hm…. ale nie rozumiem jednej rzeczy, dlaczego umieranie na Svalbardzie i rodzenie się jest nielegalne? Tzn. jest jakiś konkretny powód?

    • Cześć Hanna! To bardzo proste. Z powodu panującej tam wiecznej zmarzliny i bardzo specyficznych warunków naturalnych, ciała pochowane w ziemi nie rozkładają się. Raz zakopane, na wiosnę wychodzą ponad ziemię w całkiem dobrym, a właściwie nienaruszonym stanie.

      Co do narodzin, sprawa jest prosta. Mały szpital w mieście ma możliwość dostarczania tylko podstawowej opieki medycznej, więc w razie komplikacji nie byliby w stanie pomóc.

      W dodatku jest jeszcze taka zasada, że nikt nie rodzi się i nie może się stać obywatelem Svalbardu. Nie ma możliwości meldunku. Każdy, kto tam jest, ma jakiś swój dom gdzieś w Norwegii lub w innych częściach świata.

      Pozdrawiam!

  22. Super post! Będziemy obserwować bloga 🙂 Nam bardziej do ciepłego niż do zimnego… ale renifery wydają się naprawdę słodkie a krajobrazy cudowne! Może kiedyś się odważymy.

    • Dzięki! Ja też tak miałem przez lata, że bardziej ciągnęło nas do ciepłego. Ale po odwiedzeniu Svalbardu wszystko się zmienia. Mamy już bilety na Islandię, a w przyszłości bardzo chcemy wybrać się na Grenlandię i Wyspy Owcze. Chłód też potrafi wciągać! 🙂

  23. Z dużą przyjemnością obejrzałem zdjęcia i przeczytałem wpis. A jeszcze z większą odwiedziłbym te miejsce. Ze Skandynawii jak na razie byłem w Danii i Szwecji.

  24. Pingback: Rejs do Szwecji, czyli statkiem z Gdyni do Karlskrony. | WOJAŻER

  25. Bardzo ciekawy blog, na który trafiłem szukając informacji o Longyearbyen. Jutro wylot właśnie w tamtym kierunku 🙂

  26. Jaaaaa, też bym chciał tam pojechać, 15 lat dopiero mam 🙁 No ale w przyszłości planuje, albo z rodziną albo z żoną i dziećmi. To wszystko przyciąga, ten klimat to miasto. Słyszałem że oprócz tzw Stolicy Svalbardu jest jakieś 55km dalej inne miasto ok 800 ludzi. Wie pan coś o nim? 😀

  27. Widzę musiał być konkretny trend w żeniaczce mieszkańców północy bo Islandczycy też jeździli po żony do Azji, tyle, że nie do Tajlandii, a do jednego z państw położonego na wyspach.

    • Najwidoczniej w Azji jest nadwyżka tego, czego brakuje w krajach skandynawskich! 😉 W każdym bądź razie na Svalbardzie kobiet brakowało bardzo. Widziałem, że byliście na Islandii ostatnio, a to kolejny północny kraj, do którego chcę się wybrać! Pozdrawiam!

  28. Cześć Irek! Zazdroszczę! Ja wróciłbym tam w każdej chwili! Ma coś w sobie to miejsce, co rzeczywiście przyciąga!

    Co do broni, obecnie jest to dosyć skomplikowane. Prawo zostało zaostrzone i należy przyjechać z pozwoleniem na broń ze swojego kraju przetłumaczonym przez tłumacza przysięgłego. Jak coś takiego masz, idziesz do Sysselmana, czyli gubernatora, i uzyskujesz ichniejsze pozwolenie. Nie dasz rady w tydzień.

    Co do chodzenia samemu, powiem Ci tak, poznałem osoby, które poszły same. Ale przez ludzi mieszkających na miejscu uważane są za jednostki niepoważne. Tak jak Polacy idący w Tatry w klapkach i bez wody. Poza tym ponoć jeśli się zostanie złapanym na wyjściu bez broni, coś tam grozi. W każdy, bądź razie nie należę do tych, którzy powiedzą „jasne, idżcie, napewno nic się nie stanie”. Wiem, że wyjście z kimś trochę kosztuje, ale to miejsce po prostu ma swoją cenę. Co do GPS, jasne, latem zapewne wszystko będzie ok, GPS-y zawodzą jednak zimą, gdy przychodzą burze śnieżne i efekt tak zwanego black outu. Co do wyjścia z kimś, może Bartek, którego poznałem, w miarę czasu wolnego, zgodziłby się to zrobić za jakąś mniejszą opłatą niż norwescy przewodnicy?

    Dziękuję za komentarz i cieszę się, że znajdujesz na blogu wartościowe treści!

    Pozdrawiam serdecznie!

  29. Super sprawa, i ja tam wkrótce będę..:). mam bilet z Oslo 18-go lipca i za tydzień powrót – chyba trochę mało czasu… Chciałbym samodzielnie zwiedzać teren (tzn z żoną i 14-latkiem) i czy mozna jakoś obejśc to zezwolenie na broń?.. Mam na mysli np. demonstrując że potrafie się nią obsługiwać..?
    Czytałem że broń+przewodnik to dość droga sprawa (jak wszystko zresztą w tamtym rejonie świata..).
    Podobno mając tylko mapy i GPS można doskonale poradzić sobie samemu w terenie, (i zaoszczędzić sporo kasy..:)).
    Bardzo ciekawy i treściwy blog, pozdrawiam.

  30. Jestem pod wielkim wrażeniem, właściwie zafascynował mnie każdy akapit .I jeszcze ten o alkoholu, ponieważ obecnie jedyny jaki piję to właśnie wino:)Noce polarne to moje małe marzenie. Co za nadzwyczajna kraina. Mnie baaaardzo ciągnie w te północne rejony, więc poproszę dużo takich wpisów. Coś czuję, że na długo się tu zaczytam. Dzięki za cudowną relację. Pozdrawiam:)

    • Cieszę się bardzo, że relacja się spodobała i mam nadzieję, że uda Ci się tam wkrótce dotrzeć. Naprawdę bardzo polecam! Mi tak bardzo spodobały się północne kierunki, że teraz tylko myślę i myślę, co tu następnego zrobić. Po głowie chodzi mi Islandia! Pozdrawiam!

  31. Pingback: Svalbard. Czyli jak dolecieliśmy na Arktykę. | na etacie przez świat

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading