Azja Tajlandia Świat

Co robić w raju? Tajlandia Południowa

Każdy ma inny swój raj i inne miejsce rajem można nazywać w zależności od tego, co się lubi. W powszechnej opinii raj to z reguły piękna plaża, lazurowa woda, słońce non stop i ogólnie chill out na całego. I taki też miał być koniec naszej podróży po Azji Południowo-Wschodniej. Po wyczerpujących lotach, przemieszczaniu się po krajach, przekraczaniu granic, zwiedzaniu, zakupach i wszystkich innych rzeczach, które się nam przytrafiały, to miał być czas na regenerację, abyśmy nie musieli wypoczywać po urlopie, abyśmy mogli powiedzieć, że wróciliśmy z choć trochę naładowaną baterią.

okolice Ao Nang, południowa Tajlandia
okolice Ao Nang, południowa Tajlandia | photo by Michal Hejduk

Z Michałem i Anią zaliczyliśmy już jeden raj na ziemi, więc poprzeczka ustawiona była wysoko. Ten raj, w którym przyszło nam być, to Mauritius, gdzie wybraliśmy się wraz z Magdaleną  aby powiedzieć sobie „tak” i oficjalnie zostać małżeństwem. Grudzień 2012, ślub w raju, do tej pory wspominam z łezką w oku!

Zanim dotarliśmy na południe Tajlandii, ciągle słyszeliśmy – najpiękniejsze plaże na ziemi, cudowne miejsca, wspaniała atmosfera, ideał! Napaliliśmy się, nie ma co ukrywać. Oczekiwaliśmy widoków, które będą zapierać dech w piersiach. A ponieważ co nieco różnych widoków już widzieliśmy, wiedzieliśmy, że nie obejdzie się bez porównywania. I niestety, nie obeszło się. W konfrontacji z naszymi, jeszcze świeżymi, wspomnieniami z Mauritiusa, tajski raj robił wrażenie, ale nie piorunujące.

Przyjeżdżając na południe kraju i mając jakieś zastrzeżenia, trzeba jednak pamiętać o jednej tragicznej historii, która w znaczny sposób wpłynęła na te okolice. W święta Bożego Narodzenia 2004 roku trzęsienie ziemi na oceanie indyjskim spowodowało najbardziej katarstrofalne w skutkach tsunami w czasach współczesnych. Zginęło ćwierć miliona ludzi w kilku krajach, zaś ta część Tajlandii, do której przylecieliśmy, podobnie jak setki innych miejsc, została dosłownie zniszczona przez zabójcze fale. Wszystko sprawia wrażenie, jakby podniosło się do życia, ale duch tych chwil nadal wisi nad okolicą.

w razie tsunami
w razie tsunami

Za nami była już długa droga. Pięć dni spędzonych w Bangkoku i wszystkie poprzedzające to dni w Kambodży, Malezji i Singapurze, sprawiły, że z wielkim bananem na twarzy wsiadaliśmy na  drugim głównym lotnisku Bangkoku w samolot, który zabierze nas na południe kraju. Sam poranek, kiedy wyruszaliśmy na lotnisko Don Mueang, należał do niezwykle ekscytujących. Tego dnia w Tajlandii, jak wcześniej wspominałem, kraju ogarniętym protestami i zamieszkami, odbywały się wybory. Wszyscy wróżyli, że drogi do lotnisk zostaną zablokowane, że może być nieciekawie. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło. Bezpiecznie dotarliśmy na miejsce, gdzie oczekiwaliśmy na wylot liniami Air Asia.

lotniska - czyli miejsce, które kocham. Są jak świat zamknięty w pigułce
lotniska – czyli miejsce, które kocham. Są jak świat zamknięty w pigułce | photo by Michal Hejduk

Południowa Tajlandia daje niesamowite możliwości wypoczynku. Znajdziemy tam ogromną ilość wysp i wysepek, gdzie beztrosko można spędzić czas wypoczywając i ładując akumulatory w pełni południowego słońca. Nasz pech polegał na tym, iż w ten rejon świata wybraliśmy się w szczycie turystycznego sezonu (Grudzień – Luty), gdy masa ludzi ucieka z zimnej Europy i dosłownie zapycha tajskie kurorty. Dlatego też mieliśmy problem ze znalezieniem odpowiedniej miejscówki w cenie, która by nas satysfakcjonowała. Większość wysp, na które chcieliśmy się wybrać, nie miała już miejsc noclegowych takich, jakie sobie wymarzyliśmy.

Gdzie więc w końcu polecieliśmy?Do KrabiJest to miejsce wypadowe do wielu pięknych okolic i wysepek, które wybraliśmy z dwóch powodów: Po pierwsze, nie chcieliśmy lecieć na Phuket, które jest najbardziej znaną wyspą Tajlandii a jednocześnie jedną wielką imprezownią. Po drugie, bilety lotnicze  z Bangkoku do Krabi były bardzo tanie. W pierwszej wersji planu mieliśmy zatrzymać się w domkach na wyspie Koh Lanta. Koniec końców na miejsce wypoczynku wybraliśmy miejscowość Ao Nang, jakieś 24 kilometry od Krabi. Przekonała nas informacja, iż jest to miejsce ignorowane przez większość turystów, którzy traktują je tylko jako miejsce wypadowe do przemieszczania się po rajskich wysepkach Morza Andamańskiego. Do samego Krabi wpadliśmy innego dnia na skuterach, ot tak, po prostu tam dojechaliśmy. Nic specjalnego nie ma tam do zwiedzania, toteż jedyną rzeczą, jaką tam zrobiliśmy, to wycieczka łódką do słynnych skał, które są symbolem miasta, oraz do jaskiń, gdzie mieszkali ludzie pierwotni.

Krabi i słynne skały będące symbolem miasta
Krabi i słynne skały będące symbolem miasta
wycieczka łódką po okolicy | photo by Michal Hejduk
wycieczka łódką po okolicy | photo by Michal Hejduk

W końcu dotarliśmy do naszego miejsca – do Ao Nang. Na początek mały zonk! Nasz hotel znajdował się tuż obok budowy. Cholera, dopiero wyjechaliśmy z głośnego Bangkoku, gdzie też mieliśmy budowę obok hotelu! Byliśmy odrobinę poirytowani na samym początku, jednak miejsce, w którym się zatrzymaliśmy, koniec końców okazało się naprawdę przyjemnym, małym hotelikiem z czystymi, jasnymi i przestronnymi pokojami z balkonami, z których można było obserwować zachody słońca. Do tego pranie! W dobrej cenie i jak pachniało! Przed wyjazdem postanowiliśmy oddać wszystkie ubrania do prania, bo tak spodobał się nam zapach ich płynów!

Ao Nang to mała miejscowość, gdzie wszystko koncentruje się przy jednej, głównej ulicy, która wiedzie do morza, w kierunku głównej plaży. Pierwszego dnia postanowiliśmy się przejść, żeby ocenić, czy rzeczywiście odległość do plaży jest tak mała, jak reklamował hotel na stronie. Owszem, nie była duża, ale spacerowanie w tym ukropie nie należało do najprzyjemniejszych. Problem przemieszczania się rozwiązał się później. Gdy przemieszczaliśmy się z hotelu w stronę głównej plaży, zrozumieliśmy, że w tym jednym konkretnym miejscu można nauczyć się nowego, bliskiego nam języka! I bynajmniej nie mam na myśli tajskiego. Raczej rosyjski, który słychać było dosłownie wszędzie. Przy drodze była nawet rosyjska knajpa prowadzona przez Rosjan. Aż się człowiek przez chwilę zastanowił, czy nie wpaść na setkę wódki!

I tak, idąc chwilę główną ulicą, dotarliśmy na główną plażę w Ao Nang. Delikatnie rzecz ujmując, szczęka nam nie opadła. Wręcz przeciwnie, poczuliśmy zawód na pełnej linii. Po pierwsze, trwał odpływ, więc woda była tak daleko, że zastanawiałem się, gdzie ona w ogóle jest. Po drugie, na plaży panował syf. Po trzecie zaś, tłum był nieznośny. No to kaplica – pomyślałem – Gdzie jest mój raj !? 

Ten pierwszy dzień na południu Tajlandii uratował piękny zachód słońca i obrazki ludzi zbierających różne dziwadła, które pozostały na plaży po odpływie. Oraz to, wstyd się przyznać, że przeszliśmy płycizną z głównej plaży na prywatną, hotelową plażę ukrytą tuż obok za skałami, gdzie panował spokój, cisza i mała ilość ludzi.

prywatna plaża hotelowa w miłej zatoczce
prywatna plaża hotelowa w miłej zatoczce
zbieranie owoców morza
zbieranie owoców morza
pierwszy zachód słońca na południu Tajlandii
pierwszy zachód słońca na południu Tajlandii

Pierwszy dzień w Ao Nang wymusił na nas powrót do organizacyjnej rzeczywistości zakłóconej przez wakacyjną atmosferę – trzeba było coś wymyślić, albo zostalibyśmy skazani na przeciętną plażę pełną Rosjan wygrzewających się w słońcu. Wtedy przyszedł Johannes z propozycją, abyśmy wynajęli skutery. I zdecydowanie była to najlepsza decyzja, jaką mogliśmy podjąć. Tuż obok naszego hotelu, podobnie jak i w wielu punktach miasteczka, znajdowała się wypożyczalnia jednośladów. Wynajęcie Hondy o większej pojemności, którą można było spokojnie przemieszczać się z prędkością 80-90 kilometrów na godzinę, kosztowało 20 złotych na dzień. I była to najlepsza zabawa jaką mogliśmy sobie wyobrazić. Okazała się tak przyjemna, że olaliśmy turystyczne wycieczki łódkami po rajskich wysepkach w okolicy. Zamiast tego, jeździliśmy od zatoczki do zatoczki, od jednej małej plaży do drugiej. Trochę pływania, trochę jazdy, trochę zwiedzania, potem jedzenie, i znów pływanie, po czym znów jeżdżenie. A wieczorem przepyszne drinki w towarzystwie muzyki na żywo.

Miejscem, które bardzo polubiliśmy w okolicach Ao Nang była plaża Nopparat Thara. Znajdowała się ona kilka minut jazdy od Ao Nang, a prezentowała się zupełnie inaczej niż główna, przeciętna plaża w Ao Nang. Była duża, bardziej czysta i po prostu przyjemniejsza do spędzania czasu. Jeśli ktoś zatrzymuje się w tych okolicach, powinien zdecydowanie skoncentrować się na tej plaży.

przekąski w drodze, czyli świeże ośmiorniczki
przekąski w drodze, czyli świeże ośmiorniczki

Warto także wybrać się skuterem dalej na północ drogą 6024, pobłądzić odrobinę po lokalnych uliczkach i skierować się w stronę tamtejszych małych, ukrytych plaż. To właśnie tam znaleźliśmy jedną przyjemną zatoczkę, gdzie mieliśmy niezły odcinek do trenowania pływania. Pomiędzy plażą a położoną na wprost wysepką przewalał się niezwykle mocny prąd wody, który jeśli się w nim położyło i chwilę poczekało, zabierał Cię daleko od pierwotnego miejsca. Aby wrócić, trzeba było albo posiadać dużo sił w rękach i nogach, albo skierować się w stronę brzegu i wrócić na pierwotne miejsce pieszo.

Jadąc dalej drogą 6024 do końca trafiamy na kolejną malowniczą plażę z której widać charakterystyczne w tym regionie wysepki w kształcie małych gór. Trafiamy na odpływ, więc woda oddala się od nas coraz bardziej, pozostawiając za sobą różne stworzonka, które lokalni mieszkańcy zbierają na obiad.

przed kolejny zachodem słońca na cudownej opustoszałej plaży
przed kolejny zachodem słońca na cudownej opustoszałej plaży
śpiewanie na plażowym pustkowiu
śpiewanie na plażowym pustkowiu
Tajskie bóstwa :)
Tajskie bóstwa 🙂
okolica
okolica

Czas, który spędziliśmy w tej części Tajlandii to przede wszystkim relaks. Dlatego poza pływaniem i jeżdżeniem na skuterze, robiliśmy to, co każdy chyba lubi najbardziej, czyli jedliśmy dobre dania i piliśmy dobre alkohole. W temacie jedzenie królowały zdecydowanie ryby i owce morza. Krewetki tygrysie na milion sposobów, wspaniałe przegrzebki, kalmary, ośmiornice i kraby. Przyrządzane na setki sposobów. Do tej pory wspominam cudowny smak najlepszej barakudy, jaką jadłem w życiu. Nie mogło się także obyć bez narodowych tajskich dań – Pad Thai (makaron ryżowy z warzywami i mięsem) oraz zupy Tom Yum (niezwykle sycąca, wypełniona masą dodatków zupa). Wszystkim tym przepysznym daniom towarzyszyły wspaniałe drinki, które jak ulał pasowały do okoliczności przyrody. Dobre jedzenie dobrym jedzeniem, ale gdy jest spożywa się je w urokliwych lokalach, gdzie stoliki stoją na plaży lub tuż przy niej, zaś w tle szumi woda, wszystko po prostu komponuje się idealnie.

delektowanie się lokalną kuchnią
delektowanie się lokalną kuchnią
Madzi ulubione danie
Madzi ulubione danie
taka sytuacja
taka sytuacja
w takich okolicznościach odbywaliśmy nasze kolacje
w takich okolicznościach odbywaliśmy nasze kolacje

Ostatniej nocy przed wyjazdem do Phuket i lotem do Singapuru, postanowiliśmy się najzwyczajniej w świecie dobrze zabawić i wypić trochę więcej niż zwykle. Jak się okazało, tuż obok naszego hotelu znajdował się niezwykle zabawowy klub z muzyką reggae (i nie tylko) na żywo, i w akompaniamencie niezwykle smacznych drinków! Oprócz muzyki, do której mogliśmy sobie po prostu pośpiewać, a nawet zatańczyć na chodniku, załapaliśmy się na występ lokalnej grupy młodych gości, którzy z ogniem robili rzeczy, o których nie śniliście. Dmuchający ogniem na krakowskim rynku to banda amatorów przy tych chłopakach!

A że poziom alkoholu we krwi z każdą minutą wzrastał, postanowiliśmy dać trochę szczęścia lokalnym handlarzom, którzy mają w zwyczaju chodzić od stolika do stolika i sprzedawać swoje kolorowe pierdoły. Tacy sami chodzili za nami w każdym miejscu, do którego docieraliśmy w Azji. Identyczni niemalże napastowali nas codziennie w Bangkoku. Zawsze opieraliśmy się i grzecznie dziękowaliśmy. Tego wieczoru stwierdziliśmy jednak – a co! Kwiatki dla Pań na szyję? Jasne, dawaj! Czapki tajskie? No pewnie! w Polsce będzie zimno! 

Nasze azjatyckie wakacje kończyliśmy w cudownych nastrojach!

Ao Nang
Ao Nang

Rocznik 1985. Hybryda czasów analogowych i cyfrowych, człowiek, który pamięta jak było przed internetem a w internecie czuje się jak ryba w wodzie. Urodzony w Krakowie, w nim wykształcony i z nim zawodowo związany. Po krótkim okresie życia w Chinach, na dobre zajął się normalnym życiem i intensywnym podróżowaniem. Zawodowo specjalista branży podróżniczej, hotelarskiej i rezerwacyjnej.

9 komentarzy dotyczących “Co robić w raju? Tajlandia Południowa

  1. To miejsce ma wszystko. Woda jest czysta i ciepła, plaże są piękne, jedzenie jest tanie i można pogadać z super przyjaznymi tutejszymi mieszkańcami.

  2. Krabi to raj na ziemi! ByliśCię Railay Beach, Phranang Beach, czy Poda Island? To są bajkowe miejsca.

  3. Ao Nang wypada kiepsko chyba nie tylko w zderzeniu z Waszymi wspomnieniami ale także w zderzeniu z wyspami, które znajdują się w okolicy. My również planowaliśmy tam swój odpoczynek ale zamiast rajskiej plaży ujrzeliśmy tłum niczym w Mielnie w szczycie sezonu 🙂 Oczywiście i Mielno w szczycie sezonu ma swoich amatorów 🙂 Gorzej jeśli jest się z grupy tych, którzy Mielno kochają ale… w październiku 🙂 My mieliśmy jeszcze na tyle czasu żeby skoczyć dalej na południe i Koh Jum, Koh Ngai i Koh Mook są znacznie bliżej raju 😀

    • Jak dla mnie w ogóle mówienie o tym rejonie jako raju na ziemi było nieporozumieniem. Owszem, jest tam ładnie, fajnie się wypoczywało po długiej podróży, fajnie się bawiło, ale są miejsca lepsze. Szkoda rzeczywiście, że nie miałem więcej czasu na wspomniane wyspy! Pozdrawiam! 🙂

  4. Pingback: 2014. Rok niesamowitości | WOJAŻER

  5. Staromodny Podróżnik

    Wypożyczenie skuterów to też doskonały sposób zwiedzania wysp greckich. Wielka dostępność i niskie ceny, zwłaszcza kiedy się wypożycza od razu na tydzień (i targuje).
    Ciekawe, czy orientujesz się w takiej kwestii: mnie też nieraz kusiło, żeby wziąć skuter o pojemności 80 lub 125 ccm, a „wypożyczalnicy” nie mieli z tym żadnego problemu, że nie mam prawa jazdy kategorii A. Ale bałem się, że gdyby jakiś wypadek czy choćby szkoda materialna, to jako „prowadzący pojazd bez właściwych uprawnień” z definicji jestem winny, będą kłopoty z policją bo wykroczenie, nie zadziała żadne ubezpieczenie itp. Więc w końcu zawsze brałem skuter 50 ccm. Orientujesz się, jak to wygląda od strony prawnej np. w Tajlandii?

    • W Tajlandii jest wyższy limit pojemności silnika, więc nasze skutery były w tych dozwolonych ramach. Trzeba jednak uważać na kilka kwestii – wypożyczalnie nie pytają o to, czy mamy prawo jazdy. To nie znaczy, że jest ono niepotrzebne. Wręcz przeciwnie. Gdy policja zatrzyma takiego faranga bez prawka, będzie problem. Podobnie jak za jazdę bez kasku, czy po pijaku. Niestety smutna prawda jest taka, że w Tajlandii wiele spraw mona załatwić dając w łapę. Na szczęście nie musieliśmy tego sprawdzać na własnej skórze. Ogólnie prawo jazdy międzynarodowe jest tam przydatne, choć zwykłe też powinno zrobić swoje. W Europie jednak limitów bym się trzymał.

  6. Staromodny Podróżnik

    Czy w okolicach Krabi kąpaliście się w morzu? Pytam, bo kiedy byliśmy na Phuket, zawsze wychodziło się z wody z kilkoma nieznacznymi poparzeniami, jakby od pokrzywy, które w ciągu kilkudziesięciu minut swędzieć przestawały, ale jednak psuło to radość kąpieli. Te „parzydełka” były tak drobne lub przeźroczyste, że nie niedostrzegalne. Z kolei na Langkawi i Penang do morza praktycznie nie można wejść ze względu na meduzy. Dla ludzi lubiących pływać w morzu – jak ja – to jest wielkie rozczarowanie i uważam, że turyści nie są o tym problemie odpowiednio ostrzeżeni. Więc jak jest w okolicach Krabi?

    • O pływaniu w morzu marzyliśmy non stop! pamiętam, że na Penangu średnia to była przyjemność, ponieważ woda była bardzo kiepska po okresie monsunowym oraz wybrzeże było dosyć skaliste. Co do okolic Krabi, a dokładnie rzecz ujmując Ao Nang, gdzie się zatrzymaliśmy, nie było większych problemów i sporo pływaliśmy. Na plażach, gdzie bywaliśmy, nie było praktycznie żadnych form życia, sam piasek, więc zagrożenie nie było widoczne. Aczkolwiek słyszałem, że warto się podpytać lokalnych kiedy można się kąpać a kiedy lepiej nie. Tak czy inaczej – plaż na Mauritiusie do tej pory nie przebiło nic. Pozdrawiam!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading