Europa Hiszpania

Barcelona, czyli krótki rodzinny weekend w Hiszpanii

Nie będę Wam tworzyć przewodnika po Barcelonie, bo wielu z Was już tam było i wie o tym miejscu więcej niż ja. Nie będę udawać, że widziałem tam dużo, bo byłem w tym mieście za krótko a pogoda mocno pokrzyżowała moje plany. Za to opowiem Wam, co o tym wszystkim myślę, co mnie zachwyciło i dlaczego jeszcze tam wrócę!

Od mojej pierwszej, i do niedawna jedynej wizyty w Hiszpanii, kiedy odwiedziłem Madryt, nie miałem jakoś specjalnie potrzeby wracać do tego kraju. Owszem, piękny i cudowny, ale to nie ta sama miłość, co do Włoch. A jednak poleciałem tam ponownie, do zupełnie innej Hiszpanii, bo prawie nie-Hiszpanii. Do Katalonii, regionu mówiącego innym językiem, krainy mające odrębną kulturę i niezwykle wyraziste dążenie do niezależności.

Już wiem, że muszę tam wrócić z kilku przyczyn:

1. Kulinaria

Barcelona wryła się w moją pamięć w zeszłym roku, gdy uczestnicy emitowanego na TVN programu Master Chef wyjechali do Barcelony właśnie, by tam gotować. Cudnie to wszystko się przedstawiało. Na miejscu spróbowałem co nieco, jednak mam wrażenie, że ciągle za mało. Więc chcę wrócić, by nacieszyć podniebienie jeszcze bardziej.

2. Zwiedzanie miasta

Uwielbiam architekturę i piękne miasta. A Barcelona z pewnością zalicza się do miast niezwykle urokliwych. Podczas minionego pobytu w tym mieście trudno mi było poznać jego tkankę architektoniczną, bo jak tu ją poznawać, gdy z nieba leją się hektolitry wody a jedyne prawidłowe buty na taki dzień to kalosze. Nie wspominając już o tym, że Barcelona to miasto niemałe, więc naprawdę trzeba czasu i sił, by zobaczyć to, co się chce zobaczyć.

3. Kultura

Muzea, teatry, centra kultury, koncerty. Jest tego tyle, że trudno naprawdę to zliczyć. A na każde miejsce potrzeba odrobiny czasu. Sztuka w moim podróżowaniu zajmuje ważne miejsce i zawsze żałuję, jeśli nie znajdę czasu na zobaczenie muzeów i galerii sztuki. I zawsze jest to dla mnie dobry powód, by wrócić ponownie. A jest tu do czego wracać… Picasso, Gaudi, Dali, czy muszę wymieniać dalej?

4. Montserrat i Andora

Barcelona jest cudnie położona. Bo z jednej strony mamy morze, a z drugiej góry. W dodatku jesteśmy w Hiszpanii, ale blisko mamy także do Francji. I do jeszcze jednego miejsca, które zawsze wydawało mi się egzotyczne jak na Europę – Księstwo Andory. Kilka dni temu widziałem pierwsze auto z tablicami rejestracyjnymi Andory i od razu pomyślałem, jak bardzo chciałbym tam pojechać! Dojechać tam można tylko na 2 sposoby – drogą od strony Francji i drogą od strony Hiszpanii. Nie ma połączeń lotniczych i nie ma połączeń kolejowych. Andora to jedno z najmniejszych państw UE, położona w Pirenejach, i mająca przedziwny ustrój, gdzie reprezentatywną władzą jest prezydent Francji na spółkę z biskupem jednego hiszpańskiego miasta. Oprócz Andory jest jeszcze Montserrat, piękny klasztor położony na skale. Była tam moja siostra, widziałem zdjęcia, i od razu wpisałem na swoja listę „to do”.

Co więc udało mi się zobaczyć i co mnie zachwyciło podczas tego krótkiego pobytu w stolicy Katalonii?

Po pierwsze SZTUKA, bo niewątpliwie Barcelona to miasto przepełnione sztuką. Pierwszego dnia, zaraz po zameldowaniu się do hotelu, postanowiłem wybrać się z Asią i Johannesem do Museu Picasso. Czytałem wcześniej, że nie jest to miejsce dla tych, którzy szukają jego największych dzieł. Te najwspanialsze widziałem już na żywo w MoMA w Nowym Jorku, w Reina Sofia z Madrycie czy Pinakothek der Moderne w Monachium. Museu Picasso ma u siebie gigantyczną ilość dzieł malarza, jednak są one głównie znane dla tych, którzy dobrze orientują się w jego twórczości. Nie ma tam tego typu fajerwerków, jakich doświadczałem będąc w MoMA. A jednak wejść warto, bo rozmieszczenie wystaw w świetny sposób pokazuje, jak zmieniał się styl Picassa na przestrzeni lat. Przy okazji, w drodze do Museu Picasso można odrobinę pobłądzić niezwykłymi uliczkami ze wspaniałymi małymi sklepikami i galeriami. Wstęp do Muzeum – 11 euro, brak możliwości robienia zdjęć.

Pozostając w temacie sztuki, muszę wspomnieć o MACBA – Museu d’Art Contemporani de Barcelona. Zagonił nas tam niezwykłe ulewny deszcze i totalna niemożność zwiedzania miasta jako takiego, choć i tak byśmy tam wpadli, choć zapewne wieczorem. Okazało się, że chwila po otwarciu muzeum, szczególnie w tak paskudny dzień, była najlepszym wyborem. Mieliśmy praktycznie całe, ogromne muzeum sztuki współczesnej dla siebie na wyłączność. W tym roku w ogóle mam szczęście do muzeów sztuki współczesnej. Najpierw mój numer 1, królowa wszystkich – MoMA w Nowym Jorku, potem podczas wiedeńskiej majówki MUMOK, który przede wszystkim zachwycił mnie swoją bryłą, a teraz MACBA. Muzea sztuki współczesnej uważam za najciekawsze. Dlaczego? Bo te przedstawiające mistrzów renesansu, baroku i tak dalej, po prostu mi się już przejadły. Doceniam piękno sztuki klasycznej, ale nie zaskakuje mnie ona. Inaczej jest w przypadku sztuki nowoczesnej, czy też budynków, które są miejscem jej wystawiania. One prowokuję. I tak właśnie MACBA nieustannie prowokowała nas do ciągłej zabawy ze sztuką. Wstęp do Muzeum – 9 Euro, zdjęć można robić do woli.

Zobacz jak sztuka nowoczesna wpływa na Ciebie! – link tutaj!

W niedzielę, przed wylotem, mieliśmy połazić po mieście, ale jak dzień wcześniej, zaczęło lać. I to tak solidnie. Byliśmy akurat koło Muzeum Historii Barcelony, które szczerze mówiąc, choć ładne i dobrze zorganizowane, było nudne. Wstęp 7 Euro, zdjęcia można robić.

Kolejnym miejscem, które naprawdę zachwyciło mnie podczas wizyty w Barcelonie, był targ La Boqueria. Nie wiedziałem na co spoglądać, przyznam szczerze. Pierwszy raz widziałem go, i słyszałem o nim, podczas zeszłorocznej audycji polskiego Master Chefa, gdy Gesslerowa kazała uczestnikom zrobić tam zakupy.

Cóż to było za miejsce! Jaka feeria barw, jaka różnorodność! A w dodatku te ceny! Przecież te ceny były ok nawet dla Polaka zarabiającego w PLN-ach, a co dopiero dla Katalończyka zarabiającego w Euro! Chciałbym, aby krakowski Stary Kleparz oferował takie bogactwo w tak przystępnych cenach! A potem przyszedł czas na jedzenie, i jak to bywa na południu, wszystko było po prostu niezwykle smaczne! Te kolacje z butelkami wina, te śniadania ze wspaniałą kawą! Jakaż to była uczta!

Przy okazji kulinarnych rozważań, zebrało mnie na narzekanie. Narzekanie na Polskę, czego raczej staram się nie robić. Sfrustrowało mnie kilka rzeczy, które są wynikiem kilku wycieczek na „Zachód”:

  • Kawa – strasznie wkurwia mnie widok ludzi łażących z kubkami kawy w Krakowie. A wkurza mnie, to, ponieważ za taką kawę w Krakowie płacą 8-16 złotych (2-4 Euro mniej więcej). 8-16 złotych to dla wielu stawka godzinowa w ich pracy. Tak więc przez godzinę pracują na to, by napić się kawy! W Hiszpanii czy we Włoszech stawki godzinowe są takie same, tylko po liczbie jest znaczek Euro a nie PLN. A kawa kosztuje zwykle 1-2 Euro. Czyli za godzinę swojej pracy Hiszpan wypije 4-8 kaw, mniej więcej. Widok, który w Barcelonie był absolutnie cudowny, to typowy pobrudzony robotnik, który schodzi z rusztowania, idzie do najbliższej kawiarni i zamawia kawę z croissantem. Żeby ta kawa w Polsce jeszcze była warta swojej ceny… ale nie jest! Jak wracam z południowych krajów nie jestem w stanie przez kilka dni po powrocie wypić kawy, żeby nie zapomnieć, jak ona smakowała we Włoszech czy Hiszpanii.
  • Wino – idziesz w Krakowie do restauracji. Średniej lub bardzo dobrej. Zamawiasz swoją kolację, patrzysz się w oczy ukochanej, i stwierdzasz, że zamówisz butelkę wina. Płacisz w najlepszym wypadku 75 do mniej więcej 150 i ciesz się, że zapłaciłeś tyle, bo mogło być gorzej… Butelka wina w krakowskiej restauracji kosztuje od 20 do 40 Euro. Restaurator kupi ją za 30 złotych (ok 7 Euro) i doda tyle marży, że na pewno to odczujesz. Pijam wina, znam wina, wiem. A w Hiszpanii idziesz do dobrej restauracji, zamawiasz kolację, patrzysz na kartę, w której wina spisane są jak u nas Żywiec, Tyskie, Okocim, jak najzwyklejszy ze zwykłych napojów, bierzesz butelkę Rioja za 10-13 Euro i masz taką barwę smaku, że od razu masz wrażenie, że jesteś w niebie. Polak idąc do restauracji za butelkę wina zapłaci swoja dniówkę. Hiszpan na butelkę wina pracuje 1 godzinę, max półtorej.
  • Zakupy – idziesz do marketu, wychodzisz z siatą serów, wędlin, oliwek, z winem, z oliwą i kupą rzeczy, które smakują wybitnie, a za które zapłaciłeś 20 Euro, i nie jest źle, co? Idziesz do sklepu w Polsce, wydajesz 50 złotych na kilka rzeczy na śniadanie i zastanawiasz się, za co kurwa Ty tyle zapłaciłeś!? Naprawdę wiele rzeczy w Polsce ma ceny prawie takie same jak w Europie, tyle, że my nie zarabiamy tyle co w Europie. Totalny szlag może już trafić człowieka, gdy zechce kupić sobie w Polsce jakieś ubranie. Naprawdę strasznie mnie zastanawia jak w kraju, gdzie masa ludzi zarabia 1500 – 2000 zł, nie wspominając o tych, którzy zarabiają mniej, można iść do galerii i kupić jeansy za 250 zł, koszulę za 100 zł, spodnie za 150 zł i kurtę za 300 zł. Zakupienie takich wydawałoby się podstawowych betów a tu już nie ma 800 złotych!

Lubię co jakiś czas uciekać do krajów Zachodniej Europy, gdzie oczywiście, wiele rzeczy jest drogich, a jednocześnie wiele rzeczy kosztuje tyle samo co w Polsce. Rozumiem aspirację Polski, by być takim krajem, jak reszta starego kontynentu, ale u nas aspiracja ta przejawia się głównie w tym, iż gonimy ich cenami. Zarobkami to raczej mało kogo gonimy, bo nawet w Chinach zarabia się już więcej w niektórych zawodach.

Za 2 tygodnie Portugalia, więc znów zachwycę się winem, kawą i jedzeniem. I pewnie znów wkurzę się, że Polak w Polsce nie może mieć tak samo jak oni tam, na Zachodzie.

Rocznik 1985. Hybryda czasów analogowych i cyfrowych, człowiek, który pamięta jak było przed internetem a w internecie czuje się jak ryba w wodzie. Urodzony w Krakowie, w nim wykształcony i z nim zawodowo związany. Po krótkim okresie życia w Chinach, na dobre zajął się normalnym życiem i intensywnym podróżowaniem. Zawodowo specjalista branży podróżniczej, hotelarskiej i rezerwacyjnej.

2 komentarze dotyczące “Barcelona, czyli krótki rodzinny weekend w Hiszpanii

  1. Hej, bardzo fajny blog. Ciekawy post o Barcelonie. Jeżeli macie ochotę zapraszam do mnie, też stworzyłam krótki post z mojej wizyty w tym niezwykłym mieście.
    http://iglawpodrozy.com/

    Pozdrawiam Marta

  2. Barcelona zachwyciła mnie swoim spokojem 🙂 Cudowne miasto! Życie zdecydowanie lepsze niż w Polsce. Ciągle gonimy za tym by mieć. Nie dziwie się, gdyż tak jak pisałeś przy zarobkach 1500 zł trudno napić się kawy za 16 zł. A tam wszystko wygląda inaczej. Lepiej, spokojniej, bezstresowo… Pozdrawiam!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading