Polska pomyslnaweekend

Lanckorona, weekend w krainie aniołów

Uważam to za dosyć wstydliwą, aczkolwiek ponoć typową sytuację. Z Krakowem i okolicami związany jestem od narodzin, a jednak jakimś cudem nigdy nie trafiłem do tego miejsca. Przecinałem tamtejsze szlaki kolarką, podróżowałem po odległych regionach świata, ale nigdy ale to przenigdy nie znalazłem chwili, by odwiedzić miejsce o wdzięcznej i dosyć niepolskiej nazwie – Lanckoronę. W ten właśnie weekend miałem pedałować 280 kilometrów z Krakowa do ukraińskiej granicy, co zaplanowałem już dawno, aczkolwiek w moje życie nareszcie wkradł się jakiś element chaosu. Zatrułem się, straciłem siły witalne na rower, pogoda także nie zachęcała. A potem okazało się, że znajomy Australijczyk mieszkający w Portugalii, który akurat jest w Londynie, przyjeżdża do Polski, by nas odwiedzić. I tak wszystko to sprawiło, iż postanowiłem spełnić swoje kolejne marzenie. A było nim pojechanie do Lanckorony. Lubię takie małe marzenia, które w każdej chwili można zrealizować. A samo miejsce, już teraz po powrocie, mogę z całego serca polecić wszystkim, którzy lubią marzyć…

Do Lackorony jedziemy z Krakowa. Jest kilka dróg, którymi można tam dojechać, GPS zapewne poprowadzić Was którąś z nich. My wybraliśmy trasę przez Skawinę a potem wioskami z tak złym asfaltem, że najlepiej byłoby jechać tamtędy czołgiem. Postanowiliśmy przebijać się przez te okolice, ponieważ najwygodniejsza droga prowadząca do tego miejsca, wiodła w dużej mierze przez Zakopiankę, na której w ładny weekend jak ten, nietrudno o korki. Dojechaliśmy w około 45 minut. Tak niewiele, a jednak mieliśmy poczucie jakbyśmy trafili do kompletnie innego świata.

Czym więc jest ta Lanckorona, której nazwa brzmi tak odrobinę nieswojo? Sama nazwa pochodzi od niemieckiego słowa landskrone, co oznacza koronę kraju. Była miasteczkiem przez około 600 lat, mimo tu, utraciła prawa miejskie na kilka lat przed wojną. Jest obecnie wioską, w które mieszka jakieś 2000 mieszkańców, więc spokojnie mogłaby ponownie zostać miasteczkiem. Tylko po co? Cały urok tego miejsca to jego totalna sielankowość, niesamowite oderwanie od rzeczywistości, totalne spowolnienie. Teraz wiem, że nie muszę uciekać w dalekie Bieszczady, bliższe Beskidy, czy zupełnie Bliskie Tatry. Mogę po prostu wyjechać do Lanckorony i już. Chociażby na rowerze, a jak wiadomo, przejechanie takiego dystansu nie stanowi dla mnie problemu.

Na czym dokładnie polega sielankowość tego miejsca? No właśnie. Odpowiedź zawierać będzie trzy słowa: architektura, ludzie, sztuka. A wszystko to łączy się w jedność i jedność stanowi. Jak Duch Święty.

Jak krótko można podsumować wyjątkowość Lanckorony?

Architektura: drewniane, stare domki, mające dusze, pachnące, aromatyczne, historyczne, pięknie wkomponowane w górzystą okolicę

Ludzie: uprzejmi, otwarci, bardzo ufni, gościnni, inteligentni

Sztuka: jest wszędzie w całym mieście, jest częścią miasta i pasuje do niego

Na miejsce przybywamy dokładnie w południe. Samochód zostawiamy na parkingu przy cmentarzu, zaraz przy wjeździe co miasteczka, choć można dojechać do samego Rynku. Myśleliśmy jednak, że będzie miło po prostu pójść przed siebie. Pierwsze, co nas uderzyło, to powietrze. Lanckorona położona jest dosyć wysoko i to, co Krakus od razu wyczuwa, niczym wampir czosnek, to właśnie dobra jakość powietrza. Jeśli jest czyste, od razu zaczyna go boleć głowa. Mnie bolała aż do powrotu do miasta. Druga rzecz to zapach drewna. Ludzie zaczęli robić zapasy na zimę, więc aromat świeżo porąbanego drzewa unosił się wszędzie. Szliśmy przed siebie mijając kolejne urocze domki, aż dotarliśmy do miejsca, od którego chcieliśmy zacząć. Jak to bywa w weekend, nie zdążyliśmy zjeść śniadania, więc należało, coś dobrego spożyć. Miejsce, gdzie postanowiliśmy usiąść poznałem i wybrałem już przed przyjazdem do Lanckorony. Jeśli jedziesz do Lanckorony, po prostu musisz tam iść. Cafe Arka to jedno z najmilszych miejsc, do których trafiłem podczas swoich podróży.

Właściciele tego miejsca, Jacek i Ewa Budzowscy, zachwycili się Lanckoroną i postanowili się tam osiedlić. Otworzyli galerię ceramiki artystycznej, potem samą kawiarnię. Wszystko w tym miejscu jest stworzone przez nich, jest ręczną pracą pełną artyzmu.

Idąc od strony Rynku po lewej stronie zobaczycie biały domek, do którego wchodzi się przez szklane drzwi. Co ważne, Cafe Arka działa codziennie jedynie do 20 października, potem już tylko w weekendy.

Cafe Arka w Lanckoronie

Od razu, gdy wejdziecie do środka, zobaczycie, że miejsce pełne jest pomysłów. Ściany pokryte są powiększonymi, pięknymi znaczkami z różnych stron świata. Na oknach i pod sufitem znajduje się ogromna ilość wyrobów artystycznych z ceramiki, które w moim mniemaniu tworzone są z wyczuciem smaku i prostoty, choć oczywiście nie każdemu muszą się podobać.

ściana w Cafe Arka

ceramika artystyczna Cafe Arka

Cafe Arka

W środku kawiarni przebywał tłum ludzi, więc wyszliśmy do ogrodu, gdzie akurat zwolnił się stolik. Przeczuwając, że to ostatnie chwile w tym roku, kiedy można siedzieć na zewnątrz, postanowiliśmy zjeść sobotni brunch pod winnymi gronami. Byliśmy zaskoczeni przyjemną temperaturą, szczególnie po ostatnich mroźnych, październikowych dniach.

Cafe Arka

Zaraz po złożeniu zamówienia, kontynuowaliśmy nasze rozmowy o życiu, o podróżach, o Edwarda ulubionej zupie, jaką odkrył w Polsce, czyli o barszczu czerwonym i wszystkim innym, co przychodziło nam do głowy. Lanckorona to właśnie takie miejsce, gdzie jeśli nie chce się przyjechać samemu, by odizolować się od świata, można przyjechać z przyjaciółmi, by nacieszyć się nimi, by porozmawiać i nigdzie się nie spieszyć. Edward, nie do końca pewny, czy będzie w Lizbonie w grudniu, kiedy my tam przyjedziemy, ciągle opowiadał nam co musimy zobaczyć, co zjeść i co wypić.

Magdalena i Edward

autor bloga w Lanckoronie

Na brunch, czy też lunch, lub po prostu sobotni obiadek, zjedliśmy wszyscy to samo. Na początek zupa cebulowa. Jak dla mnie cudo – z przepysznym boczkiem w środku i masą cebuli. Magdalena z Edwardem odpuścili sobie po kilku minutach wyławianie boczku, na którego nie mieli ochoty, gdyż było go w środku po prostu tak dużo!

DSCF0080

Po boczku przyszedł czas na pierogi. Ja z Magdaleną ruskie, Edward zaś ze szpinakiem. Nie chcę przesadzać z jakimiś zachwytami nad jedzeniem, bo było po prostu ok, ale to chyba nie do końca o to tam chodzi. Jedzenie jest domowe, ciasta też, ludzie prowadzący to miejsce są wspaniali, nawet talerze i filiżanki są ręcznie wykonane przez nich.

Jedną z najbardziej zdumiewających rzeczy, które usłyszałem o tym miejscu, było to, że… i tutaj posłużę się przykładem. Gdy popołudniu wróciliśmy do Cafe Arka na kawę, Magdalena zapytała, czy może zapłacić kartą. Na to Pani odpowiedziała: Nie, ale może Pani zrobić przelew z domu. (!). Naprawdę, jeśli ktoś zapomni pieniędzy, albo nie ma ich przy sobie, otrzyma kartkę z ręcznie napisanym numerem konta, i po powrocie do domu, może zrobić przelew. Ponoć nigdy się tak nie zdarzyło, że ktoś tego nie zrobił. Coś absolutnie niespotykanego, przyznam nie spotkałem się jeszcze z takim miejscem.

DSCF0084

Zanim opuściliśmy Cafe Arka, pozwiedzałem wszystkie dzieła sztuki rozrzucone po ogródku a z wszystkiego co tam jest dwie rzeczy przypadły mi do gustu. Pierwsza to Adam i Ewa w rajskim ogrodzie, druga to klatka z ptaszkami, które na pierwszy rzut oka wyglądają na żywe, choć są ceramicznymi figurkami.

DSCF0206

DSCF0205

Wychodząc z Arki przez ogród i schodząc lekko w dół trafimy do kolejnego drewnianego domu, gdzie znajduje się Galeria Arka. Kolejna niesamowita rzecz to fakt, iż niekoniecznie ktoś musi pilnować tego miejsca. Kiedy przyszliśmy, miejsce było otwarte, a na jednej z rzeźb leżała karta – Jestem w Arce. Cudowną rzeczą był też fakt, że podłoga tej galerii „wyłożona” była białym piaskiem.

DSCF0059

DSCF0061

DSCF0203

Na chwilę oddalamy się od Cafe Arka i Galeria Arka, by w końcu wejść na tak zwany Rynek. Miejsce to pełne jest tych pięknych drewnianych domków z początków poprzedniego wieku. W chwili przenosi nas w przeszłość i sprawia, że człowiek zaczyna zastanawiać się, jak by było, gdyby mieszkał właśnie tu, w sielskiej krainie aniołów.

Ten jesienny dzień z całą gamą kolorów był idealnym momentem, by po raz ostatnie w tym roku zobaczyć Lanckoronę taką, jaką jest w sezonie. W zimie także musi być piękna, ale jak to ujął Edward, zapewne zamienia się w coś podobnego do szwajcarskiej wioski alpejskiej.

DSCF0152

W dolnym rogu lanckorońskiego Rynku znajduje się pewne miejsce zwane Izbą Muzealną im. profesora Krajewskiego. Jest to małe i przyjemne muzeum, ale po prawej stronie od wejścia znajduje się miejsce ciekawsze – sklep z pamiątkami. Ciekawe dlatego, iż Pani Teofilia to absolutny mistrz sprzedaży. Owszem, spodobała mi się u nich pewna ikona. Owszem, jej cena była bardzo dostępna. Owszem, nie była to chińska produkcja, ale dzieło lokalnego artysty. Aczkolwiek sposób w jaki Pani pomagała mi w podjęciu decyzji, był po prostu mistrzowski. Gdybym był odrobinę bardziej religijnym człowiekiem, podejrzewam, iż po jej opowieściach o świętej Faustynie i Łagiewnikach, wykupiłbym cały religijny asortyment.

DSCF0146

Gdy ponownie przechodziliśmy obok Arki, zauważyliśmy pewne miejsce z ceramiką artystyczną, a w środku najpiękniejszą, największą i najbardziej pojemną skarbonkę jaką widziałem w życiu.

DSCF0159

Stała sobie po środku między ceramicznymi kotami i aż prosiła się o podejście…

DSCF0170

A gdy już ją miałem w rękach, wiedziałem, że jeśli miałbym mieć na nowo skarbonkę, chciałbym, by była to właśnie ta…

Czasami jednak nie można sobie pozwolić na wszystko, więc Świnkę – skarbonkę musiałem odłożyć, choć przyznam, co chwilę myślałem, czy aby po nią jednak nie wrócić?

zdjęcie

DSCF0164

DSCF0167

Zanim wyjechaliśmy z Lanckorony, wpadliśmy na chwilę do Willi Tadeusz. Prowadzona przez jedną rodzinę od lat dwudziestych poprzedniego wieku, niewiele się zmieniła. Oferuje niesamowicie rodzinną i otwartą atmosferę, co mogliśmy odczuć od razu, gdy spotkaliśmy na zewnątrz jedną z osób prowadzących to miejsce, zapewne właścicielkę. Willa ukryta jest w lesie na uboczu Lanckorony i kusi piękną drewnianą architekturą.

DSCF0215

W garażu obok willi znajduje się jeden ciekawy stwór. Jest to drewniany samochód skonstruowany przez twórcę willi. Ciągle zastanawiam się jak by to było prowadzić drewniany pojazd.

DSCF0218

DSCF0219

W Lanckoronie spędziliśmy przemiłe popołudnie, lecz nadal czuję niedosyt. Chcę tam uciec w piątek i siedzieć do niedzieli wieczorem. A miejscem, w którym chcę się zatrzymać jest Willa Bajka. I o niej słyszałem wiele ciekawych rzeczy, lecz nie zdołałem dziś tam dotrzeć. Dobry powód by powrócić… !

DSCF0125

6 komentarzy dotyczących “Lanckorona, weekend w krainie aniołów

  1. Bogumiła Zięba

    Ja również jestem zauroczona tym miejscem.Inny świat czas się tam zaczymał.Właśnie dzisiaj wracając z Krakowa zajechałam w to urocze miejsce.Artykół bardzo pomocny.Pozdrawiam.

  2. No i zachęciłeś mnie do odwiedzenia Lanckorony w najbliższy weekend. Dzięki za inspiracje 🙂

  3. Wzruszam się zawsze kiedy KTOS tak niezwykle opisuje Lanckorone .Zatrzymuje się wtedy mój galop przez zycie , myśli siegaja kolyski i wtedy wiem ze to nie tylko MIASTO ANIOLOW ,ale i DEMONOW.Zapraszam w Krakowie na moje koncerty.Pozdrawiam.

  4. Zaiste magiczne miejsce . Kto raz tam trafi , to tak jak z Krakowem , musisz się w niej zakochać .
    No chyba że nie masz duszy artysty ,to owszem zwracasz wtedy uwagę na gulasz . Ale kto patrzy na gulasz jak w koło anioły i koronki .
    Zaś orzechowy tort w Cafe pensjonat bije wszystkie babcine na głowę .z płaceniem kartą -święta prawda . sama doświadczyłam .Inny świat .polecam gorąco

  5. Zdecydowanie odradzam Cafe Pensjonat!!!! Na jedzenie czekaliśmy około 2 GODZ ,nikt nie dostał jedzenia w tym samym czasie, tak zwany gulasz do placków ziemniaczanych to był po prostu sos ze słoika Pudliszek!!! Obsługa totalnie niezorganizowana!!!

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Wojażer

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading